sobota, 5 października 2013

Rozdział czterdziesty czwarty

Hanna
 Złapałam paczkę żelek, które Zoey przed tygodniem przywiozła z Niemiec. Nie mam zielonego, co tam robiła, ale wiem, że się tam wybrała z Shedowem. Oczywiście, dwie świnie nie chciały mi nic przywieźć, a ja taka dobra dla nich byłam... Ale cóż, na szczęście wiem, gdzie Zo zawsze chowa słodycze, więc nie ma problemu. Po namyśle wzięłam jeszcze jedną paczkę dla Mel.
 Wyszłam oknem po winoroślach, które moi bracia zasadzili w zeszłym roku. Afrodycie się tak spodobał nasz ogród, że poprosiła o kilka winorośli przy swoim domku, a że wszyscy jej zazdrościli tych pięknych krzewów, iż poprosili dzieci Dionizosa o zasadzenie ich przy wszystkich domkach.
 Kiedy zeskoczyłam na ziemię rozejrzałam się po obozie, modląc się, żeby nie wpaść na blondynkę.. Ale ta razem z Rikki znowu trenują. Podziwiam obie dziewczyny, ja po tygodniu odpuściłabym... Nie, ja tak zrobiłam. Odechciało mi się brania lekcji z łucznictwa razem z Dylanem. Oczywiście, przyjaciel wczoraj dał mi kazanie, że to jest nieodpowiedzialne, itd. Dziwne! Odkąd dowiedział się, że on będzie rządzić naszą drużyną, stał się nadto odpowiedzialny.
 - Han!
 Zamarło mi serce, kiedy usłyszałam piskliwy głosik. Odwróciłam się powoli na pięcie i spojrzałam na uśmiechniętą Mel, trzymającą w ręku swojego ulubieńca, czyli tarantulę. Uśmiechnęłam się do niej i rzuciłam paczkę żelek. Widząc żelki, schowała swojego przyjaciela do kieszeni i zabrała się za otwieranie paczuszki.
 - Coś się stało? - pogłaskałam ją po blond włoskach, kiedy zbliżyła się do mnie.
 - Od dwóch tygodni, odkąd się obudziłam zastanawiałam się skąd kojarzę tą dziewczy... - przerwała, kiedy w końcu udało się jej rozerwać plastikową torebkę -..nę, która walczy z Rikki.
 - I do czego doszłaś?
 - To ona mi kiedyś powiedziała, że kocha Christophera, prawda? - popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami. - To ona została uciekła z obozu, bo nikt jej nie chciał?
 Zagryzłam wargę i zatrzymałam się. Dobrze pamiętam tamten dzień, kiedy Rikki odeszła (27). Nawet mi do tej pory nie przeszło przez myśl, co czuje Chris, kiedy zobaczył dziewczynę po takim czasie. Zachowuje się bardzo normalnie. Nie zauważyłam czegoś niepokojącego... Zachowuje się tak jakby o niej... zapomniał. Moje oczy rozszerzyły się.
 - Mel, czy pytałaś o Rikki Chrisa? - złapałam dziewczynkę za ramiona. Ona pokręciła przecząco głową, próbując mnie rozgryźć. - Muszę uciekać! Trzymaj się! - rzuciłam się do biegu, ale po paru metrach się odwróciłam. - Postaraj się nie pokazywać Zo z żelkami.

Rikki
 Złapałam swój ręcznik i wyszłam spod prysznica. Dzisiejszy trening dał popalić mi i Zoey. Nie możemy ani jednego dnia pozwolić sobie na odpoczynek, bo może to zaburzyć nasz tryb. Podeszłam do zaparowanego lusterka i przetarłam je dłonią. Zobaczyłam tam swoje odbicie, a moja ręka powędrowała ku szyi, gdzie wisiało złote serduszko, które dostałam od mojej mamy... a później od Shedowa. Wciąż wracam do słowa, które zostało tam wygrawerowane - "walcz". Można je interpretować na miliony razy. Można walczyć, bo walczyć, można walczyć o swoje imię, czy też o swoją miłość. Na to słowo skrzywiłam się. Było one tak bardzo niedorzeczne.
 Poczułam coś dziwnego, co spowodowało, że w mojej łazience zmaterializował się Shedow. Nic się nie zmienił od czasu, kiedy go po raz ostatni widziałam .Spojrzał na mnie swoimi "księżycowymi" oczyma. Nie odzywał się tylko na mnie patrzył, nawet jego twarz nie okazywała niczego.
 - Dotrzymałeś słowa - postanowiłam pierwsza zabrać głos. - Zo zmieniła się od kiedy opuściłam obóz.
 Shedow lekko się uśmiechnął, ale po chwili znowu jego twarz przybrała kamienną minę.
 - Miała najwspanialszego nauczyciela na świecie - powiedział.
 Prychnęłam, ale nie w sposób, żeby go urazić. Jednak jego poczucie humoru też się nie zmieniło.
 - No dobrze, nie będę zaprzeczać - odwróciłam się i spojrzałam w jego lustrzane odbicie. - Jak chciałeś mnie zobaczyć nago, to się spóźniłeś...
 - Co za pech - mruknął, nie spuszczając ze mnie wzroku. -  Nie mieliśmy do tej pory okazji porozmawiać sam na sam.
 Zmrużyłam oczy i ponownie na niego spojrzałam. Nie miałam zielonego pojęcia, co ode mnie chce. Podeszłam bliżej niego, czując bijące od jego ciała ciepło. Spojrzałam w jego srebrne tęczówki, mając nadzieję wyczytać z nich coś więcej.
 - O czym? - szepnęłam.
 - Dlaczego to robisz? - złapał mój kosmyk i zaczesał go za ucho. - Próbujesz być obojętna na wszystko, a jednak wiem, że wciąż jest w tobie... - przerwałam mu.
 - Tylko nie wyjeżdżaj mi tutaj z tekstem typu " moja najwierniejsza towarzyszka", bo ci nie uwierzę - dotknęłam palcem jego piersi.
 Ten złapał moją dłoń i przyciągnął do swojej piersi.
 - Wciąż wierzę, że w tobie jest moja najwierniejsza towarzyszka, przyjaciółka, ale przede wszystkim osoba, którą przez tyle lat obdarzałem miłością...
 Poczułam jak coś we mnie pękło, moje całe ciało ogarnął niesamowity ból. Cofnęłam od niego rękę i odsunęłam się od niego, wpadając na umywalkę. Nie potrafiłam opanować łez, płynących do moich oczu. To wszystko tak bardzo mnie bolało. Chłopak nadal stał w miejscu i patrzył na mnie nadal z kamienną miną, ale zobaczyłam to w jego oczach... Była to troska.
 - Nie ma czegoś takiego jak miłość - prychnęłam.
 - Mylisz się Rikki - pokręcił głową. - Jest i ty dobrze o tym wiesz... Tylko po prostu o tym zapomniałaś.
 Złapałam dłońmi swoją głowę, chcąc w jakiś sposób odgonić, ten ból... Lecz on narastał i narastał. Zaczynało mi brakować tchu, zaczęłam tracić kontrolę nad swoim ciałem. Widziałam, że w łazience zaczęły ruszać się węże prysznicowe, a po chwili trysnęła z nich woda. Shedow wciąż stał w tamtym miejscu, nie zwracając uwagi, że jest cały mokry.
 - To boli - szepnęłam.
 Chłopak pokiwał głową i klęknął przede mną.
 - To znaczy, że walczysz, a jeżeli walczysz, to nigdy nie przegrasz... Znowu odzyskasz siebie.
 - To to za bzdury gadasz! - prychnęłam.
 - Powiedziała mi to kiedyś wyjątkowa osoba.... Miej to na uwadze. A.. - powiedział po chwili. - Nie martw się, nikt nigdy nie dowie się o tej sytuacji i o tym, że zwątpiłaś w nową siebie.
 - Nie zwątpiłam - krzyknęłam, a on tylko ruszył ramionami.
 Kiedy zniknął, poczułam niesamowitą ulgę. Wstałam z ziemi i spojrzałam na swoje odbicie. Byłam blada jak nigdy wcześniej.
 - Muszę zacząć go unikać - powiedziałam do siebie i zabrałam za dalsze zabiegi kosmetyczne.

Hanna
 Weszłam na taras jadalni, gdzie w cieniu brzozy siedział Chris, który zaczytał się w komiksie. Podeszłam do niego i usiadłam naprzeciwko. Chłopak podniósł wzrok i widząc mnie, uśmiechnął się. Odwdzięczyłam się tym samym, i zaczesałam kosmyki, które spadały na moje czoło za ucho.
 - Coś się stało? - zapytał po dłuższej ciszy.
 - No wiesz... - zaczęłam nieśmiało. - Nie wiem jak cię o coś zapytać...
 - Prosto z mostu - odłożył komiks i przybliżył się do mnie, łapiąc za dłonie. - Jeśli chcesz się zapytać, kto zjadł twoją bombonierę, to bez bicia się przyznaję, że to nie ja.
 Chłopak pokazał swoje białe zęby i przyglądał się mi z uwagą.
 - Co czujesz do Rikki?
 Chłopak zdumiał się. Nie wiedział, co powiedzieć. Poczułam jak jego dłonie zaczynają się pocić, ale nie zabierałam swoich. Miał je takie ciepłe.
 - Co ja czuję do Rikki, tak? - uśmiechnął się lekko. - Co mam do niej czuć? Wróciła córka Posejdona... Wielkie mi coś. Chociaż muszę przyznać, że ładna, ale odrobinę mnie wkurza...
 - Naprawdę nic do niej więcej nie czujesz? - chłopak pokręcił przecząco głową.
 Uśmiechnęłam się słabo i wstałam z ławeczki, oddalając się od chłopaka. On w ogóle nie pamięta, co czuje do Rikki. Nie wierzę, żeby tak mówił o niej, gdyby choć trochę pamiętał uczucie, którym ją darzył. Wyszłam z jadalni, szukając domku Ateny. Myślę, że Klara będzie w stanie mi wytłumaczyć, o co tutaj chodzi. Teraz powinna mieć odrobinę czasu wolnego, ponieważ Dylan ma trening z Chesterem.
 Wpadłam do ogrodu bogini mądrości, gdzie musiałam zachować ciszę. Dzieci Ateny uwielbiały w tym miejscu pochłaniać wiedzę, a każdy niepotrzebny hałas je rozprasza. W białej altance znalazłam Klarę, która uczyła Kasmira gry w szachy. Uśmiechnęłam się do nich, kiedy zauważyli, że nie są sami. Chłopak od razy wyczuł, że jest coś nie tak, bo zaproponował, iż pójdzie sprawdzić, co robi brat. Zajęłam jego miejsce i spojrzałam na blondynkę.
 - Coś się stało? - podniosła swoją brew.
 - Mam pytanie - czułam jak moje ręce się trzęsą, nie wiem, dlaczego tak bardzo to przeżywałam. - Czy jest możliwość wymazania swoich uczuć do drugiej osoby?
 Dziewczyna wybuchła śmiechem i usłyszałyśmy chórek niezadowolonych dzieci Ateny. Klara szybko przyłożyła dłonie do ust i nadal rozbawionym wzrokiem na mnie się patrzyła.
 - Zakochałaś się w kimś, ale ta druga osoba nie odwzajemnia twoich uczuć? - zaczęła ruszać swoimi brwiami.
 - Nie, nie chodzi o mnie... Idzie, czy nie?
 Klara wzięła głęboki wdech i spojrzała na poważnie na mnie.
 - Jest taka świątynia na końcu obozu, należy ona do Mneme...
 - Mneme? - zmarszczyłam czoło, próbując przypomnieć sobie kogokolwiek o tym imieniu. - Kim ona jest?
 - Jest to jedna z mniej znanych muz.... Jest muzą pamięci i wspomnień.
 - Wystarczy poprosić? - zdumiałam się. - Czyli mogę od tak sobie tam do niej iść i powiedzieć, że chcę na przykład zapomnieć o... - o czym chciałabym zapomnieć?
 Dziewczyna pokręciła głową.
 - Nie, to byłoby za piękne... Mneme wie, kiedy człowiek potrzebuje jej pomocy.
 - Chcę do niej iść - powiedziałam pewnie.
 Dziewczyna skrzywiła się, słysząc mój pomysł. Wyglądała jakby chciała wiedzieć, co we mnie siedzi. Problem w tym, że ja sama nie wiem, co to jest... Nawet nie wiem, dlaczego chcę tam iść. Żeby dostać potwierdzenie ze strony Mneme o tym, iż mój przyjaciel skorzystał z jej usług? Wątpię.
 Wstałam od stolika i ruszyłam do wyjścia. Wiedziałam, w którą stronę iść, bo w tej chwili przypomniałam sobie, że kiedyś Shedow mi wspominał o tamtym miejscu. Zatrzymałam się przed stajnią, gdzie wpadłam na Zoey, która była zajęta rozmawianiem ze swoim pegazem. Nie zwracając na nią uwagę, zabrałam Tristiana i dosiadłam go. Kątem oka zobaczyłam, że Zo przerwała rozmowę ze swoim przyjacielem i popatrzyła na mnie równie krzywo jak Klara.
 Po kilku minutach lotu dotarłam do bardzo małej świątyni. Było tutaj tak czysto i cicho. Wszystko przypominało mi tutaj wakacje na Chorwacji, gdzie zabierała mnie mama. Zza fontanny, która stała po środku wyłoniła się piękna, wysoka blondynka o niebieskich oczach i boskim uśmiechu. Była ubrana w białą suknię.
 - Córka Dionizosa - powiedziała swoim anielskim głosem. - Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będziemy miały okazję się poznać. Jesteś również piękna jak wszystkie inne córki twego ojca... Niestety, on nie miał ich wiele - usiadła na białym murku otaczającym fontannę i pokazała ławkę pod jednym z białych filarów. - Ale wszystkie córki Dionizosa mają ten sam problem...
 - Problem? - zdziwiłam się.
 - Nie masz żadnego problemu? - zaśmiała się. - Twoim największą udręką jest ta ciągła myśl, że zostawiłaś swojego ojczyma... Wiem jak bardzo za nim tęsknisz... Niesamowite, jak można kochać osobę, która przez większość twojego życia była pijana?
 - On nie potrafił sobie poradzić ze śmiercią mojej mamy - powiedziałam cicho. - On jest dobrym człowiekiem...
 W jednej chwili przed moimi oczami stanął obraz pensjonatu, gdzie się wychowałam. Stałam przy starym aucie Ramiro i przyglądałam się głównemu wejściu. Po chwili wypadła stamtąd moja mama oraz ojczym... Mieli na sobie ślubne stroje. Tak, to był dzień ich ślubu. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam bijących brawo ludzi. Po chwili poczułam jak ktoś mnie bierze na ręce. Były to ręce Ramiro. Spojrzałam na jego wówczas jeszcze młodą i przystojną twarz. Mogłabym pozazdrościć mojej mamie takiego męża, ale czułam, że był jeszcze lepszym ojcem. Pocałował mnie w policzek i znowu się uśmiechnął.
 Odszedł trochę od samochodu i mojej mamy, i pokazał mi hektary jego ziemi, gdzie rosły winorośle. Pokazał mi całą ręką tą ziemię i szepnął do ucha.
 - Za parę lat, to wszystko będzie należeć do ciebie.
 - Naprawdę? - spojrzałam uradowana na niego.
 - Tak - pogłaskał mój policzek. - Jesteś moją najukochańszą Kruszynką... Tak bardzo cię kocham...
 Obraz się rozmył i zmienił. Znalazłam się w salonie, gdzie przy kominku siedział Ramiro z kieliszkiem w ręku. Przełknęłam ślinę i podeszłam do niego. Spojrzałam na jego zniszczoną twarz. Wciąż przyglądał się zdjęciu mojej mamy, które wisiało nad kominkiem. Złapałam jego dłoń, czekając aż odwzajemni uścisk. Pamiętam ten dzień, była to siódma rocznica śmierci mojej mamy. Wtedy po raz pierwszy od tak długiego czasu on odwzajemnił uczucie...
 - Przepraszam - szepnął. - Przepraszam.
 - Nie masz za co przepraszać, tato - poczułam jak po moich policzkach spływały łzy.
 - Nie potrafię się zmienić... Tak mi jej brakuje - wstałam i usiadłam na jego kolanach, przytulając się do niego najmocniej jak potrafiłam. Nawet nie przeszkadzał zapach alkoholu. - Nie chcę i ciebie stracić.
 - Nie stracisz... Przyrzekam ci, że nigdy cię nie zostawię. 
 Obraz znowu zniknął, ale tym razem wróciłam do świątyni. Po moich policzkach spływały łzy. Od tak dawna nie widziałam swoich rodziców tak wyraźnie. Zaczynałam zapominać jak wyglądają, zaczynałam ich zapominać. Może to był powód, dlaczego zapragnęłam się tutaj pojawić.
 - "Przyrzekam ci, że nigdy cię nie zostawię" - zacytowała mnie Mneme. - Teraz znasz powód, dla którego chcesz opuścić obóz po swojej misji...
 - Opuścić? - usłyszałam czyiś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam zdziwioną Klarę, która stała przy jednym z filarów. Nie mam pojęcia, jak długo tam była. - Jak to opuścić?
 - Klara - pokręciłam głową.
 - Nie możesz nas tak opuścić, przecież rodziny się nie opuszcza - zbliżyła się do mnie. - Wiem, że między nami nie zawsze było okej, ale jednak...
 - Klaro, to nie jest moja rodzina - poczułam się żałośnie, to mówiąc. - Jesteście moimi przyjaciółmi, najwspanialszymi, ale jednak moje serce jest gdzieś indziej...
 - Dylan wiedział?
 Pokiwałam głową.
 - Córka Ateny jak miło - w końcu odezwała się Mneme, która w tym czasie zdążyła sobie zrobić kawę? - Mam dla ciebie wiadomość. Posłuchaj, bo to może być bardzo ważne:
Pierwsze ostrze na łonie Matki Wojny zostało złożone,
Od wieków strzeże go Pani o białym oddechu.
Próbę odwagi musi podjąć śmiałek,
Aby udowodnić, czy czystym w swej wierze zostanie.
 Spojrzałyśmy z Klarą na siebie, wiedząc już, co właśnie zostało nam przedstawione.
 - Pierwsza przepowiednia - powiedziałyśmy na raz.



Leń nie chciał tego zrobić więc ją wyręczyłam:P
Kolejna notka napisana przez Kinge :D

1 komentarz: