wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział pierwszy


 Nazywam się Hanna Toscano. Urodziłam się w Toskanii, ale oczywiście, nie jestem Włoszką tylko Chorwatką. To nazwisko przejęłam po moim ojczymie, Ramiro Toscano. Był on przez wiele lat współpracownikiem mojej mamy w prowadzeniu winnicy oraz tutejszego pensjonatu. Ale co ona robiła we Włoszech? Oczywiście, przez wiele lat pracowała jako wolontariusz w domu starości w Chorwacji. Poznała tam mężczyznę, który wiecznie opowiadał o swoich hektarach, na których rosły przepiękne winorośle, z których wyrabiało się wyborne wino, najlepsze w kraju, a może i na świecie. Mówił też, że nie wie, czy dobrze zrobił zostawiając je swojemu nieodpowiedzialnemu synowi. Po jego śmierci mamie odczytano jego testament, gdzie umieścił prośbę, żeby razem z Ramiro zajęła się jego winnicą. Nic ją w kraju nie trzymało, więc wypełniła jego prośbę i się tutaj wprowadziła. Co z moim ojcem? Podobno był wybornym smakoszem wina. Znał się na tym jak nikt inny. Pewnego dnia przyjechał on do Toskanii, gdzie zamieszkał razem z moją mamą w jej pensjonacie. Jego pobyt był krótki, ale na długo zapamiętany. Oczarował ją jak nikt inny. Zawsze wspominała, że jak na mnie patrzy to widzi w moich oczach jego. Nigdy nie wrócił do Toskanii, ale moja mama się tym nie przejmowała. Dobrze o tym wiedziała, że tak będzie. On nawet ją o tym uprzedził, czym się też nie przejęła. Ramiro mówił, że przez całą ciążę była szczęśliwa, ani razu nie zapłakała z tęsknoty albo z żalu. On postanowił się ją zająć. Zmienił się dzięki temu, że został moim ojcem. Już nikt go nie nazwał rozpuszczonym dzieciakiem.
 W wieku ośmiu lat straciłam matkę w wypadku samochodowym. Nie była to łatwa chwila ani dla mnie ani dla Ramiro. On zaczął pić, nie zwracał już na mnie uwagi. Czasem słyszałam jak przezywał mojego prawdziwego ojca, że to przez niego… Nie rozumiałam go. Już wtedy musiałam dorosnąć i zająć się winnicą. Pomagała mi w tym Matylda. Stara Polka, która podczas II wojny światowej razem ze swoją matką uciekły z kraju.
 Dzisiaj mam już niecałe siedemnaście lat. Wciąż zajmuję się winnicą, ale niestety bez Matyldy, która w zeszłym roku zmarła. Ciągle muszę patrzyć na użalającego się nad sobą Ramiro. Tak mi go było szkoda. Minęło już dziewięć lat, a ten wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią mojej matki.
 - Tato? – weszłam do kuchni, gdzie siedział jeszcze trzeźwy.
 - Tak? – powiedział swoim zachrypniętym głosem.
 Podniósł głowę tak że mogłam przyjrzeć się jego zniszczonej twarzy. Miał on tylko trzydzieści pięć lat, a wyglądał dziesięć lat starzej.
 Podeszłam do stołu i usiadłam naprzeciwko niego. Nalałam sobie i jemu do kieliszków wina. Zawsze to robiłam, kiedy chciałam z nim porozmawiać na poważne tematy.
 - Jak wiesz… - zaczęłam, ale moje ręce drżały tak jakbym miała zaraz wyjść na środek i zacząć recytować wiersz z okazji Dnia Nauczyciela. – W przyszłym tygodniu skończę siedemnaście lat, więc…
 - Chciałabyś zorganizować tutaj jakąś imprezę, zgadłem? – popatrzył na mnie tymi czarnymi jak węgiel oczyma. Zagryzłam delikatnie wargę i pokiwałam głową. – No cóż… - wstał i podszedł do lady, na której była lista klientów wynajmująca wielką salę przyjęć. Słyszałam tylko jego nerwowe stukanie palcami, które zawsze doprowadzało mnie do szału. – W sobotę mamy lukę, więc powiedz swojemu przyjacielowi, że może potwierdzić te zaproszenia, które zapewne już wysłał…
 Przyjrzał mi się uważnie jakby oczekiwał, że coś się stanie. No i się stało. Na moich policzkach pojawiły się dwa rumieńce, na co Ramiro się uśmiechnął. Znowu przechytrzył mnie i Dylana, przyjaciela odpięciu lat, kiedy razem ze swoją matką musiał wyprowadzić się z Anglii tutaj. Wysoki, o czarnych oczach i tego samego koloru włosach. Nie wiem, co inne dziewczyny w nim widzą, że cały czas go obsypują kwiatami, ale ja widzę w nim szalonego, mało odpowiedzialnego, kochającego muzykę oraz dobrą zabawę chłopaka. No cóż… Chyba za to go kocham.
 Usłyszałam pukanie do okna, odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Dylana. Pokazałam mu ręką, żeby wszedł. Otworzył szklane drzwi i wszedł do kuchni. Z jego uroczej twarzy nie schodził uśmiech…
 - Zgodził się, prawda? – szepnął do mnie, nachylając się nad drewnianym stołem. Pokiwałam mu twierdząco głową. – Wiedziałem! Twój ojciec jest spoko, a nie tak jak mój.
 Posłałam mu wrogie spojrzenie. Dobrze wiedział, że Ramiro nie jest moim biologicznym ojcem i jak również wiedział o jego problemach z alkoholem. Dylan również nie ma ojca. Podobno, gdy miał dwa miesiące on odszedł i nigdy go już nie widział. Jego mama mu powtarza, że on cały czas go obserwuje, cały czas jest przy nim… Tak jakby już nie żył… Tyle, że prawda jest inna. Mój i jego tata są tam gdzieś, ale gdzie?   
 - Hania? –zaczął niepewnie.
 - Hmm…? – uniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczka.
 - No, bo ten… są niby… te
 - Dylan? – teraz ja zaczęłam stukać paznokciami o stół.
 - No, bo to są nasze urodziny, prawda? – pokiwałam twierdząco głową, ponieważ od dawna obchodzimy razem urodziny tego samego dnia, chociaż on jest ode mnie starszy o dwa lata. – Wiem, że tutaj mam wielu znajomych, ale to są moje dziewiętnaste urodziny, no i chciałbym zaprosić moją starą znajomą z Anglii…
 - Nie mówiłeś mi, że masz tam jeszcze znajomych…
 - Wiem, bo tak na serio nie mam, ale ona nalegała… Ugh! Po prostu jej wiszę pewną przysługę i ostatnio się odezwała do mnie, więc kazałem jej tutaj przyjechać…
 - Tutaj? – uniosłam brwi.
 - No tak, tutaj… Do waszego pensjonatu… Chyba macie jeszcze jakieś miejsca?  - spojrzał na mnie błagalnie.
 - Ugh! No dobra, kiedy przyjedzie?
 - No właśnie w tym problem, że…
 - No tutaj jesteś! – usłyszałam czyjś głos. Odwróciłam głowę i zobaczyłam blondynkę o długich, prostych włosach – A kim jest ta twoja dziewczyna? – spojrzała na mnie z pogardą.
 - To nie jest moja dziewczyna… - podrapał się po głowie. – Zoey to jest Hanna, Haniu to jest Zoey.
 Pokiwałam do niej głową, na co wywróciła swoimi szarymi oczami. Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do baru, skąd wyciągnęłam parę ciastek. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam, że Zoey pije prosto z butelki wino. Wzięłam kilka wdechów i podeszłam do niej, zabierając butelkę, za co obdarzyła mnie złowrogim spojrzeniem i podałam jej kieliszek z winem, które nie dopiłam.
 - Tutaj pije się tak…
 - Człowieku nie poznaję cię… - zwróciła się do niego. – Z kim ty się zadajesz?  
 - Z osobą kulturalną i której cierpliwość się zaraz skończy. – miałam się już na nią chęć rzucić, ale pomiędzy nami stanął Dylan.
 - Co powiecie na spacerek?

Tydzień później…

 Stałam na środku sali, szukając wzrokiem Dylana, który razem z Zoey gdzieś wyszli. Nie było z nią łatwo przez ten tydzień, ale jednak znaleźliśmy wspólny temat. Ona również nie ma ojca, a z matką ma bardzo słabe kontakty, a tą przysługą było wyrwanie z kraju. Poczułam jak ktoś mnie szarpie za rękę, odwróciłam się i ujrzałam wysokiego chłopaka, którego widzę pierwszy raz na oczy. Uśmiechnął się sztucznie i złapał mnie w pasie. Był niesamowicie silny, ale to chyba normalnie u chłopaków. Spojrzałam w górę i zaczęłam się przyglądać jego zimnym oczom. Trochę mnie przerażał, ale z czasem to przerażenie było coraz większe. Przytrzymał mnie jeszcze mocniej, kiedy próbowałam wyszarpać się. On tylko się uśmiechnął i pokazał mi głową na Dylana i Zoey, którzy także znaleźli sobie nowych partnerów, których pierwszy raz na oczy widzę.
 - Wszystkiego najlepszego, córko Dionizosa… - powiedział swoim zimnym głosem.
 Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale w tej chwili najważniejszą rzeczą była ucieczka. Spojrzałam w kierunku ziemi, z której wyrastały nowe winorośle. Poczułam dzięki temu siłę. Wyrwałam się z jego ramion i pobiegłam w stronę Dylana, ale drogę zagrodził mi jakiś uczeń z mojej szkoły. Wyglądał jakby był  w transie. Popchnęłam go z taką siłą, że wpadł na zakochaną parę.
 - Dylan! – krzyknęłam.
  Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale chwilę później znowu spojrzał na swoją partnerkę. Była ona… Najpiękniejszą dziewczyną jaką ja w życiu widziałam. Skoczyłam pomiędzy nich i pociągnęłam za rękę przyjaciela, nie było łatwo, bo cały czas się opierał, ale ja wiedziałam, że to dla jego bezpieczeństwa. Teraz zaczęłam szukać wzrokiem Zoey, ale na mojego pecha znowu ujrzałam mojego byłego partnera. Z uśmiechem na twarzy się zbliżał w naszym kierunku. Rozejrzałam się i ujrzałam dziewczynę. Szybko pobiegłam w jej kierunku i wyrwałam ją z objęć potwora. Dosłownie! Ta twarz… Fuu…
 Kierowaliśmy się do wyjścia. Dylan i Zoey nie rozumieli mojego zachowania, ja również… Kiedy byliśmy już blisko wyjścia, drogę zagrodzili nam nasi byli partnerzy. W ich oczach płonęły iskierki zła. Nie wiedziałam kim są, ale wiedziałam, że przez nich będziemy mieć kłopoty.
 - Gdzie się herosi wybierają? – zapytała swoim pięknym głosem kobieta.
 - Herosi? – zakpiła Zoey. – A co my w jakiejś bajce występujemy?
 - No proszę… - powiedział brzydal. – Nasza odważna Zoey…
 - Skąd znacie moje imię? – wyglądała jakby miała zaraz na niego rzucić się.
 - Kto nie zna twojego imienia? – zaśmiał się mój partner. – Jesteś przecież córką Zeusa.
 - Zeusa, tak? – uniosła swoje brwi. – A wy to Hermes, Afrodyta i Hefajstos?
 - Nie, ale byłaś blisko… - powiedziała kobieta.
 Czułam, że w Zoey gromadzi się gniew. Odsunęłam się w stronę Dylana, w obawie, że dziewczyna stanie w płomieniach.
 Nagle na sali zrobiło się cicho. Powoli odwróciłam głowę, żeby zobaczyć, co wywołało tą ciszę…
 Nikogo tutaj nie ma… Wszyscy zaproszeni goście wyparowali. Nie ma żadnego wytłumaczenia na ich zniknięcie. Tutaj jest tylko jedno wyjście, które było zatarasowane przez tych trzech dziwnych ludzi.
 Nieświadomie zrobiłam krok do tyłu.
 - Córko Dionizosa coś się stało?
 Dziwnie się czułam… Dlaczego oni tak mnie nazywali? Dlaczego oni mówią, że jesteśmy córkami jakiś mitycznych bogów?
 - Dylanie.. – kobieta podeszła do mojego przyjaciela, a on znowu wyglądał jak w transie. – Powiedz swoim przyjaciółką, żeby poszły z nami…
 Ten spojrzał w naszym kierunku. Jego źrenice były maksymalnie rozszerzone. Z jego ust wydobył się głos.

Dnia pewnego wszyscy staną w rysztunkach bojowych,
Ponieważ nowo narodzona z łez Nemezis dwunastka
Do wojny Olimp zmusi.
Świat obleje się krwią i zaleje wszystkich
Smutek i rozpacz zawładnie wszystkimi.
Ośmiu herosów stanie nad wyborem życia i śmierci,
Kto wybierze dobrze razem z innymi świętować będzie,
Kto wybierze śmierć przez wieki
Będzie cierpiał w odchłani Hadesu.


 - Serio? – znowu usłyszałam kpiący głos Zoey. Zazdrościłam jej tej odwagi albo głupoty. – To jakaś atrakcja tych urodzin? Czyżby nasz mistrzu imprez – spojrzała na Dylana – postawił na coś nowego? Mnie już to nudzi, a na pewno wkurza, więc jakbyście ruszyli łaskawie te wasze dupska i wypuścili mnie byłabym wdzięczna.
 -Jak śmiesz tak się do nas odzywać!? – głos brzydala odbił się echem na sali.
 Jego oczy nabrały czerwonej barwy? Jak to możliwe? O co tutaj chodzi, bo ja już niczego nie rozumiem. Dlaczego Dylan zachowuje się jakby był w jakimś transie? Dlaczego nikt nie zauważył, że tutaj tak cicho? Poczułam ruch ze strony Zoey. Ona też chyba poczuła, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Powoli podeszłam do okna… Cały czas byłam obserwowana przez tego ładniejszego z chłopaków. Spojrzałam w kierunku dojrzewających winorośli. Były one takie piękne…
 - Herosi… - odezwał się brzydal. – Chodźcie z nami.
 - Jeżeli nie pójdziemy? – odważyłam się zadać pytanie.
 - Cierpienie, ból, śmierć.
 Cała trójka zaczęła się śmiać w sposób przerażający. Zoey odsunęła się od nich. W jej oczach widziałam tylko gniew. Czułam, że za chwilę stanie się coś złego, tylko nie wiedziałam co. Zamknęłam swoje oczy i przysiadłam pod ścianą. Miałam wrażenie, że coś kontroluję. Coś żywego i wspaniałego.
 - Co to do cholery jest?! – usłyszałam krzyk Zoey.
 Otworzyłam oczy i zobaczyłam pełzające winorośle, które pełzły w stronę tych ludzi. Na ich twarzy było zdziwienie, ale chwilę później spojrzeli na mnie. Teraz wiedziałam, że już po mnie. Szybko podniosłam się na nogi i robiłam małe kroki do tyłu.
 - Córko Dionizosa, wybrałaś cierpienie, ból, śmierć? – mówił swoim przerażającym głosem brzydal.
 - To nie ja! – zaczęłam krzyczeć.
 - Żartujesz sobie z nas? – był coraz bliżej.
 - Zostaw ją!
 W pomieszczeniu rozbłysło jasne i oślepiające światło, usłyszałam jeszcze huk jakby uderzył tutaj piorun. Próbowałam jeszcze zlokalizować Dylana i Zoey, ale światło było zbyt rażące. Ujrzałam tylko upadającą na ziemię postać. Po kształtach przypominała mi dziewczynę. Chciałam do niej podejść, ale to wszystko było za dużo jak na mnie… Powoli traciłam przytomność.
 - Spóźniliśmy się? – usłyszałam jeszcze czyjś głos, ale nie potrafiłam już ocenić czy należał do dziewczyny czy do chłopaka.
 - Spokojnie… Żyją.
 To było ostatnie, co pamiętam. Przestałam się upierać temu snu, zamknęłam swoje powieki i usnęłam.    


No i napisałam swój pierwszy rozdział :) Mam nadzieję, że nie zwaliłam go, ponieważ nigdy z taką werwą nie pisałam rozdziału. :D Następny należy do Dominiki.
Pozdrawiam,
Kinga.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Prolog

             Od zadania dziejów światem rządzili bogowie, którzy zasiadali wysoko na górze Olimp, w Greckich Atenach. Każdy zna wielką dwunastkę: Zeusa, Posejdona i Hadesa  ( Wielką trójcę ), Herę, Afrodytę, Artemidę, Atenę, Hefajstosa, Hermesa, Apollina, Dionizosa oraz Aresa. Znamy ich historię przez Mity, które przekazywano sobie z ust do ust, z pokolenia na pokolenie. Lecz minęły wiele dekad i utworzyli  nowe opowieści o bogach. 
 Można teraz usłyszeć o nowych herosach, bogach i potworach, które grasują po ziemi. Wiele starożytnych mitów uległy zmianie i powstały nowe. 
Jednym z ważniejszych mitów jest opowieść, która powstała w X w. Leci on mniej więcej tak (
pisze w skrócie, a nie jak jest w oryginale, jakby co oryginał w zakładce: Mity ) :
"  Zeus Bóg Olimpu, największy, najstraszniejszy i w ogóle… Wiecie o co chodzi. No to tak, Hera jego żona uznała, że nie może z nim iść do łóżka, bo po ostatnim dziecku nabawiła się niezłych rozstępów i teraz już nie ma ochoty. Więc nas Zeus uznał, że nie chce mu sie siedząc na Olimpie i poszedł odwiedzić swoją starą znajomą, Nemezis. Pech chciał, aby i ona miała chcice na małe co nieco... i w ogóle... No to tak w wielkim skrócie. Zakochali się w sobie i zrobili sobie dziecko. Dziewczynka nazywała się Zene - pierwsze litery z imienia rodziców.
             Zene dorosła, a Zeusa nie widziano na Olimpie od 20 lat. Hera jak to zazdrosna żona, zaczęła go szukać i już z tłuczkiem czekała, aby go nauczyć kto w tym związku ma spodnie i w ogóle. W końcu Helios, bóg słońca, który odwalał brudną robotę za Apollina, znalazł Zeusa siedzącego w cieniu akacji. Gdy Hera sieęo tym dowiedziała była tak wściekła, że niewiele myśląc posłała najczarniejsze stwory z Tartaru , by zamordowały nieślubne dziecko Zeusa, bogini Wredoty - Zene. Harypsy - bo tak się ów stwory nazywały, po długiej walce z Zene, w końcu osiągnęły cel i posłały młodą boginię do Tartaru.
Gdy Zeus się o tym dowiedział wrócił na Olimp i nawrzeszczał na Herę. A później udali się do poradni małżeńskiej, którą prowadziła Afrodyta - bogini miłości.
Zeus był oczywiście zrozpaczony po śmierci córki ale nie aż tak bardzo jak Nemezis. Ta przeklęła bogów i swojego kochanka, który nie pomścił ich córki.
Z łez Bogini Chaosu wytworzyli się bliźniacy Bogowie wielkiej dwunastki, które zostały stworzone, aby Bogów Olimpijskich zesłać do Tartaru. "
             No i tak 12 wieków trwa chaos. Bogowie szukają bliźniaków, a bliźniacy tym czasem mordują ludzi i dzieci bogów.
Do dziś dnia świat stoi w udręce i strachu. Czeka z ni cierpliwością na koniec ich męki.



Taki krótki prolog z mojej strony 
Wraz z Kinga postanowiłyśmy założyć ten blog, gdyż obie mamy hopla na punkcie Mitów Greckich!
I jak Wam się podoba mój Prolog? 
Oczywiście, pisałam po mojemu i nie tak mądrze jak Kinga:D 
Serdecznie zapraszam na kolejną notkę pisaną przez Kingę (: 



Pozdrawiam!!!
Bujka (: 
<3 <3 <3