czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział trzydziesty drugi

 Rozłożyłam się wygodniej w łóżku, próbując zasnąć po raz kolejny, ale mój organizm już wiedział, że pora wstawać. Palcami zaczęłam jeździć pod poduszką, a kiedy w końcu odnalazły, to co chciałam, delikatnie się uśmiechnęłam.
 Spojrzałam na wyciągnięte zdjęcie mojej babci. Po raz pierwszy w życiu miałam okazję ją spotkać, porozmawiać. Wszystko było prawdziwe, a nie wyimaginowane przez mój umysł. Zastanawia mnie do tej pory, dlaczego Shedow nie zdziwił się na widok swojej babki. Przecież stracił ją też w młodym wieku. No chyba, że...
 Podniosłam się na łóżku.
 - On już był w Podziemiu - zmrużyłam oczy.
 Pokręciłam głową, chcąc nie myśleć o tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. Tak bardzo żałuję, że to ja byłam tą dziewczyną, którą uratował Dylan. Jestem pewna, że jestem mniej warta niż Klara. Ona wiedziałaby, co w tej chwili zrobić. A ja? Ciągle tylko myślę o byciu normalną, a tutaj jeszcze się okazuje, że to ja mam być tą cholerną Winoroślą. Ile oddałabym to miejsce któremuś z braci. Albo też, żeby okazało się, iż babcia się pomyliła.
 Podeszłam do biurka, gdzie na stole stała butelka czerwonego wina.
 - Świąteczny prezencik od Dionizosa, jak miło - mruknęłam ironicznie.
 Wyjrzałam przez okno, za którym jak zawsze znajdował się Karol - satyr mojego domku. Tak dawno z nim nie rozmawiałam. Podskoczyłam i usiadłam na parapecie, przyglądając się Kozłowi. Po jakimś czasie odczuł moją obecność, więc wyprostował się i na szybko żuł, to co miał jeszcze w ustach. Słabo się do niego uśmiechnęłam i oparłam głowę o ścianę.
 - Haniu, coś się stało? - zbliżył się do mnie.
 - Mam już dosyć - mruknęłam i przewróciłam oczami. - Nie dość, że pokłóciłam się z Dionizosem...
 - O właśnie... - stary Kozioł podrapał się po bródce. - Twój ojciec zawiódł się na tobie odrobinę.
 - Zawiódł się? - prychnęłam. - To ja się na nim zawiodłam. Tyle lat czekałam, żeby go w końcu znaleźć, a tutaj okazuje się, że to jakiś id...
 - Moja kochana, uważaj na słowa - pouczył mnie Karol. - Masz rację. Dionizos do najświętszych nie należy, ale jednak, to jest twój ojciec i należy mu się szacunek.
 Zacisnęłam pięści i gniewnie spojrzałam na mojego przyjaciela.
 - On nie jest moim ojcem, zapamiętaj to sobie. Jak tylko zrobię, to co miałam zrobić zniknę z tego obozu raz na zawszę. Znajdę sobie jakiegoś hipisa i razem będziemy żyć w pokoju...
 - Każda tak mówiła... - odwrócił się i odszedł, nie kończąc tego, co zaczął.
 No wspaniale. Teraz i w Karolu mam wroga. Zeskoczyłam z parapetu i chwyciłam flaszkę wina. Myślę, że wiem, gdzie znajdę jeszcze jedną osobę, której jest potrzebna niezła ilość alkoholu. Przed wyjściem jeszcze złapałam swój miecz, z którym teraz nie będę się rozstawać.
 Wyszłam z domku Dionizosa i ruszyłam w kierunku sali treningowej. O tej porze mało kto tam będzie. Raczej będą woleli trochę dłużej dzisiaj pospać, czy co tam robią. Też pogoda nie zachęca nikogo do wyjścia. Niebo było zachmurzone, więc lada moment mógł spaść deszcz. To chyba na znak smutku po utracie Klary.
 Weszłam do wielkiej sali, gdzie zapach potu podrażniał moje nozdrza. Słyszałam tutaj tylko przekleństwa, za każdym nie udanym strzale. Spojrzałam na Dylana, który nerwowo zakładał kolejną strzałę na swój łuk i próbował trafić manekina w głowę, ale cały czas pudłował. Po cichu weszłam na trybuny i usiadłam za nim, mając nadzieję, że w końcu zda sobie sprawę, iż nic z tego dzisiaj nie wyjdzie. Obawiałam się jednak o swoje życie. Jednak, to też moja wina, że on jest w takim stanie, jakim jest.
 Wzięłam głęboki wdech i zawołałam do niego:
 - Napijesz się?
 - Nie mam ochoty - mruknął i znowu wycelował w manekina... Nie muszę mówić, że i tym razem pudło. - Dlaczego to musiała być Klara? Przecież była taka bezbronna.
 - Bez przesady - spojrzałam na buteleczkę, która miała świąteczne wydanie. - Dobrze wiesz, że Klara sobie poradzi... Do momentu, kiedy nie wrzucą ją do klatki z pająkami...
 - To cię śmieszy - odwrócił się do mnie i spojrzał z takim gniewem w oczach, jakiego wcześniej nie widziałam. - Śmieszy cię, to że panicznie się boi pająków? Przecież ty nie jesteś lepsza! Na widok psów zawsze paraliżowało cię...
 - Wczoraj sobie jakoś dałam radę z tym lękiem...
 - Bo był z tobą Shedow, a Klara jest tam sama!
 - Ja cię proszę! - rzuciłam butelką o ziemię, która o dziwo się nie rozbiła. - Dlaczego ratowałeś mnie, a nie ją? Przecież mówiłam ci, żebyś się najpierw zajął nią... 
 Moje serce przybrało tempa jakby ścigało się z panterą. Nigdy wcześniej nie czułam takiego gniewu wobec Dylana i na odwrót. Wiedziałam, że od tej chwili mam przerąbane. Tym bardziej jak w swoim transie zaczął nakładać kolejną strzałę na łuk. W końcu zaczął celować w moją stronę.
 - Chyba sobie ze mnie kpisz - mruknęłam.
 Z pochwy wyciągnęłam swój miecz i płynnym ruchem odbiłam jego strzałę. Przeskoczyłam przez barierkę i przyłożyłam miecz do jego gardła. 
 - Żebyś później nie żałował tego, co zrobiłeś - warknęłam. 
 - Już bardziej się nie da żałować jak tego, co zrobiłem wczoraj. To nie ciebie miałem ratować, tylko Klarę. 
 Te słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Opuściłam miecz i z żalem spojrzałam na niego. Miałam ochotę dać mu z liścia i zarzucić mu jakim jest idiotą. Tyle miesięcy patrzę na niego w "ten" sposób, a dla niego liczy się tylko egoistyczna laleczka z domku cholernej Ateny. Tyle, że najgorsze jest to, iż byliśmy przyjaciółmi przez większość naszego życia, a ten żałuje, że to mnie uratował. 
 Nie mówiąc nic, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z sali treningowej. Mam nadzieję, że dzisiaj już mnie nic więcej nie spotka, ponieważ jestem w stanie zabić każdego kto zaplącze mi się pod nogi. Nawet tego upartego osła, który nie chce mi dać spokoju.
 - Shedow, ja wiem, że stoisz za mną - mruknęłam. 
 - Hmm... Muszę spróbować z tobą inaczej - wyszedł z cienia i spojrzał na mnie w swój typowy tajemniczy sposób. - Ale powiedz mi w jaki sposób już mnie wyczuwasz? 
 Zatrzymałam się i spojrzałam na niego jak na idiotę. 
 - Muszę odpowiadać? 
 - Nie - przewrócił oczami. - Gadałaś z Dylanem? 
 - Pomyślmy... Dlaczego ja mogę być taka wkurzona? 
 - Cholera jasna Han - wziął mnie za łokieć i zaprowadził do jadalni, gdzie rzucił mnie na jedną z ławek. - Odkąd dowiedziałaś się prawdy o tym, że będziesz tą jedną z ośmiu, to zachowujesz się jakby, to było czymś złym. Powinnaś się cieszyć faktem, że zostaniesz bohaterką... Będą cię wspominać przez wieki. Może staniesz się kim większym niż taki Herkules? 
 Spojrzałam na niego z taką nadzieją. Miałam nadzieję, że chociaż on mnie zrozumie i nie będę musiała mu nic tłumaczyć, ale najwyraźniej moje prośby nie są nic warte. 
 - Shedow, ty nie masz pojęcia jak się ja czuję... Zostało mi powiedziane, że to ja zostanę tą jedną z ośmiorga, a od nich będzie zależeć ciąg dalszy naszej ludzkości. Czy gdybyś ty się o czymś takim dowiedział, to nie bałbyś się? 
 - Znasz na pamięć tą drugą przepowiednię Dylana - przyjaciel usiadł bliżej mnie. Pokręciłam przecząco głową. - No to ja ci zacytuję, to co chyba wielu z was pomija. Nikt do tej pory nie skupił się na tym jednym fragmencie: Ostatni heros nie z dwunastki / lecz z łona tej, która Nemezis spłodziła. 
 Otworzyłam szeroko oczy. Miał on rację, do tej pory nikt na ten fragment nie zwrócił uwagi. To znaczy, że i on będzie walczyć przy moim boku. 
 Przytuliłam się do niego, wiedząc, że narażam swoje zdrowie, ale nie potrafiłam się powstrzymać
 - Czyli teraz tylko pozostało nam się dowiedzieć kim jest reszta - mruknęłam. - Może wiesz na kogo los wskazał?
 Ten pokręcił przecząco głową i spojrzał przed siebie. 
 - Znam tylko prawdę o nas. Znałem ją dużo wcześniej niż my się poznaliśmy. 
 - Ile razy się spotkałeś z naszymi babkami? - popatrzyłam na niego w nadziei, że coś powie, ale ten tylko się uśmiechnął i wstał.
 - Są czasem rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć. A jeżeli chodzi o przepowiednie, to się nie martw. Jesteś stworzona do wielkich rzeczy, a za parę lat dzieci w normalnych szkołach będą się uczyć o wielkiej Hannie Toscano, która uratowała świat przed złymi bliźniakami. 
 Zmarszczyłam nos i po raz kolejny na niego spojrzałam.
 - Powiem ci, że to nie fair, iż to ty dostałeś ten dar pocieszania w tak dziwny sposób.
 - Hmm... Ja nie pocieszam - puścił mi oczko. - My się po prostu świetnie rozumiemy, ale to chyba jest normalne u kuzynów, nie? 
 Uśmiechnęłam się do niego. 
 - Wiesz, co? Na siłę próbuję stąd uciec i wrócić do mojej rodziny, ale wciąż zapominam, że namiastkę tej rodziny mam w tobie. Czasem mam ochotę wyjść rano z domku i wykrzyczeć całemu obozowi o tym, że jesteśmy kuzynostwem. 
 Ten tylko przewrócił oczami, ale jego usta skrzywiły się na podobiznę uśmieszku. 
 - Teraz mamy dwie tajemnice - pokiwałam twierdząco głową. - Jeżeli wszystko się skończy po myśli, tpo ogłosimy całemu obozowi, że jesteśmy rodziną i zamieszkamy razem w tej samej miejscowości i będziemy mieć dzieci w podobnym wieku i one będą takie fajne jak my, co ty na to? 
 - Z twoich ust, to brzmi koszmarnie - pokazałam mu język.
 - To jest niemożliwe, że jesteśmy spokrewnieni. Dobra, ja idę po wkurzać Zo i... - przyłożył mi palec do ust. - Zoey mi się nie podoba, okej? 
 Pokiwałam twierdząco głową i kiedy w końcu znikł mi z oczu zaczęłam się śmiać. Szkoda, że ludzie w obozie nie mogą go znać w ten sposób. Ile bym dała, żeby go znali w ten sposób. 
 Odwróciłam się i spojrzałam na salę treningową. Wzięłam głęboki wdech i znowu ruszyłam w tamtym kierunku. Zachowałam się nie fair wobec Dylana. On miał powód, żeby się gniewać, a ja nie. To ja zawiodłam jako przyjaciółka. 
 Po cichu weszłam na trybuny, gdzie z butelką wina siedział Dylan. Patrzył się przed siebie i tak jakby się modlił? Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu, ten podniósł swoje zapłakane oczy i na mnie spojrzał. 
 - A co jeżeli jej nie odnajdę? 
 - Dylan, ja ci pomogę w jej poszukiwaniu. Jestem twoją przyjaciółką, która przez jakiś czas była zazdrosna o Klarę, ale tylko z powodu tego, że jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
 - A ty jesteś najważniejszą kobietą razem z moją mamą. Przepraszam, że o tobie zapomniałem przez ten czas.
 Pokręciłam głową i się rozkleiłam. Przytuliłam się do niego, chcąc żeby to trwało wieki.
 - Kocham cię Dylan.
 - Ja ciebie też.

1 komentarz:

  1. Boskii *-* nie mogę doczekać się kolejnego. Fajne zdjęcia dodałaś :). Teraz zaczynam mieć wątpliwości co do tego że Hanna i Dylan będą razem na ale mogę się mylić. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń