sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział pięćdziesiąty szósty

Pheonix:

Zeskoczyłam z karku stwora i wytarłam miecz o trawę. Podbiegłam do blondwłosej dziewczyny i ciemnowłosego chłopaka. Niepewna jak mam postąpić podeszłam do Zoey i spojrzałam jej w oczy. Sekundę później poczułam jak coś ostrego wbija mi się w kark.
-Kim jesteś? - usłyszałam za sobą.
-Shedow.. to moja... stara znajoma. - Zoey odezwała się cicho, wahając się przed "stara znajoma". Dawno temu, gdzieś tak około pięciu lat mieszkałam w mieszkaniu obok. Byłam tam tylko tydzień ale zorientowałam się co się działo w rodzinie Fox'ów. Miałam wtedy 15 lat. Zaprzyjaźniłam się z pyskatą blondynką, która pod osłoną drwiącego uśmiechu i ciętego języka była zupełnie normalną nastolatką. Mieszkałam tam jedynie miesiąc. Jeden krótki miesiąc, w którym i dla mnie i dla mojego ojca stało się zbyt wiele.
Chłopak imieniem Shedow schował miecz i wzruszył ramionami. Następnie ściągnął z pleców Zoey coś co przypominało półcień.
-Nie przypuszczałam, że jesteś półbogiem. - powiedziała dziewczyna robiąc koła ramionami aby je rozruszać.
-Ta... no.. em.. cóż. Może opowiem ci o tym w obozie?
Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek ale uśmiechnęła się lekko a następnie otaksowała wzrokiem przestrzeń i posadziła na plecach coś co tym razem przypominało dziewczynkę.

-Biegasz, latasz? – zapytała.
-Biegam. – odparłam a Zoey wzbiła się w powietrze, Shedow za nią. Biegnąc byłam równa z nimi. Moje nogi  same wiedziały, że mają biec.  Tak jakbym nie ja nimi sterowała. Biegłam mijając drzewa i przeskakując kamienie. Krwawe plamy na mojej białej bluzce zdążyły wyschnąć przez siłę uderzeniową wiatru, który owiewał mnie z każdej strony.  W pewnym momencie ujrzałam bramę. Zoey wylądowała na dwóch nogach, tuż za nią. Przebiegłam ją i znalazłam się w obozie herosów. Ludzie tu wszędzie chodzili uzbrojeni i ubrani w zbroje albo zwyczajne stroje do ćwiczeń. Widok nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Byłam już w takim obozie. Małym, nieoficjalnym. Koło Los Angeles.  To był obóz dla osób takich jak ja. Półbogów i nie tylko. Ja- tak dla przykładu byłam sukubim półbogiem.
-Najpierw idź do jednego z nauczycieli. Tam jest ich siedziba. Tam teraz powinni być. Spotkamy się w domu Zeusa za godzinę. – powiedziała Zoe nie patrząc na mnie. Nie odzywając się skierowałam swoje kroki we wskazane mi miejsce.

Pchnęłam drewniano-metalowe drzwi i zanim zdążyłam zrobić kilka kroków zza moich pleców odezwał się głos:
-A, Pani to zapewne panna Sallen. Proszę za mną młoda damo. – głos był uprzejmy lecz nieco naglący. Gdy się odwróciłam ujrzałam Satyra.
-Jestem Pheonix- pwoeidziałam uśmiechając się do niego, na oko był niewiele starszy ode mnie.
-A zatem mów mi Lucas. Wszyscy cię oczekiwali.
-Dlaczego? – Lucas odwrócił się w stronę drzwi a ja podążałam za nim.
-Twoja matka, Nike nigdy nie miała półludzkiego dziecka. Zwłaszcza patrząc na twoje możliwości po tym, kim jest twój ojciec okazuje się, ze jesteś bardzo przydatna.  Jedna z naszych najlepszych herosem niedawno odeszła, potrzebujemy kogoś do walki. I choć wyrocznia nie mówi o tobie, warto mieć córkę Zwycięstwa po swojej stronie. – Ton jego głosu był oficjalny, jakby akurat to kazali mu powiedzieć.
Wzdrygnęłam się na słowa „po swojej stronie”.  Wiedziałam co się dzieje, że szykuje się wojna ale… nie musiałam się wtedy opowiedzieć po żadnej ze stron. A teraz… wiem, że jeśli komukolwiek ujawnię moją najgłębiej skrywaną tajemnicę to ją zabiją. Zabiją tą tajemnicę, bo to jest niedopuszczalne. Od trzech lat spotykam się z synem Priscilli. Riker nie cierpi swojej matki. Uciekł z domu dobre cztery lata temu i od tamtej pory jest tam gdzie się da.
- A oto t
wój nowy dom. – Riker zawsze powtarza mi, że dom nie jest ważny, nieważne jest stałe miejsce. Ważne jest to, że ma moje wsparcie i zaufanie.  Widzimy się rzadko,  teraz pewnie jeszcze rzadziej.
-Dziwnie mi o to prosić ale nigdy nie widziałem sukuba… mogłabyś Emm.. no wiesz o co chodzi.
Uśmiechnęłam się i wyobraziłam rudowłosą wersję „siebie”.  Rude włosy, idealny nos, zielone oczy w odcieniu dojrzałej trawy, krótkie jeansowe spodenki i  czarną bokserkę.
Lucas otworzył szeroko oczy i zagwizdał z podziwu a ja wróciłam do swojego ciała, zostawiając jedynie ubrania.
-Jestem pod wrażeniem. Rada będzie chciała to zobaczyć. Przyjdę do ciebie za jakieś trzy godziny.
-Dobrze. Mógłbyś mi jeszcze wskazać drogę do domu Zeusa? – zapytałam.
-Jasne. To po drugiej stronie obozu. Idź cały czas wzdłuż drogi, poznasz go raczej po spalonym trawniku – zaśmiał się. – tylko nie powtarzaj tego Zoey.
-Dziękuję.
Lucas odszedł a ja zostałam sama przed domem mojej matki. Był całkiem ładny. Nie był zbyt duży, w końcu Nike nie posiadała dzieci. A jednak go zbudowali. Miał oliwkowo zielony kolor a framugi okienne i dach były czarne. Delikatnie nacisnęłam dłonią metalową klamkę ku dołowi a drzwi zaskrzypiały i otworzyły się. Postanowiłam najpierw obejść górę a potem dopiero dół.  Na górze była tylko jedna sypialnia, z drewnianym balkonem. Cała pomalowana na beżowo-czarny kolor.  Oprócz niej na piętrze była jeszcze łazienka i garderoba. Nike chyba rzeczywiście nie miewa dzieci… Dół posiadał salon, kuchnię i wyjście na ogród oliwny. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu kiedy zobaczyłam pod jedną oliwką śpiącego lwa. Zastrzygł uszami i otworzył jedno oko. Potem drugie. Ziewnął przeciągle i wstał rozciągając łapy. Chodził z gracją i bezszelestnie, jego grzywa falowała gdy ruszały się jego barki. Moim pierwszym odruchem było cofnąć się o krok. Ale przerażenie minęło gdy spojrzałam w jego oczy. Były żółte, z zieloną obwódką i kolorem bursztynu zaraz przy źrenicy. Ale nie to piękno mnie w nim przyciągnęło. Był to wzrok, tak tęskny, tak smutny. Przypominał mi moje spojrzenie kiedy po raz ostatni przytuliłam tatę przed wyjazdem.
Wyciągnęłam drżącą rękę w kierunku jego łba. Pieszczotliwie gładziłam jego grzywę a on przymknął oczy i wydał z siebie odgłos podobny do mruczenia kota, tylko to bardziej przypominało warkot silnika.
Cofnęłam dłoń i wróciłam do domu. Lew podążał za mną. Kiedy rzuciłam u kawałek mięsa z lodówki (o dziwo zaopatrzonej) na jego szyi coś się zaświeciło.
Sięgnęłam za jego obrożę i wyciągnęłam srebrną kartkę zapisaną czarnym piórem. Pismo było pochyłe, czytelne i staranne.

„Droga Pheonix,
Długo czekałam na to abyś wreszcie pojawiła się w tym domu. Moi ludzie długo go urządzali na twój przyjazd, czasami nawet ja przyjeżdżałam aby zobaczyć czy wszystko stoi na tym samym miejscu. Jak wiesz, lew jest moi m znakiem rozpoznawczym. Najczęściej. Neque Hasta to po Łacinie Oszczep. Jest to jeden z moich ulubieńców. Teraz On opiekuje się tobą. W zamian za to daj mu trochę miłości.
Kocham Cię.
Mama”

-A więc tak masz na imię? – uśmiechnęłam się. – mogę ci mówić Hasta, prawda?
Spojrzał na mnie i drygnął oczami. To chyba oznaczało tak. Pogłaskałam pupila po głowie i wyszłam z domu a on krok w krok za mną.
Ludzie rzucali mi ciekawe spojrzenia, niektóre dziewczyny mdlały na widok potężnego lwa i chłopaki mogli się popisać swoim rycerstwem łapiąc je przed upadkiem.
*
Spalonej trawy nie było ale Zoey siedziała przed domem ciskając kamieniami na odległość. Gdy zobaczyła, ze nadchodzę wstała i otrzepała spodnie z ziemi.
-Prezent od mamy? – zapytała wskazując na Hastę.
-Neque Hasta, to Zoey, Zoey oto Hasta. – powiedziałam i westchnęłam. Blondynka pogłaskała go po łbie a on odwdzięczył się polizaniem jej po dłoni.
-Wejdźmy do środka. – powiedziała po chwili i zaprowadziła nas do salonu.  Hasta położył się na dywanie z głową na łapach i łypał na nas oczyma.
-A więc… co się stało? Czemu wyjechałaś? – szepnęła zaciskając dłonie w pięści jakby nie wiedziała jak się ma zachować.
-Musiałam. Ludzie w okolicy widzieli jak zmieniam postać.. – odparłam również szeptem.
-Zmieniasz co?- popatrzyła na mnie zaciekawiona.
-Zoey, ja nie jestem tylko półbogiem. Jestem jeszcze sukubem. Zmieniam postać. Popatrz.
Zmieniłam się w nią samą.
Milczała chwilę a potem powiedziała:
-A w Johnnego Depp’a też potrafisz się zmienić? – zapytała z cwanym uśmiechem na twarzy. Zaśmiałam się.
-Zoey! Ja ci już nie wystarczam?- usłyszałam głos od strony drzwi. Pojawił się w nich Shedow.
-Wystarczysz.. ale.. człowieku! To w końcu Johnny Depp!
-Czyli.. nie jesteś na mnie zła? – zapytałam z nadzieją w głosie.
-Zła? Jestem wściekła… ale wiem dlaczego to zrobiłaś. A teraz chodź, musisz poznać resztę.
**
Zoe ciągnęła mnie w stronę jakiegoś boiska a Shedow szedł z przodu, wyraźnie zadowolony z towarzystwa Hasty u swojego boku.  Mijaliśmy różnych ludzi, którzy na nasz widok odwracali się i wtedy po raz pierwszy zaciekawiło mnie to, jak bardzo głowa potrafi się obrócić na szyi. Zoey ciskała oczami gromy na dziewczyny, które śliniły się na widok Sheda. Ale ni takie przysłowiowe gromy, tylko prawdziwe malutkie iskierki, które trafiały w biodra albo nogi tych nieszczęsnych herosek.
Już z daleka Zoey pomachała grupce osób zebranej w koło zniszczonych ławek na trybunach.
-Co się tu stało? – zapytał ciemnowłosy.
-Oprócz bramy, przedostało się tu kilka skulli. Chris gonił je z tasakiem. – odparł jeden z chłopaków.
-Dlaczego akurat z tasakiem? – zdziwiła się Zoe.
Kolejny chłopak, szatyn wzruszył ramionami.
-Nie miałem nic innego pod ręką.
Dziewczyna westchnęła zrezygnowana  i  spojrzała na mnie przepraszająco.
-Dobra, a teraz spokój. Chcę wam kogoś przedstawić. – kiedy wzrok wszystkich zebranych skupił się na mnie zaczęła kontynuować. – To jest Pheonix, moja stara znajoma. A to jest Christopher, Dylan, Gregory, Kasmir i Lorenz. Jest jeszcze Klara ale on jest Em.. w śpiączce i mój brat, którego wkrótce też zdążysz poznać.
W koło nas biegały dzieci rzucając się ziemią i kawałkami trawy. Nagle dostałam czymś prosto w plecy.
-Ej, idźcie się bawić gdzie indziej! – napomniał je Dylan. – Przepraszam, to moi podopieczni.
-Masz na plecach wielką brązową plamę. Jakby pies na ciebie narobił . – powiedziała Zoe bez ogródek.
-Nic nie szkodzi. – powiedziałam i w miejsce czarnej bokserki pojawiła się czarna koszulka z logo Black Veil Brides.
-Jak ty to…? – zapytał Gregory.
Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam spokojnie:
-Jestem półsukubem.
Dylan uśmiechnął się nieśmiało w moim kierunku a Hasta warknął. Ja zaczęłam się śmiać a chłopak zmieszał się.
-No już, spokojnie Hasta. – dalej uśmiechałam się szeroko klęcząc obok lwa i głaskając jego grzbiet.

Porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas a potem wróciłam z Hastą do siebie i  czekałam aż Lucas po mnie przyjdzie.


****************************************
Hej :) Jestem Zuza i mam nadzieję, że rozdział się spodobał i jednak mimo wszytsko nie wprowadziłam tu "chaosu". Na razie się z wami żegnam i do następnej notki z udziałem córki Nike <3 ^^

2 komentarze:

  1. Hmmm.... Też tak chce... W jednej chwili jestem w czarnej bluzce, a zaraz już w pomarańczowej... Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny twój rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny i ciekawy. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Trzymaj się ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń