czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział trzydziesty trzeci

Otworzyłam oczy. 
Było ciemno. 
Głowa mi pękała. Odsunęłam od siebie kołdrę i postawiłam stopy na zimnej ziemi. Dłońmi objęłam głowę i próbowałam przeczekać najgorszy ból. W sumie nie wiem z kąt on się wziął. Po wycieczce do podziemia czułam się wyśmienicie. Spałam spokojnie, duchy juz mnie nie nawiedzały. Znów mogłam spokojnie funkcjonować. Ale dziś ból głowy był nie do wytrzymania.
 - A to dopiero początek... - przerażający głos poniósł się po pomieszczeniu.
Jak poparzona odskoczyłam od łóżka i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Chciałam namierzyć skąd dochodził ten głos. 
 - Wszyscy, których kochasz niebawem zmiote z powierzchni ziemi... tak jak całą ludzkość. Wy pseudo istoty nie powinniście brukać swoimi brudnymi stopami tej ziemi! - przyparłam do ściany spanikowana -  A ty będziesz pierwsza, którą zabije! 
Jakaś ręka wyszła ni stąd ni zowąd, że ściany i zaczęła mnie przyduszać. Kolejna oplotła mi nogi, a kolejne dwie, ręce. Próbowałam walczyć, ale ręce były zbyt silne. Z każdym dotykiem piekielnych dłoni czułam palący ból. Próbowałam krzyczeć, ale z mojego aparatu gębowego nie wydostawał się żaden dźwięk.
Powoli traciłam dech. 
Moje oczy zaczęły tracić ostrość widzenia i coraz bardziej traciłam siły. 
 - Albo wiesz co? - lodowaty głos smagał mi skórę, jak bat erynii - zostawie cie na sam koniec, - jedna z dłoni zaczęła gładzić mi skórę na policzku - abyś mogła patrzeć jak umiera twoja kochana mamusia, braciszek, jego nienarodzony pomiot i reszta twoich przyjaciół. 
 - NIE! - wydarłam się.
Obudziłam się.
Byłam cała mokra.
Dyszałam jak po długodystansowym biegu.
Musiałam kilkanaście razy zamrugać aby odpędzić ten przerażający sen. Zaczęłam powoli przypominać sobie gdzie jestem.
 - Spokojnie Zo! Jesteś w swoim wygodnym łóżeczku! Nic  się nie dzieje... - próbowałam siebie przekonać.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i spojrzałam na swoje ręce.
Trzęsły się.
Ja cała sie trzęsłam. Po prostu uwielbiam koszmary!
Wierzchem dłoni otarłam mokre czoło.
Przełknęłam ślinę, która z trudem przechodziła przez suche gardło. Musiałam coś z tym zrobić więc zeszłam na dół do kuchni i przykleiłam swoje wargi do kranu.
            Gdy w końcu zaspokoiłam swoje pragnienie postanowiłam udać się na, krótki spacer. I tak przez jakiś czas nie zasnę, a nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie w łóżku i gapić się na ściany.
To był dość szalony pomysł gdyż temperatura na dworze wskazywała -16*C, a ja wyszłam na dwór w szerokiej bluzce z krótkim rękawem i bardzo króciutkich spodenkach ledwie zakrywających mój obszerny tyłek. Zarzuciłam  na siebie tylko płaszcz do pół uda, czapeczkę z jakiegoś brązowego zwierzaka i kalosze, w których jeździłam na pegazach. Yes. I'm hardcor.
            Podeszłam do drzwi, ale nim je otworzyłam spostrzegłam na stoliku coś świecącego. Zaciekawiona podeszłam do mebelka i rzuciłam okiem na kawałek metalu, który leżał sobie bezkarnie na moim szklanym stoliczku. Dotknęłam zimnego metalu i pod opuszkami palców wyczułam jakieś uwypuklenia. Oświeciłam jedną z lampek i zauważyłam, że na bransolecie jest wyryty obraz błyskawicy.
Zmarszczyłam czoło widząc kartkę na stoliczku.
Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać gryzmoły:

Powinienem Cie zganić za zdemolowanie świątyni wuja ( jestem z ciebie dumny, ale powiedz matce, że dostałaś niezłe kazanie od tatusia ). Jestem zadowolony z tego, że pozbyłaś się tych okropnych duchów. Mam nadzieje, że teraz lepiej ci sie żyje. Ale jednocześnie jestem bardzo zawiedziony, że w tej wyprawie zgubiłaś koleżankę, a to bardzo nie ładnie. Po wiedz mi, czy było by ci miło wysłuchiwać lamentu Ateny, której córka wpadła jak kamień w wodę? A poza tym, Bogini Mądrości domaga się twojej kary. Oczywiście mój urok osobisty...

 - Urok osobisty! - prychnęłam. Ten list był komiczny... Ale czytam dalej może się pośmieje.   

... tak więc wyprosiłem Atenę, aby dała ci tydzień na odnalezienie tej dziewczyny... a jeśli nie to ja ci już nie pomogę. Osobiście Atena  mnie przeraża... Aż dziwo, że coś takiego wyskoczyło z mojej głowy. Ale wróćmy do tematu.
Tak więc masz 7 dni na odnalezienie tej dziewczynki, jak tego nie zrobisz to ja ci już nie pomogę. Przed wyjazdem na poszukiwania radziłbym wybrać ci się na małą wycieczkę do Polski. Mają tam niezłe serki z owcy... Przyślij mi pare jak tam będziesz. Bardzo przypadły mi do gustu.

Ps. Masz tu prezent gwiazdkowy.
Najwspanialszy z Bogów:
Zeus Gromowładny. 


          Gapiłam się na ten list i nie wiedziałam, czy mam się roześmiać czy rozpłakać? Jaki ojciec tak formuje pieprzony list do córki? Nie mógłby kiedyś przysłać czegoś per: " Kocham cie córci ". Niiee! Bo moim ojcem musi być pieprzony Zeus!  
Wpakowałam bransoletkę do kieszeni i wyszłam na dwór. 
Od razu zimne powietrze uderzyło na moją skórę i myślałam, że sie zesram. Jjjjaaaakkk ZZIIMMNOO!! 
Ale nie chciało mi sie zawrócić.
          Błądziłam bezwiednie po obozie i nie wiedziała co mam ze sobą zrobić. Po incydencie w Tartarze, cała nasza gróbka dostała pisemny zakaz na jakieś kolwiek wypady poza teren obozu, a do tego zakaz poza treningami wchodzenia na areny, uczestnictwa w zawodach ( które teraz odbywały się co tydzień ), zakaz wypadów na jezioro. A za kare mieliśmy sprzątać wszystkie stajnie i zmywać po posiłkach, a co było najgorsze to wszystko miało trwać do odbudowania świątyni Hadesa... A jak na razie praca stała.
         Przystanęłam i spojrzałam w niebo. Zza chmur wyłaniały się gwiazdy. Przez chwile wpatrywałam się w nie i próbowałam znaleźć chodź jeden gwiazdozbiór, który pokazał mi Shed na naszych nocnych treningach. Ale dziś zupełnie nie miałam do tego głowy.  
Nie zapomnę tego co sie stało w podziemiach.
       Jak duchy mną owładnęły. Pamiętam tylko okropny ból i przerażenie. Nic więcej. Ale w mojej pamięci wyryły się słowa, które na pewno należały do chłopaka. Ciągle buzowały mi w głowie i nie bardzo wiedziałam co one dla mnie oznaczały.  Były cholernie dwuznaczne... i nie wiedziałam co miał na myśli Shedow wymawiając je. Podobno na nie zareagowałam. Ale nie pamiętam już tego. 
Powiew lodowatego powietrza wyciągnął mnie z zadumy. 
Moje nogi same zaniosły mnie w okolice warsztatu dzieci Hefajstosa. O dziwo jedne jedyne światło się świeciło. Postanowiłam sprawdzić kto też ma problemy ze snem. 
Weszłam bez pukania jak to miała w zwyczaju i zaczęłam przechodzić pomiędzy stanowiskami pracy. Gdy weszłam do serca kuźni dostrzegłam muskularnego chłopaka ślęczącego w piżamie  przed komputerem. po jego wyrafinowanym słownictwie poznałam Gregora. 
 - Ten szmelc nie dział! - mruknął do siebie - najchętniej to popierdolst...
 - Cześć. - przerwałam mu jeden z piękniejszych potoków słów. 
Chłopak podskoczył na krześle. W mgnieniu oka w moją stronę poleciał jeden z większych kluczy. Z ledwoścą  uchyliłam się przed ciosem. padłam jak długa na ziemie. 
 - Do kurwy nędzy! mówiłem nie zachodzić mnie od tyłu! - wydarł sie - mogłaś stracić głowę. 
Usłysząłm ciężkie kroki i po chwili znalazłam się w powietrzy. Chłopak próbował mnie podnieść, ale miał zbyt dużo ziły i  wyrzycił mnie w powietrze, po czym ja jęknęłam zderzając się z biurkiem.
 - Wybacz. - stał w bezpiecznej odległości od siebie - większość części, z którymi pracuje są dwa razy cięższe od ciebie. Jesteś po prostu za mała.   
Spojrzałam na niego wilkiem: 
 - Dzięki. Podniosłeś mi samocenę - mruknęłam. 
Wzruszył ramionami.
 - Czego chcesz? - warknął. 
Ups... chyba ma jeden z cięższych dni. Czyżby pokłócił się z jednym ze swoich metalowych cacuszek?? Uuuu coś czuje separacje małżeńską.      
 - A cóż to za maniery? - prychnęłam - żadne proszę usiądź? Zrobić ci kawe czy herbatę? Może uda mi się znaleźć coś do schrupania.
Założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w niego z urazą. 
Uniósł brew. 
 - Przychodzisz tu dawa razy w tygodniu i pierwszy raz masz jakieś wymogi. - zacmokał. - Krzesło przynieś sobie ze stanowiska 852, coś dopicia powinno być w lodówce, a rzeczy odwieź na haczyk.
Odwrócił się na pięcie i usiadł przed komputerem. 
Załatwił mnie moją własną bronią.     
Jak ja tego nie lubię! 
Ale i tak postanowiłam uprzykrzyć mu życie. 
Ciuchy zostawiłam na środku pokoju, a krzesło załatwiłam sobie zwalając Gregorego z fotela. Rozsiadłam się na nim z jękiem rozkoszy.  
 - A mam do ciebie robotę - wskazałam kciukiem na płaszcz - w kieszeni kurtki jest coś dla ciebie. - Powiedziałam do zbierającego się z podłogi chłopaka. - no szybciej bo zmienię zdanie. 
 - Zdzira. - mruknął. 
 - Słyszałam! - odparłam. 
           Zainteresowałam się komputerem. Chłopak chyba grał w jakąś dziwną grę. Na mapie świata zostały zaznaczone jakieś niebieskie punkty, które migały. Zaczęłam klikać na nie myszką. Nagle jeden zaświecił się na czerwono i na niego kliknęłam.Ekran zaczął sie psuć więc uderzyłam w niego dwa razy. Wyskoczył mi jakiś komunikat po rusku i kliknęłam pierwsze lepsze.
 - Ta gra jest bezsensowna! - jęknęłam. - Greg! O co w niej chodzi? 
 - Jaka gra? - spojrzałam na chłopaka, który świata nie widział poza bransoletą. 
 - No ta co masz na kompie... - kliknęłam w punkt, który znajdował się w okolicy Moskwy, a z niego zaczęła się wydobywać strzałka. Chyba właśnie ogarnęłam jak to dziąła. 
 - Ale ja nie mam żadnej gry na kompie... - mruknął.
 - Nie? - spytałam zdziwiona - w takim razie w co ja gram? 
Strzałka doleciała do punktu, który znajdował się chyba w polsce. Nagle ekran rozbłysł na zielono, a ja wystraszona runęłam do tyłu wraz z fotelem. 
W pokoju załączyły się syreny, a światła zaczęły wariować. 
 - Naprawiłaś to? - powiedział zaskoczony Gregory. 
 - Nic nie naprawiałam! Grałam sobie w gre, a ty nagle to coś! Kuźwa zawał! Jak możesz mieć takie piekielstwa na kompie! - zaczełam sie na niego wydzierać, a on wpatrywał się jak zakochany w monitor. 
 - To nie jest komputer! - powiedział tylko. Myślałam, że będzie zły, a tu był zadowolony? Dom wariatów. Jego palce szybko przemieszczały się po klawiaturze. - To system nawigacyjny. - mruczał - ma za zadanie znajdywać herosów, ale szmelc z biegiem czasu się zestarzał i po psuł. Dowódźtwo kazało mi go naprawić.... - był coraz bardziej wciagnięty - jakims niewyjaśnionym sposobem twój głupiutki móżdżek rozszyfrował jak on działa. 
 - Dzięki. - mruknęłam. Chłopak truł trzy po trzy, a ja nic z jego języka nie rozumiałam. 
 - JEST!!!!!
Wydarł sie, a ja w mgnieniu oka znalazłam się uczepiona lampy. 
 - Jeszcze raz a pozbawie cie czegoś cennego! - zagroziłam.  
Chłopak wzią;l mnie w ramiona i zaczął ze mną skakać z radości. Darł sie przy tym niemiłosiernie. 
 - Masz dwie sekundy na odstawienie mnie na ziemie, albo potraktuje cie z pół obrotu Chucka Norrisa. - zagroziłam. 
Ten mnie odstawił. 
 - Odnalazłem ją! Odnalazłem ją! Odnalazłem ją! - zaczął odprawiać jakiś dziwny taniec szamana. 
 - Kogo odnalazłeś? -- pytałam zniecierpliwiona. 
Ten nadal skakał.
  - Klara znajduje się gdzieś w Polsce, w mieście Zakopane. 
Zrobiłam wielkie oczy i nim zorientowałam się co robię, znalazłam się w połowie drogi do domu Dylana. 


Ta notka jest o dupie Maryniej.  Ale kolejna będzie ciekawsza. xD 
Bujka.

2 komentarze:

  1. świetny rozdział nie mogę doczekać się kolejnego. Wcale ta notka nie jest o "dupie Maryniej" jak to powiedziałaś jest świetna zresztą jak zawsze. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dość ciężko się czyta. Nie chodzi mi o to, jak piszesz - bo piszesz bardzo ładnie ;). Mam na myśli mianowicie to, że razi w oczy biała czcionka na czarnym tle, szczególnie pośród tak dużej ilości słów ;>

    OdpowiedzUsuń