piątek, 26 grudnia 2014

ŻYCZENIA <3

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chcemy życzyć Wam zdrowia, szczęścia, pomyślności, sukcesów, uśmiechu na twarzy i wszystkiego co sobie życzycie <3 Najlepiej spędzonego Sylwestra i pięknego Nowego Roku ^^
Z poważaniem: Zuza, Pati i Dominika <3

P.S:. Nie zabijcie mnie ale rozdział się opóźni z powodów rodzinnych i zdrowotnych. :)

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział sześćdziesiąty ósmy

Susane:
O mój Boże! A może to jednak nie na miejscu? Mniejsza z tym, każdy jeden, najmniejszy mięsień dawał mi o sobie znać. To jest obóz tortur czy jak? Nigdy nie przepadłam za żadną aktywnością fizyczną i gdyby nie usilne błagania dziadków bym choć trochę się rusza, ból byłby za pewnie jeszcze gorszy. Od razu po powrocie z treningu poszłam wziąć prysznic, a teraz leżałam w samym ręczniku na tym pewnie strasznie drogim łóżku i umierałam w mękach.
-Proszę- nosz kurde! Tylko tego mi brakowało!
-Co to do diabła jest?- spojrzałam podejrzliwie na buteleczkę.
-Ambrozja, pomoże Ci, uwierz mi.
-Niby dlaczego miałabym Ci wierzyć?
-Bo jestem twoim ojcem?- w jego głosie brzmiała nadzieja.
-Och... Błagam Cię, chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. Ty nie jesteś moim ojcem Hypnosie, jesteś jedynie człowiekiem, który mnie spłodził i w ten sposób zmarnował życie mojej mamie- uniosłam na niego wzrok i z przyjemnością zobaczyłam na jego twarzy ból.
-Dlaczego tak mówisz? Kochałem ją i kocham Ciebie- usiadł nieproszony na łóżku... Chwila, to jego łóżko! Niech to szlag! Przynajmniej w pewnej odległości ode mnie.
-A to ciekawe. Kochałeś ją? To dlaczego jej to zrobiłeś, dlaczego na to pozwoliłeś?- miałam do niego o to ogromny żal. Nienawidziłam go zanim go jeszcze poznałam, mojej mamie by nic nie było gdyby nie on... i ja.
-Naprawdę nie rozumiem o co Ci chodzi. Twoja mama wiedziała o mnie, powiedziała, że rozumie, że odejdę, ona się z tym pogodziła. Jeśli chodzi o to, że Cię nie odwiedzałem, to prosiła, żebym nie interesował się nią, tylko miał oko na Ciebie, kiedy wyśle mi wiadomość i to robiłem- jak ja go nienawidzę!
-Serio? naprawdę myślisz, że mnie to interesuje? Pozwoliłeś na to! Rozumiesz?! Gdyby nie ty ona nadal by żyła! Bogowie i ich pierdolona chęć posiadania taniej siły roboczej!- wstałam i nie zważając na to, że jestem w ręczniku krzyczałam na niego.- Jesteście tak leniwi, że nawet nie chce wam się dokończyć tej głupiej wojny! Wysyłacie na pewna śmierć niewinnych herosów, bo są waszymi dziećmi? Pewnie teraz oczekujesz ode mnie, że ja również dołączę do tej walonej bandy głupców, zapatrzonych w rodziców?! Gdy tylko nauczę się bronić ucieknę stąd i ukryje się z dziadkami! To oni byli moimi rodzicami od śmierci mamy! A ty miałeś mnie w dupie! I nadal masz, potrzebujesz tylko mojej klątwy!- czułam na policzkach łzy, ale nie zwracałam na nie uwagi. W mojej pamięci nadal ukazywał się obraz mnie ubranej w najlepsza sukieneczkę, przemierzającą korytarz szpitala z dziadkami.- wyjdź  stąd i nigdy więcej nie waż się nazywać moim ojcem.
Poszłam do garderoby, szybko coś na siebie narzucając i wyparowałam ze świątyni. A niech go Hades pochłonie! Przemierzałam obóz z mokrą głową i rozszalałymi myślami. Nie znałam go na tyle by zaszyć się w jakimś zaciszu, a nie miałam ochoty na ponowną wycieczkę. Nie wiedziałam nawet dlaczego moje nogi pokierowały mnie na pustą salę treningową. Weszłam do niej i ustawiłam kilka manekinów w półkolu, postanawiając wypróbować różne rodzaje broni. Chester mówił by sugerować się 'boskim rodzicem', ale ja przez całe popołudnie nie znalazłam nic, co by mi odpowiadało. Podeszłam do szafy z bronią i wyciągnęłam miecz. Ciężki, nawet bardzo, ale pomimo mojego bólu podeszłam do manekinów i zaczęłam w nie uderzać. Ała! To nie to. Łuk, włócznia, noże, sztylety, miecze jednoręczne, dwuręczne, krótkie, długie i jeszcze długa lista broni, z których żadna mi nie pasowała! Dlaczego jestem akurat potomkiem Hypnosa? Zrezygnowana padłam na podłogę i przekręciłam się na plecy. Chwila, czy tam ktoś siedzi? Momentalnie usiadłam i spojrzałam na intruza. Nie odzywał się, tylko przyglądał.
-Czego chcesz?- oboje się sobie przyglądaliśmy, nie ruszając się.
-Z jakiego obozu jesteś?I boski rodzic- prychnęłam.
-Mi również miło pana poznać. Zeus i niejaki Hypnos- nie miałam siły na walkę z nim. Nawet słowną, byłam za bardzo wycieńczona.
-Ile już trenowałaś?- pomiędzy jego oczami pojawiła się kreska.
-Nie wiem. Od rana miałam treningi grupowe i potem jeszcze indywidualny, no i teraz. Czy to ważne?- byłam zła. Nawet się nie przedstawiał, a mnie wypytał o każdy szczegół.
-Źle to robisz- wskazał głową na manekiny.
-To co? Mam brać bronie do dłoni i czekać, aż któraś zaświeci?- spojrzałam na niego z pogardą.
-Oczywiście, że nie! Wstań- nie ruszając się, obserwowałam jak się podnosi i schodzi z trybun.
-Uważasz, że będę słuchała człowieka, którego nie znam nawet imienia?- już stał obok mnie.
-Shedow, syn Nyks, obóz Zeusa. A teraz wstawaj i bez gadania. Moją bronią są noże, więc i ty spróbuj- i wyciągnął w moją stronę, widziałam z jaką niechęcią to zrobił.
-Ślepy jesteś? Już próbowałam, nie nadaje się do walki- nadal siedziałam, nie zamierzałam wstawać, tylko po to by mu udowodnić, że nie nadaje się do walki.
-Wstań, bo ci pomogę- spojrzał na mnie 'groźnym' wzrokiem.
-Och daj spokój, nie mam siły. Daj mi spać!- położyłam się na parkiecie, by dać choć odrobinę odpocząć mięśniom.
-Wypij to- postawił przy mojej głowie buteleczkę... czegoś...
-Co to?- odwróciłam głowę by móc obserwować złoty pojemnik. Chwila! To ten płyn jest złoty.
-Ambrozja, wzmocni cię- serio?
-Jesteś już drugą osobą dziś próbującą mi to wcisnąć. Jeśli Hypnosa można uznać za osobę- wymruczałam pod nosem.
-Ach... To dlatego tutaj przyszłaś i się katowałaś? Tatuś wkurzył? Co, dał szlaban?- momentalnie się podniosłam.
-NIE NAZYWAJ GO MOIM TATĄ!!!- zobaczyłam jak się kuli.
-Wypij ambrozję! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co robisz? Jesteś wycieńczona i jeszcze używasz swojej mocy?- spojrzałam na niego jak na debila.
-Nie użyłam jej- przecież bym coś poczuła.
-Tak? To dlaczego do mojej głowy wdarł się wrzask? A prawie upadłem dlatego, że ledwo na mnie głos podniosłaś?- użyłam mocy? Wyciągnęłam przed siebie ręce i zaczęłam je oglądać. obracając nimi.- Nie musisz do tego używać dłoni, to twój umył. proszę wypij ambrozję, bo znowu wylądujesz w szpitalu- to podziałało. Szybko opróżniłam buteleczkę i poczułam się jak nowo narodzona. Wstałam i podeszłam do Shedowa.
-Pokaż ten nóż i daj mi spać- wyciągnęłam dłoń, w której zaraz pojawił się metal. Stanęłam twarzą do manekinów i gdy już prawie miałam rzucać, ręka chłopaka mnie zatrzymała.
-Nie tak, stań w lekkim rozkroku, wymierz dokładnie, dostój broń do dłonie, zważ ją, dobrze, a teraz skup się, nie myśl o niczym innym tylko o celu- starałam się robić wszytko tak, jak mi radził i rzuciłam. Zamknęłam oczy, czekając na charakterystyczny dźwięk uderzenia metalu w podłogę, zamiast niego, usłyszałam tylko krótki tępy odgłos.- Spójrz.
Otworzyłam oczy i ujrzałam nóż w manekinie, delikatnie dalej od mojego docelowego celu.
-To przypadek.
-Przekonamy się- i podawał mi kolejne noże, a ja rzucałam nie wierząc własnym oczom.
-Dobrze. spróbujmy jeszcze z tym- podszedł do szafy z bronią i przyniósł dwa, jednoręczne miecze.- Trzymaj.
Jakie one są ciężkie! Ale nie sprawiało mi to problemu, wręcz z tego ciężaru czerpałam siłę. Shedow wyciągnął własny oręż i stanął na przeciwko mnie. Dopiero jak się ustawił dotarło do mnie, że mam się z nim zmierzyć. nie miałam nawet czasu by zaprotestować. Natarł, ale ja cudem zdołałam zablokować jego atak.
-Daj spokój, odkryłam swoją broń!- ale on nie słuchał. Więc przestałam się starać, by przestał, a zaczęłam starać się walczyć. Po kilku minutach, w ciągu których nabawiłam się siniaków w końcu dał mi spokój.
-Spróbujemy jeszcze z czymś- zabrał mi miecze i ruszył do szafy.- To bō, japońska broń, skoro atrybutem Hypnosa jest laska, to powinno się nadać. Spróbuj na manekinach- kij był minimalnie za długi, ale złapałam go w połowie długości i zaczęłam atakować po kolei manekiny. Idealnie leżał w moich dłoniach.
-Łał... Jest świetny, ale będę walczyła mieczami,i i nożami,, ale nim też nauczę się walczyć- przyjrzałam się bō, które pasowało do mnie, ale było zbyt wymagające na walkę wręcz.- Skąd wiedziałeś?
-O czym?- zapytał Shedow, odbierając ode mnie broń.
-O tym, że poradzę sobie z nożami- wpatrywałam się w tył jego głowy.
-Przeczucie. Teraz idź spać i nie pij ambrozji przez najbliższy dzień, bo wybuchniesz- i tak po prostu odszedł. Po chwili i ja wyszłam z sali ku świątyni Hypnosa. Szybko wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka. Jeszcze tylko zerknęłam na wyświetlacz budzika, który wskazywał 3:29.
***
O matko! Jak mi się chce spać! Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na budzik. 10:48 nie jest jeszcze tak późno, można jeszcze chwilkę pospać. Kiedy już po znowu miałam się przekręcać, nagle doznałam olśnienia. PRZECIEŻ JA MAM TRENING! Szybo przebrałam się i wybiegłam ze świątyni. Wpadłam zdyszana na salę treningową wprost na Chestera.
-Prze... pra... szam... za spóź... nie... nie- ledwo dyszałam.
-Zostałem o tym poinformowany. Jako córka Hypnosa, musisz się nauczyć panować nad swoim snem.- czy kiedyś przestaną nazywać mnie córką Hypnosa? - Słyszałem również, że w końcu wybrałaś broń, dwa miecze jednoręczne, noże i bō, prawda?- spojrzał w końcu na mnie, odrywając wzrok od walczących na matach.
-Tak, ale postanowiłam walczyć tylko mieczami i nożami, bō będę doskonalić i używać w razie potrzeby- czekałam na dalsze jego rozkazy.
-Po południu masz pójść do domku Hefajstosa i zlecić wykonanie oręża, na razie miecze i noże, a teraz wybierz broń i na matę. Reszta grupy ma już za sobą instruktarz, więc osobiście ci go powtórzę, a później dobiorę jakąś parę do walki- szybko udałam się do szafy. Szybko dobrałam dwa ciężkie miecze i zestaw noży do rzucania. Chester wyjął swoją broń i rozpoczął się trening.


Mam ochotę schować się pod ziemię, za to, że dodaje taki rozdział. Naprawdę przepraszam, ale nie mam czasu by go poprawić, a najlepiej napisać od nowa obiecuje, że kolejny będzie po pierwsze dłuższy ( bo na to zasługujecie) i mam nadzieję ciekawszy.
Ach... i jeszcze jedno! Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! Dużo prezentów pod choinką, dobrego jedzonka, które zamiast w dupę, pójdzie w cycki, no i żeby były BIAŁE!
Pati ;)
P.S.: Tak wiem, że rozdział się kupy nie trzyma...