Odkąd odzyskałam przytomność w
Obozowym Szpitalu wciąż nie potrafię uwierzyć w to gdzie jestem. Siedziałam w
salonie wielkiego domu Dionizosa. Cały domek był wybudowany z jasnego drewna z
czego nie posiadał okien, tylko wielkie „dziury”, które pozwalały doglądać
naszego ogrodu, gdzie rosły najpiękniejsze i najdorodniejsze winorośle jakie ja
kiedykolwiek widziałam. Moi bracia mieli hopla na ich punkcie. Tak, mam braci i
tylko braci. Dionizos bardzo rzadko ma córkę. Podobno ostatnia z nich umarła
pół wieku temu. Cóż… Mogę czuć się wyjątkowo, chyba…
Nie miałam okazji się spotkać z
moim ojcem, Dionizosem. I wciąż nie potrafię uwierzyć, że bogowie greccy
istnieją naprawdę, że bohaterzy mitów, które czytałam w podstawówce są moją…
rodziną?
- Cześć siostra! – do salonu
wszedł jeden z moich braci. – Kurde, nie potrafię się przyzwyczaić, że mam
siostrę i że w ogóle tutaj będzie mieszkać…
- Taa… - uśmiechnęłam się do
niego.
- Dobra Siostra ja idę
przypilnować naszych chłopaków – uśmiechnął się i wyszedł z salonu.
Zabrałam kieliszek z winem i
poszłam do swojego pokoju. Był on na parterze, co mi się nie podoba, ale bracia
mówią mi, że tutaj nikt i nic mi nie grozi. Za oknem widziałam jakieś drzewa i
krzewy. Wyjrzałam przez okno. Wszystko tutaj było inne niż w naszym „normalnym”
świecie. Mieszkańcy obozu nosili swoje obozowe stroje bojowe, co we Włoszech
nie jest codziennością, chociaż faktycznie, może w Grecji to normalne?
Spojrzałam się na prawo, gdzie
ujrzałam w krzakach kozę! O przynajmniej coś, co trzyma ich ze zewnętrznym
światem to normalne zwierzęta. Tylko musiała nieźle być rozpuszczona, bo zady
ma trochę zaokrąglone.
- Hej! – zaczęłam krzyczeć przez
okno jak nienormalna – No chodź tu do mnie Skarbie, Koziczko!
Nie do wiary! Mówię do jakiegoś
zwierzaka, chociaż on i tak mnie nie zrozumie. Nawet nie zwracał uwagi, że ktoś
się odzywa.
- A może to samiec? – uniosłam
swoje brwi, co musiało wyglądać przezabawnie. – No Koziołku! Podejdź do mnie!
Spojrzałam na doniczkę, która stała na parapecie. Moi bracia nawet
kwiatki uprawiają? Co to za ludzie?!
Zerwałam jednego i znowu
próbowałam zachęcić kozę, żeby się odwróciła i podeszła do mnie.
- No Koziczko! – mój głos nabierał
już błagającą barwę.
Ze strony zwierzaka pojawił się
już jakiś ruch.
- Meee… - kudłaty się
podniósł i odwrócił w moim kierunku. – Wypraszam
sobie, nie jestem żadną kozą.
Nie wiadomo, kiedy zaczęłam
piszczeć jak najęta. Chyba pierwszy raz z moich strun wydobywają się tak
wysokie dźwięki. Odsunęłam się od okna i wpadłam na moje łóżko. Z przerażeniem
patrzyłam na postać, która stała na dworze. To był pół kozioł pół człowiek.
Nogi miał obrośnięte jakąś brązowawą sierścią, która w niektórych
miejscach się pokręciła, a od połowy w górę to był chłopak o ciemnych włosach i
jasnoniebieskich oczach.
Do pokoju wpadło troje moich braci
i w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nie przestałam piszczeć.
- Co się stało? – zapytał Ben,
najbardziej odpowiedzialny chłopak w naszym domku.
- To…znaczy się..bo…on.. –
próbowałam wydusić z siebie jakieś słowo, ale coś mi marnie wychodziło.
Do mojego pokoju wszedł Dylan w
swoim rynsztunku bojowym. Chyba już zaczął już trenować. Podobno on też jest
dzieckiem boga, a dokładniej Apollina, wiec już wiem skąd to zamiłowanie do
muzyki. Spojrzał na mnie w stylu: Dobrze się czujesz?
- Co jest ? – zapytał moich braci.
Oni tylko pokazali głowami w moim kierunku. – Hanna?
- Yyy…no… - znowu patrzyłam na
przerażającą postać za oknem.
- Aaa… Już wiem, o co chodzi.
Mówi, że ten Kozioł…
- Nie jestem żadnym kozłem… meee…
- zabeczał.
- To jest satyr. – poprawił go
Ben.
- No właśnie.. – kontynuował mój
przyjaciel. – Mówi, że on jest przerażający, i nie miała okazji nigdy wcześniej
zobaczyć kogoś podobnego… I coś jeszcze pominąłem? – nachylił się nade mną. –
Aaaa… i miło cię poznać Satyrze. – uśmiechnął się w swoim zwycięskim uśmiechu.
Nabrałam kilka wdechów i podeszłam
do okna. Trochę się jeszcze obaw podeszłam do okna. Wyciągnęłam przed siebie
rękę.
- Nazywam się Hanna… i przepraszam
za moje mało odpowiednie zachowanie wobec ciebie.
- Nic się niestało. Nie jesteś
pierwszym herosem, który na mój widok tak reaguje. Nazywam się Karol i jestem
satyrem, który jest odpowiedzialny za twój dom…
- Wspaniale. – uśmiechnęłam się.
- Hurra! – do mojego pokoju wpadł
Peter, który jak się okazje jest najstarszy w naszym towarzystwie, ale
zachowuje się jak typowe dziecko. – Ojciec dał mi znać, że pojawi się na
dzisiejszej uczcie!
- No to widzę Hanno, że już
dzisiaj poznasz swojego ojca. – powiedział satyr.
Wszyscy wyszli z pokoju, kiedy
zrozumieli o co jemu chodzi. Podeszłam jeszcze bliżej starego Kozła. Spojrzałam
w jego jasne oczy, które musiały już tyle widzieć. On się delikatnie do mnie
uśmiechnął, a w jego oczach pojawiły się iskierki.
- Coś się stało? – zapytałam.
- Wiesz, że od wielu lat nie
miałem okazji zobaczyć córki Dionizosa? One zawsze są wyjątkowo piękne…
Pamiętam jeszcze Elisabeth. Była zawsze taka radosna i kochała wszystko co się
wokół niej działo… Jesteś taka podobna. Macie coś z ojca…
- Dlaczego jest tak mało córek
Dionizosa?
- Nie zasłużył sobie na to, żeby
mógł je mieć. To jest kara Reji za, hmm… sam nie wiem za co. Za jego bycie? No
cóż… - uśmiechnął się do mnie. – Haniu, chcę ci powiedzieć, że twój ojciec może
być trochę inny niż reszta ojców…
- Yyy… to na pewno – uśmiechnęłam
się. – Mało kto ma boskiego ojca.
- Nie chodzi mi tutaj o jego
boskość, ale o jego bycie. Możesz sobie pomyśleć, że to pusty, zimny człowiek,
któremu nie zależy na swoich dzieciach, tylko na winoroślach, które hodują twoi
bracia.
Usłyszałam czyiś śmiech.
Odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę o czarnych włosach i pięknych zielonych
oczach, które przypominały mi pola na których rosły urodzajne krzewy.
- Karol, już straszysz? –
zapytał swoim przyjemnym głosem.
- Wybacz Panie. – zrobił lekki
ukłon w jego stronę i szybko na swoich krótkich nóżkach pobiegł w stronę boiska
do piłki nożnej.
Spojrzałam w kierunku mężczyzny,
który przyglądał mi się tak uważnie jakby próbował zapamiętać każdy mój
centymetr. Czułam się odrobinę zakłopotana. Sama nie wiedziałam jak zareagować.
Czyżby właśnie przede mną stał mój ojciec? Mam się ukłonić? Coś powiedzieć?
Uśmiechnąć się?
Zagryzłam delikatnie wargę i podeszłam
bliżej mojego łóżka.
- To ty jesteś tą słynną moją
córką. – w jego głosie nie słyszałam żadnych emocji. – No nareszcie się Reja
nade mną zlitowała… - uniósł oczy do góry.
- Miło cię poznać… - wypaliłam
pierwszy lepszy tekst.
- Wątpię… No
cóż dla formalności: Bardzo się cieszę, że ciebie mam. Mam nadzieję, że
będziesz mogła się tutaj czuć jak w domu…
- Tak na pewno
nie będzie. – przerwałam mu. – Dlaczego ty taki jesteś?
- Taki czyli
jaki? Chyba nie wierzysz temu głupiemu Satyrowi…
- Nie.. – pokręciłam głową. – Jesteś tutaj parę minut,
a ja już mam ochotę wrócić do mojego ojczyma… Zawsze sobie ciebie inaczej
wyobrażałam… No cóż, czasem tak jest, że nasze oczekiwania się różnią od
prawdziwej rzeczywistości…
Do pokoju
wszedł Ben, który był zaczytany w jakiejś książce o winach. Nawet nie zauważył
obecności naszego ojca. Usiadł na moim łóżku jakby nic się nie stało.
- Hmm…
Musiałbym, kiedy wpaść do twojej winnicy… - odezwał się. Uniósł swój wzrok i zobaczył,
że odwiedził nas ojciec. – Ojcze… - na ziemię upadła mu książka i pośpiesznie
wstał – Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie, proszę o wybaczenie… - zrobił
delikatny ukłon w jego stronę.
- Nic się nie
stało. – uśmiechnął się do chłopaka. – Ben? Jak tam uprawa nowego rodzaju
krzewu?
- Hmm… Ciężko,
ale myślę, że w przyszłym roku będziemy mogli już spokojnie zacząć je hodować.
Dionizos
pokiwał w zamyśleniu głową. Spojrzał jeszcze na mnie i znowu przyglądał mi się
jakby próbował mnie zapamiętać na pamięć.
Wyszedł z
pokoju zostawiając mnie i Bena samych.
- Teraz już
wiesz o czym mówił Satyr… - szepnął do mnie.
- On zawsze
jest takim Burakiem?
- Słyszałem! –
odezwał się boski głos.
Ja tylko
poczułam, że się czerwienię. Ben pogłaskał i wyszedł z pokoju. Ja postanowiłam
się przejść po obozie. Może poznam jeszcze jakieś wybryki natury. Niesamowite
jak duży jest ten obóz i jak piękny… Wszystko tutaj jest dopracowane do każdego
szczegółu.
Ujrzałam
wkurzoną Zoey stojącą przy manekinie i próbującą go zadźgać, ale chyba jeszcze
nie ma wprawy w trzymaniu i posługiwaniu się tą bronią. Powoli podeszłam do
niej, uważając, żeby jakimś dziwnym trafem mnie poćwiartowała.
- Hej Zo… - uśmiechnęłam
się do niej.
- Siema – znowu
próbowała zaatakować, ale miecz wypad jej z rąk. – Co to za głupota! Ugh!
Nienawidzę tego miejsca albo nie! Nienawidzę tego idioty, palanta, durnia, suk…
- O kim ty
mówisz? – przerwałam jej.
- O moim ojcu,
a o kim innym? – spojrzała na mnie tak jakby to było oczywiste. – Dałam mu
twarz, więc prawie jesteśmy kwita… A teraz wybaczysz, muszę coś rozwalić.
Pokiwałam głową
i poszłam dalej w poszukiwaniu Dylana, może on będzie miał ciekawszy dzień?
Weszłam na
wielkie boisko do piłki nożnej. Wspaniale! Rozgrywają jakiś mecz! I to jeszcze
chłopacy!
Usiadłam na
trybuny i zaczęłam się przyglądać ich rozgrywkom. Teraz wiem, że przynajmniej
to jest normalne, bo wszystkie zasady się z tamtego świata.
- Oł je! Dawać
dzieci Hermesa! Oł je! – spojrzałam na prawo i ujrzałam chłopaka, który wyginał
się i z pomponami w ręku próbował zachęcić swoją drużynę do wygrania.
Parsknęłam
śmiechem, co musiał zauważyć, przecież jesteśmy tutaj sami. Odłożył swoje
pompony i z wielkim uśmiechem na twarzy podszedł do mnie.
- O! Hej!
Jesteś nowa tutaj, prawda? – podał mi rękę. – Jestem Christopher.
- Zgadza się i
jestem Hanna.
- Ładne imię,
takie słowiańskie i w ogóle… Z jakiego domku jes… Co ja mówię, przecież do
obozu trafiła trójka nowych herosów dzieci Apollina, Dionizosa i Zeusa, a więc
jesteś za ładna jak na córkę Apollina, jemu tylko wychodzą synowie, za miła jak
na córkę Zeusa, jemu to się trafiają same „pyskacze” – hmmm…. Chyba można się
zgodzić – No, a jeżeli chodzi o Dionizosa to od dawna nie miał córki i na
dodatek jesteś bardzo piękna, więc pasujesz właśnie tam…
- No, no, no… -
uśmiechnęłam się. – A ty jaki domek?
- Oczywiście,
drużyny wygrywającej. – pokazał mi głową na tablicę z wynikami, która
pokazywała 1:0 dla domku Hermesa. – Jak chcesz mogę cię oprowadzić, ale muszę
powiedzieć, że moje ADHD odpowiada samo za siebie i nie możesz mnie za nie
winić!
- W porządku!
Zapraszamy do Zakładek Potwory i Mity!
Z pozdrowieniami:
Kinga i Bujka!!
<3 <3 <3
Zapraszamy do Zakładek Potwory i Mity!
Z pozdrowieniami:
Kinga i Bujka!!
<3 <3 <3
Nie ma to jak chłopak z ADHD ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej .;*
ehem świetny rozdział muszę przyznać ^^ dodaję do obserwowanych ;D
OdpowiedzUsuńUhuhu, przeczytałam na raz dwa rozdziały i nie wiem co mówić. Błędów jest mnóstwo, czasami się gubię w tych chaotycznych notkach, ale ogólnie rzecz biorąc fabuła może nie być taka zła ;]. Mam nadzieję, że akcja się jakoś fajnie rozwinie :). I piszcie więcej opisów.
OdpowiedzUsuńA jeżeli chciałybyście, żeby Wasz blog został poddany szczegółowej ocenie zapraszam na: www.literacka-krytyka.blogspot.com - Mamy naprawdę fajną kadrę, która chętnie podzieli się swoją wiedzą, pozwoli wyeliminować wszelkie błędy i udzieli wielu cennych porad odnośnie pisania ;)
Zapraszam i czekam na kolejny rozdział :)
Jeśli możecie, to informację o nowych notkach zostawiajcie w zakładce "Spam" :)
Pozdrawiam :)
W końcu natrafiłam na bloga o takiej tematyce. Uwielbiam Percy'ego Jacksona i mity greckie, spokojnie mogę powiedzieć, że R. Riodan dorównuje pod względem pisania J.K.Rowling czy Tolkienowi.
OdpowiedzUsuńJesteście normalnie moimi boginiami, chwała wam za stworzenie tego cuda.
ADHD górą ♥
Szybko dodawajcie kolejny rozdział :)
+ Zapraszam do siebie
http://summerparadisewith1d.blogspot.com/
Córka Dionizosa? :D A więc musi dużo pić i imprezować (brzmi niczym stereotyp przeciętnego nastolatka, imprezka, piwo i drinki) :D żeby tylko się winem nie zapiła O_o Błędów trochę jest, chaosu też. Sprawdzaj notki przed opublikowaniem i... usuń kursywę. Ciężko się czyta. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńJestem świadoma, że jest wiele błędów, bo to pisałam jeszcze przed moim wyjazdem i już zabrakło mi czasu na poprawki...
Usuń