sobota, 28 lipca 2012

Rozdział piąty


 Szłam leśną ścieżką razem z Christopherem. Zwiedziłam już prawie cały obóz, a w każdym punkcie zostałam zapoznana z paroma obozowiczami. Miło, że tutejsi mnie tak wspaniale przyjęli.
 Spojrzałam na drzewa rosnące tuż przy dróżce, które sięgały nieba. Były one takie potężne i musiały już tyle przeżyć. Pomiędzy nimi widziałam Nimfy Leśne, które bawiły się w kotka i myszkę z Satyrami.
 Spojrzałam na chłopaka, który nie kłamał, co do jego ADHD. Cały czas nawijał i nawijał, a podczas przerw nucił mi jakieś nieznane piosenki.
 - Chcesz popływać? – zadał mi pytanie, kiedy zatrzymaliśmy się niedaleko jeziorka.
 Było ono niesamowicie wielkie, ja sama nigdy nie miałam okazji we Włoszech takiego zobaczyć. W oddali wznosiły się góry. Zapewne to są góry, o których mówił mi Chris, że za każdym razem gdy chce odpocząć i pogadać z ojcem wspina się na nie. Tak pięknie tutaj, że po prostu nie jestem tego wszystkiego wstanie opisać.
 Poczułam jak ktoś kłuje mnie palcem w bok. Opamiętałam się i odpowiedziałam na zadane wcześniej pytanie przyjaciela.
 - Wolę nie, nie potrafię pływać…
 - Co? – zaśmiał się. – Żartujesz sobie, prawda? – pokręciłam przecząco głową. – Ale każdy potrafi pływać!
 - No najwidoczniej nie każdy…
 - Hmm… - spojrzał się przed siebie. – Mam pomysł !
 Pociągnął mnie w krzaki. Oczywiście jakoś go nie obchodziło, że mogę podczas tego ucierpieć.
 Po jakiejś chwili wybiegliśmy na piękną plażę, gdzie nikogo nie było poza jedną dziewczyną. Stała ona i rozmawiała z kimś kto musiał siedzieć w wodzie.
 - Rikki! – krzyknął Christipher.
 Dziewczyna odwróciła się. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to jej niesamowicie wielkie, morskie oczy. Uśmiechnęła się do chłopaka i pomachała mu.
 - Co ty tutaj robisz? – powiedziała swoim niskim głosikiem. – Myślałam, że kibicujesz swojej drużynie. Macie przecież dzisiaj rozgrywki…
 - Bez ciebie to nie to samo.- zauważyłam, że dziewczyna lekko się zarumieniła. – Rikki, poznaj Hannę…
 - Córka Dionizosa… - skończyła za niego.- To jest niesamowite, że cię mogę poznać…
 - Dlaczego? Jestem przecież jak każdy inny heros.
 - Nie. Wydawałoby się, że dzieci Wielkiej Trójcy są jakimiś gwiazdami… No może tak czasem jest – przerzuciła swoje ciemne włosy za plecy, z czego Chris się zaśmiał.- Nie no żartuję… Chodzi o to, że mało kto ma szansę poznać córkę Dionizosa! Mówi się, że one zawsze zrobią coś wielkiego…
 - To chyba ktoś się pomylił. – powiedziałam i usiadłam na piasku.
 - Nie rozumiem.  Jesteś jedyna i niepowtarzalna, więc coś czuję, że nadejdzie kiedyś dzień twojej chwały… - dała mi sójkę w bok.
 - Taa… Wreszcie ktoś poza dziećmi Wielkiej Trójcy będzie królował! – powiedział Chris.
 - No dzięki! – powiedziała dziewczyna.
 - No oczywiście, nie licząc ciebie. – puścił jej oczko.
 - Jesteś córką…?
 - Posejdona.
 Uśmiechnęła się. Teraz widziałam tą podobiznę do tych wszystkich posągów boga. Lekko pokręcone włosy, ten sam uśmiech oraz te oczy… 
 Odwróciła ona głowę i spojrzała na jezioro. Jej czoło zmarszczyło się, a dłonie zacisnęły się na piasku.
 - Rikki? – Christopher podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.
 - Jak się nazywa ta nowa córka Zeusa? - zapytała.
 - Zoey… - powiedziałam. – Coś się stało? Dlaczego pytasz?
 - Wiesz, dlaczego mało kiedy mnie spotkasz z moimi braćmi lub siostrami? Albo dlaczego nie kumpluję się z dziećmi Wielkiej Trójcy? – pokręciłam przecząco głową. – Ponieważ one zawsze się wywyższają, uważają się za pępek świata, każdy powinien im się kłaniać… Denerwuje mnie takie myślenie mojego rodzeństwa i kuzynostwa. My nie mamy nic do gadania. Jesteśmy od tego, żeby służyć naszym rodzicom, chyba po to nas stworzyli… A teraz ta nowa… Co sobie myślała, dając za przeproszeniem w pysk Zeusowi? Że zaszpanuje? Tak, teraz wszyscy będą ją podziwiać itd… Dziwię się, że Zeus nie powiedział ani słówka… Pozwolił, żeby ona go ośmieszyła… Posejdon nie pozwala nam nawet zbliżać się do niego aż sam nie wyrazi chęci… - po jej policzkach popłynęły łzy. – Mam już ich wszystkich dosyć… Zayn chyba wreszcie odnalazł swoją siostrę. Teraz będę musiała walczyć z tą dwójką. Cześć.
 Dziewczyna wstała i wskoczyła do jeziorka. Niesamowite były jej słowa. Ona, córka Posejdona, dziecko Wielkiej Trójcy ma już dosyć tego jak te dzieci się wywyższają nad wszystkimi. Może ma rację, bo nawet ja, kiedy czasem nie jestem wstanie powstrzymać swoich emocji potrafię trzymać dystans, tym bardziej do mojego ojca, a ona największemu z bogów dała w twarz.
 Usłyszałam krzyki, które dochodziły z lasu. Christopher szybko wstał i złapał mnie za ręce. No i znowu zaciągnął w krzaki. Oczywiście, tym razem śmiał się na cały głos. Coraz bardziej mnie to wszystko przerażało. Nie rozumiałam, o co chodzi z tymi krzykami i dlaczego on się śmieje…
 Wybiegliśmy na polane, gdzie zgromadzili się wszyscy uczestnicy obozu. Zaczęłam wzrokiem szukać Zoey albo Dylana. Christopher przytulił mnie i pobiegł w stronę swojego domku. No to super zostałam sama, nie wiem co się dzieje i gdzie są jacyś ludzie z mojego świata.
 - Hania. – zza pleców jednego z chłopaków domu Aresa wyszedł Dylan.
 Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego.
 - Co się dzieje? – zapytałam.
 - Nie wiem. Podobno mają jakieś rozgrywki między domkami, które rozgrywają co trzy miesiące. Szef obozu powiedział jako iż jesteśmy nowi to będziemy obserwować to wszystko z góry.
 - Z góry? – spojrzałam tam, mając nadzieję, iż jest tam jakaś platforma, ale nic takiego nie było. - -Ale jak?
 - Na pegazach… - powiedziała uradowana Zoey, która właśnie podeszła do nas razem z jakimś chłopakiem. – Poznajcie Chestera. Chester to jest Hanna i Dylan.
 Przyjaciel Zoey podał nam ręce w ramach zapoznania. Po chwili pokazał nam, że mamy iść za nim. Oczywiście, przyjaciółka szła razem z nim i cały czas się śmiała, a ja szłam obok Dylana, który wyglądał jakby się czymś zadręczał. Złapałam jego dłoń, a on się poruszył jakby się wybudził z jakiegoś transu. Najpierw spojrzał na nasze dłonie, a następnie przeniósł wzrok na mnie. Uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego ramieniu.
 - Co się dzieje? – zapytałam najciszej jak tylko potrafiłam.
 - Nic, dlaczego pytasz?
 - Znam cię wystarczająco długo...
 - Oczywiście... - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - No wiesz, jestem odrobinę zawiedziony, że nie ma tutaj dyskotek i w ogóle...
 - Dylan! - odsunęłam się od niego i stanęłam przed nim. - Znam cię na tyle dobrze, że wiem kiedy mi łżesz w oczy.
 Ten wywrócił oczami i podszedł do mnie na tyle blisko, że czułam te włoskie perfumy, które dostał ode mnie w ostatnie święta.
 - Przeraża mnie to, co widzę, a raczej to, co widziałem... - powiedział i minął mnie.
 Nie zrozumiałam jego słów. Odwróciłam się i patrzyłam na oddalającego się przyjaciela. " Przeraża mnie to, co widzę, a raczej to, co widziałem... " - co on miał na myśli? Może chodzi mu o tamtą przepowiednie? Ale mówił mi, że nie pamięta, iż coś takiego mówił.
 Dotarłam do miejsca, które było wielką stajnią. Podeszłam do Zoey, która głaskała jakieś zwierzę, które przypominało mi konia, ale na dodatek miał jeszcze skrzydła. Podeszłam do białego z wielką czarną łatą na oku. Był on taki piękny. Położyłam rękę na jego głowie i poczułam bijącą od niego energię.
 - Nazywa się Tristan... - zza wierzchowca wyszła Rikki. - Jest to pegaz twojego domku...No, ale nie przepada jakoś za twoimi braćmi, a ciebie polubił... Dziwne. - skrzywiła się w zabawny sposób. - Gotowa?
 - Na co?
 - Na lot. - wskoczyła na Tristana. - Nie martw się, polecę z tobą.
 Podała mi dłoń, którą złapałam i wskoczyłam na ogiera. Był on taki ciepły... Zobaczyłam, że z lewej strony wybiegł czarny pegaz, którego ujeżdżała Zoey, a z prawej biały, na którym siedział Dylan. Uśmiechnął się do mnie i puścił oczko wraz z którym uniósł się powietrze. Złapałam się mocniej Rikki i my też wzbiłyśmy się. Zamknęłam oczy, a twarz przycisnęłam do pleców dziewczyny. Słyszałam jej zgłuszony śmiech.
 Na dole rozbrzmiał róg. Podobno znaczy to rozpoczęcie zabawy. Spojrzałam w dół. Widziałam tylko biegające osóbki, niektóre z nich walczyły, a niektóre broniły swoich "kryjówek" czy jak to nazywają.
 Spojrzałam w kierunku Dylana, którego wyraz twarzy pokazywał, że też chciałby być tam na ziemi i razem ze swoim rodzeństwem walczyć. Przeniosłam wzrok na Zoey, która była bardziej zainteresowana tym, że lata niż tym co się dzieje tam na dole. Przerażało mnie to, co wyrabiała. Bałam się, że zaraz może spaść. Wzięłam kilka wdechów i odwróciłam głowę. Teraz przed sobą widziałam tamto piękne jezioro, którego tafla wodna odbijała kolorowe szczyty gór. Zawsze się bałam wchodzić do wody, ale teraz miałam taką wielką ochotę to zrobić.
 W pewnej chwili wszystko zniknęło mi z pola widzenia. Nie wiedziałam, co się dzieje. Słyszałam tylko czyiś krzyk. Nie potrafiłam znaleźć jego źródła. Tristan pędził jak opętany, a był kierowany przez Rikki. Była tak skupiona na tym, co robi. Odwróciłam głowę i ujrzałam, że Zoey nie było na pegazie. Odruchowo spojrzałam w dół i zobaczyłam spadającą przyjaciółkę. Sparaliżowało mnie. Nie potrafiłam jej w niczym pomóc, chciałam, ale nie potrafiłam. Tylko Rikki usiłowała coś zrobić, ale wiedziałam, że już nie zdąży. Parę centymetrów nad ziemią Zoey przestała spadać. Po prostu wisiała w powietrzu. Odepchnęła się nogami o ziemię i wzbiła się do góry, tak jak człowiek, który odbije się od dna w basenie.
 Na dole ustały walki, a wszyscy się przyglądali dziewczynie, która robiła jakieś akrobacje na niebie. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie i razem z Rikki lądowałyśmy na ziemi. Wiedziałam, co jest przyczyną.
 Szybko wyskoczyła z pegaza i ruszyła ku jadalni, ale ja zdążyłam ją złapać za rękę. Odwróciła się, a ja widziałam w jej oczach gniew.
 - O tym ci mówiłam. Dopiero jesteście tu kilka dni, a ona już potrafi latać… Ta sztuka jest ćwiczona u jej rodzeństwa latami… Teraz dopiero będzie podziwiana przez innych…Ugh! Idę się przejść! Cześć.
 Puściłam jej rękę i pozwoliłam jej na odejście. Ona naprawdę była inna niż reszta. Zależało jej na byciu normalnym. Trochę bałam się jej słów, bo co jeżeli ona będzie miała rację?
 - Hania, czy ty to widziałaś? – przede mną wylądowała Zoey – To jest wspaniałe. Ja potrafię latać! Nie dość, że walić piorunami to i latać!
 - No to gratuluję. – uśmiechnęłam się.
 - Ja też. – powiedział stary Satyr, który podszedł do nas razem z Dylanem. – Niesamowite jest to jak szybko się uczycie, a raczej nabywacie nieznanych wam jeszcze umiejętności. To jest sztuka, którą twoi bracia uczą się latami… Myślę, że Zeus dał ci ją, żeby jakoś ocalić twoje życie, ale myślę, iż możecie rozpocząć ćwiczenia. – uśmiechnął się. – Miło was poznać…
 Uśmiechnął się i spojrzał na mojego przyjaciela, który znowu stał nieruchomo. Jego oczy stały się martwe. Otworzył usta, a z nich znowu wypłynęła wcześniej już wypowiedziana regułka:

Dnia pewnego wszyscy staną w rynsztunkach bojowych,
Ponieważ nowo narodzona z łez Nemezis dwunastka
Do wojny Olimp zmusi.
Świat obleje się krwią i zaleje wszystkich
Smutek i rozpacz zawładnie wszystkimi.
Ośmiu herosów stanie nad wyborem życia i śmierci,
Kto wybierze dobrze razem z innymi świętować będzie,
Kto wybierze śmierć przez wieki
Będzie cierpiał w otchłań Hadesu.

 Oczy Satyra były skupione na chłopaku, który wybudził się z transu i masował swoją obolałą głowę.
 - Musicie rozpocząć treningi i to szybko.
 Powiedział to i odszedł zostawiając nas bez żadnej odpowiedzi na to, co się stało przed momentem. Pozostało nam robić to, co powiedział…

No cóż... ja się starałam, żeby coś z tego wyszło, ale wiecie są wakacje, a ja w wakacje nie myślę. Zaraz i tak powie mi ktoś, że tutaj jest mnóstwo błędów i znowu poczuję się jak w szkole. xD Więc tak... Następna notka należy do Dominiki. 

Pozdrawiam,
Kinga.

2 komentarze:

  1. Dziewczyny, piszecie cudownie. Kinga, wcale nie zepsułaś tego rozdziału jest cudowny. Polubiłam postać Rikki i Chrisa.
    Miałyście na serio wspaniały pomysł na tego bloga. Dużo osób interesuje się mitami greckimi i lubi mieć z nimi do czynienia. Ja też do nich należę. Wszystkie postacie są bardzo interesujące i nie mogę się doczekać kiedy będą opisane w rozdziałach. Czytam wasze wszystkie blogi. Obie macie ogromny talent i wspaniale, że postanowiłyście razem napisać bloga. Osobno jesteście genialne, ale razem po prostu boskie. Bohaterów jest dużo i czasem mam problem z zapamiętaniem kim jest dana postać, ale jakoś daję radę.
    Co do rozdziału- jestem ogromnie ciekawa o o chodziło Dylanowi z tą jakby przepowiednią. Reakcja Satyra też była co najmniej dziwna. Zauważyłam, że dodałyście kolejnych bogów w zakładce 'bogowie'. Najbardziej moją uwagę ze wszystkich zgromadzonych tam bóstw, przykuła Nyks- bogini nocy. Jej dzieci muszą być wyjątkowe. Ostatnio zaczęłam czytać serię Dom Nocy. Strasznie się w to wciągnęłam. Postać bogini Nyks w waszym opowiadaniu mnie zaintrygowała. Nie mogę się doczekać kiedy w waszym opowiadaniu pojawią się jej dzieci. Jeśli się pojawią. Nie wiem czemu, ale po prostu ucieszyłam się kiedy w bohaterach znalazłam jej postać. Wiem, dziwna jestem.
    Trochę się rozpisałam -.- Pewnie strasznie was zanudziła tym komentarzem. To ja może lepiej już skończę xd
    Piszecie na prawdę genialnie ;***
    Łejtam na nexta ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. 0.0 Rozdział wyjebany w kosmos i nie obchodzi mnie, że są tu błedy po czyta sie go strasznie lekko. Czekam na kolejny ;d

    OdpowiedzUsuń