piątek, 26 września 2014

rozdział sześćdziesiąty piąty

Pheonix:
-Oh.. Patrz Hasta, jedzenie. - skomentowałam gdy grupka herosów, dzieciaków, nieznośnych dzieciaków, które miałam na głowie od dwóch godzin wmaszerowała do salonu. Hasta uniósł łeb z moich nóg i zmierzył je leniwym spojrzeniem. Wyraźnie uznał je za mało apetyczne więc wrócił do poprzedniej pozycji.
-Czego chcecie? - zapytałam nie odrywając wzroku od laptopa przede mną. To nie były dzieci Nike, w obecnym czasie miała tylko mnie dlatego dość często rozmawiałyśmy i przychodziła do mnie. Była pomniejszym bóstwem, nie miała jakiś mega ważnych zadań także mogła sobie pozwolić na odnawianie więzi z jedyną córką. A te dzieciaki zostały umieszczone w moim domu (ku niezadowoleniu Neque Hasty) gdyż ich domki jeszcze nie zostały przygotowane.
-Tylko powiedzieć, że wychodzimy. - dwunastoletni chłopiec z burzą blond loków na głowie trzymał w rękach piłkę do gry w siatkówkę a pozostałe dzieci noże i miecze. Nie mam pojęcia co to za gra, ale w końcu w obozach wszystkie gry są "inne".
-Nie jestem waszą opiekunką. - Młodzi spojrzeli na siebie zdezorientowanie. Westchnęłam - Idźcie.
Przez chwilę słyszałam kroki, trzask zamykanych drzwi i roześmiane, beztroskie głosy a potem głucha cisza. Nareszcie.
Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę. Wdech, wydech... Wdech... Trzask. Koniec spokoju. Fajnie.
-Nix!
-Oh, daj mi spokój... - powiedziałam - nie powiem jej tego teraz... Jeszcze nie.
-Komu czego nie powiesz? - usłyszałam podejrzliwy głos Dylana. Ou. Myślałam, że Shedow jest sam. Teraz Dylan spoglądał to na mnie to na przyjaciela niepewnym wzrokiem. 
-Eee... A nie nic takiego. Naprawdę. A więc, po co tu jesteście? - zapytałam wstając z kanapy. 
-Wszyscy wybrani mają się stawić na hali. Każdemu z nas mają podobno przydzielić grupkę herosów do wyszkolenia. - Odparł syn Nyks patrząc mi przeciągle w oczy. Jakby chciał powiedzieć coś innego.
-Dobra. WYGRAŁEŚ. Idę do Zoey, jeśli mnie znienawidzi to będzie twoja wina.
-O co jej chodzi? - zapytał Dylan gdy zniknęłam za drzwiami. Shedow pokręcił tylko głową i ruszył w stronę wyjścia.
-Zoey!-Na górze!
Skierowałam swoje kroki na schody. Wchodziłam powoli, schodek za schodkiem. W głowie tworzyły mi się miliony scenariuszy jak jej powiedzieć, to co chciałam. Przekroczyłam próg pokoju, w którym się znajdowała.
-Musimy pogadać. - powiedziała blondynka ze złością w oczach. Nie wiem co zrobiłam albo co się stało ale to nie wróżyło niczego dobrego.
-Okeej. - usiadłam na podłodze przed przyjaciółką i wbiłam w nią wzrok.
-Słuchaj. Shedow jest tu chyba jedyną osobą, która traktuje mnie bardzo poważnie, dla której znaczę bardzo dużo. A teraz... Teraz słyszę, to znaczy słyszałam waszą rozmowę.
-Czyli.. już wiesz? - spuściłam wzrok, zacisnęłam ręce na kolanach.
-Tak. I chcę, żebyś... Do cholery! Odwal się od Sheda!
-Czekaj, co?!
-Oh, nie udawaj głupiej! - gdyby Zoey była wulkanem to chyba takim, który mimo iż wydaje się, że nie wybuchnie w ciągu najbliższych dwustu lat, wybucha nagle w sekundę, kiedy nikt się tego nie spodziewa.
-O czym ty mówisz Zo? - złapałam ją za ramiona i zmusiłam by popatrzyła mi w oczy. Wyrywała się, biła mnie po dłoniach ale wreszcie na mnie spojrzała.
-O tobie i Shedzie.
Westchnęłam.
-Zoe, to nie tak. Pewnie nie słyszałaś całej rozmowy...
-W takim razie powiedz mi o co chodzi.
-Kiedy byłam na warcie przyszedł do mnie mój chłopak. Shedow nas widział. Obiecał nikomu nie mówić.
-Czemu? Znaczy, to wspaniale, że masz chłopaka ale czemu mi o nim nie powiedziałaś? I jak dostał się na teren obozu?- jej spojrzenie było urażone a zarazem dziwnie wesołe. Była zadowolona, że nie potwierdziły się jej najgorsze obawy.
-Chciałam ale później, po wojnie. Nie mogłam ci o nim powiedzieć, zabiliby go. Jest synem Priscilii. Dostał się tu od strony jeziora.- Oczy blondynki wyglądały jak pięciozłotówki.
W napięciu oczekiwałam na to co teraz powie. Patrzyła na mnie zaciskając usta w wąską kreskę. Wreszcie wolno wypuściła powietrze ustami i zaczęła:
-To jest niebezpieczne, nieodpowiedzialne i grozi bardzo dużą karą jeśli rada się o tym dowie... Jestem taka dumna!- rzuciła się na moją szyję, tak, że obie poleciałyśmy na podłogę.
-O mój Boże, Zoey moje plecy... - wydusiłam gdy usiadła z powrotem na panelach.
-Opowiadaj. - zarządziła.
Nie mając żadnego wyboru szybko streściłam jej jak poznałam Rikera, że musi się przenosić z miejsca na miejsce, że są pewne podejrzenia, że teraz, przed wojną jego matka próbuje go odnaleźć i ściągnąć do siebie. Opowiedziałam o tym jak Shedow nas zobaczył, jak obiecał, że nikomu nie powie, jak naciskał, żebym w końcu wyznała jej prawdę. Słuchała mnie uważnie, potakując głową albo uśmiechając się zachęcająco. Kończyłam właśnie mówić kiedy z dołu rozległ się krzyk.
-Zoey! Pheonix! Jeśli za pięć minut nie pojawicie się w Hali przez tydzień będziecie sprzątały klatki pegazów!- Gregory umiał postawić człowieka na nogi. Wykorzystując swoje zdolności minęłyśmy go tak, że zobaczył tylko rozmazane sylwetki.
-Dwadzieścia minut spóźnienia. - oznajmił Zayn widząc nas pędem wbiegające do wielkiej sali pełnej młodych herosów.
-Daj spokój, cokolwiek nie powiesz Gregory wymyślił już lepszą karę. - odparowała mi siostra.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i gestem kazał nam stanąć z resztą wybrańców i starszych herosów, zaciągniętych na role tymczasowych nauczycieli. -No nieźle, Fox. - skomentowała zgryźliwie Rikki.
Zoey przewróciła oczami i wbiła wzrok w dzieciaki.
-Skoro już wszyscy są obecni możemy zaczynać - powiedział brat Zoey gdy Gregory pojawił się w drzwiach hali.
-Zoey Fox - grupa pierwsza, sektor A, obóz Ateny. - Zoey niezadowolona poszła do grupy, w której znajdował się jej młodszy <nieznośny> brat.
-Dylan Stephens - grupa druga, sektor C, obóz Hadesa. - chłopak popatrzył na Zayna niedowierzająco.  Miał szkolić w walce przebiegłe, chytre małolaty. Współczułam mu, chociaż ja mogę trafić gorzej.
-Shedow Gomes - grupa trzecia, sektor D, obóz Artemidy. - tu Zoey wybuchła głośnym śmiechem ze swojego sektoru, podobnie jak Lorenz i Kasmir stojący wciąż pośrodku sali. -No stary, będziesz uczył młode dziewczęta, zazdroszczę. - Kasmir poklepał go po jednym ramieniu, Lorenz po drugim a Zo piorunowała wzrokiem całkiem niebrzydkie dziewczyny chichoczące do zbliżającego się do nich nowego "instruktora".
-Pheonix Sallen, grupa czwarta, sektor B, obóz Aresa. - kamień spadł mi z serca. Obóz Aresa, powinni umieć walczyć i znać zasady strategii. Pokryje się to z moimi umiejętnościami więc powinniśmy się dogadać. Ku mojemu zdziwieniu, gdy tylko podeszłam bliżej sektorów, okazało się, że herosami, których mamy uczyć nie są tylko bardzo młodociani. Pośród nich są także nastolatkowie. Stanęłam obok wysokiego, na oko 17-letniego chłopaka, krzyżując nogi w kostkach i zaplatając ramiona na piersiach słuchałam dalej.
-Lorenz i Kasmir Riddle - grupa piąta i szósta, sektor E i F, obóz Hery. - znowu rozległ się głośny śmiech Zoey.
Bliźniacy spojrzeli po sobie zszokowani. Tego się raczej nie spodziewali.
-Rikki Bridgen, grupa siódma, sektor G, obóz Posejdona. - dziewczyna wyraźnie ucieszona ruszyła na trybuny. - Christopher Booth, zajęcia dodatkowe, lewitacja, teleportacja, sektor H, wszystkie obozy.
Temu to dobrze. Też wolałabym mieć zajęcia dodatkowe zamiast prawie całodniowych zajęć wojennych.
-Chester Neville, grupa ósma, obóz Zeusa, zostajesz ze swoimi podopiecznymi, sektor AB.
Sektory były porozmieszczane wokół całej sali i na trybunach, wyznaczone jakimiś śmiesznymi pachołkami.
-Gregory Andersen, zajęcia dodatkowe, wyrabianie broni, obóz Hafejstosa, sektor Z. Reszta nauczycieli znajdzie swoją grupę według danego przedmiotu nauczania i ogólnych dziedzin. Na dzisiaj tyle.Przeczytajcie listy wywieszone na drzwiach.  - Zayn skończył wyczytywać listę i wyszedł z sali.

Następnego dnia:
Po całodniowym treningu z herosami, gdzie tylko 2/3 z nich wie jak prawidłowo ustawić sie do biegu i jak złapać miecz tak aby móc go przerzucać z ręki do ręki ale jednoczesnie trzymać go na tyle stabilnie, żeby nie wypadł przy pierwszy mocniejszym uderzeniu, wreszcie mogłam bez żadnych wyrzutów sumienia rzucić się na łóżko, przytulić do mojego wielkiego kochanego lwa i zasnąć snem sprawiedliwych.
Tylko, że jak zwykle nie dane mi było długo spać w ciszy i spokoju gdyż do domu wróciły dzieciaki. Na dole panował ogólny gwar. Zwleklam swoje jakże zmeczone zwłoki z łóżka i jakoś doczłapałam na dół. W kuchni przy stole siedziała Nike, popijając zielonś herbatę. Krwistoczerwone usta idealnie pasowały do czarnej sukienki do kostek z długim koronkowym rękawem. Dzieciaki kręcily się w koło niej wypytujac o wiele rzeczy.
-Cześć mamo. - powiedziałam całując ją krótko w policzek i siadając obok.
-Jak treningi?- zapytała z uśmiechem odstawiając kubek na blat.
-Wykańczają mnie. Niby jest to obóz Aresa ale muszą mieć tam zupełnie inne dziedziny walki i kategorie wiekowe.
-Wiadomo. A, miałam ci to przekazać. - uśmiechnęła sie zakłopotana i wyjęła z torebki listy.
Podobało mi sie w niej to, że nie miała zahamowań typu "jestem boginią, nie zniżę się do poziomu śmiertelnych". Wręcz przeciwnie, była chyba jedynym tak bardzo uczłowieczonym i nowoczesnym bóstwem. Nie nosiła szat a zwyczajne ciuchy. Nie korzystała z mocy aby coś sie pojawiało na pstryknięcie palców. Tak jak z tym listem, schowała go do torebki.
-Muszę wracać na górę. Żyć mi nie dają odkąd na ziemi zaczęły sie wojny. A było tak spokojnie.. - spojrzała w strone sufitu i zniknęła.
Ja tymczasem wróciłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i wzięłam się do czytania.

"Droga Nix,
Ciągle zastanawiam się, jak się czujesz, co robisz. Bardzo tęsknie za twoim towarzystwem w domu. Brakuje mi ciebie dosłownie wszędzie. Wiem, że sobie poradzisz. Zawsze sobie radzisz. Mam nadzieję, że zobaczymy się w najbliższym czasie. Dostałem stałą pracę, kiedy wrócisz,będziemy mogli zamieszkać tu na zawsze. Już nie będziemy się przenosić. Już nie będziemy uciekać. Mam nadzieję, że to co robisz sprawi, że będziesz miała pewność, że dokonałaś dobrego wyboru
Tata."

 Odwróciłam list i zobaczyłam znaczek. Odkleiłam go tak jak zwykle, żeby schować do albumu (znaczki przynosiły mi szczęście) kiedy moją uwagę zwróciły cyferki na odwrocie znaczka napisane bardzo drobnym pismem. "11,12, 18,19, 20, 23,24,25,26,27,28,29,33,34,35,36, 37,38,39, 53,54,55,56"
Przez chwile patrzyłam na liczby, aż w końcu przypomniałam sobie, że już kiedyś dostałam taki list.. od Rikera. Szybko policzyłam słowa i odczytałam drugą, ukrytą wiadomość. "Bardzo tęsknie, brakuje mi ciebie. Wiem, że sobie poradzisz. Zawsze sobie radzisz. Zobaczymy się w najbliższym czasie. Dostałem pracę. Już nie będziemy uciekać.
Riker musiał jakoś przechwycić list.. albo... spotkać się z moim tatą.
Zastanawiałam się nad tym gdy za oknem usłyszałam głośny huk. Zbiegłam ze schodów, wybiegłam z domu i oniemiała stanęłam w progu. Na trawniku  przed domem ktoś wypalił słowa 'przegracie wojnę, odzyskałam syna'. Z napisu unosił się niebieski dym. Nie chodziło o Aidena, syna Ziry. Podświadomie czułam, że chodzi o Rikera a to wszystko sprawka Priscilii.
O co tu do cholery chodzi....?



*******************************************
Przepraszam za dużą ilość dialogów, zwyczajnie nie mam weny na jakieś dłuższe pisanie opisów. I co chwila pada mi wifi ;-; Mimo to jakoś dokończyłam ten rozdział i mam nadzieję, że nie zanudziłam was za bardzo. Pozdrawiam <3

1 komentarz: