środa, 13 marca 2013

Rozdział trzydziesty piąty

  Po tym jak pożegnaliśmy się z Grześkiem i Dawidem ruszyliśmy na peron, gdzie czekał na nas pociąg. Chris był podniecony na myśl o jeździe tym "cudem". Powiedział mi, że nigdy takim czymś nie jechał i wreszcie się doczekał. Wsiedliśmy do przedostatniego wagonu, gdzie jak się okazało mieliśmy tylko dla siebie przedział. Z uśmiechem na twarzy wrzuciłam swoją deskę na półkę, a zaraz obok niej moją walizkę. Hmm... Tylko Dylan mógł wpaść na pomysł, żeby mi wybrać kolor różowy. Przewróciłam oczami i spojrzałam na mojego "brata", który na siłę próbował wpakować swoją torbę obok nart. Pokręciłam głową i z uśmiechem na twarzy zabrałam ją i wrzuciłam na swoją półkę.
 - Dzięki - rzucił i rozsiadł się na swoim fotelu. - Kurde, nie potrafię się doczekać aż dojedziemy do Polski. Dawno nie jeździłem na nartach. Właśnie, a ty potrafisz jeździć na snowboardzie, czy to tylko taka przygrywka?
 - Jak byłam młodsza, to zdarzało mi się jeździć na zawody - uśmiechnęłam się do niego i z plecaka wyciągnęłam książkę. - Później musiałam zrezygnować, ponieważ nikt już nie miał czasu mnie tam wozić, a potem jeszcze ten wypadek od mamy i ktoś musiał się zająć pensjonatem.
 Chris pokiwał twierdząco głową i zaczesał do tyłu swoje rude włosy.
 - Niesamowite, że od dziecka pociąga cię do tych wszystkich winorośli i win. Ja nienawidzę tego zapachu. Raz byłem na wycieczce we Włoszech i kiedy zwiedzaliśmy winnice, to zwymiotowałem...
 - To jak ze mną wytrzymujesz? - zmarszczyłam czoło. - Przecież ja mam podobny zapach.
 - Wiem, ale przecież jesteśmy przyjaciółmi, nie? - puścił mi oczko. - A tak na serio, to przywykłem już do ciebie i zdarza mi się, że jak długo cię nie widzę, to idę do waszego ogrodu i zaciągam się, a potem biegnę do swojej łazienki, gdzie wymiotuję.
 Pokręciłam głową i otworzyłam książkę. Christopher założył sobie na uszy słuchawki i zamknął oczy. Bardzo się cieszę, że to właśnie na niego trafiłam. Obawiam się, że gdyby Gregory zachciał zrobić ze mnie swoją dziewczynę, to mogłabym nie wytrzymać tych dwóch dni podróży, a nie mówię już o reszcie. Z Zoey z pewnością pozabijałabym się po pewnym czasie, z Shedowem spędzam już wystarczająco dużo czasu, a jeszcze jakby nam zaproponowali bycie razem? Fuu... Z własnym kuzynem? No i Dylan... Obawiam się, że nie mogłabym z nim jechać. Za dużo byłoby smutku. Mam już dosyć słuchania, że to jego wina, że gdyby nie on Klara wciąż by z nami była, itp. Na szczęście syn Hefajstosa potrafi coś mu powiedzieć, że ten się opamięta. A wracając do Christophera, to muszę przyznać, że dawno ze sobą nie rozmawialiśmy, więc mamy okazję do nadrobienia tego czasu.
 Spojrzałam na chłopaka. Zmienił się odkąd go poznałam. Zmężniał, a na dodatek stał się odpowiedzialny. Jego zmiana nastąpiła przede wszystkim po odejściu Rikki. Wiem, że kocha ją ponad swoje życie, ale musiał się pogodzić z faktem, że ona już nie wróci. Czasem się zastanawiam jak on to robi, że chociaż za nią tęskni tak bardzo, to nie daje żadnych pozorów. Tyle, że już nie ma takiego poweru jak dawniej. Nie dowcipkuje za każdym razem - nie ważne, czy czas był odpowiedni, czy wręcz przeciwnie. Wręcz staje się wrażliwy na każde cierpienie, które się wiąże z utratą bliskich.
 - O czym myślisz? - otworzył oczy i się do mnie uśmiechnął.
 - Wspominam sobie ciebie sprzed paru miesięcy - ten tylko pokiwał głową i się przeciągnął.
 Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że już się ściemniło. Nie spodziewałam się, że możemy już tylko godzin jechać. Miałam ochotę zadzwonić do chłopaków i zapytać się, czy wszystko w porządku i czy widzieli coś podejrzanego, ale Gregory dał nam zalecenie, że póki nie spotkamy się w Zakopanym, nie kontaktujemy się ze sobą.
 Wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że są oni bezpieczni. Dawno nie przebywaliśmy poza obozem - Podziemie się nie liczy. Z nudów zaczęłam paznokciami uderzać w szybę, ale szybko moje nerwowe ruchy były przerwane przez Christophera, który z prędkością światła stanął nade mną i przytrzymał mi ręce.
 - Uspokój się - szepnął. - Wszystko będzie dobrze.
 - Skąd to możesz wiedzieć? Przecież jakie są szanse, że Klara jeszcze żyje albo chłopakom nic się nie stało/
 - Posłuchaj, jeżeli będziesz tak myśleć, to nic nie zdziałamy. Trzeba wierzyć w to, że wszystko jest dobrze.
 Pokiwałam twierdząco głową i spojrzałam w jego ciemne oczy. Nie wiem, dlaczego, ale w środku zaczęło mi się przewracać. Nie spodziewałam się tego, co stało się w ciągu kolejnych sekund. Podniosłam się z fotela i swoje usta przyłożyłam do jego. Poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że źle robię, odskoczyłam od niego jak oparzona i upadłam na ziemię.
 - Do jasnej cholery, co to było? - powiedział zszokowany Chris.
 - Przepraszam, to był jakiś impuls... - mruknęłam i schowałam swoją twarz w dłoniach. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam... Przecież, ty jesteś dla mnie jak brat.
 Chłopak westchnął i usiadł obok mnie.
 - Przed chwilą obrzydziłaś mi ten pocałunek, wiesz? - szepnął. - Jak mnie całowałaś czułem się tak niesamowicie, tak jak dawno się nie czułem, a ty mi przypomniałaś, że jesteśmy rodzeństwem. Fuuu... Chyba będę musiał odkazić sobie usta.
 Dźgnęłam go w bok, na co się uśmiechnął.
 - Han nie przejmuj się takim szczegółem - pogłaskał mnie po włosach. - Ostatnimi czasy każdy z nas przeżywa jakiś koszmar i nie ma na czym się wyżyć.
 - Uff... Cieszę się, że to ty byłeś ofiarą mojego "wyżycia kryzysowego" - chłopak zaczął się śmiać. - Gorzej gdyby to był Chester! To chyba musiałabym wtedy jechać do jakiegoś psychiatryka.
 - Pamiętaj, że zawsze bym cię odwiedzał.
 W końcu wstał z podłogi i ze swojego plecaka wyciągnął czekoladę. Otworzył ją i podał mi. Z uśmiechem na twarzy wzięłam kostkę i wróciłam na swoje miejsce. Z fotela zabrałam swoją książkę i wzięłam się za czytanie.
 - Aaa... Zapomniałem ci Han, o czymś wspomnieć.. - podniosłam wzrok i na niego popatrzyłam. - Postaraj się w Zakopanym na mnie nie rzucać, bo jednak chyba nie chcesz, żeby ludzie zaczęli na nas tak dziwnie patrzeć.
 - Postaram się, ale nie obiecuję.
 W pewnej chwili w naszym przedziale zgasło światło. Wstałam i podeszłam do drzwi, które prowadziły na korytarz. Tutaj oraz w innych przedziałach też nie było oświetlenia. Słyszałam jak matki uciszają swoje pociechy, a niektórzy zaczęli powoli panikować. Hmm... Chyba musiało dojść do zwarcia w naszym wagonie. Ruszyłam ramionami i kiedy zachciałam wrócić do Chrisa, to pociąg zaczął hamować. To już mi się nie podobało. Nagle wszędzie zaległa cisza. Spojrzałam się w kierunku przyjaciela, który z uwagą wyglądał przez okno. Podbiegłam do niego i zobaczyłam, że pociąg zatrzymywał się na wielkim moście. Z przerażeniem spojrzałam się w stronę syna Hermesa, ale ten w tej ciemności nie mógł tego zauważyć.
 Szybko rzuciłam się do swojej walizki, gdzie powinnam znaleźć swój miecz. Kiedy w końcu go wyczułam, wyciągnęłam go z pochwy. Christopher zrobił to samo ze swoimi nożami. Nagle poczuliśmy zimny powiew wiatru i krzyki ludzi. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam za przyjacielem na korytarz. Podnieśliśmy głowy i zobaczyliśmy nad sobą, że tak powiem brak części sufitu. Chyba to nie należy do normalnych rzeczy.
 Nim zdążyłam coś powiedzieć Christian złapał mnie za rękę i przeniósł nas na dach zatrzymującego się pociągu. W pewnej chwili usłyszeliśmy śmiech dwóch mężczyzn. Kiedy odwróciłam się w tym kierunku, zobaczyłam w blasku pełni naszych ojców, a raczej ich bliźniaków.
 - No kogo my tutaj widzimy - odezwał się "Hermes". - Czy przypadkiem ta młoda dama nie powinna była dawno temu zginąć?
 - Chyba nie nabrała się na prezencik od ojca - mruknął ten drugi. - No, ale cóż, dzisiaj się już pożegnamy z nią i z jej przyjacielem.
 Derek rzucił się na mnie z mieczem, a ja szybko odskoczyłam. Coś czuję, że nie dałabym razy z odbiciem jego ataku. Ten ma za dużo siły, no ale cóż - przecież w jakimś sensie jest bogiem.
 - Chris dasz sobie radę sam? - krzyknęłam w stronę "brata".
 - No jasne, że tak.
 Kiwnęłam głową i rzuciłam się na "Dionizosa". Na całe szczęście, jest wręcz identyczny do tego prawdziwego, a że ostatnio mamy kryzys w relacjach ojciec-córka, to mogę się na kimś wyżyć. Chociaż za każdym razem on z łatwością odbijał mój atak, to nie poddawałam się. Liczyłam na to, że i on w końcu się zmęczy. Niestety nic z tego.
 - No muszę przyznać, że jesteś silniejsza od twoich braci - warknął Derek. - Oni już po pierwszych sekundach błagali o życie.
 Prychnęłam. Niezła taktyka. Próbuje mnie sprowokować, żebym popełniła jakiś zły ruch i będzie miał mnie w garści. No i kolejny odskok od niego. Cholera, tyle lat próbowałam na siłę chudnąć - mogłam wtedy normalnie zapisać się u niego na takie zabawy.
 - Zaczynasz mnie wkurzać - przewrócił oczami. - Chyba powinienem już z tobą skończyć.
 Nim zdążył jeszcze coś powiedzieć, z nie wiadomo skąd wyrosło winorośle, które zaczęło pełzać w jego stronę. Już czułam słodki smak zwycięstwa, ale niestety, dla niego to nie był żaden problem. Zaatakował mnie po raz setny. Odskoczyłam do tyłu, nie zdając sobie sprawy z tego, że za mną jest już tylko przepaść. Złapałam się szybko drabinki, która wisiała z boku.
 - Chris! - zaczęłam wrzeszczeć.
 Poczułam się znowu tak jak byłam w Podziemiu. Chociaż bałam się jak cholera, to nie chciałam pokazać, że się boję. Nade mną stanął Derek, który zaczął się śmiać triumfalnie. Poczułam strach przed nim, chciałam go nie okazywać, ale po prostu nie potrafiłam. Spojrzałam w dół, gdzie widziałam tylko płytę jeziora. Płyta, która zaczęła się w niebezpieczny sposób poruszać. Zmarszczyłam czoło i próbowałam się przyjrzeć temu wszystkiemu . W końcu dojrzałam na drugim końcu jeziora jakąś postać.
 - Christopher ratuj!
 Woda zaczęła się niebezpiecznie szybko podnosić. Dobrze wiedziałam, że jeżeli uderzy ona w naszym kierunku, to nie ma szans na przeżycie. Miałam ochotę już się modlić do Dionizosa, ale chyba wolę zginąć niż do niego się odezwać. Spojrzałam na Dereka, który też zaczął się przyglądać wodzie.
 - Aaa.. - wrzasnął Chris i zaatakował go od tyłu. - Trzymaj się - krzyknął do mnie.
 No pięknie. Chmura wody była coraz bliżej nas. Wiedziałam, że już nie ma szans na ratunek. Kiedy miało w końcu dojść do zderzenia, poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę.
 Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że leżę na śniegu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Chris, który leżał nieprzytomnie. Rzuciłam się do niego i zaczęłam go klepać po policzku, ale nie otwierał oczów. Rozejrzałam się.
 - No nie wierzę - mruknęłam do siebie.
 - Chyba nie obrazisz się, że wybrałem na lądowanie góry? - usłyszałam jęk Chrisa.
 - Nie, co ty... - powiedziałam ironicznie. - A jak stąd zejdziemy?
 Kiwnął głową na deskę i narty. Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam zakładać sprzęt. Mam wrażenie, że przeżyję ten zjazd.
 - Eee... Chris? - ten kiwnął głową na znak, że mnie słucha. - Oni przyjadą dopiero jutro, co będziemy robić przez cały dzień?
 - Możemy się wyżyć na sobie - powiedział i zjechał z górki.
 - Jak cię dorwę, to wiedz, że nie żyjesz! - krzyknęłam za nim i zaczęłam zjeżdżać.

4 komentarze:

  1. świetny rozdział nie mogę doczekać się kolejnego pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział.Bardzo lubię jak piszesz , nie to że coś mam do Zoey i sposobu pisania Bujki , ale bardziej mi się podoba . Czekam na kolejny świetny rozdział .;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z komentarzami powyżej, świetny rozdział. Zastanawiam się kto był tą osobą, może Rikki? Czekam na następny! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń