środa, 8 października 2014

Rozdział sześćdziesiąty szósty

Susane:
Kiedy ten mały potworek w końcu mnie zostawił marzyłam o chwili dla się, marzyłam o tym by stąd uciec, nie patrzeć juz na tych pogrążonych w chorobie ludzi. Chciałabym, żeby to wszytko okazało się snem, ale rzeczywistość nie dawała mi złudzeń. Kiedy nikt nie zwracał na mnie uwagi wstałam pragnąc choć na chwilę zapomnieć o tym gdzie jestem, co robię i pozwolić sobie na płacz. Nienawidziłam płakac, a jeszcze bardziej nienawidziłam kiedy ktoś widział jak to robiłam. Pomimo tego, co stało się ostatnim razem znowu wyszłam poza teren budynków mieszkalnych. Nie obchodziły mnie konsekwencje , nie obchodziło mnie to co się ze mną stanie, chciałam byc tylko sama, czy to tak dużo? Usiadłam przy jakimś jeziorze i w patrzona w jego toń zaczełam myśleć. Tak bardzo bym chciała porozmawiać teraz z mamą, to dziwne, ale zawsze jak miałam jakieś problemy i bardzo pragnęłam by mi pomogła w ich rozwiązaniu rano budziłam się ze swiadom ościa, że z nią rozawiałam. A nic mi się wtedy nie sniło i nie pamietałam przebiegu tej 'rozmowy'. Nie przejmowałam się łzami które w penym momencie zaczęły lecieć z moich oczu.
Bałam się o każdą chwilę, niegdy jeszcze nie zdarzyło się bym kogoś uśpiła sama śpiąc, a oni uważali to za dar?! Zapewne będą chcieli, żebym uzywała tego przekleństwa i jeszcze się z tego powodu cieszyła! Będę ich marionetką, ja będę usypiała a oni będą mordowali. A to przecież również ludzie! Może i jesteśmy pod dwóch stronach wojny, ale czy to naprawde znaczy, że musimy zatracić wszelkie ldzkie odruchy? Nienawidzę wojny i jej inicjatywy, najchgętniej bym wycofała się z tego wszytkiego, wrociła do swojego dawnego życia, a o tym zapomniała.
Nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło. Szybko się podniosłam, popdeszłam do jeziorka, nabrałam w dłonie wody i przemyłam twarz. Nie chciałam by slady łeż wszytkim przeze mnie napotykam osobom krzyczały 'ONA PŁAKAŁA!'.Szybko ze spuszczoną głową ruszyłam do świątyni boga snu. Gdy tylko dotarłam do mojego tymczasowego lokum weszłam do łóżka, nie mając siły na przebranie czy umycie się, i zasnęłam.

                                                                         ***

Czy ktoś zwariował? nie ma się kiedy dobijać tylko wtedy kiedy ja śpię? Nie mam pojęcia kto wychowywywał niektórych herosów, Wstałam, nawet nie przeglądając się w lustrze i ruszyłam ku drzwiom przecierając zmęczone oczy.
-Czego?- otworzyłam oczy i ziewnełam.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę która jest godzina? Masz trening! Od godziny!- spojrzałam na chłopaka, starszego o kilka lat jak na debila. Nie wiem nawet ja on się nazywa.
-Co jaki trening, nikt mi nic nie mówił o żadnym treningu! A tak wogule to kim ty jesteś?- byłam zmęczona, brudna i zła.
-Zayn Richards, twój przełożony. Masz pietnascie minut na ubranie się i wiedze cię na treningu!- spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Szanowny panie Richards, rozumiem, ze jest pan człowiekiem berdzo zajętym, ale może jednak warto by było poświęcić chociaż odrobinę czasu i wyjaśnić osobie, która jest tu zaledwie od kilku dni, nie przeszła żadnego treningu, a została porwana o CO KURWA PANU CHODZI!- o ile zaczynałam mowić, bardzo spokojnie, w trakcie zaczęłam zwiększać swoją tonację, aż ostanie słowa wykrzyczyczałam.
-Gdybyś zamiast pałetać się po wzgórzach, została w obozie, nic by tobie się nie stało! A teraz rusz swoją się, umyj, przebież i na trening- mialam ochote mu przywalić, a co to jest? Więzienie?
-Czy to miejce nazywa się obóz czy więzienie, bo się pogubilam! I niby jak ja mam gdzieś sie udać, jeśli nawet nie wiem gdzie ma sie odbywac ten debilny trenig!- zaczęli się schodzić gapie, końcu nie czeto sie zdarza, by ludzie się kłócili w świątyni. No cóż, może i staram się być cieniem, ale do tego tez potrzebny jest humor.
-Jakby panienka wczoraj przyszła na oficjalny podział grup, toby wiedziała gdzie teraz się udać! Ale nie, oczywiście córeczka Hypnosa musiała udowodnić, że stoi ponad wszystkim i znowu sobie uciec, prawda?- czy on sobie kpi?!
-Dla twojej wiadomości, wczoraj wyszłam ze SZPITALA, gdyż uspiłam pokaźną grupe potworów, kiedy ty sobie bezpiecznie czekałeś tutaj! Czy muszę ci prrzypominać, że gdyby nie JA to straciłbyś kilkoro herosów?-nienaidziłam sie chwalić, ani moje dokonania!
-I co? Teraz z tego powdu będziesz się puszyć i opuszczać treningi? Już jeden wczoraj opuściłaś, jesteś nieyszkolona a do tego jeszcze pyskujesz? Co ty sobie wyobrażasz?- nie wiem kto był bardziej wkurzony.
-Myślisz, że nie zdaje sobie z tego sprawy? Co ja sobie wyobrażam?! To, że dostanę tutaj szkolenie i odrobinę szacunku a nie kłótnię z wymądrzającym się dzieckiem jakiegoś boga! Za kogo ty się uważasz?- a nich się schowa w swoim milutkim domku i mi zniknie z oczu.
-No Richards, ona ratuje twoją siotrzyczkę a ty się na niej wyżywasz?- swietnie do akcji wkroczyła jedna z dziwczyn która była wczoraj w szpitalu, czy jak oni to tam nazywają.
-Rikki, nie wtrącaj się!- och... Czyli z nią też się kłóci...
-Bo co mi zrobisz? Pogrozisz mi palcem?- pogardliwie na niego spojrzała.
-Rikki, skoro jesteś taką dobrą kolezanką, to zaprowadzisz Susane na trening do Chestera, prawda?- mimo uśmiechu, zresztą sztucznego, słychac było jad i wściekłość.
-Oczywiście, skoro ty tego nie potrafisz, w sumie to wogule niewiele umiesz poza wymachowaniem oszczepem- ona za to nie siliła się na uśmiech, tylko powiedziala to z kwaśną miną. Zayn opuścił nas, a ja w końcu mogłam sie choć odrobinę uspokoić.
-Czego tutaj szukacie, to nie widowisko! Nie macie niczego do roboty?- dopiero teraz przypomniałam sobie o gapiach, za posągiem widziałam Hypnosa, chyba nie był zadowolony. W sumie miałam to gdzieś, więc odwróciłam się do Rikki.
-Jestem Susane i przepraszam za to, że teraz musisz mnie zaprowadzić na trening. Wejdź, postaram się jak najszybciej przygotować- zrobiłam jej miejsce we framudze.
-Rikki, jesteś pewna, że to bezpieczne? Nie jestem córką Hypnosa- spojrzałam jeszcze raz w miejce w którym widziałam boga snu, nadal tam stał i gdy posłałam mu pytające spojrzenie z lekkim uśmiechem skinął głową.
-Tak, to w stu procentach bezpieczne- spojrzałam na nią z usmiechem. Gdy ona odwróciłą się w stronę Hypnosa jego, juz nie było.
   Weszłyśmy, a ja szybko udałam się do malutkiej łazienki, wzięłam prysznic, a w garderobie znalazłam jakis strój sportowy. Cieszyłam się, że życie w sierocińcu nauczyło mnie brać krótkie prysznice. Jeszcze z mokrymi włosami weszłam do salonu gdzie zostawiłam Rikki.
-Możemy już iść- spojrzałam na nią. Leżała na kanapie coś ogladając. Nawet nie wiedziałam, że jest tutaj telewizor.
-Musimy porozmawiać- bałam się, nie wyglądała na przyjazną osobę, ale co miałam zrobić? Lekko skinęłam głową.- Musisz się zgodzić na przystapienie do drużyny, potrzebujey ciebie, musisz rozwijać swą moc! Wyobrażasz sobie jak potężni będziemy mając ciebie!- nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Z tego co mówiła ta druga, to nie możemy od tak sami sobie wybierać czy chcemy być w drużynie czy nie.... Podobno istnieje jakaś przepowiednia, moim zdaniem kolejną osoba jest ktoś spoza obozu Zeusa, czy jakoś tak... nawet gdybym mogła, to bym nie nie chciała byc w drużynie- spojrzałam na nią ze szczerością bijącą z oczu.- Ja się do tego nie nadaje! Widzidzialas co tam się stało? Uśpiłam ich, wyczerpałam się tak, że jak tylko odzyskałam odrobinę sił znowu to zrobiłam! to przeklęństwo. Nie mogłabym tego zrobić po raz kolejny i żyć ze świadomością, że pozbawiłam tych ludzi, bo to nadal ludzie, życie i możliwosci obrony.
-Ale to nasi wrogowie!- widziałam oburzenie w jej postawie i słyszałam w słowach.
-Wrogowie? A kto rozpoczął tę wojnę? My czy bogowie, zamiest ruszyć te swoje boskie cztery-litery i skończyc to co zaczeli, oni tylko siedzą na Olimpie i czekają, aż my to zrobimy?- widziałam jak na mnie patrzy, jakbym była małym dzieckiem, które nie rozumie, że musi iść spać.
-Słyszałaś przepowienię? Widziałaś ją?- zapytała mnie powaznie.
-Nic nie wiem o żadnej przepowiedni i chyba wolałabym nic nie wiedzieć- spuściłam wzrok, nie chcąc widzieć tego wyrazu twarzy jakby mówiła do dziecka.
-Ale przecież tam byłaś...
-Nie zdażyłam przeczytać, gdy zobaczyłam, że ktos mi się przygląda uciekłam.
-To tutaj, sektor AB, powiedz Chesterowi, jak się nazywasz, wtedy on ci wszytko wytłumaczy- odwrociła się i sobie poszła, tak po prostu, bez żadnego porzegnania.
Weszłam do ogromnej sali gdzie wszyscy byli już w trakcie treningu. Nie wiedziałam do kogo mam się udać, więc stałam przy dwiach czekając.
-A ty potrzebujesz specjalnego zaproszenia, z którego obozu jesteś?- jakiś chłopak podszedł do mnie.
-Emmm... Z Zeusa, jestem Susane- spojrzałam na niego z nadzieją, że powie mi co mam robić, i przestanie mnie przewiercać wzrokiem.
-Susane, córka Hypnosa? Rozgrzewka i test. Zobaczymy nad czym musimy popracować. A wy na co się gapicie? Do roboty! Tor przeszkód od gapienia się nie skończy się szybciej- krzyknął na resztę grupy.- W ciągu dwóch miesiecy musimy wyszkolić cię tak, byś mogła spokojnie rozpocząć treningi inwidualne, póki co będziesz miała treningi ze mną, od śniadania do obiadu i od obiadu do kolacji, przed śniadaniem i po kolacji będziesz miała jeszcze godzinne treningi inwidualne, również ze mną. Wiele od ciebie oczekuje, musisz dawać z siebie o wiele więcej niż inni. Dobrze a teraz rozgrzewka i na tor.
Po rozgrzewce na którą się składało 2 kilomenry truchtu, 100 brzuszków i kilkadziesiąt skłónów miałam wykonać arcy trudny tor przeszkod dlaczego nie? Najwyżej na nim umrę. Pomimo tegom że niektórzy pojawili się tutaj dużo wcześniej nadal go nie ukoncczyli, a jak zapowiedział Chester, nie wyjdziemy z sali dopóki nie wykonamy całego. Najpierw musiałam wspiąć się na linie, sporo osób nie zrobiło jeszcze tego pierwszego etapu, na szczęście dziadek nauczył mnie jak poprawnie to robić, jakby z myślą o dniu dzisiejszym. Gdy już byłam na gorze, musiałam sobie założyć uprząrz do wspinaczki i przejść po metalowej belce, która miała 4 centymetry szerokości, z tym miałam lekkie problemy, zawsze byłam niezdarą. By dostac się na niższy poziom toru musiałam przeskakiwac po pniach drzew, które, żeby było łatwiej zostały przymocowane na podnośnikach, które były cały czas w ruchu. kolejnym etapem była walka z ruchomymi manekinami, musiałam się sprężać tak by żaden mi nie zadał ciosu, a na koniec przeskoczyć nad przepaścią. Kiedy skończyłam, nie powtarzając żadnego elementu więcej niż trzy razy, Chester podszedł do mnie.
-Dobrze się spisałaś. Idź na obiad, po południu zaczynamy ćwiczenia z brobnią, musisz nabrać siły- miałam nadziję, że to koniec, ale bardzo się myliłam. Jęknęłam zarówni w duchu jak i w rzeczywistości, to będzie długi dzień.

~~~
Przepraszam za tą zwłokę, ale nie napisałam rozdziału w trakcie weekendu kiedy byłam w domu, a w szkole nas nieźle cisną, w końcu piersza klasa, trzeba spradzić...
Póżniej popraiwam...