poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział pięćdziesiąty ósmy

 - Boże! Jak nie chce mi sie tam iść! - wymamrotałam gdy szliśmy w stronę domku dowodzenia. - Jeden heros w te czy wewte nic nie zdziała...
 - Zo... Z łaski swojej zamknij się w końcu. - Warknął Ches.
Uniosłam brwi.
 - Och! Tak ładnie zwracać się do cioci? - odgryzłam się tarmosząc jego włosy.
Odsunął się i spojrzał na mnie z niesmakiem.
 - Ciotka od siedmu boleści. Już bym wolał starą, pomarszczoną ze stadem kotów.
Mrugnął do mnie.
 - Nie dostaniesz prezentu na urodziny! - zagroziłam, a ten spojrzał na mnie jak na idiotkę.
 - Moje urodziny już były i zapomniałaś o nich. Nie pamiętasz?
Stanęłam jak w ryta. Zmarszczyłam brwi i przyjęłam wyraz twarzy myśliciela.
 - Fox, zaraz ci mózg wyparuje - odezwał się Gregory.
Obrzuciłam tego zdrajce karcącym spojrzeniem.
 - No wiesz! Ja Cie miałam za przyjaciela! - zbeształam go.
Nasza rozmowa rozkwitła na dobre gdy stanęliśmy przed  Domem Dowodzenia.
          Nie wyróżniał się prawi niczym od zwykłych domków. Jego ściany były zrobione z kamienia przeplatanego drewnem, a białe okiennice skrzył y się w blasku słońca. Dach został zrobiony z ciemnego drewna, które dodawało mu władczości. Pod dachem znajdowały się rzeźby wszystkich Bogów i Bogiń nie pomijając Nemezis i Nyks. Poniżej na zwieńczeniach tarasu znajdowały się rzeźby herosów, którzy odcisnęli w jakiś sposób swoje piętno w historii świata. Dom był o jedno piętro wyższy od zwykłych, a przez czar rzucany na wchodzącego może pomieścić cały obóz. Najbardziej niedorzeczną rzeczą, która znajdowała się przy wejściu do Dowództwa była skomputeryzowana maszyna z przekąskami, która gryzła się ze starożytnym stylem. 
 - Zostańmy przy tym, że jestem królową a wy moimi poddanymi.
Mówiąc to skierowąłam się do automatu z żarciem. Nie jadłam dziś obiodu i byłam strasznie głodna, a Bóg jeden wie co mnie spodka w tych parszywych, przebrzydłych ścianach. Nie miałąm zamiaru wchodzić tam z pustym żołądkiem!
         Stanęłam przed maszynom  oglądając co będzie najsmaczniejsze. Po długim dumaniu zdecydowałam się na orzeszki w czekoladzie i zaczęłam szukać po kapsach drobnych. Na złośliwość losu nie mogłam doszukać sie drobnych. Nawet w staniku nie było ani grama srebrnika. Grrr. Moja niezawodna kryjówka na czarną godzinę mnie zawiodła.
Rozejrzałam się ostrożnie. Wszyscy już wpakowali sie do środka, a deptak opustoszał! To była moja szansa! Jakby nigdy nic wyciągnęłam wskazujący palec w stronę maszyny, wysłałam impuls elektryczny. Robot podskoczył kilka razy i wydał mi to co chciałam. Sięgnęłam do szuflady po orzeszki.
 -Nie łądnie tak kraść. - Podskoczyła i upuściłam przekąski. .
 - Cholera! Shedow! - zbeształam go, chodź ja powinnam oberwać - Przestraszayłam się!
Chłopak wynużył się z cienia.
 - Nie wiedziałem, że córka Zeusa zachowuje się tak niehonorowo.- objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
 - Dam ci kilka jak obiecasz, że nie piśniesz, ani słówka. - pokazałam mu język i schrupałam jednego orzeszka.
Uniósł brwi.
 - Panno Fox to przekupstwo! - zrugał mnie.
Posłałam w jego stronę figlarny uśmieszek.
 - No zgódź się! - pomachała mu paczuszką przed twarzą - Przecież wiem, że uwielbiasz orzeszki. - wyszczerzyłam się.
Spojrzał na mnie zmrużonymi oczami. W chwili kiedy nasze usta się zetknęły wiedziałam,  że wygrałam potyczkę. Objęłam delikatnie jego szyję i wplątałam palce w jego czarne jak noc włosy. Przyciągnął mnie bardziej do siebie i jęknął gdy przygryzłam delikatnie jego dolną wargę.
 - Sorry, że przerywam wam czyszczenie migdałków... - ni z tego ni z owego w oknie po mojej prawej stronie pojawił się Chris. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc -... ale jesteście potrzebni.


***

 - Nie wiedziałam, że ty tak dobrze walczysz. - pochwaliłam Pheonix po jej małym teście sprawności. 
Ta zadowolona komplementem zakręciła mieczem wokół nadgarstka.
 - W końcu jestem córką Nike. - pokazała mi jezyk - A ty potomkiem Zeusa i siedziałaś na dupie i się pasłaś! - oskarżyła mnie. 
Uniosłam brew. 
 - Ja się pasłam? - Chłopaki za nami parsknęli - Kochanie! Jakbym tam weszła nie miałabyś ze mną najmniejszych szans!
Pokazałam jej język.
 - Zo powtórzysz ile ty masz lat? - zaczepił mnie Gregory.
Obróciłam się do niego i pokazałam na rączce cztery paluszki.
 - Ćtely! - wysepleniłam i na powrót zwróciłam się do towarzyszki, która dalej wywijała młynki.
 - Może się sprawdzimy? Która lepsza? - poruszała zawadiacko brwiami.
Jęknęłam. 
 - Boisz się, że przegrasz? - dziewczyna przerzuciła broń do drugiej ręki.
 - Zoey, nie powiedziałaś...
 -... jej jeszcze? - zagadnęli bliźniaki.
Zrobiłam usta w dziubek.
 - O czym? - i nagle żarówka nad moją głową zaświeciła się - Aaa... no tak. Nix, bo w sumie ja nie jestem herosem. - zgniotłam opakowanie po orzeszkach  wywaliłam je do kosza obok jadalni.
Mina dziewczyny jak na nią spojrzałam była bezcenna.
 - Ale jak to nie jesteś herosem?! - zdziwiła się. - Przecież...
 - Urodziłam się jako heros, ale teraz już nie można tego tak nazwa...
 - Bo widzisz... - przedarł się do nas Lorenzo.
 - ... Zo to taki psychiczny przypadek... - Kasmir zawtórował mi jak to miał w zwyczaju.
 - ... a raczej mocno rąbnięty przypadek...
 - ...który nazywamy Boskim błogosławieństwem.    
Odsunęłam te dwie hieny od córki Nike i popchnęłam ich w stronę chłopaków, którzy jak to dobrze kumple podstawili im nogi i bliźniacy padli na ziemie jak placek.
 - Nie przerywać mi rozmowy! - zganiłam ich ostro.
Coś tam wybąkali, ale już ich nie słuchałam.
 - Co to jest te Boskie... coś?
 - Dowództwo to tak nazwało. - z wyjaśnieniami przyszedł Chester.
Warknęłam na nich.
 - Borze! Jak wy nie potraficie tłumaczyć! - krzyknęłam - Zagmatwaliście jej to! - potrząsnęłam głową. - Chodzi o to, że kiedyś tatuś postanowił obdarzyć mnie "błogosławieństwem" - skrzywiłam się - i od teraz jestem skazana na ciagłe picie ambrozji, ostre treningi i tp. Ale są i plusy. Moja boska moc wzrosła i potrafię fajne sztuczki. 
Wyszczerzyłam się do lekko zaskoczonej koleżanki.
 - Czyli....?
 - Jestem tylko w 1/4 człowiekiem.


***

 - Pięknie, prawda?
Jego miękki głos pieścił moje uszy. Objął mnie w pasie i przyciągnął do ciebie. Pomiędzy naszymi ciałami nie zostawił ani milimetra wolności. Czułam jego miarowy ciepły oddech na policzku i przyśpieszone bicie serca. Staliśmy objęci wśród gwieździstej zimnej nocy. Lekki wietrzyk przyniósł nam zapach deszczu, który oznajmiał nadciągającą burzę.
      Jedną z niewielu rzeczy, które razem mogliśmy robić było wpatrywanie się w nocne niebo, każdy z nas interesował się czymś innym. On fascynował się księżycem i gwiazdami, ja bezkresną ciemnością i chmurami, które przysłaniały świecące niebo.
Uniosłam głowę, aby spojrzeć na niebo znajdujące się nad nami.
 - Uwielbiam te chwile. - westchnęłam - W których mogę o wszystkim zapomnieć... odetchnąć z ulgą i dać porwać się chwili bez obawy, że zaraz ktoś może nam przeszkodzić.
Poczułam jak jego pierś zaczyna falować gdy zaczyna się śmiać.
 - Powiedz mi lepiej kiedy tego nie robisz? - zaczął się ze mną drażnić.
Skrzywiłam się. Nie podobała mi się jego uwaga.
 - Wcale, że nie... ja...
 - Tylko mi nie mów, że ciągle myślisz o problemach innych. - przerwał mi - Zazwyczaj włączasz myślenie kiedy masz komuś złoić dupę.
Naburmuszyłam się jeszcze bardziej. Że też, bawiło go denerwowanie mnie. To było dawno i nieprawda. Życie mnie zmieniło w drametralny sposób. Nikt w obozie nie przeżył takiego piekła jak ja... Przemoc psychiczna, brak bezpiecznego miejsca, świadomość dziecka co się dzieje za ścianą, gdy jakiś nowy "kolega" wchodzi do domu, a mama się nim zajmuje.
Przeszłość wciąż do mnie wracała, a ja nie potrafiłąm jej wygnać z pamięci. Wiele razy próbowałam coś z tym zrobić... zapominałam... ale po jakimś czasie zjawiało się ze zdwojoną siłą, a to było najgorsze.
 - Ej... wracaj do mnie. - usłyszałam w uchu jego kojący szept.
Pokręciłam głową, aby odpędzić wspomnienia małej dziewczynki z biednej dzielnicy. Odkąd pojawiłą się Pheonix prezszłość wciąż do mnie wracałą. Ona za bardo przypominała mi dzieciństwo. Nie zsklepione rany wciąż otwierały się, gdy patrzyłam na jej wydoroślałą twarz. Przez ostatni czas starałam się ją traktować jak każdego innego znajomego, ale jej śmiech, gra ciała przypominały mi o domu.... o którym chciała, jak najszybciej zapomnieć.
 - Zamyśliłam się. - odparłam opierając się plecami o jego tors. Poczułam jakk nabiera powietrze aby mi dogryźć. - Zamknij sie. - Warknęłam a mała blyskawica zatańczyła na mojej skórrze ognistego walca aby mu uswiadomić, że jestem poważna.
 - Psujesz mi chwile. - jęknął bezradnie.
 - Ty ją psujesz od samego początku!
 - Ale t jesteś dziś drażliwa! - odparł.
 - A ty niemiły.
 - A to nowość - wymamrotał.
Mój łokieć uderzył w żebra chłopaka, a ten wciągnąl głośno powietrze. Teraz to ja się uśmiechnęłam.Chwila satysfakcji gdy chłopak nie mógł się odgryźć była kojąca do moich zszarganych nerwów. Nie mogę uwierzyć, że z jego humorkami przeżyłam tyle lat. To naprawdę zadziwiające. Nie pozabijaliśmy się przez całe dwa lata wiec jesteśmy na dobrej drodze naszego związku. Oby!
 - Złośnica. - nadgryzł mi płatek uszka.
Przeszły mnie dreszcze. Jego dotyk był tak kojący i spokojny. Nie czułam w nim agresji, ani napięcia, które normalnie mu towarzyszą. Chodź jest bohaterem naszego obozu i tak herosi krzywo na niego patrzą ze względu na jego pochodzenie. Są tym zaślepieni i nie widzą jego prawdziwego oblicza, a on na umór zamyka sie w sobie. Ciesze sie, że otwiera sie do mnie. Ufam mu i z jego strony czuje to samo.
Obróciłam się do niego i cos było nie tak.
To nie był Shed.
Obejmował mnie długowłosy blondyn z którym wcześniej walczyłam. Odepchnęłam go od siebie i zamachnęłam się na niego nogą. Niestety poślizgnęłam się i wleciałam do jakiejś dziury. Chwyciłam się rękami o wystające korzenie drzewa, pod którym staliśmy, ale to nic nie dało. Moje dłonie ślizgały sie po korzeniach. Facet o wężowej twarzy stał nad przepaścią i śmiał się z mojego nieszczęścia. Za nim pojawiła się jakaś postać. Nie umiałąm dostrzec twarzy., gdyz stał tyłem do promieni księżycowych.
 - Shedow nie chcesz uratować swojej dziewczyny? - z gardła blondyna wydarł się syk.
Moje oczy powiększyły się.
 - Shed. - nie mogłam uwierzyć, że jeszcze mi nie pomógł. - Pomóż mi! - krzyknęłam. Moje moce nie działały. Cholera!
Żar zaczął palić mi stopy i spojrzałam na przyczynę tego gorąca. W dole dziury znajdowała sie wrząca lawa, a w niej coś pływało... coś wielkiego i przerażającego.
 - Shed! - pisnęłam gdy moja ręka obsunęłą się i musiałam chwycić sie pułki skalnej raniąc dłoń. - Co tak stoisz?! Pomóż mi!
Znów krzyknęłam gdy druga ręka mi objechała.
Znó spojrzałam w dół, a lawa zaczęłą się powoli zbliżać, a złote oczy potwora wgapiały się we mnie z pod lawy. Krzyknęłam gdy moge nogi zaczęły sie palić.
NAgle przedemną pojawił się Shedow, który podał mi rękę. Niezastanawiając się podałam mu dłoń i spojrzałam na niego z wdxięcznoscią. I wtedy się przeraziłam. Jego oczy były przepełnione czerwienią nie należały do niego, chodź twarz byłą taka sama.
 - Shedow? - szepnęłąm z niedowierzaniem.
 - Tak będzie lepiej. - szepnąłi puścił moją dłoń.
Zaczęłąm spadać do lawy krzycząc w powietrze jego imię. Imię mojego przyjaciela, kochanka i zabójcy.


- AAAAAAAAAAAAAAAA - zaczęłąm krzyczeć.
- Zo! Zo! Co jest!
Nie dochodziły do mnie, żadne bodźce. Byłam przerażona i roztrzęsiona. Obódziłąm się w momencie kiedy płomienie lawy zaczynały trawić moją skórę, a potwór zaciskał zęby na moich nogach. To było przerażające. Po chwili doszło do mnie, że znalazłąm się w uspokajających objeciach ciemnowłosego syna Nyks. Przytuliłąm się do niego mocno.
 - Ciiiii - uspokajał mnie - Zo to tylko zły sen... JEstem tu!
Wtuliłam się do jego koszulki głośno łkając.
 - Już dobrze, spokojnie. - potrząsał mną jak małym dzieckiem - wszystko jest dobrze. - przemawiał do mnie kojącym głosem, a ja ciągle nie potrafiłam się uspokoić.
Ten sen był zbyt rzeczywisty. Nie mogłam przy normalnym śnie mieć takich odczuć. Coś zapiekło mnie na dłoni. Spojrzałam na nią. Była cała po przecinana, z ran sączyłą się krew, która barwiła szarą koszulkę chłopaka.
 - Shed. - przerwałam mu wybałuszając oczy na dłoń - Zraniłam się dziś w rękę?
Zwolnił nie co uścisk aby spojrzeć na mnie.
 - Nie przypominam sobie. - odparł marszcząc brwi.  - Coś się stało?
Pokazałam mu moje otarte i zakrwawione ręce. Patrzyłąm jak jego twarz przybiera wyraz przerazenia, a zara potem czujności. Coś wyczuł.
 - KTOŚ jest w obozie. - powiedział.
Oboje wyskoczyliśmy z łóżka jak oparzeni. W świetle księzyca ujrzałam jakiś cień.
Usłyszeliśmy krzyk dziewczynki.
 - SELENE! - krzyknął i pobiegł do swojej siostry, która spała obok nas w pokoju.
Natomiast ja nie tracąc czasu chwyciłam swój miecz i inne oręza, któe leżały pod łóżkiem i wyskoczyłam przez okno na spotkanie zimnej nocy. Cień biegł, a raczje skakał po dachach domków po mojej prawej stronie. Kierował się  w stronę pobojowiska, spowodowanej dziurą w barieże. Nie mogłam dać mu usciec. Użyłąm Żółtego Błysku i znalazłąm się obok mojego napastnika. SZarpnęłąm go za ramie, a ten zdezorientowany potknął się i uskoczyłw przeciwnym kierunku. Znó zmaterializowąłam sie przed nim i wymieniliśmy kilka ciosów. Zza czarnej peleryny wyciągnąłcoś błyszczącego i przeciął mi skóre na udzie nim zdążyłam uskoczyć. Kopnęłam go gołą stopą w pierś, a ten wpadł do jednego z baraków Hefajstosa. Wleciałam tam za nim, nie zważając na ból w dłoniach i nodze.
Dobyłam miecza. Było cicho. Za cicho. Powinny tu pracować maszyny Gregorego, ale wszystko jest wyłączone. Coś tu jest nie tak. Zaczęłam powoli i ostrożnie przechadzać się nasłuchując zagrożenia. Nic cisza. W tem całe pomieśzczenie rozświetliło się.
 - Kto tu jest?! - usłyszałam głos jednego z hefajstosó, który miałdyżur w tym baraku.
 - UWAŻAJ! - krzyknęłam w chili kiedy intrus do niego dostakiwał z mieczem wzniesionym w góre.
Zmaterializowałam się pomiędzy nimi i wytrąciłam miecz z dłoni napastnika. Oberwałam kolanem w brzuch, następnie zostałam szarpnięta za włosy, aż w końcu jego ręka wylądowała na moim gardle zaciskajaće je mocno.
Przez chwile szarpałąm się, ale idiotka nie pomyslałąm, zę wciąż mam moc! Ten sem musiał mi coś poprzestawiać we łbie!
Położyłam mu rękę na piersi i raziłma błyskawicą. Niestety widziałco sie bedzie działo i odskoczył przebijając sie przez drewnianą ścianę.
 - ŁAP go! - warknęłam w stronę chłopaka, który nie wiedział co miał zrobic.
Zama nie potrafiłam złapać tchu ale musiałam za nim gonić. Zebrałąm sie w sobie i wznowiłąm pościg. Postać znacząco oddaliłą sie odemnie, ale to nie był problem. Z moją szybkkością dorwe tego śmiecia w mgnieniu oka.
 - Nie uciekniesz mi. - zamachnęłąm się mieczem na jego plecy, a ten znó odskoczył - Będziesz ciągle uciekał i się chował, tchórzu?
No i jak na moje zawołanie zanórkował w dół i wpadł w otwarte okno domku Afrodyty. USłyszałam pisk dziewczyn. Kurw... nie mogłąm tam teraz wpaść, gdyz go spłosze... ale nie moge zostawić dziewczyn samych.
BUM
Połowa domku Afrodyty, wyleciałą w powietrze, a odłamki ścian i dachu rozbryzgały się wszędzie. MAchnęłąm dłoniom aby odgonić kurz i inne obiekty latające. Zauwarzyłam, że Mel stała w różowej piżamie w dziuze domku i trzymałą cś w ręce. Najpewniej jakiś wynalazek bliźniakó, którzy jej dali. Stała z zaciętym wyrazem twarzy gotowa wybuchnąć koleje obiekty.
W tem postać sie pojawiła, ale nie sama. Zreplikowała się i rozpieżchła w cztery strony świata. Cholera! Chce mi uciec!
Uśmiechnęłam się.
Mi córce Zeusa chce ktoś uciec? Nie doczkanie!
Poraziłam wsystkich błyskawicami. Skutecne gdyż repliki rozpłynęły się w powietrzy, a prawdziwy intruz odskoczył w bok gdzie czekał na niego sztylet, który ugodził go w ramie. Znó przenioslam się do niego i roztrzaskałąm nożem jego maskę, która ilruszyła się. Zostałam odepchnięta, a ten znó odskoczył. Żuciłamn w niego nóżem, który tym razem trafiłw nogę. Syknął i odskoczył.
Jakaś postać z uniesionym mieczem na mnie wpadła.
Przytrzymałąm ją jedną ręką i szarpnęłąm tak aby widzieć jej twarz. Phoenix.
Czy ona wszędzie musi być?!
 - Zawadzasz! - krzyknęłąm i postawiłąm ją na nogi.
 - Nie tylko ty możes zsię dobrze bawić. - usmeichnęła sie.
 - Dobra dziewczyno, kóra go złapie? - zaczęłam sie z nią przekomażać, jak za dawnych czasó.
 - Napewno nie ty, blondyneczko! - odpchnełą mnie i rzuciłą si w pogoń za utykającym gościem.
Nie zostałm jej dłuzna i poprostu przeleciałąm ją ladując przed intruzem, który prawie dopadł bariery.
 - Gra skończona - Powiedziałąm tnąc mieczem w jego nogi.
Odskoczył opierając sie dłoniom o moją głowę. Obejżałam sie za siebie i coś na mnie wpadło i poleciałyśmy na mur.
 - Zoey! - jęknęłą szatynka.
Nie mogłąm nabrać tchu. Dziewcyzna nie ważyła tone ale to nei znaczy, że taki impet nie zdniutł mi żeber. Nie potrafiłąm barać tchu.
 - Udusze cie jak on ucieknie!
Pozbierałyśmy się i znó ja wyprzedziłam, ale niestety, facet znalazł się już za barierą. Stanęłam na murze i wgapiałam sie w las pełen ciemności.
Nix dogoniłą mnie i stanęła za mną.
 - Gońmy go! - powiedziała rozeznana w sytuacji.
Wyciagnęłąm rękę aby zagrodzić jej drogę.
 - To nie ma sensu. - odparłam obracajac się bezradnie.
 - MAmy jeszcze szanse... razem...
Pokręciłam głową.
 - PRzypatrze się. - wskazałam kciukiem - JEsteś tu nowa więc mozęsz tego nie zauwarzyć. Ale las jest pełen potworów. - poklepałam ja po ramieniu - Innym razem go dorwiemy.
Spojrzałam w gwiaździste niebo, zostawiając las za plecami. Było identyczne jak w moim śnie. Coś niebezpiecznego działo się w obozie i trzeba to rozwiązać.
 - Zoey... - usłyszałam cichy głos Pheonix
 - Ymn? - wymamrotałam obracając się.
 - PAtrz. - wskazała na coś co znajdowało się na mórze.
Krew. Dużo krwi, które ukłądały się w słowa.
Przykucnęłyśmy, a dziewczyna przeczytałą napis.


Czas zacząć od nowa. 
Dróżyna, któa rozpadłą się,
znó wróci z nowymi członkami. 
Za wino ukażą się skrzydła i gałęź oliwna,
Kolejny heros w boju sprawdzić się musi,
gdzie okaże się czy jest wart posłuchania...
Starą przepowiednie czas odnowić 
i udać się gdzie wrota stoją otwarte...

Uśmeichneąłam się.
 - No kochanie. - objęłąm ją ramieniem - Witamy w drużynie! - puściłam jej oko.



 Przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie wyrobiłam się przed wyjazdem, a nad morzem nie miałam kiedy tego dokończyć ;C
Od razu przepraszam was za wszystkie błędy!! ;P

Taka mała pamiątka z Bałtyku ;D 

 Mrrr ;3

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Czyli znów będzie się działo. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Trzymaj się ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń