środa, 2 lipca 2014

Rozdział pięćdziesiąty siódmy

-Już czas, żebyś przestał ją chować. Musisz ją zabrać do obozu, nie możesz jej chronić, to nie działa- spojrzałem w oczy kobiecie, którą tak mocno kochałem. Pomimo tego, że darzyłem ją miłością, nie ochroniłem jej, gdy patrze na jej postać zastanawiam się po co mi te wszystkie moce, skoro nie mogę ochronić tych których kocham?
-Jesteś pewna? Ona nie powinna się do tego mieszać, nie powinna wo gule interesować mój świat. Ona musi zostać normalna- próbowałem się chwytać ostatniej deski ratunku. Już przed narodzinami mojej jedynej córki ustaliliśmy, że nie będziemy jej mieszać w żadne nie jej wojny. 
-Hypnosie, ona nigdy nie była normalna. Nie możesz już jej chować, jeśli ty tego nie zrobisz, porwą ją- dlaczego ona musiała o wszystkim pomyśleć? Zawsze zachowywała trzeźwy umysł, przynajmniej częściowo. To właśnie za to ją kochałem. 
-Rose, ale ona mnie nienawidzi, nigdy ze mną nie pójdzie!- moja własna, mała córeczka, która obserwuję od dnia jej narodzin, nienawidzi, mnie- własnego ojca. 
-To naprawdę mądra kobieta, to prawda, nienawidzi cię, ale nie rozumie wielu rzeczy. Musisz w końcu przestać się ukrywać. To twoje dziecko, jesteś jej jedynym żyjącym rodzicem, musisz być silny- słowa Rose paliły, wbijały się w mój umysł i raniły. Tak bolesny mi uświadamiały, że jestem chyba najgorszym ojcem na świecie. Przy mnie Dionizos to wzorowy rodzic!
-Susane nie powinna się w to mieszać! To nie jej wojna!- nie mogłem pozwolić by mój plan idealnego życia dla niej przepadł, ot tak!
-Nie zapominaj, że ona ma potężny dar! Jak myślisz ile czasu zajmie Bliźniakom wytropienie jej? Czy ty możesz przestać tchórzyć! Chcesz, żeby Zira ją zabiła?- jak to możliwe, że nawet teraz, kiedy umarła potrafi tak dosadnie i łatwo przełamać każdy mój opór kilkoma zdaniami? 
-Dobrze... Zrobię to. W końcu to moja córka, nie mogę pozwolić by jakiś plugawy podmiot mi ją zabrał- spojrzałem jeszcze raz w te piękne, ciemne oczy. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła się rozpływać. Wiedziałem, że zaraz się przebudzę. To niesamowite, że pomimo, tego, że jej dusza znajduje się czeluściach Tartaru, ona wciąż potrafi mnie odwiedzać w snach.

                                                                           ***

-Czyli mówisz mi, że masz córkę, która ma 17 lat?- Afrodyta spojrzała na mnie jak na debila.
-No tak... I czy mogłabyś ze mną do niej pójść? Myślę, że jeśli będzie tam jakaś kobieta, to może lepiej to przyjmie. Wysłałbym herosów, ale jeśli usłyszy, że są od jej ojca, to z nimi nie pójdzie. A ty masz tak dużo dzieci, to pewnie wiesz jak z nimi postępować i...
-Dobra pójdę z tobą, tylko nic już nie mów- przerwała mój monolog.- Ale nie rozumiem jak mogłeś to zataić? Tyle lat nic nam nie powiedziałeś?- chyba była zła. W sumie ja też bym był na jej miejscu.
-Chciałem dla niej innego życia...-wymamrotałem pod nosem.

                                                                               ***
-Naprawdę Hypnos? Taka dziura? Aleksander mieszkał w pałacu- spojrzałem na nędzny  pokój w sierocińcu. Jedyne co mogłem zrobić, to to, żeby tą klitkę miała na własność. Po całym pokoju walały się ubrania, kartki, książki i inne niezidentyfikowane przedmioty. Moja córka spała na wąskim łóżku. Była taka piękna.
-Ciszej, jeszcze ją obudzisz...
-A niby jak ty ją zamierzasz zabrać do obozu?- spojrzała na mnie sceptycznie.
-No, może Shedow przyjdzie i ją weźmie do obozu, a tam jej ktoś wszytko wytłumaczy?- hmmm... ona nie będzie miała wyboru, a sprawa będzie załatwiona. Plan idealny.
-Nie ma mowy! Masz ją obudzić i to w tej chwili!- po co ja brałem Afrodytę? Podszedłem do Susane i delikatnie potrząsnęłam jej ramieniem.
                                                                                 ***
   Czy ja słyszę jakieś głosy? Nie na pewno mi się wydaje. Wychowawcy ośrodka już dawno śpią myśląc, że nic w nocy nie wywiniemy po ich dwóch dyżurach. Poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Ej! Co tu jest grane?! Ktoś mną potrząsnął, a ja leciutko otworzyłam zaspane oczy. A niech to szlag. W MOIM pokoju jest jakiś facet i kobieta! I chyba nie muszę dodawać, że to żaden z naszych 'opiekunów'?!
-Co wy tu robicie?- szybko wstałam z łóżka rozbudzona.
-Spokojnie, Susane...
-Skąd znasz moje imię?- jeśli to miało mnie uspokoić to ten facet się przeliczył!
-Jestem twoim ojcem...- co? No ja zaraz wyjdę z siebie i stanę obok!
-Nie, no zajebiście! I co może jeszcze?- czy ci ludzie uciekli z wariatkowa?!
-Susane, naprawdę jestem twoim ojcem. Przyszedłem, żeby ciebie zabrać do obozu dla herosów- ciekawe jak mocne jest to co on bierze.
-Jak się naćpałeś, to byś przyjemniej poszedł gdzieś indziej robić sobie jaja z ludzi, a nie do sierocińca! A co jeśli byś trafił na jakąś małą dziewczynkę lub małego chłopca i to biedne dziecko uwierzyłoby w twoje brednie?- spojrzałam na niego jak na ułomnego, którym zresztą był.
-Co ja mam zrobić żebyś uwierzyła?! Jestem twoim ojcem!- nie no teraz to on przegina!
-Ja nie mam ojca! Rozumiesz? Nie mam, nie miałam i nie będę mieć!- ciekawe dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł, te krzywki musiały już kogoś obudzić.
-Twoja matka mówiła, że nie będzie łatwo, ale nie myślałem, że aż tak...- spojrzałam na niego z furią.
-NIE WAŻ SIĘ WSPOMINAĆ O MOJEJ MATCE!- ten gość jest bezczelny.
-Susane, naprawdę jestem twoim ojcem. Dziadkowie ci o mnie nie mówili?
-Weź się ogarnij i przestań wygadywać głupstwa! Nie jesteś moim ojcem, a ja twoją córką- no normalnie jak z małym dzieckiem. A pomyśleć, że normalnie jestem bardzo cicha. No właśnie normalnie, a nie jak ktoś wtarga do mojego pokoju i wygaduje bzdury!
-Mam na imię Hypnos...- o cholera! Spojrzałam na niego wściekła. No po prostu świetnie. Podeszłam do tego kolesie który uważa się za boga i z całej siły dałam mu w twarz. Zasłużył czy jest moim ojcem czy nim nie jest. Spojrzał na mnie zszokowany kiedy jego głowa lekko odskoczyła.
-Wyjdź- moje oczy ciskały przysłowiowe gromy.
-Susane, możesz mnie wysłuchać?- spytała teraz kobieta.- Do niczego cię nie będziemy zmuszać, tylko proszę wysłuchaj mnie- w jej oczach nie mogłam wyczytać żadnych złych intencji, a zresztą ona nic mi nie zrobiła. Przez cale przedstawienie mężczyzny tylko patrzyła na niego jak na debila z dezaprobatą.
-Usiądź- delikatnie poklepała miejsce obok siebie na łóżku, kiedy sama się rozgościła i usiadła na materacu. Gdy wykonałam polecenie zaczęła przemawiać bardzo spokojnym głosem.
-Jestem Afrodyta. Razem z twoim ojcem chcielibyśmy ciebie zabrać do obozu. Widzisz, obok świata, w którym aktualnie jesteś jest, też drugi świat. Nie jest niczym odgrodzony z tym, który znasz, ale w moim, naszym świecie aktualnie panuje wieczna wojna. Zapewne znasz niektórych z bogów greckich?- kiedy lekko skinęłam, ona się uśmiechnęła i kontynuowała.- Dla ciebie na razie to jest świat fantasy, ale musisz mi uwierzyć na słowo, bogowie o których uczyłaś się na lekcjach istnieją naprawdę. Ja jestem jedną z nich, tak jak twój ojciec- spojrzałam na nią jak na świra. Cud, że jej nie przerwałam. Ale coś mi na to nie pozwalało.
-I myślisz, ze ja w to uwierzę?
-Mam taką nadzieję. Wiem jak to brzmi, ale to jest prawda.
-I co, niby mam teraz ci wpaść w ramiona i pójść z tobą bóg wie gdzie?- spojrzałam na mojego ojca z po wątpieniem.
-Tak by było najlepiej. Wojna toczy się pomiędzy nami, a bliźniaczymi bogami zrodzonymi z łez Nemezis. Boję się, że będą cię chcieli wciągnąć w swoje szeregi- jacy oni są naiwni.
-Ty się o mnie boisz, jeśli faktycznie jesteś moim ojcem? Przez 17 lat nie interesowało ciebie to co się ze mną dzieje! A teraz przychodzisz tu i mówisz, że chcesz mnie chronić! Nie błagam! Jak już tu przylazłeś to mogłeś lepszą bajeczkę wymyślić- ten człowiek nie ma wo gule rozumu.
-To, że mnie przy tobie nie było miało ciebie ochronić. Chciałem, żebyś była normalna, żebyś nigdy nie dowiedziała się o Olimpie, żebyś nigdy nie walczyła, chciałem, żebyś była tylko człowiekiem- ciekawe czy udałoby mi się wezwać policje?
-Poprawka, ja jestem zwykłym, normalnym człowiekiem, Olimp to tylko fantastyka i mity a ty jak stąd nie wyjdziesz trafisz do więzienia- jako ćpun powinien bać się policji prawda. A  pomyśleć, że ja chciałam, żeby w moim życiu stało się coś zaskakującego, jak w tych wszystkich książkach które czytam. Ale niestety moje życie nie jest książką i zamiast wspaniałego chłopaka mam parę debili, która wkręciła sobie, że są bogami Olimpijskimi, świetnie co nie?
-Co mam zrobić, żeby udowodnić tobie, że jestem twoim ojcem?- no to już przesada. Jeśli myśli, że dam się nabrać na te jego maślane oczka, to się myli.
-Nie możesz tego udowodnić, bo nim nie jesteś- powiedziałam chyba najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Ale temu chyba to nie wystarczyło.
-Chwila- zaczął przeszukiwać kieszenie.- Mam- podał mi jakiś kawałek papieru, którym okazało się zdjęcie. Na tym zdjęciu była moja mama. Z zaskoczeniem wzięłam zdjęcie z mojego biurka, przedstawiające uśmiechniętą moją rodzicielkę i z otwartymi ustami porównywałam obie postacie. Na zdjęciu tego kolesia, był jeszcze on i trzymał w rękach jakiegoś małego bobasa. Odwróciłam zdjęcie gdzie był podpis wiele wyjaśniający 'Hypnos, ja i Susane, 1 miesiąc'. Czyżby tym szkrabem na zdjęciu byłabym ja? Odłożyłam zdjęcie mamy i sięgnęłam do albumu szybko go kartkując. Gdy w końcu odnalazłam zdjęcie, na którym byłam ja i moja mama, po raz kolejny porównałam je ze zdjęciem świra. Na moim zdjęciu mama miała taką samą sukienkę w kwiatki, a ja na jej rękach, byłam w takich samych ubrankach ze ślicznego zielonego materiału. Spróbowałam wyjąc zdjęcie z albumu, ale okazało się przyklejone. Szybko sięgnęłam do biurka w poszukiwaniu nożyka do papieru. Gdy znalazłam narzędzie delikatnie zaczęłam je odklejać od karty z albumu. Po chwili delikatnej pracy w dłoniach trzymałam prawie identyczne zdjęcia, z tym, że na jednym był mężczyzna, a na drugim już nie. Odwróciłam zdjęcie na którym byłam tylko ja i mama. Na jego odwrocie również została zapisana informacja, ale o wiele dłuższa.

'Susane, jeśli odkleiłaś to zdjęcie to może to oznaczać, że ciekawość Cię tak zżerała,  że nie mogłaś wytrzymać, lub, że twój ojciec, Hypnos, przyszedł do Ciebie i pokazał Ci inną wersję tego zdjęcia. Zapewne mu teraz nie wierzysz, masz ochotę go wyrzucić z pokoju i zapomnieć, że go spotkałaś Niestety, to prawda, jeśli po Ciebie przyszedł, sprawy zaszły za daleko i musisz z nim iść. Proszę uwierz mi i jemu. Kocham Cię. Mama'

Rozpłakałam się jak małe dziecko. Rozpoznałam charakter pisma mojej rodzicielki. Widziałam go już tyle razy. Zostawiła dla mnie list w którym wyjaśniała, że to, że ona umarła wcale nie jest moją winą, że jestem najpiękniejsza, rzeczą która przydarzyła się jej kiedy żyła. Zostawiła mi również swój pamiętnik, którego nie mogę przeczytać, ponieważ kiedy tylko do dotykam mam ochotę płakać. Zresztą w domu dziadków jest pełno jej przedmiotów, między innymi tych naznaczonych jej pismem. Zadziwiające ile tekstu mogła zmieścić na małym zdjęciu. Ale biorąc pod uwagę jej drobne pismo, pewnie by tutaj jeszcze zmieściła Harrego Pottera. nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony pojawia się mój 'ojciec' i mówi mi, że jestem herosem, a z drugiej to cholerne zdjęcie! Och... Jak bardzo bym chciała, żeby obok mnie była teraz moja babcia, albo dziadek. Oni zawsze mi pomagają rozstrzygać problemy, może nie takie ten.
W mojej głowie rozgrywała się bitwa. Z jednej strony chęć uwierzenia w co napisała mama, z drugiej, nierealność tej sytuacji. Po chwili podjęłam decyzje, że zadzwonię do babci. Odczepiłam ze spodu jednej z szuflad sfatygowany telefon. Dostałam go dwa lata temu na święta od dziadków. Pomimo tego, że kompletnie spłukali się próbując ratować moją mamę jakimś cudem wynajdowali pieniądze dla mnie. Niestety, było ich za mało, żebym mogła z nimi zamieszkać. Wybrałam numer który znałam na pamięć i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Halo?- wyraźnie zaspany głos babci odezwał się po drugiej stronie.
-Babciu? To ja Susane, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale przyszedł do mnie jakiś facet i twierdzi, że jest moim ojcem. Ma na imię Hypnos...- zaczęłam jej streszczać wydarzenia z dzisiejszej nocy. Babcia nie odzywała się, tylko słuchała. Nie słyszałam jej chrapania, więc pewnie nie zasnęła.
-Niestety Sue, to prawda. Nie jestem z tego powodu zadowolona, ale najwidoczniej sprawy zaszły za daleko i musisz z nim pójść. Jak bardzo bym chciała, nigdy ci tego nie mówić, zaufaj mu- w głosie babci słychać było smutek i żal.- Daj mi go jeszcze do telefonu- jak prosiła tak zrobiłam. Podałam Hypnosowi urządzenie, a ten przyłożył je do ucha. Próbował coś tam powiedzieć, ale moja kochana babcia mu to skutecznie udaremniała.
-Oczywiście, że chce dla niej jak najlepiej. Nigdy nie mógłbym jej skrzywdzić- po raz kolejny głos zabrała babcia i wyobrażałam sobie jakiego wykładu musi słuchać. W końcu oddał mi telefon, a ja po raz kolejny rozpoczęłam rozmowę ze staruszką.
-Skarbie, możesz, a nawet musisz z nim iść, ale pamiętaj jakby działo się coś na co nie miałabyś ochoty masz natychmiast do nas wracać. Uważaj na siebie, dobrze?
-Oczywiście.
-Pamiętaj, zawsze możesz do nas przyjść. No, a teraz musimy już kończyć. Papa, kocham Cię...
-Ja ciebie też...- za nim zdążyłam coś jeszcze dodać babcia rozłączyła się. Bidulka, pewnie teraz gdzieś tam płakała.
Zawsze ufałam babci, postanowiłam, że zrobię to po raz kolejny, pomimo, że bradzo tego nie chciałm.
Spojrzałam na Hypnosa i wzruszyłam ramionami.
-Chyba będę musiała z tobą pójść- Bóg mi świadkiem jak tego nie chciałam. Spojrzałam na mój pokój i ścisnęło mi się serce. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie mi szkoda tej klitki. Wstałam i spojrzałam pytająco na Hypnosa.- Jak mamy tam się dostać?- Gdy tylko wypowiedziałam te słowa w pokoju pojawił się jakiś chłopak.
-To jest Shedow, zabierze cię do obozu cieniem- spojrzałam na chłopaka, który wyglądał tak jakby chciał być wszędzie, ale nie tutaj.
-Możemy ruszać?- zapytał, a ja lekko skinęłam głową. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie.- To nie będzie przyjemne- obróciliśmy się i świat znikał mi sprzed oczu. Jak wspomniał do przyjemnych to nie należało. Nie wiem kiedy zamknęłam oczy, a jak je otworzyłam to byłam na środku jakiejś drogi pomiędzy budynkami. Wszytko było pogrążone w śnie, a Shedow stał trzy kroki ode mnie.
-Wreszcie jesteście. Witaj w obozie dla herosów, Susane. Shedow, możesz już iść- odwróciłam się, a za mną stał satyr. O dziwo mnie to nawet nie zaskoczyło, nie wiem czy cokolwiek dziś jest jeszcze w stanie mnie zaskoczyć... Zamiast paniki, w mojej głowie pojawiła się tylko myśl, że jest mi przeraźliwie zimno, w końcu stałam na jakiejś drodze bez butów, w szortach i za dużym podkoszulku!
-Jestem Lucas, opiekun obozu. Chodź do siedziby nauczycieli, potem pokażę ci, gdzie będziesz spała...


~~~
Witajcie, jestem Patrycja... Nie, to nie żart, jestem kolejną współautorką tego bloga ;)
Ciągle nie mogę uwierzyć, że Dominika mnie wybrała, ale chyba tylko Zeus wie co nią kierowało ;)
Mam ogromną nadzieję, że moje marne wypociny, choć w minimalnym stopniu przypadły wam do gustu. Do zobaczenia w następnej notce z córką Hypnosa ;D


1 komentarz:

  1. Pewnie, że przypadły, bo rozdział nie marny tylko świetny :)
    I długi, co bardzo mnie cieszy. Już nie mogę się doczekać następnej części i dalszych losów Susane.
    Buziaki ♥
    S.

    OdpowiedzUsuń