sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty siódmy


Rikki

 Spojrzałam się na wszystkich, którzy z uwagą przyglądali się temu, co przed momentem się wydarzyło. Na ich twarzach malowało się zdziwienie, ale również byli pod wielkim wrażeniem tego, co zaprezentowała Zoey. Reszta, która tylko przez przypadek tutaj się znalazła, kręciła głową, chcąc powiedzieć, że jako „rodzina” nie powinniśmy się tak zachowywać.
 Rękawem przetarłam obolałą twarz, z której płynęła szkarłatna krew. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam swoje spodnie. Nie patrząc na innych, odezwałam się.
 - Nie macie nic innego do roboty? – mruknęłam i podniosłam głowę. – Wynocha!
 Ja sama obróciłam się na pięcie i weszłam do lasu, który prowadził na plażę.
 Kiedy już tam dotarłam, podeszłam do jeziora. Cała byłam poobijana przez tą żmiję. Nie potrafię zrozumieć Chrisa… Jak on może mówić, że ona ma serce? Przecież jej tylko zależy na tym, żeby być popularnym i pokazać swoje umiejętności, a przy okazji obronić cztery litery swojego brata. Skąd mogłam wiedzieć, że ten idiota zrobi Honey dziecko, no skąd? Przecież oni są jeszcze młodzi. Gdybym wiedziała, to nie popełniłabym tego błędu. Pozwoliłabym mu mnie zabić w gniewie, na tej sali. Mi już na niczym nie zależy.
 Zanurzyłam się w lodowatej wodzie i poczułam ulgę, którą ze sobą niosła. Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w krzyki, które były słyszalne z obozu. Gratulowali Zoey za to, że mnie pokonała… Pokonała osobę, która miała dłuższy staż w obozie. To się nazywa u nich sukces. Sami się nie odważą mnie wyzwać, bo boją się potęgi wody. Tak bardzo chciałabym być jak mój brat, który oddał za mnie i za swoją córkę życie…
 Po moich policzkach spłynęły łzy.
 Nie pasuję tutaj.
 Otworzyłam oczy i zobaczyłam na plaży Shedowa, który jakby nic obierał nożem jabłko. Nawet nie patrzył w moją stronę, ale wiem, że mnie obserwował. To chyba jedyna osoba, która się niczym i nikim nie przejmuje. Chociaż mam wrażenie, że i on powoli się zmienia.
 - Czego chcesz? – warknęłam, nie wychodząc z wody.
 - A czego ja mógłbym chcieć? – uniósł oczy, co mnie sparaliżowało. Tak dawno ich nie widziałam, co powodowało we mnie zaciekawienie i chęć przyjrzenia się im. Księżycowe tęczówki? To jedyna osoba na świecie, która je ma…
 - Właśnie nie wiem, czego ty możesz chcieć… - wyszłam z wody, ale cały czas byłam blisko, gdyby coś chciał mi zrobić. – Co ty w niej widzisz? – zapytałam, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Ona nie jest taka jak myślisz…
 - To ty nie wiesz jaka ona jest – mruknął.
 Odłożył nóż i jabłko na bok, a sam się wyprostował, ukazując mi swoje całe oblicze.
 - Jesteś naiwny…  -zacisnęłam szczękę. – Myślisz, że ona się nie dowie kim ty tak naprawdę jesteś?
 - Ona już wie kim jestem…
 Podniosłam brwi i w końcu zdecydowałam się usiąść obok niego.
 - To się ciesz… - poczułam jak mięknie moje serce. – Ja już wszystko straciłam… Kiedyś straciłam matkę, potem Zayna... Mojego brata, Chrisa… Straciłam wszystkich…
 - Ja cię proszę – przewrócił oczami.
 - Och… Zapomniałam dodać, że straciłam mojego wiernego towarzysza, który brał udział razem ze mną na wszystkich misjach.
 W tej chwili uświadomiłam sobie, że teraz ja przypominam Shedowa. Wszyscy go przez lata ignorowali i obwiniali, a teraz ze mną jest tak samo. Jestem skazana na samotność, której już nawet on nie odczuwa. Znalazł swoich prawdziwych przyjaciół.
 Wstałam i chciałam iść w stronę obozu, ale przede mną zmaterializował się Shedow. Dotknął mojej ręki i coś do niej włożył, ale nim pozwolił mi zobaczyć, odezwał się.
 - Nigdy mnie nie straciłaś… - mruknął. – Bo jednak misje bez ciebie, to nie prawdziwe misje. Gdybym potrafił przepraszać, to przeprosiłbym cię za to wszystko, co się stało… To przez moją rodzinę.
 - Nie będę zaprzeczać… - dotknęłam jego policzek. – To wszystko jest coraz bliżej, nie wiem, co to jest, ale to jest blisko…
 - Wiem Rikki, wiem… - spojrzał w kierunku obozu. – Boję się, że przegram… że to wszystko po prostu zniknie, bo się poddam…
 - Ty się boisz? – uśmiechnęłam się. – Ty nigdy nie przegrasz, ponieważ walczysz i to jest najważniejsze. Pamiętasz ten dzień, kiedy się poznaliśmy? Miałeś wybór, czy mnie ratować, ale dobrze wiedziałeś, iż narażasz życie albo po prostu odejść… Nigdy ci nie podziękowałam za to, że zdecydowałeś się na pierwszą opcję oraz nigdy nie przeprosiłam za to, że po przybyciu tutaj stałam się taka jak oni wszyscy…
 - Nie jesteś jak oni wszyscy – mruknął. – Oni przecież nie narażali swojego tyłka dla mnie.
 Przewróciłam oczami, a on jak w nawyku ma, tajemniczo się uśmiechnął.
 - Pamiętaj, żeby przy niej być i nie pozwól, żeby jej zachowanie sprowadziło na was zagładę. Ona jest jak na razie głupia, bo chce sama walczyć z Zirą… Nie da rady, nie ważne ile byś ją nauczył, ona nie da rady.
 - Przeraża mnie twoja pewność siebie.
 - Ciebie nic nie przeraża i dobrze wiesz, że mówię prawdę. Ja walczyłam z bliźniakiem mojego ojca i wiem, że to nie jest łatwe – poczułam wielki smutek na samą myśl o tamtym wydarzeniu.
 - Dlaczego go pocałowałaś?
 - Ratowałam swój tyłek – poklepałam jego policzek i się uśmiechnęłam. – Sam też zrobiłbyś to, ale ty wiedziałbyś o ciąży. Hmm… Ta dwójka sobie poradzi. Jestem żmiją, więc głupia ona będzie jak mu nie wybaczy… Aaa… I podszkol trochę Zo, bo słabo wywija tym mieczem.
 - Ale pokonała ciebie – uniósł swoją brew.
 - Ja to nie Zira.
 Chłopak pokiwał głową i znikł. Ja sama spojrzałam na to, co otrzymałam od Shedowa. Był to łańcuszek, który dostałam wiele lat temu od mojej mamy. Zgubiłam go w dniu, w którym spotkałam Shedowa. Przez tyle lat myślałam, że wpadł on w jakąś przepaść, a on po prostu spoczywał w jego kieszeni. Poczułam jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Może on nie zmienia się, a jest taki jak był dawniej, tylko nikt tego nie zauważał.
 Założyłam łańcuszek na szyję i spojrzałam na wygrawerowany napis po drugiej stronie malutkiego serduszka ze złota.
 „Walcz”
 Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do obozu. Każdy patrzył na mnie jak na jakąś zarazę. Chyba już wiedzą, co zrobiłam. Weszłam do mojego domku i nie zwracając uwagi na komentarze mojego rodzeństwa, zabrałam się za pakowanie. Tylko jedna osoba siedziała spokojnie i przyglądała się moim ruchom. Była to mała dziewczynka, która z pewnością nie była córką Posejdona. Była bardzo śliczna, a uśmiech, który gościł na jej twarzy uspokoił mnie.
 - Dlaczego się pakujesz? – zapytała swoim dziecinnym głosem.
 - Wyjeżdżam – puściłam jej oczko i schowałam do torby zdjęcie Christophera.
 - Ale ja jeszcze ciebie jeszcze nie poznałam, a słyszałam wiele historii o tobie – podeszła bliżej i usiadła na moim łóżku. – To prawda, że jesteś nieustraszona?
 Uniosłam wzrok i spojrzałam na blondynkę. Nieustraszona? Dawno tego nie słyszałam…
 - To było dawno i nie prawda, teraz jestem parszywą su… - ugryzłam się w język, przecież to dziecko. – Po prostu się zmieniłam. Jak się nazywasz?
 - Jestem Marilyn – podała mi swoją dłoń.
 - Rikki – uśmiechnęłam się do małej. – Znasz Christophera? – pokiwała twierdząco głową. – Czy mogłabyś mu powiedzieć, że bardzo go przepraszam i zawsze… - nie byłam w stanie skończyć.
 - Co zawsze?
 - Zawsze go kochałam.
 Powiedziałam i zabrałam swój plecak. Wybiegłam ze swojego domku i pobiegłam w kierunku jeziora, tylko stamtąd będę mogła odejść. Tym razem na zawsze. Obejrzałam się ostatni raz i poczułam ból… Jednak muszę opuszczać mój dom… Tylko takie wyjście jest w tej sytuacji. Jestem potrzebna gdzieś indziej…
 - Nie rób tego – odwróciłam się i w jeziorze zobaczyłam postać mojego ojca. – Nie pozwól sobą pomiatać!
 - Znowu martwisz się o swoje imię? – uniosłam brew.
 - Nie – pokręcił głową. – Martwię się o ciebie… Patrz jak się zmieniłaś. Każesz Shedow’owi, żeby zaopiekował się Zo, ponieważ jest narwana, ale ty jesteś taka sama… Ona cię znajdzie i zabije.
 - Nie boję się jej – mruknęłam. – Zniszczyła wszystko, co kochałam. Nawet śmierć z jej rąk byłaby dla mnie przysługą.
 - Co ty mówisz?!
 - Żegnaj!
 Wskoczyłam w jezioro i popłynęłam tam, gdzie serce mi kazało płynąć.

Dylan

 Leżałem w łóżku, ponieważ miałem kolejne napady przepowiedni, przez co traciłem przytomność. Klara tak się o mnie martwiła, że zabroniła stąd wychodzić. Fajnie… Nie ma to jak siedzieć w samotności.
 Sięgnąłem po swoją gitarę i zacząłem coś na niej brzęczeć. No tak. Pierwsze, co mi przychodziło do głowy to piosenka, którą napisałem razem z Hanną parę lat temu na konkurs piosenki. Oczywiście, wygraliśmy go, bo jak się okazało tylko my potrafiliśmy się tam bawić. Zawsze w swoim towarzystwie czuliśmy się dobrze, tak jak tamtego wieczoru w barze, kiedy ją pocałowałem. Często denerwowała mnie jej przyjaźń, bo chciałem czegoś więcej, ale nie śmiałem na nią naciskać…
 Poczułem ostry ból i zamgliło mnie przed oczami.
 Znalazłem się na jakiejś polanie. Był słoneczny, włoski dzień. Przede mną były hektary ziemi, z których rodziły się nowe winorośle. Uśmiechnąłem się, widząc to wszystko. Czułem zapach wina oraz słyszałem dziecięcy śmiech. Odwróciłem się i zobaczyłem małą dziewczynkę, która biegła w moim kierunku razem z balonikiem w ręku. Miała z jakieś cztery latka i piękne, czarne oczy oraz długie kręcone czarne włosy.. Niesamowite, była podobna do… mnie? Wskoczyła mi w ramiona, a ja ją uniosłem i zacząłem nią kręcić. Była taka piękna.
 - Kocham cię tatusiu! – krzyczała.
 - Ja ciebie też, Skarbie!
 - Chodźmy do mamy!
 Położyłem ją na ziemi, a ta jeszcze w powietrzu złapała moją dłoń i pociągnęła w kierunku małego domku, które leżało obok jakiegoś pięknego jeziora. Już na tarasie słyszałem śmiech i śpiew jakiejś dziewczyny. Otworzyłem drzwi i wszystko się rozmyło.
 Nagle przeniosłem się do ciemnego miejsca. Było tutaj zimno i śmierdziało rozkładającymi się trupami. Usłyszałem charakterystyczne stukanie butów na obcasie, odwróciłem się i zobaczyłem kobietę. Była wyjątkowo piękna, ale czułem bijące od niej zło. Na dodatek te czerwone oczy.
 Kobieta zaczęła się śmiać, z pewnością widząc moją minę.
 - Witaj Dylanie! – powiedziała chłodnym głosem. - Hmm… To na tobie spoczywa przepowiednia…
 - Słucham? – zmarszczyłem czoło.
 - To ty wiesz kto stanie przeciwko mnie…
 - Słucham? Kim ty jesteś?
 - Nie ważne – zbliżyła się do mnie. – I tak się dowiesz jak się obudzisz – dotknęła mojego policzka. – Powiedz mi kim oni są, a pozwolę ci dożyć tamtego dnia, który widziałeś przed chwilą!
 Poczułem strach. To wszystko, co widziałem było takie piękne i prawdziwe.
 - Kim oni są! – wrzasnęła.
 - Nie wiem!
 - Łżesz… Powiedz albo twoją największą miłość spotka śmierć!
 Chciałem, żeby ten koszmar już się zakończył. Pokręciłem głową i poczułem jak moje serce przeszywa szablą.

Hanna
 Dylan nagle się przebudził. Był cały spocony, chciałam mu przetrzeć czoło wilgotną szmatką, ale zatrzymał moją dłoń i spojrzał na mnie pustymi oczyma. Po chwili je zamknął i po jego policzku spłynęła łza. Rozluźnił swój uścisk, dzięki czemu mogłam wytrzeć jego twarz.
 - To był tylko sen – starałam się go jakoś uspokoić, ale wciąż widziałam, że ma przyśpieszony oddech. – Hej, spokojnie.
 - To wszystko było takie realistyczne – mruknął.
 - A co ci się śniło – uśmiechnęłam się do przyjaciela i usiadłam obok niego na łóżku.
 - Widziałem małą dziewczynkę, która była moją córką… Byliśmy chyba w Toskanii, bo czułem zapach winogron i tworzonego wina… Mały domek, niedaleko jakiegoś jeziora… Nie mam pojęcia gdzie dokładniej – delikatnie się uśmiechnął. – Słyszałem kobiecy głos i śpiew… Czułem się jak w domu, którego mi brakowało...
 - Piękne… Może tak będzie wyglądać twoja przyszłość – pogłaskałam jego włosy. – Ty i Klara zamieszkacie gdzieś we Włoszech, będziecie mieć hektary ziemi, na której będą rosnąć winorośle, które ci polecę, oczywiście! – uśmiechnęłam się, chociaż w środku poczułam delikatną zazdrość. – Będziecie mieć słodziutką dziewczynkę i będziesz żył jak w bajce…
 - Pod warunkiem jak powiem kto został wyznaczony w przepowiedni… - szepnął i się skrzywił.
 - Dylan? Komu powiesz? I co powiesz? Przecież nie masz pojęcia… Prawda?
 - Prawda, ale kobieta o czerwonych oczach powiedziała, że ja łżę… Że wiem kim oni są – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. – Bo jeżeli tego nie zrobię to Klara zginie…
 - Co?! Ale jak…? Kobieta o czerwonych oczach?
 Chłopak pokiwał twierdząco głową, a ja poczułam się słabo. Ona znowu wróciła, ale tym razem się uwzięła na Dylanie. Tyle, że skąd on ma wiedzieć, o tym kto został wyznaczony?
 - Gdzie jest Klara? – chłopak wyszedł z łóżka i podszedł do szafki z ubraniami. – Nie mogę jej teraz zostawić…
 - Zostaw… - mruknęłam. – Jest na treningu, więc nie masz się, o co martwić…
 Do pokoju chłopaka wpadł Chris. Był cały zmachany i z trudem potrafił coś powiedzieć.
 - Rikki… - wziął głęboki wdech. – Rikki znowu odeszła.
 Z Dylanem spojrzeliśmy się po sobie.
 - Ale jak to ? – zapytał mój przyjaciel. – Przecież niedawno wróciła i znowu odeszła?
 - Pobiła się z Zo i ta jej powiedziała, że nikt jej tutaj nie chce – do jego oczu napływały łzy. – Ona odeszła…
 Poczułam napływający gniew. Miałam ochotę wyjść stąd i wygarnąć Zo, ale coś czułam, że to i tak w niczym nie pomoże. Zabrałam swoją torebkę i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do lasu, mając nadzieję, że spotkam osobę, która teraz będzie mi teraz najbardziej potrzebna.
 Ugh! Jak ja nienawidzę tego lasu! Same obrzydlistwa tutaj mieszkają. A na dodatek nigdy nie wiesz, w co wdepniesz.
 Usłyszałam czyjś śmiech. Odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem Shedowa, który stał oparty o jedno z drzew.
 - Hanna, co ty tutaj robisz?
 - Wchodzę w odchody… Nie widać? – warknęłam.
 - Och… Mam nadzieję, że to nie rodzinne… - zmaterializował się bliżej mnie.
 - Oo… I właśnie o to mi chodzi. Powiedz mi coś o twojej siostrze…
 Jego mimika twarzy się zmieniła. Teraz wyglądał jakby chciał mi coś zrobić. Przewróciłam oczami, kiedy wiedziałam, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać na ten temat.
 - Dobra, nie ważne – mruknęłam. – Chciałam wiedzieć, bo to chyba ona śniła się Dylanowi.
 - Czego chciała?
 - Teraz już chcesz rozmawiać? Och… No dobra, tylko tak nie patrz! Chciała znać kto został wyznaczony do przepowiedni. – chłopak się nawet nie zdziwił. – Wiesz coś o tym?
 - Nie, ale nie można dopuścić do tego, żeby ona się dowiedziała o tym…
 Pokiwałam głową.
 - Dlaczego Rikki odeszła?
 - Tego nie musisz wiedzieć.
 Nim zdążyłam zadać jeszcze jakieś pytanie, on znikł.
 - Cholera, jak ja tego nie lubię!


Głupie: I know! Musiałam to 10 razy poprawiać, bo raz za krótkie a raz do bani.. Dobra nie przynudzam.
Kinga

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem bardzo dobry rozdział, jak wszystkie zresztą ;)

    OdpowiedzUsuń