poniedziałek, 9 lipca 2012

Rozdział drugi

Obudziłam się.
Zamrugałam oczami aby obraz zrobił się wyraźniejszy.
Widząc wnętrze pokoju przeraziłam sie.
Przecież to nie mój pokój! Ani pokój w rezydencji Hanny...!
Aaaa... no tak.
            Przecież wczoraj na urodzinach Dylana i Włoszki, która jest Słowenką, wpadło trzech niezapowiedzianych gości w czym jeden był tak obrzydliwy, że bd się mi śnił w najbliższym czasie w koszmarach sennych.
W czym Dylan zachowywał się jak opętaniec, Hanna zrobiła coś dziwnego, że pnącza zaczęły się ruszać, a ja natomiast walnęłam jednego piorunem.
W skutek czego tamten szatyn dymiąc osunął się na podłogę, a ta brunetka chciała się na mnie rzucić ale nie zdążyła.
No i wtedy właśnie pojawili się nasi wybawcy.
           Pojawili się w rozbłysku jakiejś energii. Na środku pomieszczenia pojawiły się trzy postacie, dwie laski. Jedna z nich, o karmelowych włosach i bursztynowych oczach, była podobna do tej babki ( później się dowiedziałam, że była bliźniaczką bogini Artemidy ) która bezkarnie chciała się na mnie rzucić. Dziewczyna trzymała w ręku napięty łuk. Druga dziewczyna miała burzę rudych loków okalających jej twarz i wściekle sterbrne oczy, które łypały na wszystkich groźnie. Z taką osobą nie chciałabym żyć w wojnie, już się boje coby mi zrobiła. Była ubrana w rynsztunku bojowym, a w ręce trzymała taki fajny mieczyk, który płonął żywym ogniem.
            Najbardziej zainteresował mnie chłopak, który stał w kącie. Miałam wrażenie jakby wszystkie cienie podążały w jego stronę i okalały jego osobę.
Nie widziałam jego twarzy za dobrze. Jednak jego oczy, które lśniły srebrnym blaskiem, jakby odbijały światło księżyca, który rzucał lekki poblask na jego twarz.
No, a wtedy bliźniaczy bogowie, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęli zostawiając po sobie wielki krater. Siła odrzutu była tak silna, że uderzyłam w ścianę i urwał mi się film.
Na szczęście nie trwało to zbyt długo, bo ja podobno! ( bo sama nie jestem pewna ) wyleciałam przez okno i trafiłam na winorośla, które zamortyzowały upadek. Dylan wylądował na taczce, a biedna Hanna na ścianie.
 - Księżniczka już wstała! - usłyszałam pocieszny głos mojego przyrodniego brata Zayn' a.
Miał na głowę coś czarnego i pokręconego, co nazywał włosami, miał jaskrawo zielone oczy i dołeczki w policzkach. Był dość wysoki. Aby spojrzeć mu w oczy musiałabym ubrać szpilki lub stanąć na palcach. Pod jego białą koszulką widniał zarys mięśni, a był bardzo dobrze zbudowany! 
Poznałam go zaraz jak się ocknęłam w skrzydle szpitalnym. Opowiedział co nieco o sobie i wiem, że ma 28 lat ( 10 lat starszy ode mnie ), w obozie zjawił się gdy miał 11 lat ( siedem lat szybciej niż ja ) i ma kilkanaście potworków na swoim koncie. A i wiem, że chodzi z laską ( córką Hery ), która ma na imię Honey ( tak wiem kiczowato no ale cóż ).  Obiecał, że nas ze sobą pozna ale jakoś ja tego nie widziałam.
Niechętnie odkryłam kołdrę, którą byłam przykryta i spojrzałam gniewnie na brata.
 - Ty nie masz co w nocy robić? - powiedziałam gniewnie - Tylko ludzi budzisz!
Ten zrobił zdziwiony wyraz twarzy.
 - Jest 10,32 - usłyszałam jego upierdliwy, męski, z lekką chrypą głos.
 - Kuźwa przecież mówię środek nocy. - walnęłam całą sobą o łóżko.
Zayn zacmokał.
 - Wstaniesz sama czy mam cię wywlec na dół siłą?
Uchyliłam jedną powiekę. Teraz chłopak stał nade mną i podwijał rękawy.
 - Bezlitosny potworze! precz z mojego pokoju! Udaj się do odchłani Tantalu...
 - Tartaru - poprawił mnie.
Zauważyłam, że wszyscy w obozie mieli bzika na punkcie poprawnego mówienia wszystkich greckich nazw.
Przewróciłam tyko oczami.
 - Jeden kij... mało mnie to interesuje. - powiedziałam obojętnie.
Chłopak zrobił urażoną minę.
 - Dopiero cie zacznie interesować! - już zabierał się do nudnego monologu. ( dzieci Zausa były do tego skłonne. Są najlepszymi mówcami - nie licząc dzieci Apollina -, strategami - nie licząc dzieci Ateny -, wojownikami - nie licząc dzieci Aresa -, ale! Byli najlepszymi politykami i to nam trzeba przyznać! )
 - Ta twoja kłapaczka nigdy się nie zamyka? - odparłam kąśliwie.
Przewrócił uszami.
 - I kto to mówi? Nie umisz się powstrzymać nie dogryzając komuś. - pokazał mi język.
Wzruszyłam ramionami.
 - Mam to po tatusiu. - nie wiedziałam czy to podziała na pozbycie się Zayna ale coś mi podpowiadało, że tym go urażę i podziałało.
Zerwał się na równe nogi.
 - Jesteś niemożliwa! - wychodząc z pokoju trzasnął drzwiami, aż łóżko zadygotało.
Mało się przejmowałam, że go uraziłam. W końcu to mój brat i długo się na mnie nie bd gniewał.
Nasunęłam kołdrę na głowę i osunęłam się do krainy snów,
            Poczułam jak coś targa mi kołdrę. Jęknęłam niezadowolona i otworzyłam oczy sprawdzić kto śmie mnie budzić! Spojrzałam w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się czarny pysk i śnieżnobiałe kły.
Moja reakcja obronna była następująca.
Rzucić na to coś kołdrę, gasząc mu świtało ( w głębi duszy miałam nadzieję, że zaśnie ) wskoczyć na szafę ( do teraz nie wiem jak to zrobiłam ), znaleźć na niej pudełeczko muszelek ...bez komentarza... i zacząć wygrażać sie wielkiemu kotkowi, że jak podejdzie to oberwie z magicznej muszelki.
Przerośnięty Filemon skoczył mi  na łóżko, które pod nim zaskrzypiało i zaczął machać ogonem w jedną i drugą stronę, przyglądając mi sie od niechcenia.
Drzwi otworzyły się ( o! Zbawienie ) i wyszedł z nich Zayn. Rozejrzał sie po całym pokoju. Nawet nie zauważył tego czegoś na łóżku.
Ale w końcu spostrzegł mnie.
 - Jak tyś tam wlazła? - spytał.
 - Jak by cie atakował wielki Lew! To też byś tak zrobił! - warknęłam.
Chłopak zrobił zdziwioną minę.
 - Jaki lew? - rozejrzał się po pokoju i w końcu ( alleluja! ) jego wzrok napotkał wielkie zwierzę na moim łóżku - aaa.. mówisz o Fantom? Nie... ona jest niegroźna! - pogłaskał zwierze po pysku - a tak dla twojej wiadomości to PUMA, a nie Lew!
Przewróciłam oczami schodząc z szafy... dość trudno było. Efektem końcowym była gleba na twarz. Mój kochany braciszek zebrał mnie z ziemi z mruczeniem pod nosem "jaka to ja jestem niezdarna". Za co solidnie oberwał w łeb.
Podeszłam do Fantomy i pogłaskałam ją po łebku. Ta zaczęła przyjemnie mruczeć aż cały pokój zaczął chodzić.
 - A tak właściwie to skąd ona się wzięła?
Widziałam po zachowaniu Zayna zmęczenie moimi natrętnymi pytaniami.
 - Puma i Orzeł są świętymi zwierzętami taty, a Święte Zwierzęta Bogów mogą chodzić sobie bezkarnie po całym obozie. My musimy je pilnować aby miały co jeść i nie rozmnażały się za szybko. Jedne tez przywiązują się do Herosów i towarzyszą im w misjach. Fantom to mój druh. Pokonaliśmy razem wiele potworków. 
Kiwałam tylko głową niczego nie rozumiejąc.
W końcu wygoniłam ich z pokoju abym mogła się przebrać.
          Mój pokój jak cały domek był jak rzeźbiony w litej skale. Na ścianach widniały rysy uderzeń dłutka i młota. Łóżko było, rzeźbione w lipowym drewnie i na luzie mogłoby pomieścić dwie osoby. Miałam także okno w kształcie błyskawicy, które rozpościerało się po całej ścianie. Pokój był duży. Mieścił szafę, toaletkę z wielkim zwierciadłem, biurko, skórzany beżowy fotel i szklany stolik z dwoma krzesłami.
Podeszłam do szwy i wyciągnęłam świeże ubranie, czyli czarną koszulkę i jensy. Wciagnęłam to na siebie i podeszłam to toaletki.
Przyjrzałam się w lustrze.
Grzywka niesfornie spadała mi na oczy i przykrywała srebrny koczyk w brwi. Ładną twarz okalały blond włosy. Miałam jeszcze dwa kolczyki na brodzie, jeden na języku ( którego wyciągnęłam bo uznałam, że myle go z jedzeniem... ogólnie mnie wkurzał ) i jeden w pępku.
Przeczesałam swoja długą grzywę i zeszłam na dół.
W kuchni czekało na mnie gorące śniadanie.
 - Rusz się księżniczko! Musze cie oprowadzić po okolicy!            
      
          Gdy w końcu uporałam się z górą naleśników, którą zrobił dla mnie Zayn, byłam gotowa na małą wycieczkę krajoznawczą. Braciszek gadał jak katarynka, " Po prawej znajdują się domki tego, a tego boga... Po lewej jest stajnia, znajduje się w tym to i to... na wprost jadalnia... tam, a tam pole treningowe...", a mnie mało to obchodziło. Najchętniej to bym do łóżka wróciła.
 - A zaraz odwiedzimy świątynie naszego ojca! - powiedział z entuzjazmem.
Na tą wiadomość trybiki w moim mózgu ruszyły pełną parą. Nawet wiedziałam co zrobie! Uśmiechnęłam się do siebie tryumfalnie.
Wyszliśmy zza rogu na"Aleje Bogów" Mieściły się tam wszystkie świątynie poszczególnych bogów, tych ważniejszych i mniej ważnych. Na samym środku stała świątynia z wielkim posągiem boga trzymającego gromy i siedzącego na tronie, który unosił chmury. Od razu poznałam Zeusa. Jego świątynia była największa i najwspanialsza... oczywiście jak dla mnie. Po jej bokach stały świątynie Posejdona po prawej i Hadesa po lewej. Ten pierwszy siedział w powozie zaprzężonym w cztery konie wyłaniające się z fal, a w ręce dzierżył trójząb.Natomiast drugi byl cały w płomieniach pod jego stopami wiły się szkielety, w ręce trzymał miecz, a na głowie miał hełm.
Wszystko wydawało mi się piękne ale i przerażające za razem.
Twardo weszłam do świątyni ojca. Wszystko było oświetlone pochodniami. Ściany były złote. Na samym środku stała rzeźba mężczyzny, który na ironię był cały obnażony ...bez komentarza, znowu... PAtrzyła srogo na wchodzących i budziła przerażenie.
JA dokładnie wiedziałam co mam zrobić.
 - A oto nasz Ojciec. - powiedział z duma chłopak.
Spojrzałam na niego.
Tyle pytań cisło mi się na usta a ja nie mogłam wybrać odpowiedniego. 
 - Jak można przywołać Boga?
Zrobił minę mądralińskiego:
 - Możesz go wezwać prośbami. Czyli przynosić mu jedzenie i wrzucać do ognia o tam pod jego stopami. - wskazał na palenisko pod posągiem.
 - Ja to długo zajmnie? - ten owijał w bawełnę, a chciałam bardzo szybko przywołać ojca.     
 - Może od razu... może kilka miesięcy, a nawet lat. Możesz wysłać mu posłańca... syna Hermesa z wiadomością, albo wdrapać się na sam Olimp. A i możesz go rozgniewać to przybędzie od razu.
No i właśnie o to mi chodziło.
Wiele nie myśląc uderzyłam piorunem w sam środek posągu Ojca , który znajdował się na zewnątrz.Usłyszałam huk rozpadającego się kamienia.
 - Coś ty narobiła?! - wydarł się na mnie brat.
 - Próbuje go wezwać!
Do końca nie wiem jak ja to zrobiłam... ale gdy sie wkurzyłam pioruny same ze mnie wyskakiwały, a ja nie wiedziałam jak to zrobiła.Byłam wściekła na ojca za zmarnowane życie. I chciałam mu to powiedzieć prosto w oczy.
Po kilkunastu minutach w świątyni zjawiło się dość dużo osób, a ja nadal miotałam piorunami rozwalając wszystko w pył.
  - Zoey! Przestań! - usłyszałam krzyk Dylana.
Chciałam mu odp. ale ubiegł mnie Zayn.
 - Zostaw! Jest uparta! nie zatrzymasz jej! - powiedział to jak przywódca.
Jak nie zapomnę to podziękuje bratu!
Usłyszałam głośny huk.
Myślałam, że mi bębenki popękają.  
 - Zoey! Kochanie! Stęskniłem sie za tobą!
Dokładnie na posągu Zeusa zmaterializował się Prawdziwy Gromowładny.
Stał oparty o głowę posągu i uśmiechał się prosto do mnie. Poczułam, że ojczysta miłość wypełnia mnie w środku. Po tylu latach ojciec stanął przede mną!
Zeskoczył z posągu lądując  gładko na lekko ugiętych nogach. 
Miał na sobie lnianą bluzkę od Armaniego ,buty i spodnie od tego projektanta. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
Podszedł do mnie i wyciągnął rękę aby pogłaskać mnie po policzku.
Odtrąciłam ją i poczułam jak atmosfera robi się napięta.
 - Po tylu latach! - warknęłam - Po tylu latach się spotykamy, a ciebie stać tylko na tyle?
Widziałam zakłopotanie w jego oczach.
 - Zniszczyłeś moje, życie! - krzyknęłam.
 - Zoey! Spokojnie! Zaraz ci wszystko wytłumacze...
 - Co wytłumaczysz? - przerwałam - że porzuciłeś mnie i mamę? Miała wtedy tylko 19 lat! Zniszczyłeś mi i jej życie! Jak możesz wymawiać moje imię? - łzy napłynęły mi do oczu.  - Jak mogłeś nam to zrobić?! Zostawić same sobie! Ty myślałeś że pięniądze z nieba nam będą lecieć? Będziemy spać na forsie? To coś sie przeliczyłeś!
 - Zrobiłem tyle co mogłem abyście były bezpieczne...
 - Gówno prawda! - zaczęłam wrzeszczeć. Nerwy mi totalnie puściły - Mama musi robić z siebie dziwkę aby nas utrzymać! A ty co? Siedzisz sobie na tronie i patrzysz jak cierpi!
 - Nie takim tonem panno! - upomniał mnie.
Parsknęłam pogardliwie:
 - I kto to mówi? Co? Nie możesz się pogodzić z okrutną prawdą? Że zabawiłeś sie przez jedną noc i zostawiłeś DZIEWIĘTNASTOLATKĘ! z dzieckiem na pastwę losu! Jak śmiesz się wg do mnie odzywać?    - Uspokój się... - znów próbował do mnie podejść.
Odsunęłam się.
 - Nie osadzaj mnie jeśli o niczym nie masz pojęcia.   
Nie umiałam słuchać tego ględzenia. 
 - Mam tyle pojęcia, że moja mama est dziwką i wiele razy mnie do tego namawiała. A ty nawet dupy  nie ruszyłeś z Olimpu aby nam pomóc!
Moje nerwy totalnie puściły. 
Zerwałam z szyi mój łańcuszek z imieniem "Zoey" I rzuciłam mu go w twarz.
 - Zabierz go sobie! - warknęłam - Dostałam go od rzekomego ojca. Nie chce niczego co ma związek z tobą!
Przeszłam obok niego.
Mój gniew sięgał zenitu i byłam naprawdę nieobliczalna.
Poczułam mocny uścisk ręki Zeusa.
Nie wiele myśląc posłałam mu siarczyste uderzenie w policzek.
Zdziwiłam sie jak doszło. Myślałam, że jego boska moc mnie zatrzyma, a tak się nie stało.
Gdy dłoń trafiła w policzek nagle zeszedł ze mnie cały gniew, a wypełniła satysfakcja.
Wyrwałam się zdziwionemu Ojczulkowie.
Podniosłam dumnie tą swoją durną łepetyna i wyszłam ze świątyni mijając zdziwionych ludzi.








Macie tu troszkę dużo tego czegoś...
Zmaściłam i to na całej linie...
Teraz kolej na Kingę więc ona naprawi tą opowieść notką^^
Pozdrawiam:D
Bujka ;P                     

2 komentarze:

  1. Jednym słowem piękne - oczarowało mnie to opwoiadanie choć dopiero drugi rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow .. tylko tyle potrafię wydukac po przeczytaniu rozdziału ^^
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń