niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział sześćdziesiąty pierwszy

Uniosłam dłonie i prześlizgnęłam się pomiędzy skałami, zadzierając rękaw obcisłej różowej koszulki sportowej. Okręciłam się łapiąc równowagę i zmieniłam kierunek. Na mojej drodze wyskoczyła skała. Wiedziałam, że nie dam rady jej minąć, była zbyt blisko, a ja nie miałam czasu na manewr. Zakryłam rękoma twarz i zatraciłam się w powietrzu. Nie czekałam na uderzenie, czekałam na rozpłynięcie się w ciepłych, nocnych powiewach wiatru. Poczułam bliskość głazu zmierzający w moja stronę, a potem poczułam jak rozpływam się na milion kawałków, dryfując w powietrzu.
Po pokonaniu przeszkody, moje ciało, które było małymi niewidocznymi dla oka atomami znów zaczęło się scalać. Zmaterializowałam sie zarz za lecącym głazem nie tracąc na prędkości i pomknęłam dalej łapiąc więcej prądów powietrznych, które dały mi dodatkowy napęd.
          W bladym blasku księżyca zauważyłam wielką skałę. Skierowałam się wprost na nią i dosłownie rozbiłam się o nią, rozpływając się w powietrzu. Nie chciałam przez nią przejść ale tylko sprawdzić swoje możliwości.
Zmaterializowałam się stojąc na skale. 
         Wstałam z kucek i teraz widziałam świat przekręcony o 90 stopni. Usłyszałam ostrze przecinające powietrze, a potem po kolei cztery ostrza przeszły przez moje ciało, które zamieniło się w różową mgłę, która od razu scaliła się z moim ciałem. Nie zdążyłam przyzwyczaić jeszcze się do tego uczucia. Tą nową moc odkryłam jakiś tydzień temu.
           Lorenz i Kasmir rzucali szklanką pełną wody. Próbowali chwycić ją lewą ręką nie uronić  ani kropli. Nagle rzucili ją w moją stronę, a ja chciałam ją złapać. W tedy mój kciuk rozmył się i szklana stłukła się. Chłopaki tego nie zauważyli, ale ja owszem. Wtedy właśnie poleciałam do Zeyna po pomoc. I tak właśnie już tydzień ćwicze pod okiem moich dwóch braci. Zeyna i Heraklesa, który nagle zjawił się na naszym drugim treningu przysłany przez Zeusa... tego nadętego ćwoka, który nie może ruszyć dupska z Olimpu! Ważniak jeden!
Po ostrzach w moim kierunku premieściły się dwie postacie. Zaatakowali mnie równocześnie, a moje ciało znów się rozmyło unikając ich ciosów. Zmaterializowałam przed swoim starszym bratem i sparowałam jego rękę, ten próbował chwycić mnie za nadgarstek, który się rozmył, a ja kopnęłam go kolanem w żebra.
           Zeyn wykorzystał moją nieuwagę i naparł na mnie z prawej strony, rozcinając bluzkę na szyi robiąc wielki dekold. Cóż bluzka do prania. Herakles podciął mi nogi i zaczęłam opadać w dół tracąc równowagę. W locie dołączyli do mnie bracia i wymieniliśmy się ciosami. Tusz przy ziemi zwolnili i poszybowali w górę, a ja zderzyłam się z grubą skorupą rozpadając się na miliard kawałków. Lekkim powiewem wiatru posłała swoje cząsteczki w stronę stromej skały i zmaterializowałam się na niej. Zaczełam biec po niej w górę próbując utrzymać równowagę, kiedy bracia przepuszczali kolejne ataki. Herakles wymierzył mi kilka mocnych ciosów, których nie uniknęłam gdyż w pełni nie potrafiłam panować nad własną mocą. 
           Czułam coraz większe zmęczenie, a częstotliwość ataków chłopaków się nie zmniejszała, co źle wpływało na mnie. Zaczęłam robić się powolna i co chwilę używałam Żółtego Błysku, aby sparować ciosy. Bolały mnie żebra, które najpewniej miałam stłuczone i lewe kolano, które doświadczyło kopniaka Zeyna. Zero delikatności dla kobiety! Bydlaki!
           Rozmyłam się cała i zmaterializowałam kilka metrów od nich. Zaczęłam biec po skale aby złapać troche oddechów, lecz na próżno. Dogonili mnie i po zaciętej walce znów spadałam w stronę ziemi, a oni lecieli za mną z wyciągniętymi mieczami. Dostrzegłam przed sobą drzewo rosnące na półce skalnej. Obróciłam się w powietrzu i odbiłam od drzewa, robiąc z siebie ludzki pocisk. Musieli usunąć się z drogi, kiedy obok ich mknęłam, ale Herkules zdążył chwycić mnie za kostkę i cisnąć w drugą stronę.
            Uderzyłam plecami o te same drzewo, od którego się odbiłam, łamiąc je. Poczułam jak coś mi pęka ale nie martwiłam się tym. Boskość za chwilę mnie poskłada do kupy więc nie ma się czym marwić.
             Wpadając na zimną ziemię znów się rozbiłam. Teraz dłużej zajęła mi materializacja się, a chłopaki lecieli w moją stronę machając mieczami. Wspięłam się na ręce i okręciłam nabierając szybkości. Najpierw kopnęłam Zeyna potem Heraklesa, ale ten wyminął mój cios i zafundował mi niezłego młynka, wyślizgnęłam mu się, stanęłam na rekach na jego barkach i nim zdążył zareagować oplotłam nogmi jego głowę otem runęłam do przodu i posłałam go na najbliższe drzewo. Podskoczyłam i frunęłam w stronę skały. A oni jak natrętne muchy znów mnie otoczyli. Tym razem rozmyłam się ostatni raz.
 - DOŚĆ! - krzyknęłam wracając do normalnej formy i posłałam w ich stronę huragan, który odgrodził mnie od nich.
Zmęczenie wzięło górę i poczułam jak powoli spadam w stronę ziemi. Zamknęłam oczy.


 - Hej, Zo. - usłyszałam delikatny głos. - Nie wygłupiaj się.
Ktoś potrząsnął moim ramieniem, ale ja jeszcze nie chciałam wstawać. Było mi tak dobrze... tak spokojnie.
 - Kobieto powstań! - kolejny głos zakłócił mój azyl. Ten był gruby i nieprzyjemny.
 - A co jeśli się nie obudzi? - spytał ten pierwszy dalej mną trzęsąc.
Usłyszałam sapnięcie.
 - No to będziemy mieli problem.
 - Zamknijcie się oboje. - warknęłam na głosy - Ja tu próbuje się zrelaksować.
Uchyliłam jedną powiekę. Widziałam nad sobą dwie pochylone postacie, które przyglądały mi się z troską. Chwilwo nie wiedziałam gdzie jestem... ach tak. Trenowałam. I chyba zleciałam z góry. Ale co było potem to nie pamiętam.
 - Zo! Obudziłaś się! - Zeyn wziął mnie w ramiona.
Herakles odchrząknął, a jego płaszcz z Lwa Nemejskiego lekko zsunął się z jego ramienia.
 - Uważaj. Może mieć coś połamane. - upomniał go.
Skrzywiłam się słysząc tą uwagę.
 - Jak wyglądam? - tak naprawde chyba nie chce słyszeć tej odpowiedzi.
 - Jak osoba, która spadła z 200 metrów. - odparł staruszek.
Wyszczerzyłam się. Tak jednak nie chciałam takiej odpowiedzi. Dopiero teraz poczułam coś mokrego i lepkiego znajdującego się na moich ubraniach i  włosach. To musiała być krew... i to moja.
 - Nie pocieszyłeś mnie.  - odparłam - Macie ambrozje? Bo jakoś mi zimno.   
Zayn syknął i zaczął grzebać po kieszeniach.
 - Masz wariatko. - przyłożył mi do ust butelkę ze słodkim płynem. Otworzyłam usta, a nektar spłynął do mojego gardła - Jakby Shedow widział cie w takim stanie to najpewniej by mnie za to zabił.
          Uśmiechnęłam sie na tą myśl. Czasami ciesze się, że mój chłopak o jednych rzeczach nie wie. Na 100% zrugał by mnie za tak drastyczny trening... a o moich braciach nie wspomnę... Już dawno byliby powieszeni za jaja, na którymś z drzew. 
 - Dobra rodzinko muszę się zbierać. - oznajmił Heralkes przeciągając się. - Ty - wskazała na mnie - zakaz używania tej mocy do czasu aż ją opanujesz, pamiętasz? - kiwnęłam głową nie odrywając ust od butelki - I ci cho sza dopóki nie pojawi się nowy Błogosławiony, jasne? - teraz oboje pokiwaliśmy głową.
Herakles jak się pojawił tak zniknął.
 - Że też on musi tyle gadać. - parsknął ciemnowłosy - Zeus każe nam za dużo rzeczy ukrywać. O przepowiedni, którą wielkolud przyniósł - miał namyśli Heraklesa - też nie powinien nam mówić. A pojawienie się nowego Błogosławionego przechyli szalę zwycięstwa na naszą stronę!
Wypróżniłam całą butelkę i otarłam usta dłonią. Teraz już potrafiłam poruszyć dłonią, do minuty będę jak nowo narodzona, po takim zastrzyku ambrozji.
 - Lepiej jak trzymamy to w tajemnicy i po cichaczu będziemy ich trenować. - szepnęłam. - Mniejsze prawdopodobieństwo, że Zira się dowie.


***

 - Kochanie gdzie byłaś w nocy? - Shedow przerwał pakowanie broni i spojrzał w moją stronę.
Podniosłam głowę z nad polerowanej klingi Krwawego Ostrza i spojrzałam na swojego ukochanego.
 - Nie potrafiłam zasnąc - skłamałam. Mam nadzieje, że nos mi nie urośnie. - Patrolowałam przezz jakiś czas obóz, a potem spotkała Zeyna i nam trochę zeszło. - nie skłamałam całkowicie.... bo przecież byłam z Zeynem. 
Shed przymrużył oczy, a ja wstrzymałam powietrze. Związał usta w cieńką linie, ale nic nie powiedział. Uśmiechnęłam się blado do niego i wróciłam do polerowania. Cholera! Przed nim się nic nie ukryje! 
 - Stresujesz się kolejną misją? - spytał. 
Wzdrygnęłam się. Przez cały czas odkąd pojawiła się kolejna przepowiednia , próbowałam ukryć w sobie wszystkie emocje i lęki. Nie potrafiłam myśleć na ten temat. W końcu poprzednia misja zakończyła się wielkim fiaskiem i odejściem jednego herosa, co wcale nie było miłe. Zacisnęłam dłoń na rękojeści. 
Poczułam jak otacza mnie ramieniem i całuje w głowę. 
 - Nie martw się tym. Teraz poczynamy zgodnie z przepowiednią. - szepnął. Jego głos był nad wyraz kojący. - teraz nic się nie stanie... może troche ns poturbują jak w każdej misji, ale nikt nie odejdzie. - pocałował mnie w głowę - Obiecuje.
Pokiwałam głową gdyż bałam się odezwać, aby mój łamiący głos mnie nie zdradził. 
Rozległo się pukanie do drzwi. 
 - Prosze! - krzyknął Shedo ostatni raz mnie całując.
W drzwiach stanęła Selena. Wyglądała blado, ale o wiele lepiej niż pare dni temu. Wciąż była skryta i bała się ludzi, ale w stosunku do Sheda była całkiem otwarta.
 - Coś się stało? - spytałam.
Pokręciła głową. 
 - Idziecie? - jej cichutki głos rozszedł się po pokoju.
 - Tak. - Shedow puścił mnie i podszedł do niej. - Ale będziesz tu bezpieczna. - słyszałam jak powoli tłumaczy jej wszystko.
Miałam kilka chwil dla siebie i zaczęłam dopakowywać się. Plecak z ambrozjom, portfel, dokumenty, sześć kilo ciężkiej  broni, troche jedzenia, koc, śpiwór i kolejne kilo zabawek Gregorego. Niekiedy czuje się jak agent specjalny sił herosów. Miałam na sobie masę sprzętu elektronicznego porównującego wartością te, które używają FBI. Cóż za ironia losu.
Zarzuciłam plecak na ramie i zapięłam pas z nożami. Byłam przygotowana na nadchodzącą bitwę... ale czy na pewno? 
 - Gotowa? - spytał Shedow wypuszczając Selen z objęć. 
 - Jasne! - odparłam. Pomachałam małej - Trzymaj się Sel! 
Trzymając się za ręce udaliśmy się na miejsca zbiórki. Wąwóz Lusios w zachodniej  Arkadii. 


Mam nadzieje, żę wam się podobało :D Bo ja jestem bardzo zadowolona :D A co wy myślicie?
Bujeczka :**

2 komentarze: