poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział trzydziesty czwarty

Przed wejściem do domku Dylana zatrzymałam się.
Oparłam plecami o ścianę.
         Co ja miałam mu powiedzieć? Cześć kochanie! Właśnie znalazłam sposób na odnalezienie twojej zaginionej dziewczyny! Tak! Właśnie ja wpadłam na jej trop! Dziewczyna przez, którą ona przepadła jak kamień w wodę! No chyba rozszarpał by mnie za te słowa.
To gdzie ja miałabym iść?
         Do dowództwa?  Nim złożą naradę, Klara może dawno nie żyć. Jedyną osobą, która właśnie wpadła mi do głowy był Shedow, ale przy ich dominacji samców alfa, szybciej sie rozszarpią niż porozmawiają. W ostateczności mogła bym iść do Merlin, ale wtedy uczepiła by się nas jak rzep psiego ogona. Więc została mi Hania.
        Poszybowałam w stronę jej domu. Byłam już dość blisko i postanowiłam wejść oknem. Poleciałam w jego stronę.
ŁUP!
Zderzyłam się ni stąd ni zowąd z szybą. Zaczęłam pikować w dół. W końcu wpadłam do zaspy śnieżnej. Jęknęłam kuląc się w śniegu.
 - Kto tu jest? - usłyszałam groźny głos Hanny, która wychylała się z tego zdradzieckiego okna. No popatrzcie. Trzecia w nocy, a taka wkurzona. - Zoey? Co ty tu robisz?
 - Próbowałam czołem otworzyć twoje okno. Nie widać? - warknęłam.
 - Dobra. Nie chce wiedzieć. - mruknęła - Zo! Nie ruszaj sie! Zaraz zejdę!
Prychnęłam.
Czułam się jak w jakieś próżni. Nie wiedziałam, gdzie góra, a gdzie dół. Próbowałam usiąść ale wszędzie widziałam gwiazdki.
 - Zo! Gdzie jesteś? - usłyszałam szept dziewczyny.
 - Taki śniegowy bałwan pod twoim balkonem! - podpowiedziałam.
Słyszałam skrzpanie śniegu, a po chwili przed moją twarzą pojawiła się burza brązowych włosów.
 - Dziwie się, że moich braci nie obudził taki głośny huk. - powiedziała, próbując mnie podnieść.
 - Zapewne sa zalani w trupa - odparłam chwiejąc się na nogach - Znowu była impreza, na którą mnie nie zaproszono! - popatrzyłam gniewnie na przyjaciółkę.
 - Alkohol ci nie jest potrzebny. - w jej oku zauważyłam podejrzany błysk - Sztachni się tak jeszcze raz to uzyskasz taki sam efekt jak po 0,7l - pokazała mi język.
Teraz to sie zbulwersowałam.
 - No przepraszam bardzo! Kto tam postawił tę szybę! Wcześniej jej tam nie było! - uparłam się.
 - Co za pajac, nie? - potaknęła mi Han.
        Moje oczy wróciły do normalności i mogłam przyjrzeć się dziewczynie. Włosy miała stylizowane na niedbałego kłosa, różowe spodnie od piżamy wystawały zza puchowej kurtki, któregoś z jej braci, a na nogach miała laczki z głowami, królików. Jak na walkę ze złem ubrała się stylowo, a jej super kapcie powalą każdego przeciwnika na kolana.    
 - A tak właściwie... Jak śmiałaś mnie obudzić o 3 nad ranem?! - wydarła się na mnie.
Rękami zakryłam uszy.
 - Ciszej! Kaca mam! - odgryzłam się, a ona przewróciła oczami.
 - Skup sie - trzepnęła mnie w głowę.
 - Ej! - oburzyłam się. Oddałam jej z większą siłą i po chwile klepałyśmy się ja małe dzieci, która mocniej. Dałam za wygraną gdyż moja, skóra była bardziej zziębnięta niż jej. W końcu ona była poubierana, a ja wyskoczyłam na hardcora, w krótkich gatkach i bluzeczce.
 - To poco mnie budziłaś?
Opowiedziałam jej to w bardzo małym skrócie, a dokładnie użyłam słów klucz.
 - Zawsze musisz coś narobić? - spojrzała na mnie wilkiem i ruszyła biegiem w stronę domu Dylana.
Spoglądałam za nią zgłupiałym wzrokiem. Czy ona jest w ciąż? Ja jej dzieci nie mam zamiaru wychowywać!
 - Idziesz? - zawołała za mną.
Pokręciłam głową.
Nie chciałam tam iść. Nie jestem taka głupia, aby pisac się na pewną śmierć!
 - Ide... znaczy lecę!  zwołać ekipę! - pomachałam jej na pożegnanie i wzbiłam się w powietrze.


 - Ja nie będę ruda! - zaprotestowała Hanna..
           Wszyscy w kuźni Hefajstosa próbowali się nie roześmiać. Postanowiliśmy, że Gregory będzie szefem wyprawy i to do niego  należą przygotowania. Tak więc chłopak wczuł się w swoją role tak dobrze, że aż zmienił nam tożsamości. Z jego magicznej maszyny, która zajmowała połowę pomieszczenia, wyczarował nam nowiutkie paszporty, legitymacje studenckie i dowody osobiste. Ja na przykład nazywam się Zuzanna Kraszczyńska ( Boże! Nawet tego wymówić nie umiem! Polski to ciężki język! ) i pochodzę z Rybnika. Shedow to Sebastian Szczęsny, Christopcher ( który zasypiał nam na stojąco ), przyjął imię Krzysztof ( na tym można sobie język połamać ) Wieczorek, Greg to Grzesiek Adamek, A Hani zmienił tylko nazwisko na Wieczorek, a no właśnie jeszcze Dylan został przechrzczony na Dawida Szpakowicz i zapasowy dla Klary czyli Karoliny Wolny. Tak piękną 6 osobową ekipą postanowiliśmy wyruszyć na poszukiwania córy Ateny.
 - Han już ci to tłumaczyłem. - powiedział spokojnie Greg. - Musimy się rozdzielić, aby nie zostać namierzeni przez bliźniaków, więc będziemy chodzić w parach. - powiedział. - tak więc uznałem, za dobry pomysł, aby zmienić wam troszeczkę wygląd. - mrugnął do nas okiem. - a teraz przedstawie wam jak to będzie wyglądało.
Kliknął na jakiś guzik w swojej konsoli i na ścianie ni stąd ni zowąd pojawił się ekran, a całe pomieszczenie zmieniło sie w baze dowodzenia.
 - To jest Zakopane - wskazał na zaznaczone miasto - mieści sie w górach i jest to jedne z najbardziej uczęszczanych miast polskich, sa tam Krupówki, cokolwiek by to było, stoki narciarskie, i różne atrakcje turystyczne. Te czerwone punkty - wskazał na kropeczki rozmieszczone w różnych miejscach na mapie - to ostanie miejsca, w których przebywała Klara. Najprawdopodobniej w jednym z nich ona się znajduje. Tak wiec - zaczął rzucać mapami w naszą stronę. - Podzieliłem nas w pary - uśmiechnął się zadowolony - Ja ide z Dylanem i gramy Kumpli, którzy wyjechali w pogoń za panienkami. - parsknęłam. Wzięłam w dłonie szklankę z wodą i próbowałam zamaskować tym moje zachowanie. Średnio mi sie to udało, ale ile w tym było ironii - Zo ty sie nie śmiej, bo grasz z Shedowem zakochaną parę. - Cała zawartość wody w moich ustach, wydostała się na światło dzienne opryskując Christophera, który spadł ze stołu. Biedny dzieciak. a tak słodko spał.
 - CO?! - odparłam wraz z moją " drugą połówką".
 - To co słyszeliście. - odparł chłopak.
Spojrzałam an niego morderczym spojrzeniem.
 - Nie ma mowy. - warknęła siadając obrażona w fotelu.
 - Misiu! No nie denerwuj się. - Shed objął mnie ręką. - złość piękności szkodzi - dźgnął mnie w policzek.
Spojrzałam na niego z ukosa.
 - Jak jeszcze raz nazwiesz mnie per Misiu, to wylądujesz na wycieraczce! - zagroziłam.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
 - To ja jakoś przeżyje te rude włosy. - posłała mi triumfujący uśmiech Han.
Pokazałam jej język.
 - Dobrze laski - Gregory spojrzał na śpiocha -  i Chris.... - faceci wybuchnęli śmiechem - Idźcie się przygotować, a my załatwimy sprzęt.
Tak więc grzecznie udaliśmy się do kibla.
Po pół godzinie byłuśmy gotowe. Ja z kruczoczarnymi włosami, a Hanna z rudymi loczkami.
 - Pasuje ci - powiedziałam przyglądając się mojemu dziełu.
 - No nawet nie jest tak źle. - powiedziała macać swoje loczki.
 - Dobrze, że chociaż tobie się podoba... -mruknęła ruda wersja Christophera.
Spojrzałyśmy na rudzielca i wybuchnęliśmy śmiechem.
 - Chodź braciszku kupie ci loda. - wzięła go pod ramie Han.
 Wyszliśmy do chłopaków.
Zagwizdali na nasz widok.
 - No nieźle.
Spojrzałam na Dylana.
I ryknęłam śmiechem.
 - Przez cały czas wiedziałam, że jesteś szują! - zaczęłam wyśmiewać się z jego blond włosów.
Ten zaszczycił mnie spojrzeniem.
 - Zo jak sie nie zamkniesz to wsadzę ci coś nie powiem gdzie. - powiedział.
 - Misiu! - Skryłam się za Shedowem - jesteś moim chłopakiem, a on mnie obraził. Zbij go!
Powiedziałam jak rozkapryszone dziecko.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
 - Dobra skupcie się. - przerwał nam zabawę Greg. Rzucił nam jakieś mini torebki.
 - Co to jest? - spytała Hanna wyciągając jakieś akcesoria.
 - To jest słuchawka, którą wkłada się do ucha i będziemy ciągle w kontakcie - wyjął  takie małe ciastusiowe coś. - A ten guziczek to mikrofon, możecie do niego mówić. - bo wcale nic mi nie mówi słowo mikrofon -,-" - to coś - pokazał na metalowego zęba - jest tak zaprogramowany, że jak coś powiecie to tak jakby przetłumaczy wam to na polski. - Wszyscy wpatrywali się na niego.
 - To tak można? - pierwszy odezwał się Dylan.
Chłopak wzruszył ramionami.
 - Najwyraźniej można. - odparł.
 - A jak to sie zakłada? - spytałam oglądając go.
 - Na trzonowiec. - odparł - Dobra Miśki. Czas sie pożegnać bo obóz budzi się do życia. - klasnął w dłonie. - spotykamy się w miejscu X - pokazał kursorem na dużej mapie - za dwa dni o 17,00 i wtedy naradzimy się co mamy robić.
Powiem szczerze Gregory w postaci mózgu operacji mnie przeraża.
Podniosłam ręke, jak jakiś uczniak:
- Tak? - odparł widocznie zadowolony z siebie.
 - A jak my się tam dostaniemy? - pytałam.
 - Chłopaki są już w tym przeszkoleni. - wskazał na dumnych z siebie samców - Ty jedziesz samochodem z Shedowem, My z Dylanem jedziemy drugi i podrzucamy Hanie i Chrisa na peron. Jedziemy zupełnie innymi drogami, ale w naszych celach będziemy o tej samej porze. Tak więc powodzenia.
Pożegnaliśmy się z wszystkimi i pożyczyliśmy sobie powodzenia.
 - Zo! - zatrzymał mnie przed wyjściem Gregory. Odwróciłam się - Zapomniałaś. - w  moim kierunku poleciała bransoleta. Złapałam ją.
 - Wiesz co to jest? - spytałam.
Obdarzył mnie tajemniczym spojrzeniem. 
 - Coś niesamowitego. Sama się przekonasz. - puścił mi oczko.
Jak ja nie lubie zagadek! Ja go uduszę!
Pokazałam mu środkowy palec i wyszłam z kuźni, a zaraz za mną Shed.
 - Misiu to gdzie stoi nasza fura? - spytałam rozglądając się. - a tak właściwie muszę się spakować. - spojrzałam na siebie - W piżamie nie pojade!
Objął mnie ramieniem.
 - Myszko. Wszystko już czeka na ciebie w samochodzie.
Pufff i znaleźliśmy się na obrzeżach lasu. Byłam już przyzwyczajona do podróży cieniem, ale przyznam się. Nie lubiłam tego.
Moim oczom ukazał się:
 - Sportowe Audi TT - wprost oczy mi się za świeciły - Skąd je wzięliście?
Przytuliłam się do czarnej karoserii samochodu.
  - W Obozowych garażach dużo takich cacuszek jest. - po jego twarzy prześlizgnął się cień uśmiechu.
Dopiero teraz zauważyłam, że na dachu auta znajduje się sprzet narciarski. Dwie deski i dwie pary nart.
 - Będziemy jeździć na nartach? - spytałam.
 - O wszem. - otworzył bagażnik i w moją stronę poleciały jakieś ciuchy - idź się przebrać. Za 10 min musimy wyjeżdżać.
 - Ta jest! - odmeldowałam się.
         Weszłam na tylnie siedzenie wozu i zaczęłam się przebierać. Najgorzej chyba poszło ze spodniami. Byłam już w każdej możliwej pozycji, ale w końcu wygrałam te zmaganie. Tak więc byłam ubrana w  czarne jensy, gruby czerwony sweter i puchową białą kurtkę, do tego komplet szalika, czapki i rękawiczek, które były beżowe jak kozaczki na lekkim obcasiku. O dziwo mój rozmiar. Kurtkę od razu zostawiałam na tylnim siedzeniu, gdyż w samochodzie jest ogrzewanie.
 - Kto kieruje? - spytałam wychodząc z samochodu. 
Każde z nas w obozie było uczone jazdy za kółkiem w każdych warunkach, więc uznałam, że będe się kłócić jak on sie uprze, że chce sam przejechać całą drogę.
 - Ty pierwsza. Ja się zdrzemnę. - Rzucił w moją stronę kluczyki. No, no, no... Nie myślałam, ze to tak łatwo pójdzie.
Wsiadłam za kółko i pożałowałam.
 - Jak sie tym kieruje? - środek auta był całkowicie przerobiony i jedynie co widziałam to masę guzików. 
W końcu ogarnęłam i wyjechaliśmy w poszukiwaniu Klary.


No to skończyłam.
I jak wam się podoba?
Bujka:**

1 komentarz:

  1. świetny rozdział no no Zo i Shadow mają udawać parę sprytnie to wymyśliłaś ^^. Czekam na kolejny pozdrawiam. Ps. nie poddawajcie się dziewczyny wasz blog jest świetny naprawdę było by szkoda gdybyście chciały się poddać dacie radę.

    OdpowiedzUsuń