-No ty chyba sobie ze mnie jaja robisz...-wymamrotałam patrząc oszołomiona na czerwony napis.
Zoey poklepała mnie po ramieniu.
-Niestety nie, mała - za plecami usłyszałyśmy głęboki męski głos. Gregory. - Teraz to również twoje wojna.
Za jego plecami stanęło jeszcze kilka osób wyrwanych ze snu. Jak i również przyprowadzona przez Shedowa do obozu. Jej długie gęste włosy wyglądały jakby wcale nie spała. Była uczesana ale jej wymięte ubranie wskazywało na to, że jednak musiała chociaż leżeć. Dylan stanął za moimi plecami kładąc jedną dłoń na ramieniu.
-Głupie przepowiednie. - powiedziałam. - każdy mógł to napisać!
Wtedy Dylan jak na zawołanie puścił moje ramię, stanął z rozłożonymi na boki rękami, jego oczy zaszły mgłą i wyrecytował słowo w słowo to co zostało napisane krwią.
-Czyli jednak nie każdy..- zakpiła Rikki.
-No i niby jak ja mam wam pomóc?
-Jesteś szybka, prawie dorównujesz Zoey, zwinna, dobrze władasz mieczem, jesteś silna no i przede wszystkim możesz dobrze zmylić przeciwnika zmieniając postać. To się przyda. - podsumował Kasmir wyliczając na palcach moje zdolności.
-Boże.. Co ja bym robił jakbym mógł zamienić się w kobietę... -Oczy Lorenza stały się rozmarzone a na twarzy pojawił się błogi uśmiech.
-Zamknij się już debilu. - zrugał go ze śmiechem Dylan.
-A ty nie?- odparł mu nieustępliwy bliźniak.
-Stary... Idź się leczyć. - Gregory położył mu troskliwie dłoń na ramieniu.
Zoey poklepała mnie po ramieniu.
-Niestety nie, mała - za plecami usłyszałyśmy głęboki męski głos. Gregory. - Teraz to również twoje wojna.
Za jego plecami stanęło jeszcze kilka osób wyrwanych ze snu. Jak i również przyprowadzona przez Shedowa do obozu. Jej długie gęste włosy wyglądały jakby wcale nie spała. Była uczesana ale jej wymięte ubranie wskazywało na to, że jednak musiała chociaż leżeć. Dylan stanął za moimi plecami kładąc jedną dłoń na ramieniu.
-Głupie przepowiednie. - powiedziałam. - każdy mógł to napisać!
Wtedy Dylan jak na zawołanie puścił moje ramię, stanął z rozłożonymi na boki rękami, jego oczy zaszły mgłą i wyrecytował słowo w słowo to co zostało napisane krwią.
-Czyli jednak nie każdy..- zakpiła Rikki.
-No i niby jak ja mam wam pomóc?
-Jesteś szybka, prawie dorównujesz Zoey, zwinna, dobrze władasz mieczem, jesteś silna no i przede wszystkim możesz dobrze zmylić przeciwnika zmieniając postać. To się przyda. - podsumował Kasmir wyliczając na palcach moje zdolności.
-Boże.. Co ja bym robił jakbym mógł zamienić się w kobietę... -Oczy Lorenza stały się rozmarzone a na twarzy pojawił się błogi uśmiech.
-Zamknij się już debilu. - zrugał go ze śmiechem Dylan.
-A ty nie?- odparł mu nieustępliwy bliźniak.
-Stary... Idź się leczyć. - Gregory położył mu troskliwie dłoń na ramieniu.
-Chodźmy już stąd. Teraz raczej nie wróci ale i tak trzeba postawić straż. - powiedział Chester (nie wiem czy dobrze pamiętam ale chyba miał na imię Chester). Po chwili dodał rozglądając się po grupce osób- ochotnicy?
Westchnęłam i uniosłam dłoń.
-Ja mogę zostać. I tak już raczej nie zasnę. - skwitowałam i osunęłam się po nieumazanym kawałku kamiennego muru.
-No to zostaję z tobą - zaoferował Dylan. - I tak muszą być dwie osoby.
Za plecami zgromadzonych rozległ się cichy ryk. Ja już do niego przywykłam ale inni chyba nie, sądząc po tym, że każdy podskoczył w miejscu.
-Hasta również zostaje. - oznajmiłam.
-Niech wam będzie- Ches machnął na to ręką i zrobił odwrót w stronę swojego domku.
Reszta poszła w jego ślady. Zoey jeszcze raz poklepała mnie po ramieniu i też poszła do siebie. Albo do Shedowa ale kto ich tam wie.
Zwierzę położyło się obok mnie a ja oparłam brodę na czubku jego głowy. Dylan stanął bokiem do bramy, twarzą do mnie. Wbił we mnie swoje miażdżące (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) spojrzenie i założył ręce na piersiach.
-Czeka nas dłuuuga noc. - oznajmiłam patrząc przed siebie i obserwując jak nikłe, oddalone światła w oknach naprawdę różnorodnych domów gasną jakby ktoś zdmuchiwał świeczki. Po kolei. Jedno po drugim. Aż w końcu było zupełnie ciemno.
-Ale w końcu mamy szansę bliżej się poznać. - powiedział z szerokim uśmiechem siadając przede mną.-Gramy w pytanie-odpowiedź?
-Ostatni raz grałam w to w 5 klasie. Chyba oboje z tego wyrośliśmy, nie sądzisz?
-Skoro niektórzy Bogowie nadal chodzą w tym co przypomina prześcieradło to my możemy zagrać w jedną niewinną grę.
-Zaczynaj.
-Co najbardziej cenisz i lubisz w życiu?
Spojrzałam na niego opierając głowę na dłoni ułożonej na szyi lwa obronnego. Przez chwilę rozważałam w głowie wszystkie możliwości, doszukiwałam się drugiego dna, do którego byłam przyzwyczajona, a którego chyba tu nie było.
-Cenię rodzinę, przyjaciół..- tu pogłaskałam Hastę po łbie-.. Moce sukuba, noc, miłość.. A lubię seks.
Podrapał się po tyle głowy a ja uśmiechnęłam się triufująco.
-Ok. Moja kolej. Czym dla ciebie jest obóz herosów?- zadałam pierwsze lepsze pytanie, które nasunęło mi się na myśl.
-Domem. Bezpieczną oazą. Miejscem gdzie mogę być naprawdę sobą.
-Nie jest tu zbyt bezpiecznie- zauważyłam.
-Nie o takie bezpieczeństwo mi chodziło. Tu nie muszę zastanawiać się nad sensem bycia, po prostu jestem i tyle. Podczas walki oddaję się w zapomnienie, w bezpieczną strefę. Ale dość o tym. Jak to się stało, że wylądowałaś właśnie tutaj?
-Trenowałam w nieoficjalnym obozie na obrzeżach Los Angeles. Nazywaliśmy to Instytutem. Obóz źle się kojarzył. Więc nazwa Instytut przyjęła się bardzo szybko. Po treningach wracaliśmy do domów, było zupełnie inaczej niż tutaj. Mój ojciec od lat opowiadał mi o mamie. Mówił, że jest, nigdy nie mówił, że była, niesamowicie piękna, inteligentna, beztroska, czuła. Wiedziałam czemu odeszła, że nie wróci też się domyślałam. "Może kiedyś", tak sobie wmawiałam. Może kiedyś ją spotkam. Przemiany pojawiły się nagle, podczas jednego z wielu treningów na strategie. Pamiętam do dziś przerażoną minę mojego instruktora. Był ode mnie niewiele starszy, przystojny. Ale mniejsza o drobiazgi. Rzucił miecz na ziemię, bo to było podczas części praktycznej, i cofnął się kilka kroków. Cała sala okolona była lustrami, abyśmy widzieli swoje ruchy i aby widział je przeciwnik, takie utrudnienie. Ja również rzuciłam miecz i zbliżyłam się do lustra. Zmieniałam się. Moje włosy były białe, czerwone, marchewkowo rude, blond, czarne, miodowe. Moja skóra miała najróżniejsze odcienie. Oczy też. Zmienialy kształt, wielkość, kolor. Od jasnoniebieskiego po ciemny braz i czarny. W głowie mi szumiało. Słyszałam milion szeptów, jakby każdevmoje nowe ja walczyło o miejsce w mózgu. A ja patrzyłam przerażona na swoje odbicie. Już nie moje. Z każdą mikrosekundą inne. Włosy w jednej milisekundzie były proste, czarne, do ramion. W drugiej już blond, do pasa. Ledwo wyłapywałam wszystkie szczegóły. Ale oprócz ciała zmieniało się jeszcze ubranie. Szepty się nasiliły. Padłam na kolana przed tym nieszczęsnym lustrem i łapiąc się za głowę krzyczałam. Fabian, instruktor był przerażony. Patrzył na mnie nie wiedząc co robić. Wreszcie to ustało a ja wyłożyłam się na zimnej posadzce ciężko dysząc. - urwałam aby zaczerpnąć głębszego oddechu. Dylan słuchał nie przypuszczając, że omijan kilka istotnych szczegółów.- szybko wyjaśnili mi, że nie jestem tylko herosem. Powiedzieli, że jestem sukubem. Tata to potwierdził i przeprosił mnie za zatajenie tej informacji. Gdy wreszcie sie z tym oswoiłam sąsiad zobaczył jak sie zmieniam. Ojciec zatrudnił kogoś kto wymazał mu pamięćale w obawie, że wspomnienie wróci jak mnie zobaczy, wyjechalismy do innej części miasta. W końcu przenieśli mnie tu, mówiąc, że tu bardziej rozwinę swoje zdoloności. Więc spakowałam rzeczy, pożegnałam przyjaciół, Instytut, tatę - i chłopaka ( dodałam w myślach) - i przyjechałam tu.
Dylan długo nic nie mówił. Przypatrywał mi siś tajemniczo.
-Ciekawe. Naprawdę. Jak to jest zmienić postać?
-Już przyzwyczaiłam się do szumów w głowie, w pewnym momencie przestałam je słyszeć. A oprócz tego czuję delikatne mrowienie na całym ciele.
Uśmiechnęłam się lekko.
-A teraz koniec nudnych opowiadań, chodźmy na patrol. - wstałam z szerokim bananem na twarzy i poczekałam aż Dylan też się podniesie.
-Dobrze więc. Ja idę na prawo, ty lewo. Hasta pilnuje wejścia.
Lew stanął dumnie pośrodku bramy i podniósł do góry potężny łeb.
Ruszyłam w swoją stronę, wcześniej oczywiście pogłaskawszy Neque Hastę po karku. Szłam wzdłóż muru rozglądajac się czujnie w każdą stronę. Doszłam do miejsca gdzie domki się kończyły, a bynajmniej były poza zasięgiem wzroku kiedy poczułam czyjąś dłoń na swoich ustach. Chciałam krzyczeć. Ale silne, aczkolwiek szczupłe palce zacisnęły się mocniej a usta zbliżone do moich uszu wyszeptały kojące słowa. Poczułam zapach słonej wody pomieszany z zapachem świeżej kory. Przestałam się szamotać. Dłoń cofnęła się. Silne ręce wzięły mnie w ramiona, podnosząc nad ziemię. Wtuliłam się w ciepłą bluzę Rikera i zacisnęłam dłonie na jego plecach. Połączyliśmy się w pełnym miłości i tęsknoty pocałunku, który zostawił na moich ustach smak soli.
-Tęskniłam. - wyszeptałam ze łzami szczęścia w oczach.
-Ja też. - uśmiechnął się do mnie. Jego oczy błyszczały. Złapał mnie za rękę, splotliśmy palce i pozwoliłam aby poprowadził mnie dalej od obozu, pod drzewo na górce, skąd widać było morze.
-I jak? - zapytał przytulając mnie. - Jak ci się tu podoba?
-Już po pierwszej nocnej akcji. Mieliśmy włamanie na teren. A tak w ogóle jak się tu dostałeś?
Wskazał na morze. Przypłynął? Zwariował.
-Musiałem cie zobaczyć...
-I pocałować. - zaśmiałam się kończąc zdanie za niego.
-A jakby sie bez tego obyło?- wyszczerzył się. Szturchnęłam go łokciem i przeniosłam na jego kolana aby go pocałować. Przez jakiś czas trwaliśmy tak w namiętnym pocałunku, błądząc dłońmi po swoich ciałach kiefy poczułam jak wkłada ręce pod moją koszulkę. Uśmiechnęłam się nie przerywając całowania i zatopiłam palce w jego włosach. Palce Rikera zaczęły drażnić moje plecy w miejscu zapiecia stanika. Pogroziłam mu palcem i zmieniłam ciuchy. Teraz miałam na sobie spodnie, które są tak ciasne, że nie da się ich zdjąć, koszulke z dekoltem, skórzaną kurtkę i co najważniejsze - stanik zapinany z przodu. Uwielbiałam się z nim tak droczyć.
Chłopak fuknął zirytowany a ja śmiejąc się odrzuciłam włosy do tyłu. Odsunęłam się od niego i wstałam. Posmutniał.
-Mam wartę, muszę iść. Kiedy znów się zobaczymy?- zapytałam łapiąc go za obie dłonie i patrząc głęboko w oczy.
-Za niedługo. Obiecuję.
Puściłam jego ręce, pocałowałam go na pożegnanie i ruszyłam w droge powrotną. A on w kierunku wody.
-Gdzie byłaś? Martwiłem się. - Dylan odetchnął widząc mnie całą i zdrową.
-Poszłam trochę dalej niż zamierzałam - skłamałam.
-Czemu zmieniłaś strój? - zdziwił sie.
-Czasami tylko o czymś pomyśle a sie w to zmieniam, nie kontroluje tego.
-Dobra. Koniec warty. - Shedow pojawił się jak z pod ziemi i wyrósł przed nami zevskrzyżowanymi rękami.
Spojrzał na mnie z nieodgadnioną miną.
-Dzięki stary. Chodź Nix. - powiedział Dylan ziewając.
-Za chwilę cię dogonię. - oznajmiłam i uśmiechnełam się niepewnie. On tylko skinął głową i poszedł z Hastą w stronę domków.
-Byłeś tam. - powiedziałam.
-Owszem. Byłem. - powiedział surowym głosem ale gdy tylko spojrzał na mnie, westchnął - Nix, proszę, badź ostrożna. Zo mnie zabije za zatajenie tej informacji - jęknął.
-Powiem Zoey. Ale to ma być nasza tajemnica Shedow. Nikt nie może o tym wiedzieć. Nikt nie może o nim wiedzieć.
-Dlaczego? Co jest w tym złego?
-Riker jest synem bliźniaczki Posejdona.
**********************
Dodam to późno bo o !5:00! ale akurat i tak nie śpie xD daję wcześniej bo nie będzie mnie w weekend. Nie robię poprawek, zbyt późno. Idę spać. Dobranoc skarby :)
Super rozdział. Wow, jak się dowiedzą o Riker'ze to będzie przekichane. Z niecierpliwością czekam na następna część.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia ;)
S.