czwartek, 28 marca 2013

Rozdział trzydziesty siódmy

Założyłam na głowę czapkę, taką śliczną, futrzaną, którą kupił mi Chris. Przytuliłam się do jego ramienia i razem szliśmy Krupówkami. Niesamowite jest to, że nikt nie wie, że parę godzin temu zjechaliśmy tutaj z gór. Na szczęście nie poobijaliśmy się, a raczej ja, bo Chris gdyby nie to, że potrafi się przenosić, to leżałby na pierwszym lepszym drzewie.
 Z kieszeni wyciągnęłam wizytówkę pensjonatu. Powinien być jakieś dwa kilometry od centrum. Postaram się o tym nie mówić "braciszkowi", bo się jeszcze załamie, że tak daleko.
 - Wiesz, kiedy reszta dojedzie? - zapytał.
 - Dylan i Gregory powinni dojechać za jakieś sześć godzin, a do Zo i Shedowa nie potrafię się dodzwonić.
 - Ach, ja nie martwiłbym się o nich - spojrzałam na niego pytająco. - Na pewno wczuwają już się w rolę.
 Stanęłam na środku deptaka i spojrzałam na niego, a po chwili zaczęłam rechotać. Przybiłam Młodemu żółwika i próbowałam wziąć głęboki wdech. Kiedy w końcu się uspokoiłam, to rozejrzałam się po okolicy. Oczywiście, widziałam jak ludzie na mnie patrzą. Posłałam im miłe uśmiechy.
 - Zjemy coś? - kiwnęłam w stronę jakiegoś baru.
 On chętnie pokiwał i pociągnął mnie w tamtą stronę. Usiadłam przy oknie, żeby z łatwością obs
erwować innych, a chłopak poszedł coś zamówić. Cały czas myślałam o akcji, która miała miejsce wczoraj wieczorem, a raczej dzisiaj w nocy. Gdyby nie tamta chmura wody, to nie wiem, czy wyszlibyśmy z tego cało.

 - O czym myślisz? - zapytał, kiedy usiadł obok mnie, podając gorącą czekoladę.
 - O naszej podróży - mruknęłam. - Mam wrażenie, że... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ mi przerwał.
 - Nie mylisz się - spojrzał mi w oczy. - To była Rikki. Tylko ona potrafi panować nad wodą.
 - Co? - spojrzałam na niego w szoku. - Przecież widziałam w obozie, że reszta też panuje nad tym.
 - No tak, ale oni muszą ćwiczyć swoje moce, a ona ma to tak jakby od urodzenia. Tak samo jest z tobą i ze mną. My swoje moce mamy od urodzenia, ale musieliśmy je odkryć, a nasze rodzeństwo musi ćwiczyć przez lata, żeby potrafić chociaż połowę, co my. Dlatego wiem, że to ona, bo reszta herosów nie uniosłaby tak wielkiego ciężaru.

 - Hmm... Może na świecie jest druga osoba, która to potrafi, ale nie trafiła do obozu? - uniosłam brew.
 - Człowieku, co ty robisz na zajęciach historii? - spojrzał na mnie w szoku. - No rozumiem, że jest to nudna lekcja, ale czasem jest interesująca...
 - To powiesz coś ciekawego?
 - A więc taką moc ma tylko jedno dziecko danego boga. Kiedy umiera, to w tym czasie na świat przychodzi kolejne. Czyli jesteśmy jedyni.

 Zaczęłam bić brawo, ponieważ nie spodziewałam się, że Chris będzie w stanie mi coś wytłumaczyć. Chłopak zarumienił się i zrobił łyk swojej czekolady, a ja znowu się zamyśliłam. Nigdy nie myślałam, że mogę być wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, a jednak tak jest. Może to ma jakiś cel? Może każdy ma ten talent, ponieważ ma jakieś zadanie do wykonania. Hmm... Ciekawe kim był mój poprzednik. Czy ojciec go też tak ignorował, czy wręcz przeciwnie? 
 Po jakiejś godzince dotarliśmy do pensjonatu. Przywitał nas młody chłopak, którego oczy zaczęły świecić, kiedy nas zobaczył. Hmm...  Chyba jest nowy, bo w taki sposób się nie powinno patrzeć na nieznajomych. Christopher podszedł do niego, żeby nas zakwaterować, a ja podeszłam do ściany, gdzie było mnóstwo malowideł. Przypomniały mi się czasy, kiedy razem z moją matką jeździłyśmy w polskie góry. Są one takie piękne, szczególnie zimą. 
 Poczułam rękę na swoim ramieniu i spojrzałam na Chrisa, który się tajemniczo uśmiechnął. Ja kiwnęłam w jego kierunku głową, dając mu znak, żeby mówił, co się dzieje.
 - Powiem ci, że nasza zakochana para już od wczoraj tutaj jest - zrobiłam wielkie oczy. - Właśnie. Jak na razie nie ma ich w pokoju, ponieważ wybrali się na spacer, ale powiedział, że jak wrócą, to na pewno da im znać, iż przybyliśmy.
 Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się. Wzięłam swoją deskę i ruszyłam po schodach za przyjacielem. Z przyjemnością założyłabym coś świeżego, ale niestety wszystkie moje ubrania zostały w pociągu, więc liczę na dobre serce Zoey. Chris otworzył drzwi do naszego pokoju i zamurowało nas. Nie spodziewaliśmy się, że nas pokój, to będzie jakiś apartament. Weszliśmy do środka i z uwagą się przyjrzeliśmy pięknemu wnętrzu. Podłoga była wyłożona panelami, które były ogrzewane od spodu. Do połowy ściany był wyłożony szarawy kamień, którym też był wyłożony kominek. 
 Najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się skórzana sofa, na której mogłabym leżeć godzinami i patrzeć na tańczące płomienie. 
 - Chcesz iść pierwsza wziąć prysznic? - odezwał się Christopher, który musiał już się otrząsnąć z szoku, który wywołał ten pokój. Spojrzałam na niego i pokręciłam przecząco głową, dając mu znak, że może iść pierwszy. - No to świetnie, więc idę się odprężyć.
 Uśmiechnęłam się do niego i zabrałam się za przeglądanie apartamentu. Weszłam do mojej sypialni, gdzie na łóżku zastałam złoto-czarną sukienkę, a obok niej śliczną czarną maskę z piórami. Zmarszczyłam czoło i podeszłam bliżej. Sięgnęłam po srebrną kopertę, która przypominała mi te wszystkie koperty, w których były listy od Dionizosa, ale nie teraz. Było to zaproszenie na jakiś Bal maskowy, który odbędzie się w sylwestra. 
 Podniosłam wzrok i spojrzałam na okno. Dzisiaj jest sylwester. Znowu straciłam poczucie czasu. To znaczy, że tam się dowiemy, co z Klarą. Martwię się, że stało się jej coś, a ja nie byłam w stanie jej pomóc. 
 Usłyszałam pukanie do drzwi. Odłożyłam zaproszenie na łóżko i poszłam do wielkiego salonu. Otworzyłam drzwi i za nimi zobaczyłam lekko zadrapaną Zo oraz Shedowa. Wpuściłam ich do środka, woląc nie wiedzieć, co nawyrabiali. 
 Zoey zaczęła mi się w jakiś dziwny sposób przyglądać. Podeszłam do lustra, gdzie zobaczyłam swoje odbicie. Włosy miałam pozlepiane - prawdopodobnie od krwi, twarz lekko zabrudzona, a o ubraniach już nie wspomnę. Gdzieniegdzie były rozcięte i lekko ubrudzone krwią albo też rozszarpane. 
 - Hmm... - mruknęła Zo. - Już chciałam się poskarżyć, że gorszej przygody niż ja, to nigdy wcześniej nie miałaś.. Ale widzę, że ominęło mnie coś ciekawego. 
 - Śmieszne. Co się z wami stało? 
 - A tam, takie tam spotkanie z harybsami - wyszczerzył się Shedow i skoczył na sofę. - Dlaczego wy tutaj macie lepiej niż my?
 - Ponieważ jesteśmy bogatym rodzeństwem - mruknęłam i znowu spojrzałam na Zo. - Nic wam nie jest?
 - Pff... - prychnęła. - Przecież dla nas to jest nic. Powiedz, co z wami? 
 Opowiedziałam im, co się wydarzyło w nocy. Oczywiście, Zo w połowie moich opowiadań usnęła, ale na szczęście Shedow, chociaż udawał, że słuchał. Dziewczyna dopiero się obudziła, kiedy z łazienki wyparował Chris. Widziałam jak zaczęła go obserwować, dlatego i ja się odwróciłam. Wtedy się jej nie dziwiłam. Chłopak miał nieziemskie ciało i w niczym nie przypominał Christophera, którego poznałyśmy prawie dwa lata temu. 
 Kiedy w końcu wzięłam prysznic i założyłam świeże ubrania, zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie reszta. Jak się okazało, Shedow się tak bardzo nudził, że razem z Christopherem podskoczyli po Dylana i Gregory'ego i przenieśli ich tutaj. Na widok mojego przyjaciela skoczyłam w jego ramiona. Miałam ochotę mu powiedzieć jak bardzo nienawidzi bliźniaka Dionizosa i jak bardzo go kocha, ale wzięła się w garść, żeby w końcu dowiedzieć się, co się dzieje z Klarą.
 - Dobra - odezwał się Grześ. - Znaleźliście zaproszenia na bal, nie? To będzie nasz najbardziej zajebiaszczy sylwek pod słońcem, ale przejmy do rzeczy. Na tym balu powinniśmy się dowiedzieć, gdzie dokładnie jest Klara. Nie będzie to łatwe, ponieważ...yyy... ponieważ misje nigdy nie są łatwe. Trzeba mieć otwarte oczy i postarajcie się nic nie przeoczyć. 
 - Gregory! - Zo klepnęła go w tył głowy. - Powiedz mi, dlaczego to ty jesteś naszym liderem na tej misji? 
 - Ponieważ jestem znacznie inteligentniejszy od ciebie.
 Dylan zaczął rechotać.
 - Ale cię zgasił - mruknął.
 Zoey zmrużyła oczy i spojrzała na przyjaciela.
 - Nie zapominaj, że ja w każdej chwili mogę odejść i nawet nie ruszyć palcem w poszukiwaniu twojej dziewczyny - syknęła.
 Widziałam jak Dylan napina mięśnie. Wiem, że gdyby Zo była chłopakiem, to już dawno zaczęliby się bić. 
 - Przestańcie się zachowywać jak dzieci - mruknął Shedow, który jak do tej pory patrzył na to wszystko z boku. - Dobrze wiesz, że nie możesz odejść, ponieważ wtedy będziesz miała przerąbane u Ateny, a wtedy to koniec. Może skupmy się na tym balu, gdzie dowiemy się czegoś więcej o miejscu, w którym przechowują Klarę. 
 - No właśnie! - mruknął Gregory. - Zoey jeszcze raz mnie uderzysz, to zapomnij, że ci kiedykolwiek w czymś jeszcze pomogę.
 Przyjaciółka przewróciła oczami i skupiła się na czymś, co trzymała w ręce. Prawdopodobnie był, to ta słuchawka, którą będziemy musieli włożyć do ucha, ale u niej, to nic nie wiadomo, co w ręce popadło.
 W końcu nastała godzina, żeby założyć złoto-czarną sukienkę. Odkąd trafiłam do obozu nie miałam ani jednej. Poczułam się trochę dziwnie w niej, ale po chwili się przyzwyczaiłam. Na szybko spięłam swoje włosy w kok, a na usta nałożyłam trochę błyszczyka. Złapałam maskę i poszłam do salonu, gdzie czekał na mnie Chris w całej swojej okazałości. Jego strój podkreślał jego męskość. Przypominał mi tych wszystkich przystojnych bohaterów z filmów, którzy zabierali swoje jedyne na bale. Szkoda, że my musimy grać rodzeństwo, ponieważ nie wiem, czy będę mogła utrzymać swoje myśli na jego w ryzach. 
 Oczywiście, na bal przenieśliśmy się dzięki Chrisowi, ale i tak dotarliśmy tam jako ostatni. Próbowałam wzrokiem odszukać Zoey, ale jakoś marnie mi to szło. No oczywiście, bo wszyscy mają maski. Przewróciłam oczami i ruszyłam w kierunku bufetu, kiedy ktoś pociągnął mnie do tańca. Poczułam zapach wina i sparaliżowało mnie. Widziałam zielone oczy, ale w żadnym wypadku nie przypominał Dionizosa, czy Dereka. Chłopak, tak, bo to był chłopak niewiele starszy ode mnie, uśmiechnął się i położył dłoń na mojej tali.
 - Ślicznie wyglądasz - ten głos był mi znajomy... Należał do Dionizosa. - Czyżbyś nigdy mnie nie widziała w tej postaci?
 - No wyobraź sobie, że nie - mruknęłam. - Co ty tutaj jesteś?
 - Jest sylwester, wszyscy się bawią, więc jakby mogło mnie tutaj nie być? - zapytał i się uśmiechnął. 
 Jego uśmiech był taki podobny do mojego. Nigdy nie zwracałam uwagi, na to, że może nas łączyć jakieś podobieństwo. Nawet w tej masce mój ojciec wyglądał pociągająco.
 - Moja mama znała cię w ten sposób? - chłopak uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby.
 - Tak, właśnie w ten sposób mnie twoja matka znała. Była również taka piękna jak ty dzisiaj.
 - Dlaczego jesteś takim gburem? - zapytałam prosto z mostu.
 - Dlaczego ty zawsze musisz być taka szczera? - uniósł swoją ciemną brew. - Nie ważne, nie musisz odpowiadać. Jesteśmy w jakimś sensie tacy sami.
 Prychnęłam, a ten przyciągnął mnie bliżej siebie. Uwielbiałam jego zapach, przypominał mi on bardzo o mamie, dlatego do oczy napłynęły mi łzy.
 - Dlaczego kochałeś moją mamę i czy w ogóle ją kochałeś? 
 Słyszałam jak wzdycha, ale to nie zaszkodziło mi, żeby jeszcze bardziej się do niego przytulić. To tylko taniec...
 - Twoja matka miała w sobie, to coś. Była słodka, ale za razem biła goryczą. Nigdy nie była naiwna, zawsze myślała racjonalnie. Potrafiła mnie zrozumieć - podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy. - Dziwne, nie? Ona znała mnie tak jak nikt do tej pory... Dlatego jesteś ty.
 - Proszę cię - prychnęłam. - Masz jeszcze kilkadziesiąt innych dzieci.
 - Ale tylko jedną córkę... - poczułam jak jego mięśnie się napinają. - To nie jest przypadek, Han. Zawsze mam córkę z łona kobiety, którą kochałem najmocniej. 
 - To mało tych kobiet kochałeś.
 Ten pokiwał głową i uśmiechnął się. 
 - Dlatego tak cię traktuję. Za bardzo mi przypominasz matkę i to boli. Po prostu musisz zrozumieć, że cię kocham, ale nie potrafię tego okazywać. 
 Przytuliłam się do jego szyi i rozpłakałam się. Nigdy nie myślałam, że z jego ust usłyszę te słowa. Wiem, że już ich nigdy nie usłyszę, ale to mi wystarczyło. Poczułam jak do dłoni wkłada mi coś małego. Odsunęłam się od jego szyi i spojrzałam na to, co miałam w ręku. Był to łańcuszek o kształcie grona. Taki sam miała moja mama, ale po śmierci myślałam, że go gdzieś zgubiłam.
 - Mam nadzieję, że będzie cię chronić tak jak twoją matkę. 
 - Szkoda, że nie uchroniła jej przed śmiercią. 
 - Ona wiedziała, że ten dzień nadejdzie - pogłaskał mnie po policzku. - Teraz twoja kolej, Han. Nie poddawaj się i nie pozwól, żebym i ciebie stracił. 
 - A co to zmieni? Przecież nigdy nie będziemy normalną rodziną. 
 - My nie, ale ty ją możesz stworzyć - pocałował mnie w czoło. - To nie przypadek, że widziałaś Rikki. Ona chciała, żebyście przybyli do Polski, ona coś wie.
 - Tato, ale jak to możliwe? 
 Ten się uśmiechnął do mnie i pocałował w czoło. 
 - W oku Posejdona ją znajdziesz, ale pamiętaj, że ona już nie jest sobą. Została wygnana i przez to stała się silna. Będziecie ją potrzebować, ale nie teraz. Nie teraz. Postaraj się, żeby Zo jej nie podpadła.
 - Dlaczego? 
 - Bo Rikki ją zabije, to w niej się zmieniło. Nie ma serca i jest bezlitosna. Teraz pozwól, że pójdę się bawić.
 - Tato, my już nigdy nie porozmawiamy w ten sposób, prawda? 
 - To jest właśnie minus bycia moim dzieckiem.
 Pokiwałam głową i odeszłam. Nie zdałam sobie sprawę, że tyle czasu minęło. Za parę minut ma się zacząć odliczanie do Nowego Roku. Podeszłam do reszty, która patrzyła na mnie gniewnie.
 - Fajnie się bawiłaś? - warknął Gregory. - Mieliśmy obserwować, a nie przetańczyć z jakimś idiotą. 
 Przewróciłam oczami i pociągnęłam do tańca Shedowa, na co Zoey, która muszę przyznać nieźle wyglądała, skrzywiła się. No cóż, taki żywot. Położyłam rękę na jego ramieniu i spojrzałam w oczy.
 - Musisz poskromić Zoey...
 - Co? - spojrzał na mnie w szoku.
 - Rikki. 
 - To był Dionizos, nie? - pokiwałam twierdząco głową. - Hmm... Tak myślałem. Wątpię, żebyś na kogoś patrzyła w taki sposób. Dobra, dobra. Hmm... Melisa nie wystarczy, nie?
 - Za słabe. 
 Uśmiechnęliśmy się i wróciliśmy do reszty. Podeszłam do Dylana i złapałam jego dłoń. Nachyliłam się i szepnęłam mu na ucho.
 - Szczęśliwego Nowego Roku.

środa, 20 marca 2013

Rozdział trzydziesty szósty

 - Poproszę... - rozejrzałam sie po ladzie - pięć z tego rodzaju, pięć z tego, dwa z grilla i wszystkie rodzaje tych sznureczków. - robiłam właśnie zakupy dla tatusia. Zażyczył sobie serków i musiałam mu je kupić... w końcu to Gromowładny o to prosił, nie?
Kobieta za ladą podała mi zakupy. Ja zapłaciłam i podeszłam w stronę Shedowa... Przepraszam Sebastiana i podałam mu papierowy talerzyk z grillowanym oscypkiem. Ten spojrzał na mnie:
 - Nie lubie serów.
Spojrzałam na neigo lekceważąco:
 - Kochanie, jak mój ojciec je tak bardzo lubi to ty tez polubisz. - powiedziałam bez wyrazu. Jeszcze by mi brakowało rozkapryszonego dziecka na tej misji.
On westchnął nie chcąc się kłócić i wziął gryza. Widziałam jak przy tym sie krzywił.
Ja natomiast w mgnieniu oka pochłonęłam swój. Naprawdę te serki z Krupówek, bardzo mi smakowały. Muszę obczaić jakiegoś dobrego bace, który by mi to robił.
 - Weź mi to sprzed oczu. - warknął Shed, wciskając we mnie swojego oscypka.
Nie protestowałam i zjadłam go.
 - Nie wiesz co tracisz. - zaświergotałam rozkoszując sie smakiem słonego serka.
Przewrócił oczami i objął mnie w tali.
 - No to Kochanie co dziś robimy? - spytał słodko.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
 - Och Misiu, nie pasuje to do ciebie, ani trochę. - zacmokałam - Zaproponowałabym narty i rozejrzenie się po okolicy.
Chłopak kilka razy potaknął głową. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do jakoś mało uczęszczanej alejki.   
            Zanim sie obejrzałam, mój brzuch został wywrócony do góry nogami i znalazłam się w naszym pokoju w pensjonacie "Kaskada". Sciany były w kolorze błękitu, tak samo jak pościel na łóżku małżeńskim, które musieliśmy ze sobą dzielić.  Shedow zaproponował, że będzie spał na ziemi, ale ja uznałam, że jak będzie trzymał ręce przy sobie to może ze mną spać. Tak więc spaliśmy razem. Do wyposażenia pokoju zaliczało się zepsute radio, telewizor i wielka szafa. Ale i tak nie była potrzebna.
          Zakwaterowaliśmy się w nim po tym jak Shedow uznał, że jazda samochodem z Grecji do Polski jest nudna i trzeba się trochę zabawić. Tak więc przeniósł nas razem z samochodem do kraju. Ja tam się cieszyłam gdyż nie musieliśmy przechodzić kolejnej kontroli celniczej. Zyskaliśmy półtorej dnia dla siebie, więc postanowiliśmy się rozejrzeć za znakami obecności Klary.Dopiero zaczęliśmy poszukiwania i jedynie natrafiliśmy na starego satyra pilnującego owiec w górach, który pogonił nas kijem. Jakiś ześwirowany gościu.
 - Wspominałam, że tego nie lubię? - sapnęłam łapiąc oddech.
 - Z jakieś dwadzieścia razy. - odparł, podchodząc do walizek - masz. - rzucił we mnie szmatkami - ubierz się.
Spojrzałam na biało-niebieski strój narciarski i wzruszyłam ramionami. Udałam się do łazienki, gdzie sie przebrałam.
Gdy w końcu byliśmy gotowi zeszliśmy na dół wypożyczyć skuter śnieżny i udaliśmy się po deski do samochodu.
 - Zo, ale wiesz... nie szalej. - błagał Shedow gdy włączyłam silnik skutera. Odwróciłam sie w jego stronę i uśmiechnęłam się słodko.
 - Nie zamierzam... - zacięłam sie - najwyżej będziesz miał kilka połamanych kości. 
Chłopak nie zdążył zareagować, a ja właczyłam silnik na najwyższe obroty i pojechałam gdzie mnie poniosło. Sched trzymał się specjalnej linki zaczepionej do skutera i serfował za nim. A ja wygodnie sobie siedziałam i kierowałąm ta zabawką.Wjeżdżałam w największe zaspy i skocznie, w jednych momentach wyprzedzał skuter... oczywiście nie umyślnie. Po jakiś czterdziestu minutach zamieniliśmy się i teraz ja byłam ofiarą.
 - Tylko pamiętaj, że nie umiem jeździć na tym! - teraz to ja błagałam.
 Pomógł mi wstać.
 - Pilnuj zgiętych kolan i luźnych stup i będzie dobrze. - podał mi pałeczkę z linką. - będzie dobrze. - poklepał mnie po ramieniu.
Tak łatwo mu mówić bo on umi na tym dziadostwie jeździć.
 - Wypchaj sie. - mruknęłam.
 - Słyszałem! - odkrzyknął odpalając skuter. Odwrócił twarz w moją stronę. - Zemsta jest słodka! - powiedział mściwie i ledwie co skuter ruszył to ja leżałam w śniegu. Coś mi mówi, że to będzie długa podróż...
           Po moim 6 upadku, w końcu załapałam o co chodzi i nawet nieznacznie umiałam skręcać! To było wspaniałe uczucie, ja jechała, jechałaś i nagle ci coś wyskoczyło, a ty tylko śmig i to minęłaś, a nie potraktowałaś tego z tarana. Po jakimś czasie zmieniliśmy sie i ja znów usiadłam za sterami, ale teraz jechałam spokojniej. Byłam mu wdzięczna, że nie szalał aż tak i jeszcze żyje.
 - Widzisz coś? - krzyknęłam jak zaczęliśmy się zbliżać w stronę pierwszego obiektu, w którym mogła znajdować się Klara.
 - Na razie nie! - odparł omijając jedną z większych skarp.
            Postanowiłam być bardziej czujna. Dwa lata w obozie nauczyły mnie mieć oczy i uszy szeroko otwarte, ale i tak teraz próbowałam jeszcze bardziej wyostrzyć zmysły. Rozglądałam się na wszystkie kierunki i teraz każdy ruch był podejrzany. Każdy podmuch wiatru przynosił nowy zapach, a ja wyszukiwałam w nim czegoś złego.
Poczułam jak skuter odrywa się od ziemi, aby po kilu sekundach spaść w zimny puch. Za każdym takim wybrykiem nosiło mną niemiłosiernie, ale i tak liczyła się dobra zabawa.
 - Widziałaś?! - głos Shedowa wyrwał mnie z podniety jazdy.
 - Co? - krzyknęłam zdezorientowana.
Zauważyłam jakiś ruch po prawej stronie. Wytężyłam wzrok, ale dostrzegłam tylko biały puch. Nagle coś poruszyło się z lewej strony. Zwróciłam tam głowę, ale i tak nic nie dostrzegłam. Coś nas otaczało. Podkręciłam tępo pracu skutera. Chciałam się oddalić jak najdalej od tego miejsca. Wyczuwałam w nim wielkie kłopoty.
Jazda robiła się coraz bardziej ekstremalna, gdyż w ostatniej chwili zauważałam  kopki śniegu, które wybijały mnie z siodełka.
Szybciej to wyczułam niż dostrzegłam.
Mój tajny szósty zmysł zadziałał natychmiast.
Zrobiłam zwód skuterem dokładnie w chwili kiedy białe futro wyskoczyło ze śniegu. Uchyliłam się przed pazurami i zębami, ale i tak usłyszałam odgłos pękającego materiału. No to mam po kurtce.
 - Harybsy! - krzyknął Shedow.
 - Nie jestem ślepa! - odkrzyknęłam zdenerwowana.
Przerośnięty pluszak próbował znów skoczyć, ale ja potrąciłam go bokiem skutera  Zaskomlał i potoczył się w dół zbocza.
 - Z lewej! - zareagowałam z byt późno.
Życie przemknęło mi przed oczami, gdy ujrzałam ostre kły potwora, ale na całe szczęście moje ciało zareagowało impulsywnie. Najpierw puściłam kierownicę, i odgięłam się do tyłu. Stwór przeleciał nade mną nie robiąc mi większej krzywdy.
Usłysząłam jakiś harmider z tyłu i obruciłąm się. Shedow odchodził od zmysłów, gdy wymyślał nowe uniki przed zębami potwora.
Postanowiłam mu pomóc i przyśpieszyłam.
Wystrzeliliśmy jak błyskawica zostawiając potwory daleko w tyle. Nagle jak zawsze coś się spartaczyło. Skuter zachrzęścił i zatrzymał się.
 - NIE! - krzyknełam zezłości.
Zeskoczyłam z niego i z całej siły zaczełam w niego kopać, w ten sposób chciałam dac upust swojej złości.
 - Głupi szmelc!
 - UWAGA!
Zrobiłąm wielkie oczy widząc nadjeżdżającego Shedowa, który jak mógł próbował sie  zatrzymać, ale pęd mu na to nie pozwolił. Poczułam jak we mnie uderza, a później już nie wiedziałam, gdzie góra, a gdzie dół.
           Zatrzymaliśmy sie dopiero po jakimś czasie. Nie umiałam sie ruszyć gdyż chłopak przygniatał mnie. Zakaszlałam kilka razy, a on uniósł głowe na tyle, że mogłam spojrzec mu w oczy. W jego jasne jak spodki księżyca źrenice, były wpatrzone w moje oczy, a w nich widziałam coś dziwnego, zupełnie nie pasującego do zamkniętego w sobie chłopaka. Jakby tym jednym spojrzeniem cała jego tarcza, którą tyle lat się zasłaniał przed ludźmi nagle pękła. Widziałam w jego oczach chłopaka, który nie nawidzi tego kim jest i boi sie wyzwań, które musi jeszcze przejść. Nie widze w tym słabeusza, lecz bohatera, który boi się rzeczy, które musi spełnić aby jedo dusza umarła w spokoju. I to wszystko zostało zawarte w jednym spojrzeniu. Ale te spojrzenie miało drugą strone dna. Widziałam wielki smutek i lek przed samotnością, która i tak jest nieunikniona, gdyż los lubi płatac figle. Widze w nim chłopaka, który potrzebuje drugiej osoby, która pomoże stanąć mu na nogi gdy ten nie będzie umiał. Nagle zapragnęłam być tą ozdobą.
Oderwałam wzrok od jego hipnotyzujących oczu i spojrzałam na jego zaczerwienione usta, które zaczęły się zbliżać.
Przymknęłam powieki i czekałam na to co nadejdzie.
 - Zoey... - szepnął i musnął moje wargi swoimi.
            Poczułam miłe mrowienie w brzuszku i postanowiłam dać temu pocałunkowi troche werwy. Jakoś zdołałam wyplątać swoją rękę i przysiągnęłam jego głowe do siebie. Rozchyliłam wargi i nasze języki sie spotkały. Lubiłam przejmować inicjatywę w walce, ale jeśli chodzi o uczucie to ze mną było kiepsko. Po pierwsze pochodziłam z patologicznej rodziny i przez miłość widziałam tylko seks i robienie dzieci, nic więcej. Potrzebowałam kogos kto naprowadziłby mnie na dobrą drogę, a tym kimś okazał się właśnie Shedow. Ujął dłonią moją twarz i nasz niesmiały pocałunek przerodził się w cos niezwykłego. Moja nachalność gdzies prysnęła i odsłoniła moje prawdziwe odbicie. Słabą dziewczynkę, bojacą się o to co przyniesie jutro. Bojąca się miłosci drugiej osoby... zagubionym w tym całym świecie. Poczułam to wszystko naraz i coś we mnie pękło.
Jęknęła pod napływem rozkoszy. Oderweliśmy sie od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza,ale po sekundzie znów leżeliśmy w swoich objęciach. Wpiłam się w wargi chłopaka, a on nie był dłużny. Jego ręka powędrowała pod wszystkie warsty mojege kombinezonu i zaczeła pieścić mój brzuszek. Zadrżałam.
           Przy pocałunkach z Chesterem, ani nawet przy pieszczeniu się z nim w łóżku nie czułam takiego podniecenia jekie nastapiło w tym pocałunku. Wczesniej przy naszych treningach odczuwałam coś przy naszej bliskości, ale w tedy nie wie działam co to i po prostu ignorowałam to, ale teraz już wiem, ze nasze ciała żądały wzajemnego pożądania, któremu chciałam dać jak najszybciej upust.
Usłyszałam warczenie i oderwaliśmy sie od siebie.
Próbowałam sobie przypomnieć gdzie jestem i zauważyłam gałezie jakiejś choinki nad nami, a wokół nas śnieg i ziemia. Musieliśmy wpaść do jakieś nory, a nad nami kręcily sie Harybsy.
 - Masz miecz? - szepnął mi do ucha Shed.
Zadrżałam słysząc jego głos.
 - Został przy skuterze. - odparłam - a ty masz noże?
Nie patrzyła na mnie, ale poczułam, ze się spina.
 - Zostawiłem je w pokoju.
Zamurowało mnie. On nie był przygotowany?
 - Idiota - mruknęłam.
 - Ale mam nóż w bucie. - odparł szybko.
Spojrzałam na niego z uwielbieniem.
 - Mądry idiota. - poczochrałam go po włosach.
 - Trzeba ich jakoś odciagnąc od skutera. - powiedział to jakby nigdy nic. NA jego twarzy znów pojawiłą sie maska bez wyrazu. Uh!! Musze nad nim popracować!
Ale nim to zrobię to pomartwię się o przeżycie. Wiemy, że Harybs jest 3, ale kto wie ile ich się jeszcze czai?
 - Daj nóż. - zrzuciłam go z siebie. No to tyle z naszych pieszczot.
Uniósł brew.
 - Po co ci? - spytał.
 - Odwróce ich uwagę, a ty zrobisz tą swoją magiczną przenoszeniem i uwolnisz mój mieczyk. - sciągnęłam z siebie strzępy kurtki.
 - Nie ma mowy. - odparł - Ja  odwrócę uwagę, a ty zdobędziesz miecz.
Spojrzałam na niego z nadmierną pewnością siebie.
Podeszłam do niego i wpiłam się w jego usta. Po chwili oderwałam sie od niego, a w ręce dzierżyłam jego nóż.
 - Ze mną nie wygrasz. - powiedziałam zadziornie i wyskoczyłam za krzaków - Hej wy! Przerośnięte kupy sierści. - Ulepiłam śnieżkę i rzuciłam w jednego. - Chodźcie do mnie!
USłyszałam za sobą warkot. Znieruchomiałam. Powoli zaczęłąm się odwracać, a dokładnie za mną stała Największa Harybsa jakąkolwiek widziałam.
 - UPS.
Przebiegłam mu pod nogami w ostatnim momencie. Po chwili moim uszom dobiegło wycie i ujadanie. No kolega zwołał ekipę.
Miałam jeden pieprzony sztylet, a leciało na mnie cztery przerośnięte kundle, z jednym sobie przeciętny heros nie poradzi, a co dopiero z czterema taka ja.
          Nie musze mówić, że w mgnieniu oka mnie dogoniły. Pierwszy na mnie skoczył to wbiłam mu w oko nóż, który już w nim został i zostałam bez broni. Wbiłąm się w powietrze i usiadąłm na grzbiecie jednego z potworów, ale od razu została  stracona, gdy drugi wskoczył na mnie kłąpiąc paszczą. Poczułam potworny ból w prawym przed ramieniu, gdzie paszcze Harybsy się zakleszczyły na mojej kości. Krzyknęłam z bólu. Poczułam się jak pacynka gdy zwierz zaczął mną potrząsać. Ale nagle to wszystko sie zmieniło coś szczęknęło i na mojej ręce pojawiła się srebrna tarcza, która rozerwała szczęki stwora. Upadłąm na śnieg kuląc się pod tarczą. Czułam jak potwory próbują sie do mnie dostać, ale nie zdołąły.
 - Hej wy przerośnięte Yorki! - usłyszłąm głos Shedowa - Chodźcie do mnie!
Po chwili nie czułąm już naporu na ramieniu i pozwoliłąm sobie na wstanie. Shedow walczył z Harybsami przy skuterze, a z maszyny zaczeła się lac benzyna. Usłyszałam warkot za sobą i zobaczyłąm mojego kompana bez oka.
 - No to oboje mamy kontuzje. - powiedziałam przyjaźnie - możesz być nawet fajnym pieskiem domowym. - warknąłi zaczał sie do mnie zbliżać - dobra nie złość sie - grałąm na zwłoke gdyż chciałam odczepić tarcze z bransolety. - Jestem przekonana, że możemy się zaprzyjaźnić!
Skoczył na mnie, a ja wymierzyłam w niego cios. Usłyszałam gong, a w tarczy zrobiło się lekkie wgłębienie po spotkaniu z głową potwora.
 osuwającego sie potwora odetchnęłam na chwile.
 - Zo! Zrób coś! - obróciłam się sparaliżowana widząc, że Shedow ledwie uchodzi z życiem przygnieciony ciałem Potwora, który usiłuje mu rozszarpać gardło. Drugi ze zwierzy podchodził z drugiej strony, a w jego grzbiecie tkwił wbity posamą rękojeść mój miecz.
Zaczęłąm podchodzić do tej scenki jak najszybciej umiałam ale było to trudne. Byłam pielieknie zmęczona, a śnieg wcale tego nie ułątwiał. Usłyszałam skrzyp śniegu za sobą i warkot. Obróciłąm się i odruchowo zareagowałam. Z moich palców wystrzeliła błyskawica i usmażył tą przerośniętą kupe sadła.
 - Ugh! - sapnęłam.
 - Zoey! - usłyszałam krzyk.
Byłąm jakieś 1 metrów od zamieszania, a żaden z wilków się mną nie zainteresował.
Wyciągnęłam z oka Harybsy nóż i rzuciłam nim w potwora, który atakował Shedowa. Ostrze zagłebiło się w jego futro, ale ten nie zareagował.
 - Strzel błyskawicą! - poradził mi Shed.
Tak więc zrobiłam.
Przywołałam do siebie resztki mocy i rąbnęłąm błyskawicą w stwora. Usłyszałam wybuch i fillm mi się urwał.


Otworzyłam oczy.
 - Gdzie jak kurwa jestem? - jęknęłam chwytając sie za głowe.
          Leżałam w pozostałościach po drzewie, które najpewniej złąłam, ale jak to zrobiłam?
Co ja tu w ogóle robie? Ostatnią rzecz którą pamiętam to jak wybieraliśmy się z Shedowem na stok. Ale za cholere nie moge sobie przypomnieć jak ja się dostałam do lasku. Czyżbym o czymś nie wiedziała?   
Próbowałam siię podnieść, ale od razu upadłam. Zakręciło mi się w głowie.
 - Już nigdy więcej na narty.
W końcu podniosłam się, ale nogi w kolanach chwiały mi się jakby były zrobione z galarety. Zauważyłam cos czerwonego ściekającego mi z prawej dłoni. Spojrzałam tam i zaklęłąm na wszystkich bogów olimpijskich.
 - I jak ja się pokarze na balu? - uniosłam rękaw bluzki i ujrzałąm szpetną ranę kutą, jakby coś mnie ugryzło i zaczęło rozszarpywać. W jednych miejscach widziałam biel kości. Aż dziwo, że to mnie nie bolało. Poczułąm coś ciepłęgo z tyłu szyi i pomacałam tamte miejsce. Znów krew. No jasny pieron mnei trzaśnie! Jak ja wyjde w małej czarnej?
Zaczęłąm iść przed siebie modląc się aby nikogo nie spotkać. Jeszcze teraz by mi brakowało wścibskich turystów.
Wyszłam z lasku i przyjrzałam się szkodą, które wyrządziłam. Trzy drzewa doszczętnie zniszczone, cud że to przeżyła ,ale w końcu płynie we mnie krew boga, więc jestem bardzo wytrzymała. Później spojrzałam w stronę polany. Jakieś 10 metrów obok mnie sniegu w ogóle nie było, a wokół tego okręgu leżały części skutera, a poza tym wszędzie było dużo krwi i zauważyłam wystającą ze śniegu głowę HArybsy. N to już wiem dlaczego tak wyglądam, ale gdzie jest Shedow?
 - Zoey! - Ze strony skał pojawiłą się ciemna głowa chłopaka, utykał niemiłosiernie, ale i tak uparcie ciągnął za sobą tarcze. Pewnie moją bo bransolety nie zauważyłam na ręce.
Podeszłam do niego jak najszybciej mogłam.
 - Co się stało? - zapytałąm.
Spojrzała na mnie zrezygnowany.
 - No właśnie myślałem, ze to ty mi powiesz. - powiedział jak smutas.
Zrobiłąm oburzoną minę.
 - Ostatni raz zabierasz mnie na narty! JEsteś okropnym instruktorem! - wybuchłam.
Spojrzał na mnei z ukosa.
 - To nei moja wina, że cos takiego się stało! - odgryzł się.
Założyłam ręce na piersi.
 - Ja ci kiedys skopie tyłęk. - zagroziłąm, a ten się roześmiał.
 - Powodzenia. Będę wyczekiwać tego dnia. - puścił mi oczko. - chodź kochanie, trzeba się ogarnąć przed balem maskowym. Mam nadzieje, że mam ambrozje, bo Gregory widząc nasze obrażenia zacznie nas o coś podejrzewać.
 - Zamknij się i przenieś nas! - jeknęłam, przygotowując się na najgorsze.


No to na tyle... Tak wiem że to troche z dupy wyciągnięte, i sie kupy nie trzyma, ale ważne, że jest:P Ale jest git wiec teraz czekamy na kontynuację Kingi ;)
Bujka:**

środa, 13 marca 2013

Rozdział trzydziesty piąty

  Po tym jak pożegnaliśmy się z Grześkiem i Dawidem ruszyliśmy na peron, gdzie czekał na nas pociąg. Chris był podniecony na myśl o jeździe tym "cudem". Powiedział mi, że nigdy takim czymś nie jechał i wreszcie się doczekał. Wsiedliśmy do przedostatniego wagonu, gdzie jak się okazało mieliśmy tylko dla siebie przedział. Z uśmiechem na twarzy wrzuciłam swoją deskę na półkę, a zaraz obok niej moją walizkę. Hmm... Tylko Dylan mógł wpaść na pomysł, żeby mi wybrać kolor różowy. Przewróciłam oczami i spojrzałam na mojego "brata", który na siłę próbował wpakować swoją torbę obok nart. Pokręciłam głową i z uśmiechem na twarzy zabrałam ją i wrzuciłam na swoją półkę.
 - Dzięki - rzucił i rozsiadł się na swoim fotelu. - Kurde, nie potrafię się doczekać aż dojedziemy do Polski. Dawno nie jeździłem na nartach. Właśnie, a ty potrafisz jeździć na snowboardzie, czy to tylko taka przygrywka?
 - Jak byłam młodsza, to zdarzało mi się jeździć na zawody - uśmiechnęłam się do niego i z plecaka wyciągnęłam książkę. - Później musiałam zrezygnować, ponieważ nikt już nie miał czasu mnie tam wozić, a potem jeszcze ten wypadek od mamy i ktoś musiał się zająć pensjonatem.
 Chris pokiwał twierdząco głową i zaczesał do tyłu swoje rude włosy.
 - Niesamowite, że od dziecka pociąga cię do tych wszystkich winorośli i win. Ja nienawidzę tego zapachu. Raz byłem na wycieczce we Włoszech i kiedy zwiedzaliśmy winnice, to zwymiotowałem...
 - To jak ze mną wytrzymujesz? - zmarszczyłam czoło. - Przecież ja mam podobny zapach.
 - Wiem, ale przecież jesteśmy przyjaciółmi, nie? - puścił mi oczko. - A tak na serio, to przywykłem już do ciebie i zdarza mi się, że jak długo cię nie widzę, to idę do waszego ogrodu i zaciągam się, a potem biegnę do swojej łazienki, gdzie wymiotuję.
 Pokręciłam głową i otworzyłam książkę. Christopher założył sobie na uszy słuchawki i zamknął oczy. Bardzo się cieszę, że to właśnie na niego trafiłam. Obawiam się, że gdyby Gregory zachciał zrobić ze mnie swoją dziewczynę, to mogłabym nie wytrzymać tych dwóch dni podróży, a nie mówię już o reszcie. Z Zoey z pewnością pozabijałabym się po pewnym czasie, z Shedowem spędzam już wystarczająco dużo czasu, a jeszcze jakby nam zaproponowali bycie razem? Fuu... Z własnym kuzynem? No i Dylan... Obawiam się, że nie mogłabym z nim jechać. Za dużo byłoby smutku. Mam już dosyć słuchania, że to jego wina, że gdyby nie on Klara wciąż by z nami była, itp. Na szczęście syn Hefajstosa potrafi coś mu powiedzieć, że ten się opamięta. A wracając do Christophera, to muszę przyznać, że dawno ze sobą nie rozmawialiśmy, więc mamy okazję do nadrobienia tego czasu.
 Spojrzałam na chłopaka. Zmienił się odkąd go poznałam. Zmężniał, a na dodatek stał się odpowiedzialny. Jego zmiana nastąpiła przede wszystkim po odejściu Rikki. Wiem, że kocha ją ponad swoje życie, ale musiał się pogodzić z faktem, że ona już nie wróci. Czasem się zastanawiam jak on to robi, że chociaż za nią tęskni tak bardzo, to nie daje żadnych pozorów. Tyle, że już nie ma takiego poweru jak dawniej. Nie dowcipkuje za każdym razem - nie ważne, czy czas był odpowiedni, czy wręcz przeciwnie. Wręcz staje się wrażliwy na każde cierpienie, które się wiąże z utratą bliskich.
 - O czym myślisz? - otworzył oczy i się do mnie uśmiechnął.
 - Wspominam sobie ciebie sprzed paru miesięcy - ten tylko pokiwał głową i się przeciągnął.
 Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że już się ściemniło. Nie spodziewałam się, że możemy już tylko godzin jechać. Miałam ochotę zadzwonić do chłopaków i zapytać się, czy wszystko w porządku i czy widzieli coś podejrzanego, ale Gregory dał nam zalecenie, że póki nie spotkamy się w Zakopanym, nie kontaktujemy się ze sobą.
 Wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że są oni bezpieczni. Dawno nie przebywaliśmy poza obozem - Podziemie się nie liczy. Z nudów zaczęłam paznokciami uderzać w szybę, ale szybko moje nerwowe ruchy były przerwane przez Christophera, który z prędkością światła stanął nade mną i przytrzymał mi ręce.
 - Uspokój się - szepnął. - Wszystko będzie dobrze.
 - Skąd to możesz wiedzieć? Przecież jakie są szanse, że Klara jeszcze żyje albo chłopakom nic się nie stało/
 - Posłuchaj, jeżeli będziesz tak myśleć, to nic nie zdziałamy. Trzeba wierzyć w to, że wszystko jest dobrze.
 Pokiwałam twierdząco głową i spojrzałam w jego ciemne oczy. Nie wiem, dlaczego, ale w środku zaczęło mi się przewracać. Nie spodziewałam się tego, co stało się w ciągu kolejnych sekund. Podniosłam się z fotela i swoje usta przyłożyłam do jego. Poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że źle robię, odskoczyłam od niego jak oparzona i upadłam na ziemię.
 - Do jasnej cholery, co to było? - powiedział zszokowany Chris.
 - Przepraszam, to był jakiś impuls... - mruknęłam i schowałam swoją twarz w dłoniach. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam... Przecież, ty jesteś dla mnie jak brat.
 Chłopak westchnął i usiadł obok mnie.
 - Przed chwilą obrzydziłaś mi ten pocałunek, wiesz? - szepnął. - Jak mnie całowałaś czułem się tak niesamowicie, tak jak dawno się nie czułem, a ty mi przypomniałaś, że jesteśmy rodzeństwem. Fuuu... Chyba będę musiał odkazić sobie usta.
 Dźgnęłam go w bok, na co się uśmiechnął.
 - Han nie przejmuj się takim szczegółem - pogłaskał mnie po włosach. - Ostatnimi czasy każdy z nas przeżywa jakiś koszmar i nie ma na czym się wyżyć.
 - Uff... Cieszę się, że to ty byłeś ofiarą mojego "wyżycia kryzysowego" - chłopak zaczął się śmiać. - Gorzej gdyby to był Chester! To chyba musiałabym wtedy jechać do jakiegoś psychiatryka.
 - Pamiętaj, że zawsze bym cię odwiedzał.
 W końcu wstał z podłogi i ze swojego plecaka wyciągnął czekoladę. Otworzył ją i podał mi. Z uśmiechem na twarzy wzięłam kostkę i wróciłam na swoje miejsce. Z fotela zabrałam swoją książkę i wzięłam się za czytanie.
 - Aaa... Zapomniałem ci Han, o czymś wspomnieć.. - podniosłam wzrok i na niego popatrzyłam. - Postaraj się w Zakopanym na mnie nie rzucać, bo jednak chyba nie chcesz, żeby ludzie zaczęli na nas tak dziwnie patrzeć.
 - Postaram się, ale nie obiecuję.
 W pewnej chwili w naszym przedziale zgasło światło. Wstałam i podeszłam do drzwi, które prowadziły na korytarz. Tutaj oraz w innych przedziałach też nie było oświetlenia. Słyszałam jak matki uciszają swoje pociechy, a niektórzy zaczęli powoli panikować. Hmm... Chyba musiało dojść do zwarcia w naszym wagonie. Ruszyłam ramionami i kiedy zachciałam wrócić do Chrisa, to pociąg zaczął hamować. To już mi się nie podobało. Nagle wszędzie zaległa cisza. Spojrzałam się w kierunku przyjaciela, który z uwagą wyglądał przez okno. Podbiegłam do niego i zobaczyłam, że pociąg zatrzymywał się na wielkim moście. Z przerażeniem spojrzałam się w stronę syna Hermesa, ale ten w tej ciemności nie mógł tego zauważyć.
 Szybko rzuciłam się do swojej walizki, gdzie powinnam znaleźć swój miecz. Kiedy w końcu go wyczułam, wyciągnęłam go z pochwy. Christopher zrobił to samo ze swoimi nożami. Nagle poczuliśmy zimny powiew wiatru i krzyki ludzi. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam za przyjacielem na korytarz. Podnieśliśmy głowy i zobaczyliśmy nad sobą, że tak powiem brak części sufitu. Chyba to nie należy do normalnych rzeczy.
 Nim zdążyłam coś powiedzieć Christian złapał mnie za rękę i przeniósł nas na dach zatrzymującego się pociągu. W pewnej chwili usłyszeliśmy śmiech dwóch mężczyzn. Kiedy odwróciłam się w tym kierunku, zobaczyłam w blasku pełni naszych ojców, a raczej ich bliźniaków.
 - No kogo my tutaj widzimy - odezwał się "Hermes". - Czy przypadkiem ta młoda dama nie powinna była dawno temu zginąć?
 - Chyba nie nabrała się na prezencik od ojca - mruknął ten drugi. - No, ale cóż, dzisiaj się już pożegnamy z nią i z jej przyjacielem.
 Derek rzucił się na mnie z mieczem, a ja szybko odskoczyłam. Coś czuję, że nie dałabym razy z odbiciem jego ataku. Ten ma za dużo siły, no ale cóż - przecież w jakimś sensie jest bogiem.
 - Chris dasz sobie radę sam? - krzyknęłam w stronę "brata".
 - No jasne, że tak.
 Kiwnęłam głową i rzuciłam się na "Dionizosa". Na całe szczęście, jest wręcz identyczny do tego prawdziwego, a że ostatnio mamy kryzys w relacjach ojciec-córka, to mogę się na kimś wyżyć. Chociaż za każdym razem on z łatwością odbijał mój atak, to nie poddawałam się. Liczyłam na to, że i on w końcu się zmęczy. Niestety nic z tego.
 - No muszę przyznać, że jesteś silniejsza od twoich braci - warknął Derek. - Oni już po pierwszych sekundach błagali o życie.
 Prychnęłam. Niezła taktyka. Próbuje mnie sprowokować, żebym popełniła jakiś zły ruch i będzie miał mnie w garści. No i kolejny odskok od niego. Cholera, tyle lat próbowałam na siłę chudnąć - mogłam wtedy normalnie zapisać się u niego na takie zabawy.
 - Zaczynasz mnie wkurzać - przewrócił oczami. - Chyba powinienem już z tobą skończyć.
 Nim zdążył jeszcze coś powiedzieć, z nie wiadomo skąd wyrosło winorośle, które zaczęło pełzać w jego stronę. Już czułam słodki smak zwycięstwa, ale niestety, dla niego to nie był żaden problem. Zaatakował mnie po raz setny. Odskoczyłam do tyłu, nie zdając sobie sprawy z tego, że za mną jest już tylko przepaść. Złapałam się szybko drabinki, która wisiała z boku.
 - Chris! - zaczęłam wrzeszczeć.
 Poczułam się znowu tak jak byłam w Podziemiu. Chociaż bałam się jak cholera, to nie chciałam pokazać, że się boję. Nade mną stanął Derek, który zaczął się śmiać triumfalnie. Poczułam strach przed nim, chciałam go nie okazywać, ale po prostu nie potrafiłam. Spojrzałam w dół, gdzie widziałam tylko płytę jeziora. Płyta, która zaczęła się w niebezpieczny sposób poruszać. Zmarszczyłam czoło i próbowałam się przyjrzeć temu wszystkiemu . W końcu dojrzałam na drugim końcu jeziora jakąś postać.
 - Christopher ratuj!
 Woda zaczęła się niebezpiecznie szybko podnosić. Dobrze wiedziałam, że jeżeli uderzy ona w naszym kierunku, to nie ma szans na przeżycie. Miałam ochotę już się modlić do Dionizosa, ale chyba wolę zginąć niż do niego się odezwać. Spojrzałam na Dereka, który też zaczął się przyglądać wodzie.
 - Aaa.. - wrzasnął Chris i zaatakował go od tyłu. - Trzymaj się - krzyknął do mnie.
 No pięknie. Chmura wody była coraz bliżej nas. Wiedziałam, że już nie ma szans na ratunek. Kiedy miało w końcu dojść do zderzenia, poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę.
 Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że leżę na śniegu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Chris, który leżał nieprzytomnie. Rzuciłam się do niego i zaczęłam go klepać po policzku, ale nie otwierał oczów. Rozejrzałam się.
 - No nie wierzę - mruknęłam do siebie.
 - Chyba nie obrazisz się, że wybrałem na lądowanie góry? - usłyszałam jęk Chrisa.
 - Nie, co ty... - powiedziałam ironicznie. - A jak stąd zejdziemy?
 Kiwnął głową na deskę i narty. Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam zakładać sprzęt. Mam wrażenie, że przeżyję ten zjazd.
 - Eee... Chris? - ten kiwnął głową na znak, że mnie słucha. - Oni przyjadą dopiero jutro, co będziemy robić przez cały dzień?
 - Możemy się wyżyć na sobie - powiedział i zjechał z górki.
 - Jak cię dorwę, to wiedz, że nie żyjesz! - krzyknęłam za nim i zaczęłam zjeżdżać.

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział trzydziesty czwarty

Przed wejściem do domku Dylana zatrzymałam się.
Oparłam plecami o ścianę.
         Co ja miałam mu powiedzieć? Cześć kochanie! Właśnie znalazłam sposób na odnalezienie twojej zaginionej dziewczyny! Tak! Właśnie ja wpadłam na jej trop! Dziewczyna przez, którą ona przepadła jak kamień w wodę! No chyba rozszarpał by mnie za te słowa.
To gdzie ja miałabym iść?
         Do dowództwa?  Nim złożą naradę, Klara może dawno nie żyć. Jedyną osobą, która właśnie wpadła mi do głowy był Shedow, ale przy ich dominacji samców alfa, szybciej sie rozszarpią niż porozmawiają. W ostateczności mogła bym iść do Merlin, ale wtedy uczepiła by się nas jak rzep psiego ogona. Więc została mi Hania.
        Poszybowałam w stronę jej domu. Byłam już dość blisko i postanowiłam wejść oknem. Poleciałam w jego stronę.
ŁUP!
Zderzyłam się ni stąd ni zowąd z szybą. Zaczęłam pikować w dół. W końcu wpadłam do zaspy śnieżnej. Jęknęłam kuląc się w śniegu.
 - Kto tu jest? - usłyszałam groźny głos Hanny, która wychylała się z tego zdradzieckiego okna. No popatrzcie. Trzecia w nocy, a taka wkurzona. - Zoey? Co ty tu robisz?
 - Próbowałam czołem otworzyć twoje okno. Nie widać? - warknęłam.
 - Dobra. Nie chce wiedzieć. - mruknęła - Zo! Nie ruszaj sie! Zaraz zejdę!
Prychnęłam.
Czułam się jak w jakieś próżni. Nie wiedziałam, gdzie góra, a gdzie dół. Próbowałam usiąść ale wszędzie widziałam gwiazdki.
 - Zo! Gdzie jesteś? - usłyszałam szept dziewczyny.
 - Taki śniegowy bałwan pod twoim balkonem! - podpowiedziałam.
Słyszałam skrzpanie śniegu, a po chwili przed moją twarzą pojawiła się burza brązowych włosów.
 - Dziwie się, że moich braci nie obudził taki głośny huk. - powiedziała, próbując mnie podnieść.
 - Zapewne sa zalani w trupa - odparłam chwiejąc się na nogach - Znowu była impreza, na którą mnie nie zaproszono! - popatrzyłam gniewnie na przyjaciółkę.
 - Alkohol ci nie jest potrzebny. - w jej oku zauważyłam podejrzany błysk - Sztachni się tak jeszcze raz to uzyskasz taki sam efekt jak po 0,7l - pokazała mi język.
Teraz to sie zbulwersowałam.
 - No przepraszam bardzo! Kto tam postawił tę szybę! Wcześniej jej tam nie było! - uparłam się.
 - Co za pajac, nie? - potaknęła mi Han.
        Moje oczy wróciły do normalności i mogłam przyjrzeć się dziewczynie. Włosy miała stylizowane na niedbałego kłosa, różowe spodnie od piżamy wystawały zza puchowej kurtki, któregoś z jej braci, a na nogach miała laczki z głowami, królików. Jak na walkę ze złem ubrała się stylowo, a jej super kapcie powalą każdego przeciwnika na kolana.    
 - A tak właściwie... Jak śmiałaś mnie obudzić o 3 nad ranem?! - wydarła się na mnie.
Rękami zakryłam uszy.
 - Ciszej! Kaca mam! - odgryzłam się, a ona przewróciła oczami.
 - Skup sie - trzepnęła mnie w głowę.
 - Ej! - oburzyłam się. Oddałam jej z większą siłą i po chwile klepałyśmy się ja małe dzieci, która mocniej. Dałam za wygraną gdyż moja, skóra była bardziej zziębnięta niż jej. W końcu ona była poubierana, a ja wyskoczyłam na hardcora, w krótkich gatkach i bluzeczce.
 - To poco mnie budziłaś?
Opowiedziałam jej to w bardzo małym skrócie, a dokładnie użyłam słów klucz.
 - Zawsze musisz coś narobić? - spojrzała na mnie wilkiem i ruszyła biegiem w stronę domu Dylana.
Spoglądałam za nią zgłupiałym wzrokiem. Czy ona jest w ciąż? Ja jej dzieci nie mam zamiaru wychowywać!
 - Idziesz? - zawołała za mną.
Pokręciłam głową.
Nie chciałam tam iść. Nie jestem taka głupia, aby pisac się na pewną śmierć!
 - Ide... znaczy lecę!  zwołać ekipę! - pomachałam jej na pożegnanie i wzbiłam się w powietrze.


 - Ja nie będę ruda! - zaprotestowała Hanna..
           Wszyscy w kuźni Hefajstosa próbowali się nie roześmiać. Postanowiliśmy, że Gregory będzie szefem wyprawy i to do niego  należą przygotowania. Tak więc chłopak wczuł się w swoją role tak dobrze, że aż zmienił nam tożsamości. Z jego magicznej maszyny, która zajmowała połowę pomieszczenia, wyczarował nam nowiutkie paszporty, legitymacje studenckie i dowody osobiste. Ja na przykład nazywam się Zuzanna Kraszczyńska ( Boże! Nawet tego wymówić nie umiem! Polski to ciężki język! ) i pochodzę z Rybnika. Shedow to Sebastian Szczęsny, Christopcher ( który zasypiał nam na stojąco ), przyjął imię Krzysztof ( na tym można sobie język połamać ) Wieczorek, Greg to Grzesiek Adamek, A Hani zmienił tylko nazwisko na Wieczorek, a no właśnie jeszcze Dylan został przechrzczony na Dawida Szpakowicz i zapasowy dla Klary czyli Karoliny Wolny. Tak piękną 6 osobową ekipą postanowiliśmy wyruszyć na poszukiwania córy Ateny.
 - Han już ci to tłumaczyłem. - powiedział spokojnie Greg. - Musimy się rozdzielić, aby nie zostać namierzeni przez bliźniaków, więc będziemy chodzić w parach. - powiedział. - tak więc uznałem, za dobry pomysł, aby zmienić wam troszeczkę wygląd. - mrugnął do nas okiem. - a teraz przedstawie wam jak to będzie wyglądało.
Kliknął na jakiś guzik w swojej konsoli i na ścianie ni stąd ni zowąd pojawił się ekran, a całe pomieszczenie zmieniło sie w baze dowodzenia.
 - To jest Zakopane - wskazał na zaznaczone miasto - mieści sie w górach i jest to jedne z najbardziej uczęszczanych miast polskich, sa tam Krupówki, cokolwiek by to było, stoki narciarskie, i różne atrakcje turystyczne. Te czerwone punkty - wskazał na kropeczki rozmieszczone w różnych miejscach na mapie - to ostanie miejsca, w których przebywała Klara. Najprawdopodobniej w jednym z nich ona się znajduje. Tak wiec - zaczął rzucać mapami w naszą stronę. - Podzieliłem nas w pary - uśmiechnął się zadowolony - Ja ide z Dylanem i gramy Kumpli, którzy wyjechali w pogoń za panienkami. - parsknęłam. Wzięłam w dłonie szklankę z wodą i próbowałam zamaskować tym moje zachowanie. Średnio mi sie to udało, ale ile w tym było ironii - Zo ty sie nie śmiej, bo grasz z Shedowem zakochaną parę. - Cała zawartość wody w moich ustach, wydostała się na światło dzienne opryskując Christophera, który spadł ze stołu. Biedny dzieciak. a tak słodko spał.
 - CO?! - odparłam wraz z moją " drugą połówką".
 - To co słyszeliście. - odparł chłopak.
Spojrzałam an niego morderczym spojrzeniem.
 - Nie ma mowy. - warknęła siadając obrażona w fotelu.
 - Misiu! No nie denerwuj się. - Shed objął mnie ręką. - złość piękności szkodzi - dźgnął mnie w policzek.
Spojrzałam na niego z ukosa.
 - Jak jeszcze raz nazwiesz mnie per Misiu, to wylądujesz na wycieraczce! - zagroziłam.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
 - To ja jakoś przeżyje te rude włosy. - posłała mi triumfujący uśmiech Han.
Pokazałam jej język.
 - Dobrze laski - Gregory spojrzał na śpiocha -  i Chris.... - faceci wybuchnęli śmiechem - Idźcie się przygotować, a my załatwimy sprzęt.
Tak więc grzecznie udaliśmy się do kibla.
Po pół godzinie byłuśmy gotowe. Ja z kruczoczarnymi włosami, a Hanna z rudymi loczkami.
 - Pasuje ci - powiedziałam przyglądając się mojemu dziełu.
 - No nawet nie jest tak źle. - powiedziała macać swoje loczki.
 - Dobrze, że chociaż tobie się podoba... -mruknęła ruda wersja Christophera.
Spojrzałyśmy na rudzielca i wybuchnęliśmy śmiechem.
 - Chodź braciszku kupie ci loda. - wzięła go pod ramie Han.
 Wyszliśmy do chłopaków.
Zagwizdali na nasz widok.
 - No nieźle.
Spojrzałam na Dylana.
I ryknęłam śmiechem.
 - Przez cały czas wiedziałam, że jesteś szują! - zaczęłam wyśmiewać się z jego blond włosów.
Ten zaszczycił mnie spojrzeniem.
 - Zo jak sie nie zamkniesz to wsadzę ci coś nie powiem gdzie. - powiedział.
 - Misiu! - Skryłam się za Shedowem - jesteś moim chłopakiem, a on mnie obraził. Zbij go!
Powiedziałam jak rozkapryszone dziecko.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
 - Dobra skupcie się. - przerwał nam zabawę Greg. Rzucił nam jakieś mini torebki.
 - Co to jest? - spytała Hanna wyciągając jakieś akcesoria.
 - To jest słuchawka, którą wkłada się do ucha i będziemy ciągle w kontakcie - wyjął  takie małe ciastusiowe coś. - A ten guziczek to mikrofon, możecie do niego mówić. - bo wcale nic mi nie mówi słowo mikrofon -,-" - to coś - pokazał na metalowego zęba - jest tak zaprogramowany, że jak coś powiecie to tak jakby przetłumaczy wam to na polski. - Wszyscy wpatrywali się na niego.
 - To tak można? - pierwszy odezwał się Dylan.
Chłopak wzruszył ramionami.
 - Najwyraźniej można. - odparł.
 - A jak to sie zakłada? - spytałam oglądając go.
 - Na trzonowiec. - odparł - Dobra Miśki. Czas sie pożegnać bo obóz budzi się do życia. - klasnął w dłonie. - spotykamy się w miejscu X - pokazał kursorem na dużej mapie - za dwa dni o 17,00 i wtedy naradzimy się co mamy robić.
Powiem szczerze Gregory w postaci mózgu operacji mnie przeraża.
Podniosłam ręke, jak jakiś uczniak:
- Tak? - odparł widocznie zadowolony z siebie.
 - A jak my się tam dostaniemy? - pytałam.
 - Chłopaki są już w tym przeszkoleni. - wskazał na dumnych z siebie samców - Ty jedziesz samochodem z Shedowem, My z Dylanem jedziemy drugi i podrzucamy Hanie i Chrisa na peron. Jedziemy zupełnie innymi drogami, ale w naszych celach będziemy o tej samej porze. Tak więc powodzenia.
Pożegnaliśmy się z wszystkimi i pożyczyliśmy sobie powodzenia.
 - Zo! - zatrzymał mnie przed wyjściem Gregory. Odwróciłam się - Zapomniałaś. - w  moim kierunku poleciała bransoleta. Złapałam ją.
 - Wiesz co to jest? - spytałam.
Obdarzył mnie tajemniczym spojrzeniem. 
 - Coś niesamowitego. Sama się przekonasz. - puścił mi oczko.
Jak ja nie lubie zagadek! Ja go uduszę!
Pokazałam mu środkowy palec i wyszłam z kuźni, a zaraz za mną Shed.
 - Misiu to gdzie stoi nasza fura? - spytałam rozglądając się. - a tak właściwie muszę się spakować. - spojrzałam na siebie - W piżamie nie pojade!
Objął mnie ramieniem.
 - Myszko. Wszystko już czeka na ciebie w samochodzie.
Pufff i znaleźliśmy się na obrzeżach lasu. Byłam już przyzwyczajona do podróży cieniem, ale przyznam się. Nie lubiłam tego.
Moim oczom ukazał się:
 - Sportowe Audi TT - wprost oczy mi się za świeciły - Skąd je wzięliście?
Przytuliłam się do czarnej karoserii samochodu.
  - W Obozowych garażach dużo takich cacuszek jest. - po jego twarzy prześlizgnął się cień uśmiechu.
Dopiero teraz zauważyłam, że na dachu auta znajduje się sprzet narciarski. Dwie deski i dwie pary nart.
 - Będziemy jeździć na nartach? - spytałam.
 - O wszem. - otworzył bagażnik i w moją stronę poleciały jakieś ciuchy - idź się przebrać. Za 10 min musimy wyjeżdżać.
 - Ta jest! - odmeldowałam się.
         Weszłam na tylnie siedzenie wozu i zaczęłam się przebierać. Najgorzej chyba poszło ze spodniami. Byłam już w każdej możliwej pozycji, ale w końcu wygrałam te zmaganie. Tak więc byłam ubrana w  czarne jensy, gruby czerwony sweter i puchową białą kurtkę, do tego komplet szalika, czapki i rękawiczek, które były beżowe jak kozaczki na lekkim obcasiku. O dziwo mój rozmiar. Kurtkę od razu zostawiałam na tylnim siedzeniu, gdyż w samochodzie jest ogrzewanie.
 - Kto kieruje? - spytałam wychodząc z samochodu. 
Każde z nas w obozie było uczone jazdy za kółkiem w każdych warunkach, więc uznałam, że będe się kłócić jak on sie uprze, że chce sam przejechać całą drogę.
 - Ty pierwsza. Ja się zdrzemnę. - Rzucił w moją stronę kluczyki. No, no, no... Nie myślałam, ze to tak łatwo pójdzie.
Wsiadłam za kółko i pożałowałam.
 - Jak sie tym kieruje? - środek auta był całkowicie przerobiony i jedynie co widziałam to masę guzików. 
W końcu ogarnęłam i wyjechaliśmy w poszukiwaniu Klary.


No to skończyłam.
I jak wam się podoba?
Bujka:**