środa, 20 marca 2013

Rozdział trzydziesty szósty

 - Poproszę... - rozejrzałam sie po ladzie - pięć z tego rodzaju, pięć z tego, dwa z grilla i wszystkie rodzaje tych sznureczków. - robiłam właśnie zakupy dla tatusia. Zażyczył sobie serków i musiałam mu je kupić... w końcu to Gromowładny o to prosił, nie?
Kobieta za ladą podała mi zakupy. Ja zapłaciłam i podeszłam w stronę Shedowa... Przepraszam Sebastiana i podałam mu papierowy talerzyk z grillowanym oscypkiem. Ten spojrzał na mnie:
 - Nie lubie serów.
Spojrzałam na neigo lekceważąco:
 - Kochanie, jak mój ojciec je tak bardzo lubi to ty tez polubisz. - powiedziałam bez wyrazu. Jeszcze by mi brakowało rozkapryszonego dziecka na tej misji.
On westchnął nie chcąc się kłócić i wziął gryza. Widziałam jak przy tym sie krzywił.
Ja natomiast w mgnieniu oka pochłonęłam swój. Naprawdę te serki z Krupówek, bardzo mi smakowały. Muszę obczaić jakiegoś dobrego bace, który by mi to robił.
 - Weź mi to sprzed oczu. - warknął Shed, wciskając we mnie swojego oscypka.
Nie protestowałam i zjadłam go.
 - Nie wiesz co tracisz. - zaświergotałam rozkoszując sie smakiem słonego serka.
Przewrócił oczami i objął mnie w tali.
 - No to Kochanie co dziś robimy? - spytał słodko.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
 - Och Misiu, nie pasuje to do ciebie, ani trochę. - zacmokałam - Zaproponowałabym narty i rozejrzenie się po okolicy.
Chłopak kilka razy potaknął głową. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do jakoś mało uczęszczanej alejki.   
            Zanim sie obejrzałam, mój brzuch został wywrócony do góry nogami i znalazłam się w naszym pokoju w pensjonacie "Kaskada". Sciany były w kolorze błękitu, tak samo jak pościel na łóżku małżeńskim, które musieliśmy ze sobą dzielić.  Shedow zaproponował, że będzie spał na ziemi, ale ja uznałam, że jak będzie trzymał ręce przy sobie to może ze mną spać. Tak więc spaliśmy razem. Do wyposażenia pokoju zaliczało się zepsute radio, telewizor i wielka szafa. Ale i tak nie była potrzebna.
          Zakwaterowaliśmy się w nim po tym jak Shedow uznał, że jazda samochodem z Grecji do Polski jest nudna i trzeba się trochę zabawić. Tak więc przeniósł nas razem z samochodem do kraju. Ja tam się cieszyłam gdyż nie musieliśmy przechodzić kolejnej kontroli celniczej. Zyskaliśmy półtorej dnia dla siebie, więc postanowiliśmy się rozejrzeć za znakami obecności Klary.Dopiero zaczęliśmy poszukiwania i jedynie natrafiliśmy na starego satyra pilnującego owiec w górach, który pogonił nas kijem. Jakiś ześwirowany gościu.
 - Wspominałam, że tego nie lubię? - sapnęłam łapiąc oddech.
 - Z jakieś dwadzieścia razy. - odparł, podchodząc do walizek - masz. - rzucił we mnie szmatkami - ubierz się.
Spojrzałam na biało-niebieski strój narciarski i wzruszyłam ramionami. Udałam się do łazienki, gdzie sie przebrałam.
Gdy w końcu byliśmy gotowi zeszliśmy na dół wypożyczyć skuter śnieżny i udaliśmy się po deski do samochodu.
 - Zo, ale wiesz... nie szalej. - błagał Shedow gdy włączyłam silnik skutera. Odwróciłam sie w jego stronę i uśmiechnęłam się słodko.
 - Nie zamierzam... - zacięłam sie - najwyżej będziesz miał kilka połamanych kości. 
Chłopak nie zdążył zareagować, a ja właczyłam silnik na najwyższe obroty i pojechałam gdzie mnie poniosło. Sched trzymał się specjalnej linki zaczepionej do skutera i serfował za nim. A ja wygodnie sobie siedziałam i kierowałąm ta zabawką.Wjeżdżałam w największe zaspy i skocznie, w jednych momentach wyprzedzał skuter... oczywiście nie umyślnie. Po jakiś czterdziestu minutach zamieniliśmy się i teraz ja byłam ofiarą.
 - Tylko pamiętaj, że nie umiem jeździć na tym! - teraz to ja błagałam.
 Pomógł mi wstać.
 - Pilnuj zgiętych kolan i luźnych stup i będzie dobrze. - podał mi pałeczkę z linką. - będzie dobrze. - poklepał mnie po ramieniu.
Tak łatwo mu mówić bo on umi na tym dziadostwie jeździć.
 - Wypchaj sie. - mruknęłam.
 - Słyszałem! - odkrzyknął odpalając skuter. Odwrócił twarz w moją stronę. - Zemsta jest słodka! - powiedział mściwie i ledwie co skuter ruszył to ja leżałam w śniegu. Coś mi mówi, że to będzie długa podróż...
           Po moim 6 upadku, w końcu załapałam o co chodzi i nawet nieznacznie umiałam skręcać! To było wspaniałe uczucie, ja jechała, jechałaś i nagle ci coś wyskoczyło, a ty tylko śmig i to minęłaś, a nie potraktowałaś tego z tarana. Po jakimś czasie zmieniliśmy sie i ja znów usiadłam za sterami, ale teraz jechałam spokojniej. Byłam mu wdzięczna, że nie szalał aż tak i jeszcze żyje.
 - Widzisz coś? - krzyknęłam jak zaczęliśmy się zbliżać w stronę pierwszego obiektu, w którym mogła znajdować się Klara.
 - Na razie nie! - odparł omijając jedną z większych skarp.
            Postanowiłam być bardziej czujna. Dwa lata w obozie nauczyły mnie mieć oczy i uszy szeroko otwarte, ale i tak teraz próbowałam jeszcze bardziej wyostrzyć zmysły. Rozglądałam się na wszystkie kierunki i teraz każdy ruch był podejrzany. Każdy podmuch wiatru przynosił nowy zapach, a ja wyszukiwałam w nim czegoś złego.
Poczułam jak skuter odrywa się od ziemi, aby po kilu sekundach spaść w zimny puch. Za każdym takim wybrykiem nosiło mną niemiłosiernie, ale i tak liczyła się dobra zabawa.
 - Widziałaś?! - głos Shedowa wyrwał mnie z podniety jazdy.
 - Co? - krzyknęłam zdezorientowana.
Zauważyłam jakiś ruch po prawej stronie. Wytężyłam wzrok, ale dostrzegłam tylko biały puch. Nagle coś poruszyło się z lewej strony. Zwróciłam tam głowę, ale i tak nic nie dostrzegłam. Coś nas otaczało. Podkręciłam tępo pracu skutera. Chciałam się oddalić jak najdalej od tego miejsca. Wyczuwałam w nim wielkie kłopoty.
Jazda robiła się coraz bardziej ekstremalna, gdyż w ostatniej chwili zauważałam  kopki śniegu, które wybijały mnie z siodełka.
Szybciej to wyczułam niż dostrzegłam.
Mój tajny szósty zmysł zadziałał natychmiast.
Zrobiłam zwód skuterem dokładnie w chwili kiedy białe futro wyskoczyło ze śniegu. Uchyliłam się przed pazurami i zębami, ale i tak usłyszałam odgłos pękającego materiału. No to mam po kurtce.
 - Harybsy! - krzyknął Shedow.
 - Nie jestem ślepa! - odkrzyknęłam zdenerwowana.
Przerośnięty pluszak próbował znów skoczyć, ale ja potrąciłam go bokiem skutera  Zaskomlał i potoczył się w dół zbocza.
 - Z lewej! - zareagowałam z byt późno.
Życie przemknęło mi przed oczami, gdy ujrzałam ostre kły potwora, ale na całe szczęście moje ciało zareagowało impulsywnie. Najpierw puściłam kierownicę, i odgięłam się do tyłu. Stwór przeleciał nade mną nie robiąc mi większej krzywdy.
Usłysząłam jakiś harmider z tyłu i obruciłąm się. Shedow odchodził od zmysłów, gdy wymyślał nowe uniki przed zębami potwora.
Postanowiłam mu pomóc i przyśpieszyłam.
Wystrzeliliśmy jak błyskawica zostawiając potwory daleko w tyle. Nagle jak zawsze coś się spartaczyło. Skuter zachrzęścił i zatrzymał się.
 - NIE! - krzyknełam zezłości.
Zeskoczyłam z niego i z całej siły zaczełam w niego kopać, w ten sposób chciałam dac upust swojej złości.
 - Głupi szmelc!
 - UWAGA!
Zrobiłąm wielkie oczy widząc nadjeżdżającego Shedowa, który jak mógł próbował sie  zatrzymać, ale pęd mu na to nie pozwolił. Poczułam jak we mnie uderza, a później już nie wiedziałam, gdzie góra, a gdzie dół.
           Zatrzymaliśmy sie dopiero po jakimś czasie. Nie umiałam sie ruszyć gdyż chłopak przygniatał mnie. Zakaszlałam kilka razy, a on uniósł głowe na tyle, że mogłam spojrzec mu w oczy. W jego jasne jak spodki księżyca źrenice, były wpatrzone w moje oczy, a w nich widziałam coś dziwnego, zupełnie nie pasującego do zamkniętego w sobie chłopaka. Jakby tym jednym spojrzeniem cała jego tarcza, którą tyle lat się zasłaniał przed ludźmi nagle pękła. Widziałam w jego oczach chłopaka, który nie nawidzi tego kim jest i boi sie wyzwań, które musi jeszcze przejść. Nie widze w tym słabeusza, lecz bohatera, który boi się rzeczy, które musi spełnić aby jedo dusza umarła w spokoju. I to wszystko zostało zawarte w jednym spojrzeniu. Ale te spojrzenie miało drugą strone dna. Widziałam wielki smutek i lek przed samotnością, która i tak jest nieunikniona, gdyż los lubi płatac figle. Widze w nim chłopaka, który potrzebuje drugiej osoby, która pomoże stanąć mu na nogi gdy ten nie będzie umiał. Nagle zapragnęłam być tą ozdobą.
Oderwałam wzrok od jego hipnotyzujących oczu i spojrzałam na jego zaczerwienione usta, które zaczęły się zbliżać.
Przymknęłam powieki i czekałam na to co nadejdzie.
 - Zoey... - szepnął i musnął moje wargi swoimi.
            Poczułam miłe mrowienie w brzuszku i postanowiłam dać temu pocałunkowi troche werwy. Jakoś zdołałam wyplątać swoją rękę i przysiągnęłam jego głowe do siebie. Rozchyliłam wargi i nasze języki sie spotkały. Lubiłam przejmować inicjatywę w walce, ale jeśli chodzi o uczucie to ze mną było kiepsko. Po pierwsze pochodziłam z patologicznej rodziny i przez miłość widziałam tylko seks i robienie dzieci, nic więcej. Potrzebowałam kogos kto naprowadziłby mnie na dobrą drogę, a tym kimś okazał się właśnie Shedow. Ujął dłonią moją twarz i nasz niesmiały pocałunek przerodził się w cos niezwykłego. Moja nachalność gdzies prysnęła i odsłoniła moje prawdziwe odbicie. Słabą dziewczynkę, bojacą się o to co przyniesie jutro. Bojąca się miłosci drugiej osoby... zagubionym w tym całym świecie. Poczułam to wszystko naraz i coś we mnie pękło.
Jęknęła pod napływem rozkoszy. Oderweliśmy sie od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza,ale po sekundzie znów leżeliśmy w swoich objęciach. Wpiłam się w wargi chłopaka, a on nie był dłużny. Jego ręka powędrowała pod wszystkie warsty mojege kombinezonu i zaczeła pieścić mój brzuszek. Zadrżałam.
           Przy pocałunkach z Chesterem, ani nawet przy pieszczeniu się z nim w łóżku nie czułam takiego podniecenia jekie nastapiło w tym pocałunku. Wczesniej przy naszych treningach odczuwałam coś przy naszej bliskości, ale w tedy nie wie działam co to i po prostu ignorowałam to, ale teraz już wiem, ze nasze ciała żądały wzajemnego pożądania, któremu chciałam dać jak najszybciej upust.
Usłyszałam warczenie i oderwaliśmy sie od siebie.
Próbowałam sobie przypomnieć gdzie jestem i zauważyłam gałezie jakiejś choinki nad nami, a wokół nas śnieg i ziemia. Musieliśmy wpaść do jakieś nory, a nad nami kręcily sie Harybsy.
 - Masz miecz? - szepnął mi do ucha Shed.
Zadrżałam słysząc jego głos.
 - Został przy skuterze. - odparłam - a ty masz noże?
Nie patrzyła na mnie, ale poczułam, ze się spina.
 - Zostawiłem je w pokoju.
Zamurowało mnie. On nie był przygotowany?
 - Idiota - mruknęłam.
 - Ale mam nóż w bucie. - odparł szybko.
Spojrzałam na niego z uwielbieniem.
 - Mądry idiota. - poczochrałam go po włosach.
 - Trzeba ich jakoś odciagnąc od skutera. - powiedział to jakby nigdy nic. NA jego twarzy znów pojawiłą sie maska bez wyrazu. Uh!! Musze nad nim popracować!
Ale nim to zrobię to pomartwię się o przeżycie. Wiemy, że Harybs jest 3, ale kto wie ile ich się jeszcze czai?
 - Daj nóż. - zrzuciłam go z siebie. No to tyle z naszych pieszczot.
Uniósł brew.
 - Po co ci? - spytał.
 - Odwróce ich uwagę, a ty zrobisz tą swoją magiczną przenoszeniem i uwolnisz mój mieczyk. - sciągnęłam z siebie strzępy kurtki.
 - Nie ma mowy. - odparł - Ja  odwrócę uwagę, a ty zdobędziesz miecz.
Spojrzałam na niego z nadmierną pewnością siebie.
Podeszłam do niego i wpiłam się w jego usta. Po chwili oderwałam sie od niego, a w ręce dzierżyłam jego nóż.
 - Ze mną nie wygrasz. - powiedziałam zadziornie i wyskoczyłam za krzaków - Hej wy! Przerośnięte kupy sierści. - Ulepiłam śnieżkę i rzuciłam w jednego. - Chodźcie do mnie!
USłyszałam za sobą warkot. Znieruchomiałam. Powoli zaczęłąm się odwracać, a dokładnie za mną stała Największa Harybsa jakąkolwiek widziałam.
 - UPS.
Przebiegłam mu pod nogami w ostatnim momencie. Po chwili moim uszom dobiegło wycie i ujadanie. No kolega zwołał ekipę.
Miałam jeden pieprzony sztylet, a leciało na mnie cztery przerośnięte kundle, z jednym sobie przeciętny heros nie poradzi, a co dopiero z czterema taka ja.
          Nie musze mówić, że w mgnieniu oka mnie dogoniły. Pierwszy na mnie skoczył to wbiłam mu w oko nóż, który już w nim został i zostałam bez broni. Wbiłąm się w powietrze i usiadąłm na grzbiecie jednego z potworów, ale od razu została  stracona, gdy drugi wskoczył na mnie kłąpiąc paszczą. Poczułam potworny ból w prawym przed ramieniu, gdzie paszcze Harybsy się zakleszczyły na mojej kości. Krzyknęłam z bólu. Poczułam się jak pacynka gdy zwierz zaczął mną potrząsać. Ale nagle to wszystko sie zmieniło coś szczęknęło i na mojej ręce pojawiła się srebrna tarcza, która rozerwała szczęki stwora. Upadłąm na śnieg kuląc się pod tarczą. Czułam jak potwory próbują sie do mnie dostać, ale nie zdołąły.
 - Hej wy przerośnięte Yorki! - usłyszłąm głos Shedowa - Chodźcie do mnie!
Po chwili nie czułąm już naporu na ramieniu i pozwoliłąm sobie na wstanie. Shedow walczył z Harybsami przy skuterze, a z maszyny zaczeła się lac benzyna. Usłyszałam warkot za sobą i zobaczyłąm mojego kompana bez oka.
 - No to oboje mamy kontuzje. - powiedziałam przyjaźnie - możesz być nawet fajnym pieskiem domowym. - warknąłi zaczał sie do mnie zbliżać - dobra nie złość sie - grałąm na zwłoke gdyż chciałam odczepić tarcze z bransolety. - Jestem przekonana, że możemy się zaprzyjaźnić!
Skoczył na mnie, a ja wymierzyłam w niego cios. Usłyszałam gong, a w tarczy zrobiło się lekkie wgłębienie po spotkaniu z głową potwora.
 osuwającego sie potwora odetchnęłam na chwile.
 - Zo! Zrób coś! - obróciłam się sparaliżowana widząc, że Shedow ledwie uchodzi z życiem przygnieciony ciałem Potwora, który usiłuje mu rozszarpać gardło. Drugi ze zwierzy podchodził z drugiej strony, a w jego grzbiecie tkwił wbity posamą rękojeść mój miecz.
Zaczęłąm podchodzić do tej scenki jak najszybciej umiałam ale było to trudne. Byłam pielieknie zmęczona, a śnieg wcale tego nie ułątwiał. Usłyszałam skrzyp śniegu za sobą i warkot. Obróciłąm się i odruchowo zareagowałam. Z moich palców wystrzeliła błyskawica i usmażył tą przerośniętą kupe sadła.
 - Ugh! - sapnęłam.
 - Zoey! - usłyszałam krzyk.
Byłąm jakieś 1 metrów od zamieszania, a żaden z wilków się mną nie zainteresował.
Wyciągnęłam z oka Harybsy nóż i rzuciłam nim w potwora, który atakował Shedowa. Ostrze zagłebiło się w jego futro, ale ten nie zareagował.
 - Strzel błyskawicą! - poradził mi Shed.
Tak więc zrobiłam.
Przywołałam do siebie resztki mocy i rąbnęłąm błyskawicą w stwora. Usłyszałam wybuch i fillm mi się urwał.


Otworzyłam oczy.
 - Gdzie jak kurwa jestem? - jęknęłam chwytając sie za głowe.
          Leżałam w pozostałościach po drzewie, które najpewniej złąłam, ale jak to zrobiłam?
Co ja tu w ogóle robie? Ostatnią rzecz którą pamiętam to jak wybieraliśmy się z Shedowem na stok. Ale za cholere nie moge sobie przypomnieć jak ja się dostałam do lasku. Czyżbym o czymś nie wiedziała?   
Próbowałam siię podnieść, ale od razu upadłam. Zakręciło mi się w głowie.
 - Już nigdy więcej na narty.
W końcu podniosłam się, ale nogi w kolanach chwiały mi się jakby były zrobione z galarety. Zauważyłam cos czerwonego ściekającego mi z prawej dłoni. Spojrzałam tam i zaklęłąm na wszystkich bogów olimpijskich.
 - I jak ja się pokarze na balu? - uniosłam rękaw bluzki i ujrzałąm szpetną ranę kutą, jakby coś mnie ugryzło i zaczęło rozszarpywać. W jednych miejscach widziałam biel kości. Aż dziwo, że to mnie nie bolało. Poczułąm coś ciepłęgo z tyłu szyi i pomacałam tamte miejsce. Znów krew. No jasny pieron mnei trzaśnie! Jak ja wyjde w małej czarnej?
Zaczęłąm iść przed siebie modląc się aby nikogo nie spotkać. Jeszcze teraz by mi brakowało wścibskich turystów.
Wyszłam z lasku i przyjrzałam się szkodą, które wyrządziłam. Trzy drzewa doszczętnie zniszczone, cud że to przeżyła ,ale w końcu płynie we mnie krew boga, więc jestem bardzo wytrzymała. Później spojrzałam w stronę polany. Jakieś 10 metrów obok mnie sniegu w ogóle nie było, a wokół tego okręgu leżały części skutera, a poza tym wszędzie było dużo krwi i zauważyłam wystającą ze śniegu głowę HArybsy. N to już wiem dlaczego tak wyglądam, ale gdzie jest Shedow?
 - Zoey! - Ze strony skał pojawiłą się ciemna głowa chłopaka, utykał niemiłosiernie, ale i tak uparcie ciągnął za sobą tarcze. Pewnie moją bo bransolety nie zauważyłam na ręce.
Podeszłam do niego jak najszybciej mogłam.
 - Co się stało? - zapytałąm.
Spojrzała na mnie zrezygnowany.
 - No właśnie myślałem, ze to ty mi powiesz. - powiedział jak smutas.
Zrobiłąm oburzoną minę.
 - Ostatni raz zabierasz mnie na narty! JEsteś okropnym instruktorem! - wybuchłam.
Spojrzał na mnei z ukosa.
 - To nei moja wina, że cos takiego się stało! - odgryzł się.
Założyłam ręce na piersi.
 - Ja ci kiedys skopie tyłęk. - zagroziłąm, a ten się roześmiał.
 - Powodzenia. Będę wyczekiwać tego dnia. - puścił mi oczko. - chodź kochanie, trzeba się ogarnąć przed balem maskowym. Mam nadzieje, że mam ambrozje, bo Gregory widząc nasze obrażenia zacznie nas o coś podejrzewać.
 - Zamknij się i przenieś nas! - jeknęłam, przygotowując się na najgorsze.


No to na tyle... Tak wiem że to troche z dupy wyciągnięte, i sie kupy nie trzyma, ale ważne, że jest:P Ale jest git wiec teraz czekamy na kontynuację Kingi ;)
Bujka:**

3 komentarze:

  1. świetny ten rozdział, w ogóle wszystkie twoje opowiadania są genialne, mam pytanko dodasz w najbliższym czasie na tego bloga z one direction, twoja wielka fanka, ciekawi jakie masz wypracowania z polskiego skoro takie masz opowiadania :P

    OdpowiedzUsuń
  2. nareszcie doszło do pocałunku !! ;D Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam. Boski rozdział czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny rozdział~! Świetnie piszesz.
    P.S. Czemu nie piszecie już od jakiegoś miesiąca? Nas wszystkich ciekawość zżera co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń