poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział siedemdsiesiąty

Susane:
   Dla każdego z herosów zajęcia kończyły się o 21, dla mnie o 22. Każdego dnia padnięta padałam na łóżko tylko po to, by po kilku godzinach po raz kolejny rozpocząć morderczy trening. Po lecznictwie szybko udałam się na trening z Chesterem. Jedynym plusem było to, że w końcu będę mogła wypróbować swoją broń. Jak tylko weszłam na sale dostrzegłam Mel, która rozmawiała z Chesterem. Czy ten mały diabełek nie zrozumiał, że jest okej?
-Susane, dobrze, że jesteś. Mel mówi, że jesteś zmęczona- spojrzałam na małego diabełka, który nie zrozumiał, że wszystko jest w porządku.
-Daje sobie radę- spojrzałam na Chestera.
-Powiedz prawdę. Jeśli jesteś padnięta to nie możesz prawidłowo ćwiczyć, możemy sobie odpuścić wieczorne treningi.
-To i tak nic nie da. Nie mogę spać- spojrzałam na niego z nadzieją, że da mi spokój.
-Dziwne. A co byś powiedziała na ćwiczenia swojej mocy- spojrzała na niego jak na debila.
-Skoro wpadłeś na ten genialny plan, może mi wytłumaczysz jak znajdziesz ludzi? Nikt o zdrowych zmysłach się na to nie zgodzi- miałam ochotę stąd wyjść. Co mu strzeliło do tego łba?
-Nie znasz niektórych wariatów stąd- wyglądał jakby już pod drzwiami stała kolejka tylko po to bym ja mogła trenować.
-Nawet jeśli byś znalazł kogoś  na tyle głupiego by się zgodził, to ja nie zamierzam w tym brać udziału. To jest chyba jakiś żart, ja w żaden sposób nie mogę zapewnić nikogo o tym, że nic mu się nie stanie- opadłam ciężko na ławkę.- To klątwa, nie zabawa.
-Do jasnej cholery to nie żadna klątwa, tylko moc! Zrozum to wreszcie dziewczyno! Jesteś nam potrzebna. Nie obchodzi mnie to czego ty chcesz- wydarł się na mnie, a ja wstałam.
-A więc to tak? Nie liczę się ja tylko, ta pieprzona wojna? Za kogo ty się uważasz? Nie zamierzam jak jakaś idiotka być na każde wasze zawołanie. Jakbyś nie zauważył jestem człowiekiem, a nie maszyną!- najchętniej to bym mu przyłożyła.
-Nie zamierzam cie traktować inaczej dopóki tego nie udowodnisz!- czułam jak moja wściekłość narasta. W szybkim tempie moja klątwa się po raz kolejny uwalniała. Starałam się ze wszystkich sil skupić całą swoją wole na Chesterze, by nie zrobić krzywdy Mel.
-Kim ty do cholery jesteś by mi stawiać jakiekolwiek warunki!- z wszystkich sił starałam się hamować.
-Jestem twoim trenerem! Zawsze będę od ciebie wyżej, wiec masz wykonywać moje polecenia- spojrzał na mnie z wyższością. Czułam, że granica została przekroczona.
-Nie możesz mi kazać tego zrobić! Nie jestem zabawką!- wiedziałam, że mój głos rozbrzmiał również w jego głowie. Poczułam jak ktoś na mnie pada. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Mel. Kucnęłam przy niej i delikatnie położyłam ją na plecach. Odgarnęłam jej włosy z twarzy i delikatnie zajrzałam do jej umysłu. Żyła, tylko spała. To właśnie dlatego nie chce kogokolwiek do siebie dopuszczać. Tym osobom zawsze się coś działo. Byłam po prostu niebezpieczna.
   W sali zaczął się zbierać tłum ludzi a ja siedziałam z głową Mel na kolanach i płakałam.
***
   Siedziałam przy łóżku Mel, wiele razy próbowali mnie wygonić, ale ja trwałam jak na posterunku. Musiałam spróbować. Zbadałam umysłem otoczenie i przekonałam się, że na sali nie ma nikogo kto by nie spał, oprócz mnie. Ktoś z domu Askelopisa siedział w pokoju obok, ale wiedziałam, że nie wyjdzie z niego jeszcze przez kilka godzin.
   Delikatnie zbadałam umysł Mel i ruszyłam w drogę po nim. Znalazłam centrum snu i delikatnie zasugerowałam by się obudziła. Mała poruszyła lekko dłonią którą trzymałam. Po raz kolejny zasugerowałam by Mała się obudziła. Tym razem delikatnie uchyliła powieki. Postanowiłam postąpić w taki sam sposób jak kogoś usypiam. Delikatnie, lecz stanowczo wysłałam do niej informacje by się obudziła. Ze strachem wpatrywałam się w to maleństwo na łóżku. Miałam ochotę skakać z radości kiedy jej oczy sie otworzyły.
-Sue, musisz ćwiczyć- po raz kolejny zagłębiłam się w jej umyśle. Rozpłakałam się kiedy nie wykryłam, żadnych nieprawidłowości. Tak bardzo się o nią bałam.
-Nie mogę Mel, to jest niebezpieczne- odwróciłam od niej wzrok i skupiłam się na trzech kolejnych łóżkach. Postąpiłam tak jak z Mel.
-Nikomu o tym nie mów- pocałowałam ją w czoło i wyszłam z pomieszczenia. Podkradłam się pod okno i z ulgą ujrzałam  budzące się osoby. Szybko ruszyłam do świątyni Hypnosa.
***
   Jak zwykle wstałam wcześnie i udałam się do łazienki. Podpuchnięte, czerwone oczy , włosy w kompletnym nieładzie. Miałam ochotę schować się pod kołdrę i nigdy spod niej nie wychodzić. Wiedziałam, jednak, że nie mam wyjścia muszę się ogarnąć. Weszłam pod prysznic i szybko się umyłam, następnie musiałam się pomalować by choć w minimalnym stopniu przypominać człowieka. Wysuszyłam włosy i zaplotłam je w kłosa, a następnie ubrałam się w strój sportowy, który w moim wydaniu składał się z czarnych leginsów i czarnego topu. Postanowiłam wyjść na dach świątyni by przekonać się o nastrojach w obozie. Usiadłam po turecku i delikatnie zaczęłam badać nastroje herosów. Już chyba każdy wiedział co się wczoraj działo. Nic dziwnego, skoro na przymusową drzemkę udało się około 20 osób. Na szczęście nie było dużo ludzi w okolicach sali, wtedy bilans byłby o dużo większy. W umysłach ludzi przechodzących obok świątyni panowała przyjemna nie wiedza
 Ale im dalej sięgałam swoim umysłem w ich wyczuwałam jak nastroje się zmieniają. Nikt  nie pamiętał o tym, że Chester mnie zdenerwował, wszyscy skupili się na tym że ucierpiała Mel, małe niewinne dziecko. Według nich byłam potworem. Po moich policzkach leciały łzy. Byłam wściekła na Chestera, że doprowadził mnie do takiego stanu. Byłam wściekła na siebie, że dałam się sprowokować. W tym.wszytkim najgorsze było to, że ja faktycznie byłam nikim. Prawda boli gorzej od ciosów. Spróbowałam wybadać umysłu jeszcze dalej, chciałam.wiedzieć, co oni o mnie myślą. Tak jak się spodziewałam, każdy obwiniał mnie. Chwila... Ktoś mnie szuka. Idzie bardzo szybko w kierunku świątyni. Skupiłam się na umyśle tej osobie. Mogłam się tego spodziewać, Zoey. Podeszłam.do.brzegu dachu i obserwowałam.jak się zbliża...
-Zoey? Mnie szukasz?- krzyknęłam spoglądając w dół. Kiedy tylko mnie zauważyła wystrzeliła w górę, by po chwili być przy mnie.
-Co ty sobie wyobrażasz?- krzyknęła pomimo tego, że stała pół metra.ode.mnie.
-Naprawdę myślisz, że to ode mnie zależy?- spojrzałam na nią ja na idiotkę.
-Croft! Jak mogłaś usypać Mel?!- cały czas się darła pomimo, że nawet nie podniosłam głosu.
-Zoey, ostatnią rzeczą jaką chce robić jest usypianie kogokolwiek.
-No to nie rób tego!- dla niej to wszystko było takie banalne łatwe.
-Nie mogę kontrolować tego gdy ktoś mnie denerwuje. Ta klątwa ujawnia się w przypadku skrajnych emocji- miałam nadzieje, że mi odpuści.
-To, że się nie denerwujesz, nie oznacza, że ludzi możesz usypiać!- zrezygnowana pokręciłam głową.- Nie masz prawa robić tego nikomu z obozu.
-Właśnie o to pokłóciłam się z Chesterem, on chciał żebym zaczęła ćwiczyć moc. Ja nienawidzę tego...
-C-co??? Powtórz- przerwała mi.
-Nienawidzę tego...
-Nie, nie to... To wcześniej- znowu mi przerwała. 
-Chester chciał bym ćwiczyła...- widziałam jak Zoey wpada w furie.
-Zabije gnojka! Jak on mógł?- i poszybowała, a ja zeszłam z dachu i z bólem udałam się na poranny trening.
***
   Kiedy tylko dotarłam na plac gdzie zazwyczaj odbywał się lub zaczynał trening miałam ochotę uciec. Wszyscy wskazywali na mnie palcami, a ja miałam ochotę się zapaść pod ziemię. Szybko udałam się do linii drzew i postałam się wtopić w otoczenie. Pogratulowałam sobie w myślach czarnego stroju. Oparłam się o pień, wiedząc, ze mam jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia ćwiczeń. Przymknęłam oczy i starałam się przygotować mentalnie na to co mnie za chwilę spotka.
-Czego się chowasz?- nosz cholera jasna! Człowiek chce się trzymać na uboczu,  a tu mu nie dają!
-Nie chowam się- odparłam machinalnie.
-Jasne... Dlatego stanęłaś wśród drzew i starasz się zwracać jak najmniej uwagi. Skoro to nie chowanie to co?
-Brawo! Czego chcesz Shedow?! Jak trafnie zauważyłeś chowam się, więc jeśli zamierzasz mnie opieprzyć tak jak twoja dziewczyna to, to zrób i idź sobie- miałam ochotę wyrwać się z obozu choć na kilka godzin. 
-Nie rozumiem. Nie mam zamiaru cię opieprzać- spojrzałam na niego przelotnie.
-Och... Nie udawaj! Wiem, że masz mi za złe to, że uśpiłam Marilyn i wiem również, że to moja wina, więc odpuść sobie.
-O to chodzi. Daj spokój, wiem, że tego nie chciałaś. Marilyn jako jedyna nie odtrącasz, dlaczego?- nosz kurde! Psycholog i wybawiciel ludności się znalazł!
-Nie twoja sprawa!- miałam ochotę stad odejść, ale wiedziałam, że nie mam gdzie uciec.
-Powiedz mi, co ci szkodzi? Dlaczego nie odtrącasz Mel?- cholera jasna!
-Weź daj mi spokój! Za kogo ty się masz?!- nie mogłam mu powiedzieć o tym, że potrafię wniknąć komuś w umysł. Chyba by mnie za to zlinczowali.
-ROZGRZEWKA!- byłam uratowana!

Witajcie ;)
Pewnie spodziewaliście się rozdziału wczoraj, ale niestety, mój internet postanowił mi udowodnić, że powinnam wcześniej dodać rozdział i się zbuntował. Całe szczęście, że miałam już sporo rozdziału, dzięki pisaniu w szkole ;)
Następny rozdział najprawdopodobniej napisze Zuza ;)
Zapewne wrócimy do tego by rozdziały pojawiały się co dwa tygodnie, bo uwierzcie, to nie jest tak prosta sprawa by napisać coś wartego pokazania ;)
Wiem, że rozdział nie zachwyca, ale jeśli nie chcecie czekać kolejnego tygodnia, to niestety musicie się zadowolić tym ;D
Do zobaczenia w następnej notce, mam nadzieję, że już dożo lepszej. Wiem, że na razie nic ciekawego się nie dzieje, ale uwierzcie, mam w planach ciekawsze wątki, tylko do tego potrzebny jest czas...
Pati

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział sześćdziesiąty dziewiąty

Sue:
   Po treningu zastałam oddelegowana do domku Hefajstosa. W miarę zbliżania się do wejścia temperatura wzrastała, a gdy przeszłam przez drzwi miałam ochotę uciekać. Jak tu gorąco, szczególnie, że byłam zgrzana po katorgach zwanych treningami. Zaczepiłam pierwszego lepszego chłopaka ciężko pracującego przy jakiejś broni.
-Gdzie jest Gregory?- spojrzał na mnie, wzruszając ramionami.
-Nic nie słyszę, powtórz- no tak, oprócz niesamowitego ciepła w kuźni panował niesamowity hałas.
-GDZIE JEST GREGORY?!
-ZAPROWADZĘ CIĘ- zdziwiłam się, że zostawia niedokończone oręże, ale on je włożył w płomień więc podejrzewam, że i tak by nie miał nic do roboty. Mam nadzieję, jeszcze tego by mi brakowało by ktoś mnie opieprzył za odrywanie go od pracy. Przechodząc przez kuźnię zauważyłam, że nikt nie przejmował się moim pojawianiem. Każdy był zajęty swoja pracą co mi się bardzo podobało. Przynajmniej tutaj nie szeptano jak przychodziłam. W końcu dotarliśmy do centrum kuźni, przy którym jakiś chłopak pracował w pocie czoła.
-E! GREGORY! KTOŚ DO CIEBIE!- mój dotychczasowy towarzysz krzyknął w stronę swojego brata. Ten oderwał się od metalu i spojrzał na mnie.
-CHODŹ!- po raz kolejny ruszyliśmy przez kuźnię, tym razem w stronę jakiś drzwi. Jak się okazało prowadziły do małego pokoju, który chyba pełnił funkcję biura, ale o dziwo było w nim o wiele ciszej.- Co cię do nas sprowadza?
-Przysłał mnie Chester, mam złożyć zamówienie na broń.
-Jaka?- wyjął jakąś karteczkę i czekał z długopisem zawieszonym kilka milimetrów od jej powierzchni.
-Dwa miecze jednoręczne i noże do rzucania- szybko to zanotował.
-Imię, nazwisko, boski rodzic, obóz. Od kiedy połączyli musimy wszytko notować by się nie pogubić, ale skoro przysłał cię Chester to jesteś z Zeusa?
-Uhym... Susane Croft, Hypnos.
-Masz jakieś specjalne życzenia do broni?- teraz całą uwagę skupił na mnie,
-Emmmm... Może niech miecze będą ciut dłuższe niż normalnie i ciężkie. Noże niech będą zwyczajne- zastanawiałam się czy zrozumie moje pokrętne tłumaczenie 'zwyczajnych noży'.
-Grawerunek, specjalne zdobienia?- spojrzałam na niego jak na idiotę. Przecież ja mam tym walczyć, a nie prezentować.
-Nie, dziękuje...
-Okej... Jeszcze trochę będziesz musiała się pomęczyć z bronią na salach... Jak twoje zamówinie będzie gotowe poinformujemy Cie- już chciałam odejść, gdy Gregory jeszcze raz się odezwał.- Nie boj się wszystko będzie dobrze, nie jesteśmy tacy źli jak się wydajemy- co prawda nie wiedziałam kogo ma dokładnie na myśli: czy swój domek czy herosów ogółem, ale skinęłam głową z niepwenym uśmiechem i ruszyłam na obiad.

***
(Kilka dni później)
   Każdy dzień w obozie wyglądał tak samo. Codzienne mordercze treningi wydawały się rutyną. W tym tygodniu mieliśmy zacząć teorię, niestety zajęcia będą się odbywały tylko przed południem. Znudzona grzebałam w śniadaniu kiedy podszedł do mnie jakiś chłopak.
-Susane Croft?- wyglądał dość... zwyczajnie.
-Tak, o co chodzi?- utkwiłam w nim spojrzenie moich zmęczonych oczu.
-Gregory już skończył twoją broń i możesz ją odebrać po południu- broń jest gotowa? To chyba najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia.
-A dlaczego nie mogę tego zrobić teraz?- chciałabym już w końcu mieć swoją broń.
-Bo jeszcze  coś przy niej robi. Ale kazał już mi  ciebie powiadomić.
-Okej... Przyjdę dziś po nią- posłałam mu uśmiech i wróciłam do grzebania w talerzu.
-Ooo... Witaj, Susane! Dlaczego nie jesz?- Mel usiadła obok mnie ze swoim talerzem i wpatrywała się we mnie, czekają na moją odpowiedź
-Hej, Mel. Nie jestem głodna- chciałam posłać jej uśmiech ale obawiam się, że nie za dobrze mi to wyszło.
-Wyglądasz na zmęczoną. Aż tak bardzo wasz męczą?- wyglądała na zmartwioną.
-Nie jest najgorzej, po prostu nie mogę spać.
-Chyba muszę pogadać z Chesterem, nie może cię tak katować!!! - spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Naprawdę nie musisz. Daje sobie radę- Mel zaczęła wesoło nawijać o dzieciakach w jej wieku z innych obozów, a ja jej tylko co jakiś czas posyłałam uśmiech gdy zerkała na mnie w przerwach pomiędzy jedzeniem, a mówieniem.
Jeszcze nigdy nie było mi tak trudno trzymać się na uboczu jak w obozie. Mała uważała mnie za nie wiadomo kogo i starała się zrobić wszystko bym czuła się tutaj jak najlepiej. Zajrzałam do jej umysłu i wyczułam, że ona mnie uważa za jakiegoś bohatera, czyli za kogoś kim nie byłam. Nie miałam serca by ją ignorować lub obrazić, wyczułam, że kogoś jej brakuje, ale nie wgłębiałam się w to. Uznałam, że jak Mała będzie chciała mi o tym powiedzieć to powie. Gdy miałam już jej oznajmić, że już idę kątem oka zobaczyłam jak staje na ławce i macha rączką.
-Zoey! Shedow! Dylan! Nix! Tu jesteśmy! Chodźcie!- świetnie. Szybko się do nas zbliżyli. To, że nie odtrącałam Małej, nie znaczy, że chciałam pozwolić jej przyjaciołom na to samo. Ale ona tego nie dostrzegała.
-Hej- Dylan przywitał się.
-Cześć- Phoenix..
-Witaj- Shedow.
-Cześć Mel. Nawet nie próbuj mnie usypiać bo nie ręczę za siebie- no i Zoey.
-Spokojnie, ja właściwie już skończyłam- ciągle nie wybaczyła mi tego, że ją uśpiłam. Nic nie daje tłumaczenie, że nie miała na to wpływu.
-Nie, nie idź. Przecież prawie nic nie zjadłaś- Phoenix spojrzała na mój talerz a ja pożałowałam, że nie nałożyłam mniej.
-Już się najadłam- posłałam jej słaby uśmiech i wstałam od stołu.
-I dobrze, nie będziemy mieli żadnej nieprzewidzianej drzemki. Ała!!! - jak zwykle miła Zoey.
-Miałaś być dla niej miła- usłyszałam jeszcze jak Phoenix mówi do Zoey.
-No co? Prawdę powiedziałam!
***
   Najwidoczniej plany uległy zmianie, ponieważ dostaliśmy plany, a raczej rozkłady dnia. Kiedyś niedziela była dniem wolnym, teraz różni się tylko tym, że popołudniu mamy wolne. Dzięki temu, że nastąpiła fuzja obozów to znaleźli się również nowi nauczyciele. Od Ateny mieli nauczać historii i strategii, rzemiosła od Hefajstosa, a filologii zwierząt od Artemidy. Oczywiście przeszli oni już szkolenie w swoich obozach i w tym w razie potrzeby szkolili tylko swoje umiejętności walki. Opiekunowie grup odpowiadali za ćwiczenie nas w walce, więc i tak to z nimi spędzaliśmy najwięcej czasu.  Byłam już po szermierce, a czekała mnie teraz strategia. Oczywiście szermierkę prowadził Chester, a strategie ktoś od Ateny. Po obiedzie jeszcze tylko techniki walki i będę mogła odebrać broń! Yea! Weszłam na salę w której odbywała się strategia i usiadłam w kącie.
-Witam wszystkich. Zaraz wam rozdam plany pola bitwy, a wy macie za zadanie obmyślić jak najlepszą strategię. Pamiętajcie, że armia wroga jest liczniejsza od waszej, oraz silniejsza- zapowiada się ciekawie. Zaraz polegnę! Spojrzałam na dokładny pan terenu. Zero jakich kol wiek wzniesień lub obniżeń terenu. Już chciałam wrócić do poprzedniego tygodnia gdzie były tylko ćwiczenia w walce, na poprawę kondycji i siły. Rozumiałam, że to jest nam bardzo potrzebne, ale nie wyobrażałam sobie siebie jako dowodzącego bitwą. Co to, to nie! Jestem zbyt słaba w podejmowaniu decyzji. Spojrzałam jeszcze raz na plan bitwy i stwierdziłam, że potrzebny jest atak z zaskoczenia czyli armię wroga trzeba odciągnąć dalej do malutkiego lasu który był zaznaczony w dość sporej odległości od armii wroga. Rozrysowałam swoją strategię polegającą na mały oddział, który zaatakuje i ucieknie w stronę lasu a tam zaatakuje go 'moja' armia. Chce już koniec!
***
   Po strategi na której na szczęście nie wypadłam najgorzej udałam się do kuźni. Szybko zaczepiłam kogoś i zostałam zaprowadzona do 'biura'. Usiadłam sobie grzecznie na krześle i niecierpliwie czkałam.
-Witaj Susane. Zapomniałem o zbroi, ale coś, a raczej ktoś, dostarczył mi twoje wymiary. Ale najpierw broń- wyszedł do pokoju obok i przyniósł dwa miecze w pochwach- wyjmij je, a ja pójdę po resztę.
   Wstałam i wzięłam do dłoni broń, jeszcze w pokrowcu. Wyciągnęłam ją i poczułam przyjemny ciężar. Była dużo lepsza niż ta w sali, dłuższa i cięższa. Z zaskoczeniem dostrzegłam zdobienia. Na klindze był delikatny motyw maków i jakiś napis. Rękojeść zaś zdobiły róże. Sprawdziłam drugi miecz i okazało się, że na nim na klindze są róże, a na rękojeści maki. Kiedy się przyglądałam mieczom wrócił Gregory.
-Dziewczyny odpowiedzialne za zdobienia nie mogły się oprzeć- położył noże w pochwach i zbroję.
-Ale dlaczego maki i róże?- spojrzałam na niego.
-Bo maki to kwiaty które rosną przy grocie Hypnosa, a róże? Nie chciały mi powiedzieć. One już takie są- uśmiechnął się do mnie.- Sprawdźmy czy zbroja dobrze leży.
   Pomógł mi się ubrać w zbroję, które nie miała żadnych zdobień oprócz 'rękawów' czy jak to się nazywa. Na jednym były róże, na drugim maki. Gregory pokazał mi jak mam poprzypinać miecze i noże. 
-Dlaczego ty nie ozdabiasz?- zapytałam gdy on jeszcze coś tam poprawiał.
-Och... Oczywiście, że ozdabiam, ale teraz jest strasznie dużo roboty. Na przykład nad twoimi mieczami musiałem siedzieć po nocach, bo co prawda był to pomysł dziewczyn, ale nie chciały ich ruszyć. A one są bardzo wkurzające, jak się czegoś im odmawia. czasami chciałbym być jedynakiem- zaśmiałam się.
-Nie jestem pewna. Wyobraź sobie ile byś miał teraz roboty. A tak? Masz względny spokój.
-No tak- też się zaśmiał.- Gotowe! I jak?- poruszyłam się i byłam zaskoczona, że nie jest mi niewygodnie.
-Jest okej. Mogę się ruszać, a to chyba najważniejsze- wyciągnęłam miecz zadowolona, że nie sprawiło mi to większego problemu.- Dziękuje. A teraz jak ja się mam z tego rozebrać?!

Hejka ;)
Bardzo przepraszam, że rozdział nie pojawił się już wczoraj, ale jak wróciłam do domu to po prostu padałam ze zmęczenia i szybko poszłam spać... 
Wiem, że długo nie było rozdziału i możecie być na mnie źli, że nie dodałam go wcześniej, ale szkoła nie daje mi zbyt dużo czasu by tworzyć. A nad tym rozdziałem musiałam jeszcze trochę popracować. Nie będę się jakoś szczegółowo rozpisywać. Kolejny rozdział także będzie mojego autorstwa i w miarę możliwości postaram się do dodać w następnym tygodniu. Zaglądajcie na mojego twittera: @Pataxxon, tam powinnam napisać czy uda mi się dodać rozdział.
Pati ;)
P.S.: W odpowiedzi na komentarz pod poprzednim rozdziałem. wyznaje zasadę, że jeśli ktoś znajdzie czas by skomentować to co napisze, to ja muszę mu odpowiedzieć ;) 
P.S.2: przepraszam, że jest tak mało akcji i dialogów, ale Sue miała być samotnikiem, a już i tak za bardzo mi to nie wychodzi.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Kolejne krótkie wyjaśnienie...

To znowu ja!
Jako, że właśnie zyskałam dostęp do komputera dzięki mojej kochanej Kuzynce, będę mogła dodawać rozdziały. Postaram się jak najszybciej przygotować nową notkę. Do zobaczenia w następnym rozdziale.
Pati

niedziela, 11 stycznia 2015

Krótkie wyjaśnienie...

Witam Cię drogi Czytelniku.
Zapewne jesteś już trochę, lub bardzo zły bo mijają dni, a rozdziału jak nie było tak nie ma... Już wszystko wyjaśniam, jak zapewne wiesz niedawno Dominika czyli nasza kochana Bujka zawiesiła swą działalność na blogu z powodu szkoły i nadciągającej matury. Pozostałyśmy ja i Zuza, która niestety popsuła telefon i nie ma możliwości pisania, a do tego dochodzą jej problemy z wi-fi, a dokładniej z zasięgiem...
Pozostałam więc tylko ja, oczywiście jakiś zły duszek wziął teraz mnie w swoje sidła i dziś wysiadając  z busa popsułam troszkę swój telefon, dokładnie dotyk... Rozdział oczywiście się pojawi, lecz najwcześniej w sobote. Pewnie jesteś ciekaw dlaczego w sobotę, a nie wcześniej... Przyczyną jest brak dostępu do komputera, ponieważ mam szkołę w innym mieście niż to, w którym mieszkam. Oczywiście będę się starać pisać na telefonie, lecz obawiam się, że nawał nauki mi na to za bardzo nie pozwoli...
Pati