piątek, 8 lutego 2013

Rozdział trzydziesty pierwszy


 Zaćmiło mnie, kiedy leciałam w powietrzu przytulona do Shedowa. Bałam się zbliżenia z ziemią, która była coraz bliżej. Przycisnęłam się jeszcze bardziej w chłopaka, czekając na upadek. Moje serce waliło jak młot. W końcu znaleźliśmy się na podłoży, a raczej Shed. Na moje szczęście zamortyzował mój upadek. Usłyszałam jak syczy, lecz nie tylko z tego powodu, że z sześćdziesiąt kilogramów czystej masy spadło na jego piękną klatę, ale z tego, iż moje kolano upadło tam, gdzie nie powinno.
 - Przepraszam – szepnęłam mu na ucho i sturlałam się na ziemię. – Masz karę, że nie chciałeś mnie szybciej wciągnąć.
 - Zapamiętam sobie to – jęknął, trzymając się za swoje klejnoty.
 Uśmiechnęłam się do niego i rozejrzałam się, żeby ocenić gdzie jesteśmy, ale nie dość, iż było tutaj ciemno jak cholera, to jeszcze nie miałam pojęcia, co to za miejsce. Oparłam się bezradnie o jakąś skałę i podniosłam głowę do góry. Miałam nadzieję, że ten koszmar się już skończy, że wrócę do obozu i położę się do łóżka z myślą o lepszym jutrze.
 Poczułam jak Shedow podpełza do skały i również opadł na nią. Spojrzałam na niego w tym samym czasie, co on. W jego oczach panował taki spokój ducha jakby wiedział, że jest bezpieczny i nic się nie stanie. Oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy, ponieważ byłam bardzo zmęczona.
 - Nie zasypiaj – mruknął.
 - Jestem zmęczona.
 - Han nie zasypiaj w takim miejscu – otworzyłam swoje oczy i spojrzałam w jego. – Za każdym razem ktoś może wyskoczyć zza skał. Powinniśmy być gotowi na każdą sytuację. Zaraz powinniśmy zabrać się za szukanie reszty, ale na razie odpoczniemy.
 Pokiwałam twierdząco głową. Żałowałam teraz, że nie miałam w nawyku noszenia mojego miecza. Spojrzałam w kierunku skąd nadlecieliśmy. Słyszałam z tamtej strony tylko głośne sapanie. Zazdrościłam Cerberowi snu…
 - Shedow? – podniosłam głowę z jego ramienia.
 - Hmm…?
 - Co ty czujesz do Zoey? I nie próbuj mi się tutaj wykręcać.
 - Han brałaś coś? – dotknął mojego czoła. – Chyba masz gorączkę.
 Klepnęłam jego dłoń i spojrzałam na niego wilkiem.
 - Mówiłam, żebyś się nie wykręcał. Widzę, że coś do niej czujesz… Dlaczego jej nie powiesz? Masz okazję, przecież zerwała ona z idiotą. Ona też do ciebie coś czuje!
 Chłopak wstał i otrzepał spodnie. Przewróciłam oczami, wiedząc, że już mi nic więcej nie powie.
 - Dać ci jakąś radę? – ja również wstałam.
 - Nie – mruknął.
 - Czy dobrze słyszałam, że powiedziałeś tak? – uśmiechnęłam się do niego. – Możesz mi cisnąć kit, że nic do Zo nie czujesz, ale nie jestem ślepa. Radzę ci o nią walczyć, żeby nie znalazła się druga Klara, która odbierze ci twoją miłość….
 - Han! – Shedow wrzasnął, a ja przykryłam swoją dłonią jego usta. Odepchnął ją od siebie i spojrzał na mnie gniewnie. – JA ją tylko i wyłącznie trenuję.
 Pokiwałam głową z ironią.
 - Jesteś wścibska, wiesz? – klepnął mnie w głowę.
 Ruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.
 W ciszy postanowiliśmy w końcu ruszyć w poszukiwaniu reszty. Starałam się iść ramię w ramię z przyjacielem w obawie, że duchy, które nad nami krążyły miały ochotę się na nas rzucić. Kiedy nareszcie stało się trochę jaśniej, popatrzyłam na Shedowa z nadzieją, że teraz mi powie coś więcej.
 - Dlaczego to tak się ukrywasz?
 - Ty znowu wracasz do tego? – spojrzał na mnie z niechęcią. – Posłuchaj, ja nigdy prze nigdy nie będę z Zo, ponieważ nie mam ochoty wiązać się z taką jędzą jak ona… Na dodatek jest narwana, bezmyślna w wielu sytuacjach, ale uważa, że wie najlepiej oraz nieodpowiedzialna. Czy myślisz, że to jest ideał dziewczyny?
 - Wyolbrzymiasz – uśmiechnęłam się do niego. – Przecież jest również zabawna, czy też… yy… Ma piękne włosy!
 Shedow zakrztusił się, próbując powstrzymać się od śmiechu. Klepnęłam go w głowę, chociaż on próbował się jakoś obronić. No i w końcu zaczęła się nasza „klepankowa” wojna. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak Shedow potrafi się tak świetnie bawić.. Chociaż nie, kto normalny bawi się w podziemiu?
 Usłyszeliśmy, że ktoś odchrząkał. Powoli odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą dwie postacie, które świeciły delikatną poświatą. Złapałam nerwowo dłoń Shedowa i zacisnęłam ją. Przełknęłam ślinę i dalej patrzyłam na duchy.
 - Miło was spotkać – odezwała się dziewczyna z lewej. – No może nie myślałam, że spotkamy was tutaj, ale zawsze miło was spotkać.
 - Skarby, co wy tutaj robicie? – powiedziała dziewczyna z prawej, zdałam sobie sprawę, że są one identyczne.
 Popatrzyłam się na Shedowa, który sięgnął po coś do kieszeni. Wyciągnął z niego pogniecione stare zdjęcie. Podał mi je. Wiedziałam, że to jest to samo, które znajduje się pod moją poduszką. Z ciekawości odwróciłam na tył, gdzie zobaczyłam napis: „Przeznaczenie to nie wyroki opatrzności, to nie zwoje napisane ręką Demiurga, to nie fatalizm. Przeznaczenie to nadzieja.”. Odwróciłam na drugą stronę, gdzie zobaczyłam dwie młode dziewczyny, które z uśmiechami na twarzach się przytulały. Zobaczyłam w nich podobiznę do duchów, które stały przed nami.
 - Perełko, coś się stało? – ponownie usłyszałam głos jednej z bliźniaczek.
 - Nie spodziewała się, że was tutaj zobaczy – odezwał się Shedow. – Mamy prośbę, czy mogłybyście nas zaprowadzić do przyjaciół?
 - Shedow – dziewczyna z prawej strony pokiwała głową. – Znasz przepowiednię…
 - Proszę.
 - Cii… - druga z nich uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. Poczułam ciepło, tak jak parę lat temu, kiedy tuliłam swoją mamę. – Zawsze pragnęłam to zrobić, Hanno. Jesteś taka piękna, jak moja córka… Ona też tutaj jest, wiesz?- Do moich oczu napłynęły łzy. Tak bardzo marzyłam ją zobaczyć, tak bardzo chciałam ją przytulić. – Nie płacz Skarbie, ty nie możesz płakać. Jesteś stworzona do wielkich czynów, to ty jesteś Winoroślą, o której mówi przepowiednia.
 - Co? – przetarłam łzy. – To niemożliwe, przecież w obozie wśród mojego rodzeństwa jestem  najkrócej.
 - Jesteś wyjątkowym dzieckiem Dionizosa.
 Popatrzyłam na Shedowa, który z poważną miną się mi przyglądał.
 - Wiedziałeś o tym?
 Chłopak spuścił oczy i pokiwał twierdząco głową. Poczułam się jakbym dostała czymś w głowę. Byłam bliska stracenia przytomności, ale jednak coś podtrzymywało mnie przy tym, żeby ustać. Wzięłam kilka głębokich wdechów i z przerażeniem spojrzałam na ducha mojej babci. To ja miałam należeć do Wielkiej Ósemki, która ma zadanie uratować świat? Dlaczego ja? Przecież nie jestem tak doświadczona moi bracia.
 - Tutaj jesteście! – usłyszałam krzyk Dylana.
 Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego przyjaciela, który w ramionach trzymał nieprzytomną Zoey. Shedow podszedł do niego i z „troską” spojrzał na dziewczynę. Ja jeszcze się obejrzałam za siebie, żeby popatrzeć na babcię, ale już jej nie było. Cieszę się, że chociaż na chwilę mogłam ją zobaczyć.
 Poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się i popatrzyłam na Dylana. Uśmiechał się do mnie, ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Wtuliłam się w jego pierś i rozkleiłam się. Nie potrafiłam tego już powstrzymać, za dużo dzisiaj już miałam tych negatywnych emocji.
 - Nie płacz Piękna, będzie dobrze… Jestem przy tobie.

Dylan

 Już od kilku godzin krążymy po Podziemiu szukając jakiegoś Czarnego Ptaka, o którym wspominali mi bliźniacy. Miałem nadzieję, że jesteśmy bliscy celu. W dłoni trzymałem Klarę, która była wykończona i cała poobijana. Gdybym miał siły wziąłbym ją w ramiona, żeby jej pomóc, ale nic z tego.
 Po jakimś czasie weszliśmy na wielką salę, która w odróżnieniu do korytarzy, którymi krążyliśmy wydawała się taka przyjemna i ciepła. Podszedłem do fontanny, która stała na środku, chcąc się napić, ale zostałem zatrzymany przez Klarę.
 - Wszystko, co płynie w Podziemiu jest niebezpieczne… Powinieneś to wiedzieć.
 - Przepraszam, ja już po prostu nie myślę.
 Dziewczyna się uśmiechnęła i przeczesała moją grzywkę, po czym pocałowała w czoło. Chciałbym w końcu wrócić do obozu, gdzie mogliśmy w spokoju posiedzieć. Rozejrzałem się po przyjaciołach i zauważyłem, że wśród nas brakuje bliźniaków. Pokręciłem głową i spojrzałem na Han, która od spotkania ze swoją babcią siedzi przybita. Chciałbym jej pomóc w czymś, ale ona nie chce się otworzyć. Powoli zaczyna się zamykać w sobie, tak jak do tej pory robił Shedow.
 Do Sali wleciał wielka smuga ciemnego dymu. Wszyscy prócz Shedowa, który trzymał w ramionach Zo odsunęli się. On zaś podszedł do ołtarza, który stał na końcu i położył ją na środku. Spojrzałem jeszcze raz na cień, który zaczął się formować w pięknego olbrzymiego ptaka. Był to feniks, taki sam jak w obozowych podręcznikach.
 Opadł on na ziemię z gracją. Dylan podniósł rękę i dotknął go. Ptak wyglądał jakby się uśmiechnął, ale zaraz pochylił głoe nad Zo i zaczął płakać. Kiedy z nią już skończył, zrobił to samo z Shedowem.
 - Co się dzieje? – szepnąłem do Klary.
 - Feniks uznał, że oni potrzebują uleczenia…
 Spojrzałem ponownie na tą dwójkę i zobaczyłem jak Zoey się przebudza. Przetarła oczy i podniosła się na łokciach. Patrzyła z przerażeniem na wszystkie strony.
 - Nie ma ich – szepnęła. – Nie ma już duchów.
 Uśmiechnąłem się. Klara miała rację, co do tego feniksa. On naprawdę leczy serca herosów. Spojrzałem na Han, która delikatnie się uśmiechnęła do mnie.
 - Co wy tutaj robicie? – do Sali weszli bliźniacy. – To się zaraz rozpad…
 Nie zdążyli skończyć, ponieważ pod nami zaczęła drżeć ziemia. Usłyszeliśmy również głos erynii, a scenografia zamieniła się w koszmarne miejsce. Pod nami coś wybuchło. Upadłem na ziemię, nic nie widząc. Wszędzie unosił się dym.
Dylanie, ostrzegałam cię! – usłyszałem głos w mojej głowie. – Teraz musisz wybrać  kogo zapragniesz ratować!
 - Aaa… - usłyszałem głos Klary. – Dylan ratuj!
 Rozejrzałem się i zobaczyłem wielką dziurę przede mną, nad którą wisiała dziewczyna i Han. Obie patrzyły na mnie z nadzieją. Obejrzałem się mając, nadzieję, że ktoś ruszy z pomocą, ale wszyscy byli nie przytomni.
 - Dylan, ratuj Klarę najpierw! – Han już z trudnością mówiła, ale jej wzrok był stanowczy.
 - Nie, najpierw ją, ja sobie poradzę…
 - Ja mam więcej sił…
 - Cholera jasna! – Han ześlizgnęła się jedna z rąk.
 Rzuciłem się w jej stronę, próbując ją uratować. Wciągnąłem ją na górę i chciałem pomóc Klarze, ale przede mną pojawiła się erynia, która ze przerażającym uśmiechem złapała dziewczynę i odleciała.
 - Dylan! – tylko tyle zdążyłem jeszcze usłyszeć.
 Upadłem na kolana, chowając twarz w dłoniach. Poczułem rękę na swoim ramieniu, ale nie miałem ochoty podnosić wzrok. Ona mnie ostrzegła, że zabierze mi moją miłość. Dotrzymała słowa.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Coś mi się zdaje że ta jego miłość to nie Klara tylko Hann. Przynajmniej mam taką nadzieje ;p. Nie mogę doczekać się kolejnego. Pozdrawiam pa ;*

    OdpowiedzUsuń