czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział trzydziesty

 - Dokładnie! - wypuściłam kość piszczelową z dłoni, a ona dokładnie trafiła w głowę Hadesa.
Usłyszałam wściekły krzyk mężczyzny i poczułam jak ziemia się trzęsie.  
Wszyscy, którzy znajdowali się w świątyni krzyknęli z przerażenia w raz ze mną.
Pod moimi stopami utworzyła się szczelina i zaczęła się powiększać. Byłam już bliska szpagatu, gdy coś huknęło i uderzyłam w coś twardego. Poczułam jakiś ciężar na plecach i zostałam przyszpilona do podłogi.
Ciemność widzę...
           Usłyszałam jęk dochodzący z pode mnie i próbowałam sie poderwać. Ale to okazało się trudną sztuką. Miałam kłopoty z oddychaniem a ramie rwało mnie niemiłosiernie.
Po chwili zaczęłam kojarzyć fakty i myśleć racjonalnie.
Rozpiepszanie świątyni Hadesa... krzyk... wybuch... Pośladki Dylana na mojej głowie...
CO?!
           Zaczęłam się szarpać i krzyczeć ( z moich ust wydawał sie tylko dziwne mamroczenie ) ,gdyż moja głowa została skutecznie w gnieciona do czyjegoś ciała przez cztery litery Dylana, a z kąt to wiem? Bo jedynie ten geniusz nosi w tylniej kieszeni telefon, który gniótł mi się do policzka.
Próbowałam się wydostać z tej kupy ludzi ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba, a ilości ludzi było za dużo.
Byłam skazana na los gniecionej.
Ale w końcu towarzystwo się poruszyło i po jakiś 40 sekundach szarpania zdołałam się wydostać.
 - Będę musiała sobie zdezynfekować twarz! - pożaliłam sie zrzucając Dylana.
Ten upadł z hukiem. Ja wskoczyłam na równe nogi z zaczęłam opcierać twarz z tylnej części ciała chłopaka. Teraz bd miała traumę do końca życia.
 - Jak będę miała koszmary to skopie ci tyłek! - zagroziła kumplowi.  
 - Zawsze zadziwiało mnie to - powiedziała Hanna, która próbowała zgramolić się z Shedowa. Ci mieli szczęście. Przekoziołkowali jakieś sześć metrów od nas i na sobie leżeli, a ja musiałam znosić kupę ludzi na sobie. No ale bliźniacy zamortyzowali mój upadek - że w najbardziej krytycznych sytuacjach zawsze znajdziesz czas na KŁÓTNIE! - ostatnie słowo rozdźwięczniało echem po sali.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją:
 - Jestem jedyna i niepowtarzalna w swojej głupocie! - wyszczerzyłam sie do wszystkich bezczelnie.
Oberwałam po głowie od Hanny.
 - Z kim dali mi się użerać? - wzniosła oczy ku niebu, którego tu nie było.
Sztachnęłam ją biodrem.
 - Zoey! - teraz Klara chciała dodać swoje trzy grosze ( ależ się przejęłam -,-" ) - Czy ty jesteś taką idiotką czy taką udajesz?
Dziewczyna podeszła do mnie i widziałam, że ma ochotę dać mi w twarz. Jak moje przypuszczenia się ziszczą to jej oddam, a w tedy straci parę zębów i będzie nieatrakcyjnie wyglądać i Dylan ją żuci i jedyną dziewczyną, którą go kiedyś ze chce to Marylin, która przerobi go w najbliższym czasie za klauna.
 - A tak właściwie gdzie my jesteśmy? - ni z tego ni z owego z pytaniem wyskoczył Chris. Miałam ochotę rzucić się na niego i obcałować.
Nagle wszyscy zainteresowali się pomieszczeniem, a nie mną  i właśnie w tym czasie oddaliłam się na bezpieczną odległość od Klary.
Podeszłam do bliźniaków, którzy szturchali się nawzajem. Rozkosznie to wyglądało.
 - Chłopaki? - zagadnęłam niepewnie gdyż przeszli do rękoczynów, a ja nie chciałam oberwać.
 - Cooo?! - odpowiedzieli równocześnie. Kasmir trzymał Lorenza w morderczym uścisku, a on tylko łaskotał brata. Super... ja nie wiem jak oni mogą być synami Boga Podziemi!? Po prostu tego nie pojmuje!
 - To gdzie mamy iść? - spytałam wyciągając miecz - Możecie skończyć czy mam was zlać? 
Momentalnie przestali się szarpać i stanęli przede mną na baczność.
 - Meldujemy się Generale! - krzyknął Lorenz.
 - Jesteśmy gotowi do przydzielenia zadania! - zawtórował jego brat.
Uderzyłam dłonią w czoło. 
 - Z kim mi dano żyć?
 - Można wiedzieć co tu się dzieje?! - wydarła się Klara.
Spojrzałam ze znudzeniem w jej stronę. Co ta lafirynda ode mnie chce?
 - Chwilowo? Nic. - odparłam bezczelnie.
Dziewczyna poczerwieniała na twarzy.
 - Zo, zamknij się. - teraz wtrącił się Dylan.
Spojrzałam na niego z udawana złością.
 - I ty Brutusie przeciw mnie?
Ten tylko spojrzał na mnie z pode łba.
 - A tak właściwie... - zaczęła Hania - dlaczego demolowaliście świątynie Hadesa, czego wpływem jest to iż dostaliśmy się do krainy zmarłych?
 Nie dane mi było odpowiedzieć, gdyż wyprzedził mnie Shedow.
 - Bliźniacy wyczaili antidotum na dolegliwości moje i Zoey.
Widząc miny niewtajemniczonych dodałam
 - Widzę zmarłych.
 - Czad! - pisnął Christopher.   
Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem:
 - Uwierz nie czad! - wybuchnęłam. Jak ludzie mogą nosić w sobie taką ignorancję?! - Przy zwykłych czynnościach pojawiają sie twarze zmarłych, rodziny, przyjaciół... jak ty byś się... - urwałam, gdyż nagle pojawiła sie przede mną, nikłą sylwetka wystraszonego dziecka, które gorączkowo pokazywało na coś co się znajdowało nad nami. Przeniosłam tam wzrok. Moje oczy rozszerzyły się - NA ZIEMIE!
Rzuciłam się w stronę zdezorientowanych ludzi i powaliłam na ziemię Chrisa, Dylana i Klarę. Niestety reszta miała pecha, gdyż się mnie słucha.
Po pomieszczeniu przeszedł dźwięk grozy, śmiech jakiś zawistnych istot.
 - Intruzi! - krzyknęła jedna swoim jazgoczącym głosem.
 - Oni są żywi! - oburzyła się kolejna.
 - Zaraz bliżej poznają się ze strażnikiem!
To były erynie, boginie i uosobienie zemsty. Wyglądały jak skrzydlate anioły śmierci, z biczami w ręku i wężami zamiast włosów. Widok okropny.
Usłyszałam szelest obok siebie i zauważyłam Dylana, który robił jakieś dziwne gesty. Jakby szukał łuku i strzał na plecach.
 - Cholera! Nie mam łuku! - zaklął.
Był wściekły.
 - Masz pecha, - skomentowałam - trzebabyło się przygotować. - zażartowałam.
Po jego minie uznałam, że wcale go nie pocieszyłam.
 - Tak! Bo wiedziałem, że wyląduje w Hadesie! - warknął.
Wzruszyłam ramionami:
 - Trzeba było się nie plątać...
         Nie dane mi było skończyć gdyż jedna z erynii zamachnęła się biczem. Odblokowałam swój miecz i posłużyłam się nim do zablokowania ciosu. Bicz owinął się wokół klingi. Daje głowę, że jeden dobry cios tym sznurkiem, mógłby mi odciąć rękę, albo brutalnie oszpecić. Szarpnęłam za miecz i teraz erynia leciała wprost na nas. Próbowała się zatrzymać ale nie potrafiła.
nasz czwórka krzyknęła i jak najszybciej próbowała zniknąć z tego miejsca.
Niestety ja nie zdążyłam.
Potwór o skrzydłach nietoperza uderzył we mnie całym ciałem i zwalił mnie z nóg. Przeturlaliśmy się i w końcu zatrzymałam się w objęciach tego czegoś.
Trzymała mnie za szyję i ręce, skutecznie mnie blokując.
Zaciągnęła się powietrzem z rozkoszom.
 - Czuje twój strach! - syknęła, teraz się przybliżyła i powąchała moje włosy - Dawno nic nie jadłam!
 - Kim jesteś? - krzyknęłam zaczęłam się szarpać.
Nie chciałam zostać obiadem dla kobiet nietoperza. Marna śmierć.
Erynia zaśmiała się:
 - Megajra, trzecia z sióstr erynii... - widząc moją minę dodała - Moje imię oznacza Wroga bądź Zawistna.
 - Fajnie. - tylko tyle jej powiedziałam.
Zamachnęłam sie i z całej siły kopnęłam ją w piersi. Bogini nie spodziewała sie tego i poleciała do tyłu, ja natomiast upadłam na ziemię.
       Próbowałam się pozbierać, ale zdążyłam wstać na kolana i poczułam na sobie smagnięcie bata. Moja bluzka miała idealnie wcięcie odsłaniające ramię z  blizną i połowę stanika. Ramię zabolało mnie. Wokół siebie zobaczyłam twarze zmarłych... Wyciągały do mnie ręce. Krzyknęłam przerażona. Próbowałam się wydostać z tego ciasnego kręgu lecz duchy przytrzymały mnie. Zaczęłam panikować. Duchy mogły mnie dotknąć. Spełnił się mój koszmar. Zaczęłam krzyczeć. Dobyłam sztyletu, który Shedow kazał mi nosić na wszelki wypadek. Zaczęłam nim przecinać zmarłych, ale ci tylko się rozmazywali. Głowa zaczęła mi pękać.
Upadłam na podłogę i oddałam się w objęcia śmierci.    


Shedow
Erynia chwyciła mnie za ręce wytrącając broń. Teraz byłem uwięziony. Nie mogłem dosięgnąć sztyletu w bucie. Bogini uniosłam mnie nad ziemią. 
 - Spotkasz się ze strażnikiem! - syknęła i porwała mnie w powietrze. 
 - Kasmir! - wydarłem się do chłopaka, który stał i wpatrywał się Boginie z uwielbieniem - Zrób, że coś! 
Potrząsnął głową i omiótł wzrokiem pobojowisko. 
 - Ale co? - spytał spanikowany. Jego brat jest jakoś bardziej bystry. 
 - Nie wiem! Ty tu jesteś synem Hadesa! - musiałem nieźle wrzeszczeć gdyż wznosiliśmy się coraz wyżej. - Mogłabyś na chwilę zawisnąć w powietrzu? 
Erynia spojrzała na mnie zaskoczona i zaśmiała się. 
 - Prawie się nabrałam. - powiedziała z uśmiechem. 
 - Cóż próbowałem. - wymamrotałem. 
Ta sztuczka miała polegać na tym iż ona się zdekoncentruje, a ja jakimś cudem się uwolnię i nie walnę o ziemię. No ale nie wyszła. Musze to powiedzieć Zaynowi, jakoś jego sztuczki nie sprawdzają się. 
Usłyszałem mrożący krew w żyłach krzyk. 
Spojrzałem na pobojowisko. 
To Zoey tak krzyczała. Byłą otoczona ciemnością... machała na lewo i prawo sztyletem, ale to na mało się zdawało. W końcu upadłą na ziemię. Przez chwilę tak leżała. 
 - ZOEY! - niedaleko siebie usłyszałem krzyk Hanny. 
Jakieś 10 metrów ode mnie druga erynia trzymała ją w swoich szponach. 
 - Ty też? - westchnąłem.
 - ZOEY! - ta mnie zignorowała.
Przeniosłem wzrok na walkę.
Lorenz biegł sprintem do Zoey, która właśnie się podniosła. Musiałem kilka razy zamrugać, ale oczy mnie nie myliły. Trzymała sztylet na wysokości serca. Zbladłem. Ona nie może się przedziurawić! Nie może!
 - ZO! - wydarłem się ile pary w płucach.
Ta wzdrygnęła się i spojrzała w moją stronę nieobecnym wzrokiem. 
 - Walcz! Uda ci się! - zrobiło mi się dziwne ciepło - nie po to zawracałem sobie dupę ta wyprawą abyś się teraz poddała!
Na całe szczęście Lorenz dotarł do niej, niż zdążyła zadać cios. Zrobił wślizg i tym sposobem rozwiał wszystkie cienie, które gromadziły się wokół dziewczyny. Podciął jej nogi, a ona wylądowała na nim. Chłopak objął ją i przycisnął do piersi. Musiała szlochać.
Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze nigdy się tak o kogoś nie bałem. Widząc Zoey, która próbowała sie zabić wstrząsnął mną. Wszystko co tak dobrze ukrywałem, nagle wyszło na światło dzienne. Czy to możliwe aby jedna dziewczyna tak na mnie działała?
Moje rozmyślenia zostały przerwane gdyż nagle moje ręce zostały uwolnione. Nareszcie! Już zdążyły mi zesztywnieć. Ale coś mi nie pasowało. Jak ona mnie puściła... TO MUSIAŁEM SPAŚĆ W DÓŁ!
Usłyszałem obok siebie krzyk, Hanna też spadała.
Próbowałem się poruszyć cieniem, ale to na nic. Moje mocy w podziemiu nie działają.
Nagle coś wyrosło przede mną i uderzyłem w to.
Cuchnęło starym mięsem i śmiercią, ale jednocześnie było aksamitnie gładkie. Rozmasowałem bolący tors. Nagle ziemia się poruszyła.
Hanna znajdowała sie jakby nad przepaścią i machała rękami, aby złapać równowagę. Coś jej to nie wychodziło i poleciała w dół.
Rzuciłem się w jej stronę i złapałem za buta. Ale stopa zaczęła się z niego wysuwać i sięgnąłem drugą ręką po jej stopę. W końcu złapałem ją.
 - Zabije cię. - warknęła tylko.
Uniosłem brew.
 - Mam cie puścić?
 - NIE!
Jak ja lubie się z ludźmi droczyć.
Nagle uświadomiłem sobie na czym się znajdujemy. Jakby nie ciche warknięcie, dochodzące z gardła tej trzygłowej kupy sierści, to bym nie wiedział, że to Cerber. Trzygłowy pies, który strzegł wejścia do krainy umarłych. Teraz sobie cicho spał. Nie zdawając sobie sprawy, że coś chodzi mu po głowie.
 - Chyba znalazłem strażnika. - powiedziałem oglądając się gorączkowo, za dwoma głowami, które teraz spały. Odetchnąłem z ulgą.
 - Co?! - krzyknęła Hanna, która nadal dyndała głową w dół - wciągnij mnie!
 - Ciiii! - uciszyłem ją - chyba nie chcesz obudzić Cerbera? - wyszeptałem.
Ta znieruchomiała.
 - On otwiera oczy. - powiedziała przerażona.
No to jesteśmy w dupie.
 - Zacznij śpiewać! - powiedziałem.
Zacząłem ją poruszać jak wahadło, raz w prawo, raz w lewo.
 - Nie mam mowy! - zaprotestowała.
 - Bo cie puszczę! - zagroziłem.
 - Aaaa kotki dwa... szare bure obydwa! - zaczęła śpiewać. Do najlepszych śpiewaczek nie należała, ale na razie musiało to wystarczyć. - mogę skończyć?                  
 - Jak pies zaśnie.
Wychyliłem głowę aby ocenić sytuacje.
Cerber patrzył na nią spod zaspanych powiek, zapewne myślał, że to sen i zamknął oczy.
 - Och śpij kochanie wielki pająk... sorry nie ta wersja. - warknęła Hanna.
Gdy usłyszałem chrapnięcie wciągnąłem Hanie, która od razu nabrała koloru.
 - Zabije cię! - rzuciła się na mnie.
Zaczęliśmy się turlać po grzbiecie Psa. Nabieraliśmy szybkości. Ostanie co zobaczyłem to jego ogon, który był uniesiony, robił tak zwaną "skocznie".
 - Będzie bolało! - mruknąłem i straciłem oparcie pod sobą. Szybowaliśmy w powietrzu przytuleni do siebie. Nagle ziemia zaczęła się do nas zbliżać. Zaczęliśmy krzyczeć...
Będą siniaki. Amen.  


Przepraszam, że tak długo musieliście na nią czekać, ale w weekend miałam rajd i nie miałam jak napisać notki. Jeszcze się rozchorowałam i nie chciało mi się myśleć.
Przepraszam, że tak długo musiałyście na nią czekać... Jest słaba jak barszcz, ale tylko tyle zdołałam wymyślić... I tak wiem jest długa i bezsensu!
Proszę o wybaczenie!
Bujka:*

1 komentarz:

  1. Mam ochotę Cie udusić za to że tak długo trzymasz w niecierpliwości, ale mam też oooogromną ochotę Cie ucałować za taki cudowny rozdział ! ;) Jestem pod ogromnym wyrażeniem ;D Mam nadzieję ze na następny nie będę czekać tak dłuuuugo :)

    OdpowiedzUsuń