Usłyszałam głos Zeusa i zobaczyłam jak na szyi Zoey pojawia się przepiękny naszyjnik. Poczułam delikatne ukłucie w moim serduszku. Tak
bardzo chciałabym usłyszeć takie słowa od mojego ojca. Spojrzałam na Dylana,
który rozmawiał z jakimś mężczyzną. Kiedy przyjrzałam się bliżej, ujrzałam w
nim podobiznę Apollina. Po chwili dali sobie żółwiki i bóg wyparował.
- Hania,
wszystko w porządku? – zapytał się.
- Tak,
tylko jestem strasznie zmęczona… Chyba powinnam wrócić do domku… - przetarłam
oczy. – Tak z ciekawości, co tobie ojciec dał?
Chłopak uśmiechnął się i zza pleców ściągnął kołczan i łuk. Broń była biała, nie znam się
na drzewach, więc nie wiem z czego został zrobiony, ale był pięknie ozdobiony
wyżłobieniami. Przeniosłam wzrok na kołczan, gdzie znajdowały się strzały.
Pierwszy raz widziałam takie. Pióra miały barwę czystej bieli z czarnymi
nutkami.
-
Piękne…
- Tak –
potwierdził moje słowa. – Najlepsze jest to, że mi ich nigdy nie zabraknie.
Poczułam
jak delikatnie mi się kręci w głowie. Nim zdążyłam coś zrobić całym ciałem
poleciałam na Dylana…
Obudziłam się w szpitalu. Nie było przy mnie
nikogo i to było chyba najbardziej przerażające. Podniosłam się z łóżka i
zaczęłam się ubierać. Usłyszałam wycie wilka. To było przerażające wycie wilka.
Zagryzłam wargę i wyszłam ze szpitala. Nikogo nie było. Dziwne. Zawsze mi się
wydaje, że powinien ktoś tutaj przechodzić. Pobiegłam w stronę mojego domku,
nie odczuwałam już bólu w nodze. Weszłam do środka, ale było za cicho jak na
mój dom.
- Hej,
jest tu ktoś?! – zaczęłam wołać. – Wróciłam!
Nikt się
nie odzywał. Ruszyłam do swojego pokoju. Wszystko było porozrzucane. Na łóżku
zobaczyłam czarne pióra, a obok nich miecz. Wzięłam go. Rękojeść była wykonana
z białego złota, które przypominało wijącą się po mieczu winorośl. Ta broń
miała w sobie to coś…
Usłyszałam huczenie. Odwróciłam się i
zobaczyłam w oknie czarną sowę, która patrzyła na mnie ludzkimi oczami. Nie
minęła chwila, a ptak odleciał. Szybko wyskoczyłam przez okno i podążyłam za
nim. Prosiłam tylko, żeby nie wleciał do lasu, ponieważ nie chcę go stracić. O
dziwo mnie sowa wysłuchała i poleciała naokoło, tak że dotarłam nad jezioro.
Nagle ściemniło się, jedynym źródłem światła był księżyc. W pewnej chwili na tafli
jeziora ujrzałam płynącego w moim kierunku łabędzia, ale po chwili on zniknął,
a ja ujrzałam piękną kobietę. Z uśmiechem na twarzy podeszła do mnie i dotknęła
mojego policzka.
- Miło
wreszcie cię zobaczyć Hanno.
- Kim
pani jest i co się tutaj dzieje?
- Nie
martw się. Jestem Reja…
- To ty
rzuciłaś „klątwę” na Dionizosa?
- Och
tak. Było to dawno temu… - usiadła na wielkim kamieniu. – Zawsze jego córki
były takie piękne, czasem się zdarzało, że piękniejsze od córek Afrodyty, a
wiesz o tym, iż tak nie powinno być. Bogini piękności zdarzało się zwracać do
mnie z prośbą, żebym coś z tym zrobiła, ale uważałam, iż to nie potrzebne…
- To
dlaczego Dionizos nie może mieć tylu córek ilu ma synów?
-
Ponieważ z czasem jego córki wykorzystywały bogów, zaczęły z nimi romansować i
pogrążać. Dionizos nic z tym nie robił, nie zależało mu na tym, do czasu…
-
Jakiego?
- Do
czasu, gdy powiedziałam mu, że będzie miał córkę raz na kilkadziesiąt lat. Nie
spodziewał się, że mogę postąpić w ten sposób… Teraz jego córki są wyjątkowe…
- Jak to
wyjątkowe?
-
Zobaczysz.
Stanęła
i podeszła do jeziora, gdzie ujrzałam znowu tamtego łabędzia. Próbowałam
zrozumieć o czym mówiła Reja, ale nie potrafiłam. Przynajmniej już wiem,
dlaczego nie mam siostry…
Znowu
usłyszałam wycie wilka. Odwróciłam się i ujrzałam parę wielkich oczu. Powoli
zbliżały się do mnie. Sparaliżowało mnie. Pragnęłam się jakoś ruszyć, ale nie
potrafiłam.
- Nie
bój się.. – usłyszałam kobiecy głos. – Nic ci nie zrobię… Do czasu.
Moje serce
waliło jak szalone.
- Kim
jesteś?
- Jestem
Nyks… Matka Shedowa i Nemezis. Przez swoją siostrę mój syn jest odrzucany w
obozie. Nieładnie. – nadal nie potrafiłam zlokalizować kobiety. – No, ale się
wam nie dziwię, bo kto przecież chciałby mieć kontakt z bratem bogini, która
stworzyła bestie, pragnące zabić bogów i ich dzieci? Wojna się za niedługo zacznie.
Po
chwili z lasu wyskoczył wielki wilk.
Usiadłam
na łóżku, cała spocona. To był tylko koszmar, przerażający koszmar. Poczułam na
ramieniu czyjąś rękę. Podniosłam głowę i zobaczyłam Dylana. Był blady, ale
uśmiechnął się.
-
Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak. –
powiedziałam. – To tylko koszmar po wczorajszych przeżyciach… Chyba potrzebuję
przerwy. Muszę zadzwonić do mojego ojczyma.
- Nie. –
do sali wszedł Louis. – Nie możemy się narażać. Jest zakaz kontaktowania się z
rodziną.
- Proszę
cię… - spojrzałam błagalnie na satyra. – Mój ojczym może się martwić.
- Twój
ojczym myśli, że jesteś na wakacjach, gdzie nie ma sygnału.
Ugh! Co
to za uparta koza!
Wyskoczyłam z łóżka, ale tym razem poczułam
ogromny ból nie tylko w udzie, ale również na ramieniu. No pięknie.
Przewróciłam oczami i sięgnęłam po moją świeżą sukienkę. Popatrzyłam na Dylana,
który na początku nie zrozumiał, o co mi chodzi, ale po chwili się zmył.
Szybko
się przebrałam i ruszyłam w kierunku mojego domku. Kiedy wpadłam do środka, moi
bracia czekali na mnie z wielkim bukietem winogron i butelką wina.
-
Nareszcie nasza bohaterka jest w domu! – powiedział jeden z braci.
- Nie
nazywajcie mnie tak. – powiedziałam szorstko. – Taki tytuł należy się osobom,
które na niego zasłużyli, a nie dla mnie.
Uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju. Chciałam
wskoczyć na moje łóżko, ale w ostatniej chwili zauważyłam, że coś na nim leży.
Był to miecz, ten sam, co w moim śnie. Był taki lekki, jakby był wydłużeniem
mojej ręki.
- Jest
to prezent od twojego ojca. – usłyszałam Karola. Odwróciłam się i zobaczyłam w
oknie uśmiechniętą mordkę Satyra.
-
Szkoda, że nie dał mi go osobiście.
- To
jest Dionizos. Pojawia się tylko i wyłącznie w wasze urodziny albo jeżeli twoim
braciom uda się wyhodować nowy rodzaj
winorośli.
-
Oczywiście. – pokiwałam głową i miecz odłożyłam na biurku. – Miałam dzisiaj
dziwny sen. Pojawiła się w nim Reja i powiedziała mi prawdę…
- Nic
nowego. – uśmiechnął się. – Pojawia się ona zawsze w snach córek Dionizosa.
Pragnie wam przekazać, że jesteście wyjątkowe…
- I
jeszcze się pojawiła Nyks..
- Nyks?
– Karol zrobił wielkie oczy. – Czego ona od ciebie chciała?
- Nie
wiem…
Ruszyłam
ramionami i wyszłam z pokoju. Potrzebowałam spokoju, więc ogród mojego ojca
chyba będzie najlepszy. Usiadłam na ławeczce w cieniu i zamknęłam oczy. To wszystko,
co tutaj przeżyłam było dla mnie trudne. Przecież jeszcze nie dawno prowadziłam
pensjonat i winnice mojego ojczyma, a teraz walczę z jakimiś bestiami.
- Cześć.
– usłyszałam jakiś tajemniczy głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Shedowa, który
ukrywał się w cieniu. – Podobno ci się śniła moja matka… - pokiwałam twierdząco
głową. – Wiedz, że to nie jej wina…
Powiedział tylko to i znikł. Nie rozumiem tego
chłopaka, on jest taki tajemniczy… Wiem tylko, że uratował mnie raz i muszę się
mu jakoś odwdzięczyć.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam na stoliku
kieliszek czerwonego wina i liścik. Sięgnęłam po srebrną kopertę i wyciągnęłam
z niej karteczkę.
„ Dobrze się spisałaś…”
Dionizos
Kolejny rozdział z perspektywy Hanny, tej gorszej... Mam pytanie, czy Wy wiecie, że piszą to opowiadanie dwie dziewczyny? Jak nie to właśnie Was informuję i na dodatek każda z nas ma swoją bohaterkę. Chcę podziękować jednemu Anonimu, który napisał, że lepiej byłoby gdyby to było pisane z perspektywy Zoey. Jak bardzo Ci na tym zależy mogę zrezygnować z pisania wspólnego bloga z moją przyjaciółką. Aaa... tak wgl dzięki za szczerość, teraz wiem, że piszę nudno.
Reszcie chcę podziękować za komentarze i że jesteście z nami. I przepraszam, że tak się wyżyłam, ale tylko to mi pomaga...
Następny należy do Dominiki ( Zoey)
Kocham Was,
Kinga.
Taaa... a ja ci osobiście do dupy na kopie:P
OdpowiedzUsuńNie rezygnuj, proszę obie piszecie świetnie. Hanna jest spokojna, a Zoey narwana i naprawdę z dwóch perspektyw mi wydaje się to ciekawsze ;* Czy mi się wydaje czy między Dylanem i Hanną coś się wydarzy?
OdpowiedzUsuńnie przestawaj pisać :D
OdpowiedzUsuńzapraszam na www.love-me4-ever.blogspot.com
Ja tam wolę Hanne od zołzowatej Zo ;]
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;D
Hej ja wcale nie uważam tak jak ten anonimek. Lubię Zo tak samo jak Hanie. Obie piszecie wspaniale ;3
OdpowiedzUsuń