sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty trzeci


Dylan
 Po ostatniej misji nie miałem ochoty już na nic. Ciągle siedziałem w pokoju i przyglądałem się mojej broni. Po głowie mi ciągle chodził ten obraz bezbronnej Hani. Nigdy wcześniej się tak nie bałem o nią. Gdyby jej coś się stało to cały sens mojego życia runąłby w otchłań Tartaru.
 Usłyszałem pukanie do drzwi. Podniosłem się z łóżka, a łuk odłożyłem do Roga. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem za nimi uśmiechniętą blondynkę, która na mój widok rzuciła mi się na szyję. Przytuliłem się do niej i poczułem ten niesamowity zapach stokrotek, którymi zawsze pachniała.
 Cieszę się, że przyszła, brakowało mi jej obecności. Z nią zawsze mogłem porozmawiać o tym, co się dzieje.
 - Dylan, co powiesz na jakiś spacer? Hmm…? – złapała mnie za rękę i spojrzała mi głęboko w oczy.
 - A możemy najpierw iść do szpitala, żeby odwiedzić Zoey? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
 Uśmiechnąłem się i pocałowałem dziewczynę w czoło. Złapałem jej ciepłą dłoń, zamknąłem za sobą drzwi i wyszliśmy na podwórze. Dzisiaj była piękna pogoda, ptaki śpiewały, słonko grzało, nic dodać nic ująć. Życie w obozie od naszej ostatniej misji się nie zmieniło. Wszyscy trenowali jak zawsze, inni kombinowali jak się od tego wywinąć.
 W drodze do szpitala spotkaliśmy Han, która w ręku miała szklaną butelkę z jakimś napojem w środku. Spojrzeliśmy z Klarą na nią podejrzliwie, ale przyjaciółka ruszyła tylko ramieniem.
 - Wiesz, że alkoholu nie można przynosić do szpitala. – odezwała się Klara przy drzwiach.
 - Wiem, dlaczego mi to mówisz? – powiedziała ostro. – Wydawało mi się, że jesteś córką Ateny, więc powinnaś być inteligentna i potrafić odróżnić wino od zwyczajnego soku z winogron.
 Czułem jakieś spięcie ze strony dziewczyn. Nie potrafiłem zrozumieć, co je tak poróżniło, przecież dawniej nic do siebie nie miały.
 Klara stanęła na palcach i pocałowała mnie w usta.
 - Idź sam, ja tam nie jestem potrzebna.
 Jeszcze raz spojrzała w stronę Han i odeszła. Spojrzałem gniewnie na przyjaciółkę, która też patrzyła na mnie w taki sposób przez chwilę, ale potem odpuściła i weszła do środka.
 - O co chodzi, Han? – zapytałem się, omijając pacjentów.
 - O nic, Dylan. Po prostu o nic.
 Nie zdążyłem zadać jej jeszcze jednego pytania, ponieważ dotarliśmy już do łóżka Zo. Muszę przyznać, że wyglądała koszmarnie, ale lepiej jej tego nie mówić, bo chciałbym jeszcze przeżyć. Han i Zo przybiły sobie żółwiki, a blondynka widząc prezent, który przyniosła jej przyjaciółka ożyła.
 - Nie masz na, co liczyć. To tylko sok z białych winogron – powiedziałem oschle.
 - Dzięki Dylan – poszkodowana skarciła mnie wzrokiem. – A gdzie twój prezent?
 Uniosłem brwi.
 - Moim prezentem było to, że ciebie tutaj przyprowadziłem. – mruknąłem.
 - Doceń to – odezwała się Han. – Miał takie zamiary, żeby zapakować cię do jakiegoś worka i wrzucić do jeziora, ale przypomniał sobie, że na pewno Posejdon nie pozwoliłby ci umrzeć i zdecydował się ciebie tutaj przynieść.
 - O bogowie – Zoey uśmiechnęła się sztucznie do mnie. – Jak ja się tobie odwdzięczę mój bohaterze?!
 - Kogo tutaj nazywasz bohaterem? – usłyszałem głos Chestera.
 Przybiłem mu piątkę, ale zauważyłem jak dziwnie patrzy na Hannę i odwrotnie. Przyjaciółka zacisnęła szczęki i pięści, a po chwili wyszła ku wyjściu, mijając Chestera z taką pogardą jak nigdy. Nie rozumiem już jej. Najpierw Klara, a teraz on?
 - Co jej? – zapytała się Zo.
 - Właśnie nie wiem – spojrzałem na jej chłopaka. – Chester, co się ostatnio stało?
 - Nic, dlaczego pytasz? – pocałował Zo w czoło, ale ta go odepchnęła. – O co ci chodzi?
 - Chcę wiedzieć, dlaczego Han wyszła?!
 - Posłuchajcie, no troszkę się pokłóciliśmy i tyle, nic poważnego – uśmiechnął się. – Teraz powinnaś odpoczywać, a nie zamartwiać się naszymi kontaktami…
 - Ludziska, ja spadam, bo Klara na mnie czeka – kiwnąłem głową im na pożegnanie. – Aaa… I bądźcie grzeczni – puściłem im oczko, ale nim zdążyłem się odwrócić dostałem poduszką w głowę.
 Długo nie musiałem szukać Klary, bo ona jak zawsze siedziała na ławce pod lasem i czytała jakąś encyklopedię. Bogowie, jak taka dziewczyna jak ona chce się umawiać ze mną? – pomyślałem. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w głowę, ona zaś się uśmiechnęła i odłożyła książkę. Wreszcie sam na sam z moją dziewczyną. Chyba tego mi tylko brakowało. Ona oparła się o mnie i przyglądała obozowemu życiu.
 - No nie - mruknęła Klara. – Zaraz będziemy mieć gościa.
 Zza drzew wybiegła mała Merylin. Na nasz widok się uśmiechnęła i podbiegła. Nie wiem jak to zrobiła, ale usiadła pomiędzy nas i to teraz ona się o mnie oparła.
 - Co tam słychać u was? – powiedziała swoim piskliwym głosem. – Albo nie mówcie, wy dorośli zawsze zanudzacie. Ja wam opowiem, co się dzisiaj wydarzyło. Było tego tak dużo, że bałam się, iż tego nie zapomnę – dziewczynka cały czas gestykulowała rękami. – A więc dzisiaj wstałam bardzo szybko i miałam czas pozamieniać trochę kosmetyków w łazience tak jak poradzili mi bliźniacy Riddle…
 - Co to znaczy? – przerwała jej Klara.
 - No, że dosypałam im do szamponów trochę środków, które puszą im włosy albo farbują na jakiś kolor – uśmiechnęła się.
 - To już znamy przyczynę dzisiejszej pobudki – mruknąłem, chociaż miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
 - Ja cię bardzo przepraszam – dziewczynka kontynuowała swoją gadkę. – Ja się zastanawiam za co jestem córką Afrodyty albo nie! Bo mama jest spoko, gorzej z moim rodzeństwem, ale nie wszyscy są tacy źli, na przykład Adam jest spoko, gdy nie układa swoich włosów, ale…
 - A co się stało później? – Klara była niecierpliwa.
 - Później było śniadanie, na którym…
 - A później? – dziewczyna znowu jej przerwała.
 - Później poszłam do lasu, gdzie spotkałam mojego mistrza, czyli Shedowa. Cały czas za nim chodziłam i opowiadałam, co się działo, gdy mnie nie było, on tylko kiwał głową, ale czad, nie? – dziewczynka spojrzała na nas z takim uśmiechem, ale nim zdążyliśmy mrugnąć kontynuowała swoją opowieść. – W końcu Shedow zaproponował, że pobawimy się w chowanego i ja się zgodziłam. Wiecie, że on jest mistrzem w tej zabawie? Szukam go już z trzy godziny i wciąż nie potrafię go znaleźć, ale się tym nie przejmuję, bo w drodze do was znalazłam sobie pupilka! – dziewczynka sięgnęła po coś do kieszeni. – Poznajcie mojego Puszka!
 Klara krzyknęła i odskoczyła od dziewczynki. Ja spojrzałem na ręce małej i zobaczyłem wielkiego pająka, który spacerował jej po rączce. Uniosłem kąciki ust do góry, ale kiedy Klara spojrzała na mnie z miną: Pożałujesz tego! Odpuściłem sobie.
 - Chcecie go pogłaskać? – dziewczynkę nawet nie ruszyło to, że córka Ateny odskoczyła.
 - Wiesz, co ja chyba pójdę poczytać do domu. Pa.
 Pomachała mi i pobiegła w kierunku swojego domku. No i po naszej randce. Uśmiechnąłem się słabo do dziewczyny i pogłaskałem ją po główce.

Hanna
 Siedziałam na piasku przy jeziorze razem z Shedow’em. Cały czas graliśmy w karty i nawet się nie odzywaliśmy. Oboje wiedzieliśmy, że kiedyś musimy zacząć rozmowę, ale sami nie wiedzieliśmy jak.
 Chłopak znowu wygrał. Rzuciłam kartami w piasek i spojrzałam na górę, która jest po drugiej stronie jeziora.
 - Co jest między tobą a Chesterem? – w końcu pan Nocy się odezwał.
 - Nic, a co ma być? – spojrzałam na niego gniewnie. Dlaczego on zawsze musi wszystko wiedzieć?
 - Bo dziwnie się zachowałaś w szpitalu…
 - Byłeś tam?! – podniosłam głos, ale po chwili upadłam na piasek, próbując się uspokoić. – Dlaczego ty zawsze się chowasz? Nie możesz raz jak normalny człowiek podejść, pogadać? Chyba jesteś człowiekiem, nie?
 - Bardzo śmieszne Han – zmarszczył czoło. – Tak w ogóle, dlaczego siedzimy tutaj? Zawsze ty i Christopher siedzicie tutaj tak jakbyście na kogoś cze… - zamilkł. – Wy ciągle liczycie na to, że Rikki wróci?
 - Dziwne? – próbowałam złagodzić swój ton, ale słabo mi to wychodziło. – Ona jest naszą przyjaciółką, dlatego wciąż liczymy na to, że wróci do obozu. Odkąd tutaj trafiłam to widziałam jak wszyscy ją traktują…
 Chłopak nie odpowiedział, tylko usiadł tak jak ja i zaczął patrzeć w góry. Miałam wrażenie jakbym sama tutaj siedziała i nikogo ze mną nie było.
 - Ona też próbowała kiedyś się ze mną zaprzyjaźnić – w końcu zaczął. – Tylko jak zawsze odrzucałem pomoc. Han czego ty właściwie ode mnie chcesz? Po co mnie tutaj zawołałaś?
 Spojrzał na mnie swoimi księżycowymi oczami i miałam ochotę skryć się za jakąś skałą. W końcu wzięłam wdech i z kieszeni wyciągnęłam stare zdjęcie, na którym była moja babcia i jego. Pokazałam mu je, a na jego twarzy pojawiły się zmarszczki.
 - Skąd to masz? – warknął.
 - Czyli poznajesz swoją babcie?
 - Jakbym mógł nie poznać? To jest jedyne zdjęcie, które zachowałem… Skąd je masz.
 - Shedow, ja już wiem, dlaczego twoja mama wybrała właśnie mnie – podniósł do góry brwi, co znaczyło, że nic nie rozumie z moich słów. – Twoja babcia była córką Nadziei… A moja babcia była siostrą bliźniaczką twojej…
 - To jest twoja babcia – pokiwałam głową. – Przecież ona zginęła w wypadku samochodowym, kiedy miała piętnaście lat.
 - Została porwana – powiedziałam. – Kiedy miała jechać na imprezę do przyjaciół, pokłóciła się z twoją babcią i zrezygnowała z tego, żeby jechać z nią. Wzięła swój rower i ruszyła w las. Nigdy nie wierzyła w to, że może coś się tam stać, ale tym razem się przeliczyła. Na swojej drodze spotkała młodego mężczyznę, który ją uwiódł i porwał do Europy…
 - Żyje jeszcze? – zapytał.
 - Nie. – pokręciłam głową. – Zginęła w wypadku samochodowym przed moimi narodzinami…
 - Dobra, ja spadam – mruknął. – Czyli jesteśmy rodziną, ale nikomu o tym nie mów, bo coś czuję, że jak się o tym dowiedzą bliźniacy to zabiorą się za ciebie… - podrapał się po głowie. – Która jest godzina, wiesz?
 - Ty się pytasz o godzinę? – byłam w szoku. – Jest chyba piętnasta, bo co?
 - Cholera! Przesadziłem…
 - W czym?
 - Bawiłem się z Merylin w chowanego.
 Wybuchnęłam śmiechem. Otóż to najbardziej tajemniczy chłopak w obozie bawił się z ośmioletnią dziewczynką w chowanego.
 Długo nie musiałam czekać, żeby Shedow mi się zrewanżował i klepnął mnie w głowę.
 - Czyli o tym też mam nie mówić? – spojrzałam na niego, gdzie na twarzy pojawił się delikatny uśmieszek.
 - A jak myślisz?
 Zniknął. Pokręciłam ze śmiechem głową i spojrzałam na jezioro, które zaczęło niespokojnie się ruszać. Wstałam i przyjrzałam się, co się dzieje. Po chwili w oddali zobaczyłam wyłaniającą się z wody postać, która przy sercu miała jakieś zawiniątko.
 - Rikki – powiedziałam do siebie.

Nie wiem, dlaczego, ale ten rozdział bardzo mi się podoba... Może dlatego, że natchnęła mnie na niego Bujka?
Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz