poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział siedemdsiesiąty

Susane:
   Dla każdego z herosów zajęcia kończyły się o 21, dla mnie o 22. Każdego dnia padnięta padałam na łóżko tylko po to, by po kilku godzinach po raz kolejny rozpocząć morderczy trening. Po lecznictwie szybko udałam się na trening z Chesterem. Jedynym plusem było to, że w końcu będę mogła wypróbować swoją broń. Jak tylko weszłam na sale dostrzegłam Mel, która rozmawiała z Chesterem. Czy ten mały diabełek nie zrozumiał, że jest okej?
-Susane, dobrze, że jesteś. Mel mówi, że jesteś zmęczona- spojrzałam na małego diabełka, który nie zrozumiał, że wszystko jest w porządku.
-Daje sobie radę- spojrzałam na Chestera.
-Powiedz prawdę. Jeśli jesteś padnięta to nie możesz prawidłowo ćwiczyć, możemy sobie odpuścić wieczorne treningi.
-To i tak nic nie da. Nie mogę spać- spojrzałam na niego z nadzieją, że da mi spokój.
-Dziwne. A co byś powiedziała na ćwiczenia swojej mocy- spojrzała na niego jak na debila.
-Skoro wpadłeś na ten genialny plan, może mi wytłumaczysz jak znajdziesz ludzi? Nikt o zdrowych zmysłach się na to nie zgodzi- miałam ochotę stąd wyjść. Co mu strzeliło do tego łba?
-Nie znasz niektórych wariatów stąd- wyglądał jakby już pod drzwiami stała kolejka tylko po to bym ja mogła trenować.
-Nawet jeśli byś znalazł kogoś  na tyle głupiego by się zgodził, to ja nie zamierzam w tym brać udziału. To jest chyba jakiś żart, ja w żaden sposób nie mogę zapewnić nikogo o tym, że nic mu się nie stanie- opadłam ciężko na ławkę.- To klątwa, nie zabawa.
-Do jasnej cholery to nie żadna klątwa, tylko moc! Zrozum to wreszcie dziewczyno! Jesteś nam potrzebna. Nie obchodzi mnie to czego ty chcesz- wydarł się na mnie, a ja wstałam.
-A więc to tak? Nie liczę się ja tylko, ta pieprzona wojna? Za kogo ty się uważasz? Nie zamierzam jak jakaś idiotka być na każde wasze zawołanie. Jakbyś nie zauważył jestem człowiekiem, a nie maszyną!- najchętniej to bym mu przyłożyła.
-Nie zamierzam cie traktować inaczej dopóki tego nie udowodnisz!- czułam jak moja wściekłość narasta. W szybkim tempie moja klątwa się po raz kolejny uwalniała. Starałam się ze wszystkich sil skupić całą swoją wole na Chesterze, by nie zrobić krzywdy Mel.
-Kim ty do cholery jesteś by mi stawiać jakiekolwiek warunki!- z wszystkich sił starałam się hamować.
-Jestem twoim trenerem! Zawsze będę od ciebie wyżej, wiec masz wykonywać moje polecenia- spojrzał na mnie z wyższością. Czułam, że granica została przekroczona.
-Nie możesz mi kazać tego zrobić! Nie jestem zabawką!- wiedziałam, że mój głos rozbrzmiał również w jego głowie. Poczułam jak ktoś na mnie pada. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Mel. Kucnęłam przy niej i delikatnie położyłam ją na plecach. Odgarnęłam jej włosy z twarzy i delikatnie zajrzałam do jej umysłu. Żyła, tylko spała. To właśnie dlatego nie chce kogokolwiek do siebie dopuszczać. Tym osobom zawsze się coś działo. Byłam po prostu niebezpieczna.
   W sali zaczął się zbierać tłum ludzi a ja siedziałam z głową Mel na kolanach i płakałam.
***
   Siedziałam przy łóżku Mel, wiele razy próbowali mnie wygonić, ale ja trwałam jak na posterunku. Musiałam spróbować. Zbadałam umysłem otoczenie i przekonałam się, że na sali nie ma nikogo kto by nie spał, oprócz mnie. Ktoś z domu Askelopisa siedział w pokoju obok, ale wiedziałam, że nie wyjdzie z niego jeszcze przez kilka godzin.
   Delikatnie zbadałam umysł Mel i ruszyłam w drogę po nim. Znalazłam centrum snu i delikatnie zasugerowałam by się obudziła. Mała poruszyła lekko dłonią którą trzymałam. Po raz kolejny zasugerowałam by Mała się obudziła. Tym razem delikatnie uchyliła powieki. Postanowiłam postąpić w taki sam sposób jak kogoś usypiam. Delikatnie, lecz stanowczo wysłałam do niej informacje by się obudziła. Ze strachem wpatrywałam się w to maleństwo na łóżku. Miałam ochotę skakać z radości kiedy jej oczy sie otworzyły.
-Sue, musisz ćwiczyć- po raz kolejny zagłębiłam się w jej umyśle. Rozpłakałam się kiedy nie wykryłam, żadnych nieprawidłowości. Tak bardzo się o nią bałam.
-Nie mogę Mel, to jest niebezpieczne- odwróciłam od niej wzrok i skupiłam się na trzech kolejnych łóżkach. Postąpiłam tak jak z Mel.
-Nikomu o tym nie mów- pocałowałam ją w czoło i wyszłam z pomieszczenia. Podkradłam się pod okno i z ulgą ujrzałam  budzące się osoby. Szybko ruszyłam do świątyni Hypnosa.
***
   Jak zwykle wstałam wcześnie i udałam się do łazienki. Podpuchnięte, czerwone oczy , włosy w kompletnym nieładzie. Miałam ochotę schować się pod kołdrę i nigdy spod niej nie wychodzić. Wiedziałam, jednak, że nie mam wyjścia muszę się ogarnąć. Weszłam pod prysznic i szybko się umyłam, następnie musiałam się pomalować by choć w minimalnym stopniu przypominać człowieka. Wysuszyłam włosy i zaplotłam je w kłosa, a następnie ubrałam się w strój sportowy, który w moim wydaniu składał się z czarnych leginsów i czarnego topu. Postanowiłam wyjść na dach świątyni by przekonać się o nastrojach w obozie. Usiadłam po turecku i delikatnie zaczęłam badać nastroje herosów. Już chyba każdy wiedział co się wczoraj działo. Nic dziwnego, skoro na przymusową drzemkę udało się około 20 osób. Na szczęście nie było dużo ludzi w okolicach sali, wtedy bilans byłby o dużo większy. W umysłach ludzi przechodzących obok świątyni panowała przyjemna nie wiedza
 Ale im dalej sięgałam swoim umysłem w ich wyczuwałam jak nastroje się zmieniają. Nikt  nie pamiętał o tym, że Chester mnie zdenerwował, wszyscy skupili się na tym że ucierpiała Mel, małe niewinne dziecko. Według nich byłam potworem. Po moich policzkach leciały łzy. Byłam wściekła na Chestera, że doprowadził mnie do takiego stanu. Byłam wściekła na siebie, że dałam się sprowokować. W tym.wszytkim najgorsze było to, że ja faktycznie byłam nikim. Prawda boli gorzej od ciosów. Spróbowałam wybadać umysłu jeszcze dalej, chciałam.wiedzieć, co oni o mnie myślą. Tak jak się spodziewałam, każdy obwiniał mnie. Chwila... Ktoś mnie szuka. Idzie bardzo szybko w kierunku świątyni. Skupiłam się na umyśle tej osobie. Mogłam się tego spodziewać, Zoey. Podeszłam.do.brzegu dachu i obserwowałam.jak się zbliża...
-Zoey? Mnie szukasz?- krzyknęłam spoglądając w dół. Kiedy tylko mnie zauważyła wystrzeliła w górę, by po chwili być przy mnie.
-Co ty sobie wyobrażasz?- krzyknęła pomimo tego, że stała pół metra.ode.mnie.
-Naprawdę myślisz, że to ode mnie zależy?- spojrzałam na nią ja na idiotkę.
-Croft! Jak mogłaś usypać Mel?!- cały czas się darła pomimo, że nawet nie podniosłam głosu.
-Zoey, ostatnią rzeczą jaką chce robić jest usypianie kogokolwiek.
-No to nie rób tego!- dla niej to wszystko było takie banalne łatwe.
-Nie mogę kontrolować tego gdy ktoś mnie denerwuje. Ta klątwa ujawnia się w przypadku skrajnych emocji- miałam nadzieje, że mi odpuści.
-To, że się nie denerwujesz, nie oznacza, że ludzi możesz usypiać!- zrezygnowana pokręciłam głową.- Nie masz prawa robić tego nikomu z obozu.
-Właśnie o to pokłóciłam się z Chesterem, on chciał żebym zaczęła ćwiczyć moc. Ja nienawidzę tego...
-C-co??? Powtórz- przerwała mi.
-Nienawidzę tego...
-Nie, nie to... To wcześniej- znowu mi przerwała. 
-Chester chciał bym ćwiczyła...- widziałam jak Zoey wpada w furie.
-Zabije gnojka! Jak on mógł?- i poszybowała, a ja zeszłam z dachu i z bólem udałam się na poranny trening.
***
   Kiedy tylko dotarłam na plac gdzie zazwyczaj odbywał się lub zaczynał trening miałam ochotę uciec. Wszyscy wskazywali na mnie palcami, a ja miałam ochotę się zapaść pod ziemię. Szybko udałam się do linii drzew i postałam się wtopić w otoczenie. Pogratulowałam sobie w myślach czarnego stroju. Oparłam się o pień, wiedząc, ze mam jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia ćwiczeń. Przymknęłam oczy i starałam się przygotować mentalnie na to co mnie za chwilę spotka.
-Czego się chowasz?- nosz cholera jasna! Człowiek chce się trzymać na uboczu,  a tu mu nie dają!
-Nie chowam się- odparłam machinalnie.
-Jasne... Dlatego stanęłaś wśród drzew i starasz się zwracać jak najmniej uwagi. Skoro to nie chowanie to co?
-Brawo! Czego chcesz Shedow?! Jak trafnie zauważyłeś chowam się, więc jeśli zamierzasz mnie opieprzyć tak jak twoja dziewczyna to, to zrób i idź sobie- miałam ochotę wyrwać się z obozu choć na kilka godzin. 
-Nie rozumiem. Nie mam zamiaru cię opieprzać- spojrzałam na niego przelotnie.
-Och... Nie udawaj! Wiem, że masz mi za złe to, że uśpiłam Marilyn i wiem również, że to moja wina, więc odpuść sobie.
-O to chodzi. Daj spokój, wiem, że tego nie chciałaś. Marilyn jako jedyna nie odtrącasz, dlaczego?- nosz kurde! Psycholog i wybawiciel ludności się znalazł!
-Nie twoja sprawa!- miałam ochotę stad odejść, ale wiedziałam, że nie mam gdzie uciec.
-Powiedz mi, co ci szkodzi? Dlaczego nie odtrącasz Mel?- cholera jasna!
-Weź daj mi spokój! Za kogo ty się masz?!- nie mogłam mu powiedzieć o tym, że potrafię wniknąć komuś w umysł. Chyba by mnie za to zlinczowali.
-ROZGRZEWKA!- byłam uratowana!

Witajcie ;)
Pewnie spodziewaliście się rozdziału wczoraj, ale niestety, mój internet postanowił mi udowodnić, że powinnam wcześniej dodać rozdział i się zbuntował. Całe szczęście, że miałam już sporo rozdziału, dzięki pisaniu w szkole ;)
Następny rozdział najprawdopodobniej napisze Zuza ;)
Zapewne wrócimy do tego by rozdziały pojawiały się co dwa tygodnie, bo uwierzcie, to nie jest tak prosta sprawa by napisać coś wartego pokazania ;)
Wiem, że rozdział nie zachwyca, ale jeśli nie chcecie czekać kolejnego tygodnia, to niestety musicie się zadowolić tym ;D
Do zobaczenia w następnej notce, mam nadzieję, że już dożo lepszej. Wiem, że na razie nic ciekawego się nie dzieje, ale uwierzcie, mam w planach ciekawsze wątki, tylko do tego potrzebny jest czas...
Pati

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz