środa, 30 października 2013

Rozdział czterdziesty szósty

Dylan
 Złapałem dłoń spanikowanej Klary, której wróciła przytomność i wyciągnąłem ją na zewnątrz. Dziewczyna cała się trzęsła. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Czułem jak jej gorące łzy moczą moją bluzkę. Kto pomyślałby, że pierwszą misją będzie spotkanie z największym koszmarem dzieci Ateny.
 - Ja nie dam rady - szepnęła do mojej piersi. - Ja nie mam odwagi, żeby stanąć twarzą w twarz z Arachne...
 - Klaro, nie wierzę ci, że nie masz odwagi - podniosłem jej brodę do góry, żeby spojrzeć w jej zapłakane oczy. - Jesteś jedną z najodważniejszych osób, które znam...
 - Dylan - warknęła. - Nie jestem jak Hanna, ona dałaby sobie radę, ale nie ja.
 - Mylisz się.
 Dziewczyna odepchnęła mnie od siebie i poszła w kierunku jeziora. Odrzuciłem głowę do tyłu, ciężko wzdychając i popatrzyłem na gwieździste niebo. Jest takie piękne, że mógłbym na nie patrzyć całe wieki. Przy nich można zapomnieć o tym, co jest teraz i co nam grozi.
 Obok mnie ktoś stanął, ale nic nie mówił, tylko również patrzył się w gwiazdy. Po zapachu rozpoznałem w postaci Hannę. Przyjaciółka przez całe spotkanie była markotna, ale nie miałem odwagi przy reszcie pytać się, o co chodzi. Obawiam się, że nawet w tym momencie nie warto tego robić.
 - Gdzie poszła Klara? - w końcu się odezwała.
 - Poszła się przejść.. - mruknąłem. - Boję się, że jej strach ją pokona.
 - Da sobie radę - przyjaciółka pogłaskała moje ramię. - Potrzebuje tylko czyjejś pomocy.
 Tylko czyjej? - pomyślałem. Wiem, że ja nie dam rady. Spojrzałem na Hannę, która z kieszeni wyciągnęła paczkę żelek i zaczęła je wcinać, przeglądając się mi. Przysunęła paczkę bliżej mnie, chcąc nimi poczęstować.
 - Nie, dzięki - uśmiechnąłem się do niej i zrobiłem bliżej krok. - Hania?
 - Zapomnij - włożyła do ust żelatynową żyrafę. - Nie pomogę jej w tym. Wiesz, że jestem kiepskim pocieszycielem... Jej potrzebny psychiatra.
 - Han! - spojrzałem na nią w szoku. - Weź skończ!
 Dziewczyna przewróciła głową i pokiwała mi głową, żebym szedł w stronę obozu. Musiałem trochę przyśpieszyć, bo Han zawsze miała takie szybkie tempo. Prowadziła mnie nie wiadomo gdzie, a jakoś rozmowna nie była. Weszliśmy do obozowego szpitala, na co zmarszczyłem czoło. Dlaczego mnie ona tutaj przyprowadziła.
 Zobaczyłem jak do kogoś zaczęła machać. Po drugiej stronie sali zobaczyłem Antony'ego. Przyjaciółka podeszła do niego i pocałowała go w usta. Straciłem dech w piersiach. Nie wiedziałem o tym, że Hanna w końcu sobie kogoś znalazła. Na jej twarzy w końcu malowała się radość.
 - Będziesz stać jak słup? - zwróciła się do mnie.
 - Nie, po prostu nie spodziewałem się... - pokręciłem głową. - Dobra, nie ważne... Po co mnie przyprowadziłaś tutaj?
 - Myślę, że Antony jest w stanie pomóc Klarze - dziewczyna usiadła na łóżku i spojrzała na młodego lekarza.
 Chłopak zmarszczył czoło i spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
 - W czym... - nie zdążył dokończyć zdania, bo na odział wpadła Zoey, na której twarzy malowało się niezadowolenia.
 - Toscano! - warknęła. - Gdzie moje żelki?!
 - Cicho siedź! - mruknęła i pokazała język. Spojrzała na Antony'ego i odpowiedziała na niedokończone pytanie. - Klara boi się pająków, a będzie musiała się z nimi zmierzyć... Może wybierzesz się z nami na misję, żeby pomóc jej jakoś?
 Na twarzy chłopaka pokazała się mina zrozumienia, ale po chwili znowu się skrzywił i pokręcił przecząco głową.
 - Niestety, chciałbym, ale nie mogę zostawić szpitala - pokazał na wszystkich leżących w łóżkach. - Ale jeżeli potrzebujecie osoby, która odbyła kurs psychiatry na Olimpie, to znam taką.
 Zoey wybuchnęła śmiechem aż musiała usiąść na jednym z wolnych łóżek. Całą trójką spojrzeliśmy na nią jak na wariatkę.
 - Kto to jest? - zapytałem się.
 - Rikki - odpowiedział.
 - Co?! - Zoey spoważniała. - Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że Brigden jedzie z nami.
 Razem z Han spojrzeliśmy na siebie i z uśmiechem na twarzy pokiwaliśmy twierdząco głową.

Hanna
 Zapukałam do pokoju Zoey i weszłam do środka. Chciałam się upewnić, że ochłonęła od chwili, kiedy dowiedziała się, iż Rikki jedzie z nami. Przyjaciółka wrzucała do swojej walizki wszystko, co miała pod nosem. Rozbawiony Shedow siedział na krześle i rzucał lotkami do tarczy powieszonej na szafce.
 - Yy... Zo? - odezwałam się.
 - Czego? - mruknęła i wskoczyła na swoją walizkę, żeby ją dopiąć. - Cholera! Potrzebuję cięższego zadka, Shed siadaj mi tutaj.
 - Tak jest! - zasalutował i usiadł na walizce, pomagając dziewczynie w dopięciu jej. - Kobieto, po co ci tyle ubrań?
 Zo spojrzała na niego gniewnie. Kiedy w końcu ją dopięła i spojrzała w moim kierunku marszcząc czoło.
 - Czy chcesz mi powiedzieć, że Rikki przez przypadek utopiła się? - przewróciłam oczami i spojrzałam na nią jak na kretynkę. - Nie patrz tak na mnie... Nie chcę, żeby jechała... Cholerna Klara... Cholerna ty.. Dlaczego wpadłaś na tak durn... - Shedow położył swoją dłoń na jej ustach.
 - Mówił ci ktoś, że za dużo mówisz? - uśmiechnął się dumnie i popatrzył na Zo. - Tak jest dużo lepiej...
 - Yy... Trzy, dwa, jeden - niestety od kilku tygodni moich odruchem na ich widok jest palmface, który pokazała mi Mel... od kilku tygodni muszę swoje czoło ukrywać pod grzywką. - Chciałam wam tylko przekazać, że za chwilę mamy zebranie na dole.
 Wyszłam z pokoju, zostawiając ich samych. Zeszłam na dziedziniec, gdzie bliźniacy rozmawiali z Chrisem. Chłopaki niechętnie chcą zostawić przyjaciela, bo uważają, że zanudzi się z nami. Uśmiechnęłam się do Lorenza, kiedy na mnie spojrzał. Po chwili skierowałam się do swojego domku, żeby przynieść swoją torbę. Po drodze spotkałam uśmiechniętą Mel, która trzymała w ręce swojego przyjaciela.
 - Cześć! - krzyknęła i mnie przytuliła.- Dzisiaj jedziecie, prawda? To dzisiaj?
 Zaczęła skakać, oczekując na moją odpowiedź.
 - Tak - pokiwałam głową. - A co? Będziesz tęsknić?
 - Oczywiście, że nie.
 Uśmiechnęła się tajemniczo i zniknęła mi z oczu. Zmarszczyłam czoło, oglądając się za nią. Po chwili ruszyłam ramionami i znowu ruszyłam po swoje walizki.

Dzień później...

 W końcu dojechaliśmy... Nigdy więcej nie zgodzę się, żeby jechać tak daleko autobusem. Wysiadłam zaraz za Chrisem i podbiegłam po swój bagaż. Uśmiechnięta Zoey usiadła na krawężniku, czekając aż jej wybranek dopadnie jej walizkę. Zazdroszczę jej i Klarze, że te mają swoich facetów, którzy z wielką chęcią zabiorą ich torby. Stanęłam obok Shedowa, który już sięgał po swoją torbę.
 - Han, weźmiesz mi ją na chwilę? - spojrzał na mnie przez ramię. Pokiwałam twierdząco głową i złapałam jego torbę, która była lekka jak piórko. - Dzięki.
 - Nie ma za co - uśmiechnęłam się do niego. - W zamian wyciągniesz moją?
 - Jasne - mruknął i zaczął wyciągać walizkę blondynki. - Cholera! Zo! Co ty w tej torbie masz?!
 - Wszystkie potrzebne rzeczy - uśmiechnęła się.
 Pokręciłam głową i z wielką radością odebrałam swój bagaż. Na szczęście, ja również miałam lekką torbę. Uznałam, że poza paroma ubraniami i kosmetykami nic do szczęścia mi nie jest potrzebne. Najwidoczniej Rikki tak samo pomyślała. Przez całą podróż siedziała sama, czasem któryś z chłopaków próbował do niej zagadać, ale szybko ich zbywała. Tylko Chrisowi udało się przy niej posiedzieć odrobinę dłużej. Nawet raz się do niego uśmiechnęła. Nie wiem kogo bardziej mi żal, jej, czy jego. Ona musi patrzeć na niego, dobrze pamiętając do kiedyś do niego czuła, a on w ogóle nie pamięta tego uczucia.
 Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się. Zobaczyłam za sobą jeden z najpiękniejszych widoków. Grecja... Nie kłamali w obozie, opisując ją. Podbiegłam do balustrady i spojrzałam na bliską okolicę. Morze było takie czyste, takie niebieskie... Niebieskie jak niebo.
 - Ślicznie, prawda? - córka Posejdona stanęła obok mnie.
 - I to jak - uśmiechnęłam się do dziewczyny. - Aż chciałoby się porzucić tą misję i wejść do tej wody...
 Odwróciłam głowę i spojrzałam na Zo, która wpadła w jakiś szał. Latała to z prawej strony, to z lewej i robiła wszystkiemu zdjęcie... No normalnie jak typowy turysta. Tu raz za pozowała do zdjęcia z Shedowem, a raz uszczypnęła w pośladek Dylana, robiąc przy okazji sobie samojebkę.
 W oddali zwróciłam uwagę na dwóch chłopaków, którzy mieli na sobie hawajskie koszule oraz spodnie, które kolorystycznie do siebie w ogóle nie pasowały. Na głowie jeszcze słomiane kapelusze a przez szyje przewieszone aparaty. Przypominali mi chińskich turystów, ale po karnacji skóry wiedziałam, że to nie oni. Jeden z nich zaczął w naszą stronę machać, ale drugi szybko go trzasnął w głowę, tłumacząc coś... Po chwili już razem machali.... Dziwne. Oboje stanęli parę metrów od nas, i wciąż się uśmiechali. Mieli w sobie coś znajomego, ale wolałam już na nich nie patrzeć.
 - Kto ma ochotę na lody?! - krzyknął Dylan.
 - Ja! - wrzasnęła Zo.
 - I ja! - odezwał się dziecięcy głos.
 Wszyscy spojrzeli po sobie, a po chwili na miejsce skąd wydobył się. Rikki powoli podeszła do jednej z walizek i zaczęła odsuwać zamek. Ze środka wypadła maleńka blondynka. Powoli podniosła głowę i pokazała nam się zarumieniona twarz Mel.
 - Gdzie są moje rzeczy?! - zaczęła wrzeszczeć Zo. - Moje kosmetyki, moje ubrania... Gdzie?!
 - Zoey - warknął Dylan. - To chyba nie jest największym problemem w tym momencie! Pytanie, co ona tutaj robi...
 Zmarszczyłam czoło i powoli spojrzałam na dwóch chłopaków, którzy przed chwilą stali tuż obok mnie. Zauważyłam, że bardzo im zależy, żeby zniknąć jeszcze przed ich zdemaskowaniem. Szybko przebiegłam dzielącą nas odległość i złapałam ich za tył koszuli.
 - Aaa... to boli! - były to znajome głosy.
 - Co tutaj robicie? - zapytałam braci Riddle. - Czyżbyście nam nie ufali?
 - To był pomysł Mel! - wrzasnął Lorenz.
 - Idioto - trzepnął go w głowę brat. - Ona jest jeszcze dzieckiem, bądźże mężczyzną i przyznaj się.
 - Ja idiotą? Tyś ch... - przerwałam im.
 Złapałam ich za uszy i przyprowadziłam do reszty. Zauważyłam, że Dylan już nabrał czerwonych kolorów. Nie spodziewał się, iż od tego momentu będzie musiał jeszcze niańczyć tą trójkę... A niestety będzie musiał, bo autobus powrotny jest dopiero jutro.
 - Dobra - uciszył towarzystwo. - Trzeba w końcu się wziąć do pracy... Całą koncepcję szlag trafił, ale jakoś sobie poradzimy... Dzielimy się na grupy.
 - Ok... - powiedziała energicznie Zo. - Byle, żebym nie trafiła na Rikki.
 - W nagrodę - uśmiechnął się bezczelnie Dylan. - Będziesz z Rikki, żebyście się nie pozabijały dodamy wam jeszcze Shedow'a, może Chester'a, Klara... Pójdziesz z nimi? - dziewczyna pokiwała głową. - Świetnie. No i Kasmir... Reszta idzie za mną.
 Kiedy pierwsza grupa odeszła, nasza skierowała się w stronę Panteonu.

2 komentarze: