wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział dziesiąty

       Od wczoraj chciałam dorwać panów doskonałych i wygarnąć im, za to, że nie poszli mnie szukać po tarciu z cyklopem. Po prostu miałam ochotę ich wczoraj udusić. Oboje zmyli się gdzieś, zaraz po tym jak dostaliśmy podarunki od rodziców. Zayn nawet nie raczył pojawić się w domu, a za to do Chestera mnie nie wpuszczali, za co miałam ochotę zabić. Ale w końcu jednego i drugiego dorwałam. Zayn siedział w naszym domku i czytał jakąś powieść, a Ches właśnie wracał z treningu i przechodził bok domu. Gdy go dostrzegłam wciągnęłam go do domku. Nie krył nawet zaskoczenia malującego się na jego twarzy.
Dosłownie rzuciłam go na kanapę, obok pana mola książkowego. Oboje spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a później na ich twarzach pojawiło sie zmieszanie.
Przysunęłam sobie krzesło, usiadłam na nim okrakiem opierając ramiona i brodę o oparci krzesła. Wpatrywałam sie w nich gniewnie.
 - A teraz słucham wyjaśnień. - zażądałam - Czemu do jasne cholery, ani jeden z wielmożnych panów nie szukał mnie po tym jak wpadłam do tego zasranego, stęchniałego gniazda Harybsów! CO?  - ostatni wyraz przeciągnęłam.
Najpierw spojrzeli po sobie, a później bardzo dyskretnie, Chester dźgał łokciem w Zayn'a, aby on coś sensownego powiedział.
Jemu oczy się, aż zaświeciły.
 - To ja zrobię coś do picia. - wstał ale moja noga była szybsza i usadowiła go w miejscu - no dobra, to bd siedział.
Zmroziłam ich spojrzeniem.
 - Do kurewskiej nędzy! Powiedzcie mi dla czego mnie, do jasnej cholery nie szukaliście?! - prawie to wykrzyczałam. Byłam wściekła jak nigdy i powinni to odczuć w największym stopniu.
Nastała błoga cisza.
Ci patrzyli na mnie ze strachem i próbowali nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Ale nie umknęło mojej uwadze, ż eChes ciągle dźgał łokciem mojego braciszka.  Miałam ochotę ich porządnie zlać.
W końcu Zayn westchnął.
 - To był test.
Chester parsknął śmiechem, a minie jakoś ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała. Spojrzałam na niego z pożaleniem.
 - Serio? - zakpiłam - Jeszcze mi powiedz, że wysłałeś po mnie Dylana i Hannę, którzy nie mieli na sobie pełnego rynsztunku to cię wylacham.
Wzruszył ramionami.
 - Niczego lepszego nie wymyśiłem. Gasisz mnie każdym argumentem. - powiedział bez przekory.
Uniosłam brew. Chciałam się jeszcze nad nim poznęcać.
 - Serio? - znów zaczęłam kpić z niego - Na miłość boską jesteś synem Zeusa! I tak łatwo dałeś się zgasić?
Syn Aresa poruszył się na miejscu.
 - Ty też jesteś dzieckiem Zeusa więc...
Zwróciłam się do niego.
 - Och zamknij się! - warknęłam - do ciebie zaraz wrócę więc pomyśl nad jakiś wyjaśnieniem. Nie chce czekać do końca dnia - dogryzłam - Zayn - powiedziałam teraz spokojnie - dlaczego mnie nie szukałeś?
Chłopak w końcu dał za wygraną.
 - Byłem na ciebie zły. - westchnął - nie słuchałaś rozkazów, a mało komu się to zdarza... z wyjątkiem Rikki... ale to inna historia. - poczułem sie zlekceważony, a po drugim starciu z tobą byłe wściekły na moją bezsilność w stosunku do ciebie. - zawahał sie. - a gdy widziałem jak, jak latasz wokół cylkopa i osłaniasz swoich przyjaciół, a jeszcze do tego doszło błogosławieństwo ojca... to coś pękło we mnie i zauważyłem, że za niedługo będziesz walczyła ze mną o przywództwo...
Ton jego głosu i sposób w jakim to mówił, zmiękczyło moje serducho.
Wstałam ze krzesła.
 - Głupek. - patrzyłam na niego z góry. ( co pierwszy raz mi się zdarzało. gdyż był cholernie wysoki ) - ty myślałeś, że będę walczyć z tobą o przywództwo? - zwiesił głowę - Jesteś głupkiem, dlatego, że myślisz, o takich absurdalnych rzeczach! Prędzej umrę niż weznę za kogoś odpowiedzialność! Przecież ja jestem bezmyślna i od tak pakuję się do gniazda Harybsów, które mogą od tak zabić żółtodzioba.
Atmosfera rozluźniła się.
Zayn wstał i przytulił mnie.
 - Teraz dopiero zauważyłem jaki ze mnie debil. - westchnął.
Przytuliłam go do siebie. W końcu odsunął się ode mnie, a ja z całej siły uderzyłam go pięścią w pierś. Cios odebrał mu na chwilę wdech. Spojrzał na mnie.
 - Zzz...za coooooo? - wysapał.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
 - Za to, że nie przyszedłeś po mnie do jaskini, a przez to mam szpetne blizny, na plecach i rękach!                Przytuliłam go do siebie jeszcze raz.
         On przerzucił mnie sobie przez bark i zaczął mnie łaskotać. Okładałam go pięściami i kopałam z całej siły. Śmialiśmy sie przy tym jak dwoje uciekinierów z zakładu psychiatrycznego. Natomiast Chces wymknął sie z domu niepostrzeżenie.


 - Klara przewidziała, iż dwóch nowych herosów są w piekielnym niebezpieczeństwie.. dosłownie - podkreślił Zayn. Zebrał nas praktycznie w środku nocy, gdy cały domek Ateny, z rozdygotaną Klarą, najechała nasz spokojny domek. Zaczęli tłuc w drzwi. Gdy blada Klara opowiedziała nam o wizji, Zayn rozkazał wszystkich zbudzić i zebrać na głównym placu. Oczywiście, ja , że zostałam wyrwana z łóżka, byłam strasznie niezadowolona i nawrzeszczałam na lidera domku Ateny czyli Lexi, która nie była tym zadowolona, ale w końcu obie ustąpiłyśmy. Zięwnęłam słysząc słowa mojego brata. Staliśmy w kilkunastu szeregach, ustawieni domkami itp. Stałam jako pierwsza, po mojej prawej stronie stał Dylan, ze swoim domkiem, po lewej Hanna, a za mną stał Shedow. Myśmy byli linią, dla osób, dla których zabrakło miejscach przy swoich liniach, lub byli jedyni z domku. więc czuliśmy sie poniekąd jak wyrzutki. - Więc jeszcze dzisiejszej nocy, przedstawiciele domków, udadzą się na naradę i z wszystkich herosów wyłonimy nazwiska, tych którzy pojadą na wyprawę. - spojrzał po nas. Komicznie wyglądał, mówiąc tak poważnie z założonymi rekami na plecach, a ubrany tylko w dresowe spodenki od piżamy, gołymi stopami i roztrzepanymi włosami. Znaczy się, ja lepiej nie wyglądałam. Włosy spięte w niedbały kucyk, spodnie od dresu i przykrótka bluzka, która ledwie zakrywała mi biust, a odsłaniała mięśnie brzucha i połowę pleców. Kilka chłopaków, pogwizdywali na mój widok, ale szczęka im opadła gdy ujrzeli dzieci Afrodyty, umalowanych i ubranych do perfekcji. Akurat to mnie przerażało.
Louis, który przyglądał się całemu zamieszaniu, wyszedł na środek, tym swoim charakterystycznym kozim chodem i zabrał głos. 
 - Tak więc możecie udać się na spoczynek, a przedstawicieli domków, oraz Klarę proszę o  podążenie, za mną do domku Starszyzny gdzie podejmiemy decyzję.
Krutko ale stanowczo. Wszyscy jeszcze stali na baczność.
 - ROZEJŚĆ SIĘ! - wydarł się Zayn, tak jakby sie bał, że ktoś tego nie dosłyszy.
       Przed oczami wirowały mi osoby podążające do swoich domków. W tłumie poszukiwałam moich przyjaciół, ale jakoś ich nie zauważyłam przy swoich braciach. Gdy w końcu przepchałam sie przez tłum i zrobiło się luźniej, zauważyłam znajomą parkę, która podążała w stronę jeziora. Miałam dziwne wrażenie, że unikają mnie.
Podbiegłam do nich i pożyłam dłoń na ramieniu Hanny.
Poczułam szarpnięcie, po czym ból, wgniatających sie kamieni w ciało.
 - Boże! Zo przepraszam! - wypiszczała Hania, która nadal trzymała moją wygiętą dłoń - Czyś ty zwariowała podkradać sie do mnie? - skarciła mnie.
Jęknęłam, gdyż nie umiałam złapać powietrza.
Dylan podniusł mnie z ziemi, bo ja chwiałam się na nogach.
 - Następnym razem uprzedzaj gdy bd chciała, walnąć mną o ziemię. To może zdążę założyć zbroję. - odparłam.
Moi przyjaciele ryknęli śmiechem.
 - A tak po za tym - zaczęłam - czy wy aby mnie nie unikacie? - zapytałam, na ich twarzach pojawiło się zdziwienie - bo wiecie... wszystko razem robicie, a mnie zostawiacie w kącie. Ja wiem, że jestem nieznośna, upierdliwa, trudna do towarzystwa, wyszczekana i cyniczna, ale naprawdę czuje się jak wyrzutek.
Ich twarze były jeszcze bardziej zdziwione, ale jak na rozkaz zaczerwienili się.
 - Zaniedbujemy Cię. - powiedział w końcu Dylan.
 - Przykro nam.. ale tyle się dzieje.. że po prostu...
 - Zapomnieliście o mnie? - dopowiedziałam.
 - Tak... - zaczęła Hania - ale...           
 - Cześć wam! - poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
Spojrzałam na rozbawioną twarz syna Hermesa i sama się uśmiechnęłam. Spojrzałam na ramię Hanny, Chłopak trzymał na niej swoją dłoń. Mój wskazujący palec wystrzelił, oskarżycielsko.
 - A jego to nie przerzuciłaś przez bark! - pożaliłam się.
Ta wyszczerzyła się.
 - Bo on zasygnalizował swoje wtargnięcie na mój teren głośnym "CZEŚĆ" a ty tego nie zrobiłaś - pokazała mi język
 - A po za tym - zabrał głos Chris - Się już nauczyłem, nie zachodzić jej od tyłu. - wyszczerzył się.
 - Głupki. - powiedziałam i zażuciłam im ręce na barki.
Przechodziliśmy właśnie obok Domu Starszyzny.
Christopher zatrzymał się  i zaczął podkradać się pod okno.
 - Co ty robić? - szepnęła Hania.
 - Ciiiii - przyłożył palce do ust - udawajcie, że dalej idziecie i sie śmiejecie, ja wam powiem co usłyszałem.
Wyszczerzył sie.
 - Nie ma mowy! Masz natychmiast tu wrócić! - rozkazała dziewczyna ale on nic - Zo powiedz mu coś!
Spojrzałam na nią rozbawiona.
 - Ja? Dlaczego ja?
 - Jesteś córką Zeusa! Posłucha Cię! - błagała
Spojrzałam na nią.
 - Wybacz Han, ale ja tez chce się dowiedzieć o czym tam gadają. - pokazałam jej język.
 - Dylan! - próbowała znaleźć oparcie w przyjacielu.
Ten zrobił przepraszającą minę.
 - Wybacz... ale tez chciałbym wiedzieć.
Zatupała w miejscu kilka razy.
Wzięłam ich pod ramię i próbowałam zaangażować ich w rozmowę bo średnio mi to wychodziło.
 - A co tam u Karola? - zagadnęłam Dziewczynę.
Musiałam coś wymyśleć, aby dać pozory, że nikt nie podsłucha i zagłuszyć kroki Chrisa.. który zapewne w podkradaniu świetnie sobie radzi.  
Spojrzała na mnie. Nie lubie gdy tak na mnie patrzy.
 - Jakoś leci. - powiedziała wymijająco.
Przewróciłam oczami.
 - A jak tam u Greg'a? - zagadnęłam Dylana.
 - Dobrze... wczoraj nawet ucięliśmy sobie krótką pogawędkę odnośni moich nowych strzał.
 - Fajnie. - zmarkotniałam - wy to macie szczęście. - spojrzeli na mnie zdziwieni. - pełna chata ludzi, macie z kim pogadać, ja ma tylko Zayn'a, który jest wiecznie nieobecny. Rozmawiacie ze swoimi domowymi Satyrami, a ja nawet nie wiem jak on wygląda i jak ma na imię... to żenujące...
Pożaliłam się.
 - Twój satyr nazywa sie Selen, ma jasną sierść i uwielbia pracować późno w nocy.
Wszyscy troje podskoczyliśmy na dźwięk głosu Shedowa. Nie miałam pojęcia skąd głos dochodzi, gdyż nie widziałam ciała, ani niczego co by na to wskazywało. Było to irytujące.  W końcu w cieniu drzew zobaczyłam białka ciemnych oczu, a później wyłaniającą sie sylwetkę z cienia.Chłopaka oplatała ciemna mgła, która jakby tańczyła wokół niego.
 - Shedow - powiedziałam - hej
Przywitałam się. Poczułam jak Hania spina się.  Chyba nie przepada za tym chłopakiem.
Cień uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie.
 - Cześć. - omiutł nas wzrokiem - świetnie wyglądacie, po spotkaniu z Harybsami.
Zauwarzyłam poruszenie ze strony Syna Apollina.
 - Sugerujesz coś? - warknął.
Patrzyłam na nich zdezorientowana.
Z twarzy Shedowa znikł uśmiech i pojawiła się zaciętość.
 - Myślisz, że to moja sprawka? - warknął.
 - A niby czyja? - Dylan zbliżył sie do chłopaka - Kto by inny wszedł na teren obozu niezauważony? 
W powietrzu czuło się testosteron.
Niewiele myśląc wskoczyłam pomiędzy nich. Praktycznie zgniatali mnie mierząc się wzrokiem.
 - Bo co? Jestem wyrzutkiem? Bo moją matką jest Nyks, która urodziła Nemezis? Dlatego wszyscy myślą, że jestem podwójnym agentem?
Jego wypowiedź była tak naładowana jadem, że aż ja to odczułam. Wiedziałam, że Shedow jest synem Nyks, wiedziałam, że nie jest aż tak lubiany, ale myślałam, że zrobił to z własnej woli tak jak Rikki. A tu się okazało inaczej.
 - Dylan. - przemówiłam spokojnie - On uratował mi życie. Nie zrobiłby tego. Zresztą wam tez uratował życie.
Spojrzał na mnie jak na zdrajcę.
 - To dla czego nie poszedł Cię szukać? - próbował znaleźć dziurę w całym.
Oboje grali mi na nerwach A Han nie kiwnęła palcem.
 - Zayn dał mi rozkazy i je wypełniłem. - warknął - masz coś jeszcze do dodania?
Chłopak zaczął zbliżać się do kolegi.
 - Shed! Spokojnie! - położyłam mu dłonie na ciepłej klacie, powstrzymując go od dalszych działań - Shedow, spójrz na mnie. - poprosiłam i niechętnie ale spojrzał - ja ci wierzę. A Dylan jak przystało na dziecię Apollina lubi gadać głupoty. - każdy wyraz był ważny i delikatnie całe zdanie układałam w głowie.   
Oboje mierzyli sie wzrokiem.    
 - Coś mi się nie wydaje. - powiedział w końcu.
Stężenie testosteronu zrobiło sie coraz większe.
Wpadłam na genialny pomysł.
 - Dyl... przeproś go.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
 - Nie ma mowy! - zaprotestował.
Odwróciłam się w jego stronę.
 - Takim zachowaniem, wiele nie różnisz się od reszty obozu. Co z tego, że Shedow jest spokrewniony z Nemezis? A wy zrobiliście z niego wyżudka i podejrzewacie go o ,rzeczy, których nie zrobił To niemoralne. Hania sie chyba ze mną zgodzi? - spojrzałam na nią błagalnie.
W jej oczach zobaczyłam zrozumienie.
 - Zo ma rację. - stanęła obok mnie. - nazywanie go , za przeproszeniem - zwróciła sie do chłopaka -"wyrzutkiem" jest zwykłym oszczerstwem. Dylan. powiedziała uspokajająco - przeproś Shedowa.
Spojrzał na nas jakbyśmy były zdrajczyniami.
 - Nie.
Nerwy mi puściły. Z racji naszej przyjaźnie nie dałam mu w twarz, ale chwyciłam za koszulkę.
 - Dylan! PRZE-PROŚ GO! - wycedziłam.
Hanka położyła na jego ramionach ręce.
 - Dylan... - szepnęła.
Westchnął.
 - Prze-praszam... lepiej?
Puściłam go.
 - O wiele. - zwróciłam się do Shedowa - przykro mi, że poznajecie się w takich, a nie innych okolicznościach. Jest mi wstyd za kolegę.
Uśmiechnął sie blado.
 - Już się przyzwyczaiłem. Każdy w obozie mnie tak traktuje... no oprócz twojego brata i Chrisa i Rikki. - westchnął - powinienem już lecieć, bo moja obecność na jednych źle wpływa - spojrzał na Dylana.
Teraz Hanna wkroczyła.
 - On musiał odreagować niewyspanie... Zobaczysz jak się wyśpi bd już normalnie gadać. A za to na Zo dobrze wpływa niewyspanie. - puściłam jej sójkę w bok.
Shed uśmiechnął sie.
 - No widzę. - wyszczerzył sie w moją stronę.
Już miałam coś powiedzieć gdyż ubiegł mnie nadbiegający Christopher.
 - EJ! EJ! - darł się w niebo głosy - HANIA! DYLAN! ZO! Shedow? I SKEDOW! - wyraźnie sie zdziwił. - Wiem kto jedzie na misję!
Darł sie jak porąbany. Nie bał się, że go nakryją.
 - Zamknij się! - krzyknęłam wraz z Dylanem i Hanną.
 - A.. no tak... - przystawił palce do ust. Był taki zabawny.
Gdy w końcu do nas doszedł zaczął mówić szeptem.
 - Na akcję mamy jechać do Meksyku, rozchodzi sie o synów Hadesa.
 - To on ma synów? - zapytał ze zdziwieniem Shedow
 - Tak... Zayn mówił że dwóch! - dogryzł Dylan.
 - Zamknijcie się! - rozkazałam - No to kto jedzie do Meksyku? - zagadnęłam chłopaka z ADHD.
Wyszczerzył się.
 - Zayn, Klara ( ale to było do przewidzenia) , Chester... i miała jechać i Rikki, ale słuch o niej zaginął I jeszcze nasza piątka.
Wskazał na nas, a ja wraz z Hanią i Dylanem, zaczęliśmy skakać w miejscu i wrzeszczeć jak pojebani.      


Sratatata!
Znów wyszła  mi z tego powieść ;/A i Kindze juz przeszło i chce pisać dalej bloga:P Tak dla informacji!
I kolejny za nami. Średnio mi się podoba, no ale Kinga naprawi:P
Bujka:*

3 komentarze:

  1. Obie piszecie genialnie ^.^
    Rozdział genialny, a zwłaszcza zakończenie. Już nie mogę doczekać się tej misji. ;D
    Czekam na nexta ;]
    Zapraszam do siebie:
    http://uwierzwprzeznaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Kinga jednak będzie pisać ^.^
    Co do rozdziału- jest cudowny. Już nie mogę się doczekać ich misji. Shedow jest taki tajemniczy i w ogóle ;3
    Łejtam na nexta ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie dużo błędów ortograficznych,językowych i stylistycznych. A wkurwiają mnie te skróty typu "bd" ; jeśli to jest opowiadanie to pisz to jak opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń