poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział pięćdziesiąty drugi

*kilkanaście miesięcy później*

Han
 Biegłam ile sił miałam w nogach, nigdy nie pomyślałabym, że te godziny spędzone na treningach mogą mi kiedykolwiek uratować życie. Znowu skręciłam w uliczkę po lewej, licząc że to jest właściwa droga. Nie mam zielonego pojęcia ile czasu minęło odkąd weszłam do tego cholernego labiryntu. Zaczynało mi doskwierać zmęczenie i strach, bo kto by się nie bał, kiedy na ogonie siedział ci smok ziejący ogniem.
 - Hanno, Hanno, Hanno - usłyszałam gruby głos, ale nie wiedziałam, z której strony dochodził. - Przede mną nie uciekniesz...
 Ugryź się w język, nie odzywaj się - upominałam siebie, próbując znaleźć jakąś bezpieczną drogę. Wszędzie było zasadzone winorośle, które zamiast mi w czymś pomóc, utrudniało misję.... Ostatnią misję, już więcej nie będzie, to ja zostałam ostatnia, to ode mnie zależy, czy rozpocznie się bitwa i czy zwyciężymy.
 - Czuję twój słodki zapach - kontynuował smok. - Czuję twój strach...
 Do moich oczu napływały łzy, ponieważ znowu pomyliłam uliczkę. Czy kiedykolwiek się stąd wydostanę, czy kiedykolwiek odnajdę broń, która ma uratować mi życie? Chciałabym, żeby wszystko co się teraz dzieje w końcu skończyło, moim największym marzeniem jest odzyskanie rodziny, normalności. Przed oczami stanął mi obraz ostatniej rozmowy z Dionizosem.
 Młody mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie w jednej z najlepszych winnic we Francji. Uśmiechnął się nonszalancko i zaproponował lampkę wina. Czułam na sobie jego wzrok, ale był to jego troskliwy, ojcowski wzrok. Widział we mnie to czego nikt inny nie zauważał, potrzebę ucieczki, potrzebę powrotu do swoich bliskich, do tych dla których się nie liczy to czyją córką jestem, lecz jaka jestem. 
 - Jesteś tego pewna, Hanno? - zapytał, odkładając kieliszek i zbliżając się do mnie. - Czy jesteś gotowa na takie poświęcenie? 
 - Ojcze, o niczym innym nie marzę... - powiedziałam to z wahaniem. - Spędziłam wiele lat z tymi ludźmi, szanuję ich.... kocham, ale - zamilkłam, szukając słów, które pasowałby w to miejsce - nie pasuję do nich. Nigdy nie marzyłam być główną bohaterką jakieś maskarady, nigdy nie marzyłam o tym, żeby moje imię było na ustach tysięcy. Chciałam być prostą dziewczyną z miasteczka, która prowadzi pensjonat razem ze swoim tatą.
 - Nigdy mnie nie nazwałaś "tatą" - mruknął. 
 - Dionizosie... - złapała jego dłoń - bo ty jesteś moim ojcem, ale to Ramiro jest tatą.. (...)
 Moje wspomnienie przerwał bolesny upadek. Poczułam ostry ból po lewej stronie, nie miałam już siły wstawać. Miałam ochotę się położyć i oddać bestii, która na mnie czyha.
 - Dionizosie pomóż - zaczęłam modlić się do ojca w nadziei, że przyjdzie do mnie i uratuje.
 Podczołgałam się pod ścianę i oparłam się, zamykając oczy. Chcę w końcu odpocząć, chcę w końcu się wyspać...
 Wtedy ujrzałam go. Uśmiechnięty chłopak, który wpada na scenę ze swoją gitarą znalezioną w obozie. Miał na sobie tylko bokserki i nie przeszkadzało mu to, że w około jest mnóstwo ludzi. W końcu znowu był w swoim żywiole, czyli na scenie. 
 Złapałam butelkę wody i wyszłam z kawiarenki obozowej. Wszyscy świętowali odnalezienie kolejnej broni, może dlatego, że wyczuwali, iż za niedługo zacznie się bitwa, którą mogą wygrać tylko i wyłącznie z tą bronią. 
 - Hej - poczułam na swoich biodrach delikatne dłonie Chrisa. - Co ty tutaj tak sama siedzisz?
 - Ach, chciałam się przewietrzyć... - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. - A ty? 
 - Chcę w końcu naprawić swój błąd.
 Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się o czym on mówił. Podążyłam za jego wzrokiem, wtedy zobaczyłam Rikki, która znowu ciężko trenowała. Odkąd zaczęliśmy razem podróżować znowu się do siebie zbliżyli, ale tylko ona pamięta swoje uczucia do niego, które chowa głęboko w sobie... on zaś o nich zapomniał, na swoje własne życzenie. 
 - Co zrobisz? - zapytałam.
 - Wierzysz, że miłość jest w stanie wszystko naprawić - popatrzył na mnie swoimi ciężkimi oczyma. - Wierzysz w to? 
(...)
 Otworzyłam oczy, które były pełne łez. Nie wiem dlaczego sobie to robię, dlaczego na siłę próbuję sobie przypomnieć twarze osób, które były dla mnie tak bliskie.
 - Hanno - znowu usłyszałam znienawidzony głos. - Gdzie się chowasz?
 Podniosłam się z ziemi i znowu ruszyłam. W głowie huczały mi słowa mojego przyjaciela "miłość jest w stanie wszystko naprawić." Słabo uśmiechnęłam się do siebie, zastanawiając się, czy w końcu poprosił dziewczynę o chodzenie, czy w końcu poprosił ją o drugą szansę. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć na pytanie, czy wierzę w to, ale wierzę. Wierzę, że miłość ją naprawi, wierzę, że jego miłość spowoduje, iż powróci stara Rikki. Szkoda tylko, że ja nigdy nie będę mogła tego doznać.
 - Mam cię!
 Poczułam ciepło na swoich plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam zieloną bestię, która wyglądała jakby śmiała się ze mnie. Pewnie tak było... Szybko wyciągnęłam z pochwy swój miecz, ale wiedziałam, że nie zda się na wiele. Potrzebuję broni, która znajduje się na środku tego labiryntu.
 - Nie wiedziałem, że córki Dionizosa są takie piękne... - mruknął jakby był zamyślony. - Pewnie jesteś podobna do swojej matki?
 Uciekaj! - usłyszałam jej głos w mojej głowie. Cisnęłam z całej siły broń w jego stronę i zaczęłam biec. Znowu czułam jak odchodzą ode mnie wszystkie siły, ale nie poddawałam się. Skręć w lewo - tym głosem był znowu głos mojej matki. Wysłuchałam ją i zrobiłam to. Wpadłam w uliczkę, gdzie zapanowała ciemność. Znowu usłyszałam wrzask rozgniewanego smoka. Nigdy ich nie lubiłam, tylko idiota mógł je stworzyć.
 - Nie chciej wiedzieć, co z tobą zrobię jak cię dorwę.
 Nie myśl o nim, skup się na sobie! - znowu musiałam toczyć wojnę ze sobą, znowu musiałam zapomnieć o tym, co się dzieje w tym momencie. Przed oczy znowu stanął mi obraz sprzed kilku tygodni.
 Weszłam do domku, w którym mieszkał Dylan. Od kilku dni nie wychodził, był zmęczony po swojej misji oraz po przykrym wydarzeniu. On i Klara rozstali się, okazało się, że w ogóle do siebie nie pasują. Najgorsze dla niego było to, że miał wrażenie, iż nie podołał w roli chłopaka. Nie pocieszała go nawet myśl, że dziewczyna znalazła szczęście przy (jeden z bliźniaków). 
 - Cześć - uśmiechnęłam się, kiedy ujrzałam go na łóżku, kiedy brzdąkał na gitarze. - Masz ochotę na wino? Mojej produkcji?
 Chłopak podniósł wzrok i lekko się uśmiechnął, kiwając głową. 
 Z torebki wyciągnęłam dwa kieliszki oraz butelkę z białym winem. Kiedy nalałam, podałam jeden z nich chłopakami. Ten odłożył gitarę na bok i skosztował, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego mi brakowało. 
 - To jest niesamowite. 
 - Cieszę się, że ci smakuje... - zrobiłam przerwę. - Dylan? 
 Chłopak podniósł brew i spojrzał na mnie, dając znak, żebym kontynuowała. 
 - Jutro wyjeżdżam, i obawiam się, że już się nigdy nie zobaczymy... - przerwał mi.
 - Nie mów tak - jego głos nabrał stanowczej nuty.
 - Znasz moje plany, Dylan - złapałam jego dłoń. - Wiesz, co się stanie... I nie przerywaj mi, bo się rozmyślę... - chłopak zagryzł wargę, nie chcąc mi w niczym przerywać. - Robię to pierwszy raz, więc nie jest to łatwe...
 - Han - Dylan najwidoczniej się niecierpliwił. 
 - Proszę, wybierz się ze mną na randkę. (...)
 Zatrzymałam się pod ścianą, żeby nabrać trochę tchu. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, przypominając sobie minę przyjaciela, kiedy poprosiłam go o takie spotkanie. Długo wahałam się, żeby wyjść z taką propozycją.
 Wtedy dostrzegłam przed sobą piękną fontannę. To było to, w końcu dotarłam do celu. Zaczerpnęłam powietrza i wystrzeliłam jak strzała. Słyszałam za sobą ryk smoka, wiedziałam, że jest coraz bliżej, ale to nie był ważne. Ważne było, co miałam znaleźć wewnątrz antycznej fontanny.
 Przeskoczyłam przez marmurowy murek i wpadłam do chłodnej wody, która ukoiła wszystkie moje rany. Na kolanach zaczęłam przeczesywać jej wnętrze, ale moje palce nie czuły nic poza śliskim kamieniem.
 - To nie możliwe, nie możliwe... To tutaj musi być - coraz bardziej się denerwowałam, bo wiedziałam, że za dużo czasu mi nie zostało.
 W końcu uświadomiłam sobie, że to koniec, nie zdołam znaleźć broni, nie zdołam zabić smoka, a przede wszystkim bliźniaka mojego ojca. Oparłam się o figurę boskiego mężczyzny. Spojrzałam na niego, jakby on coś usiłował mi powiedzieć. Od razu ujrzałam w nim Erosa, boga miłości i namiętności.
 Przed moimi oczami znowu ukazała się wizja.
 Tym razem znalazłam się w holu z jednych z paryskich hoteli. Miałam na sobie długą suknię, która sięgała ziemi. Przyglądałam się Dylanowi, który wręczał kelnerowi rachunek. Pierwszy raz miałam okazję zjeść w tak luksusowej restauracji. 
 - Odprowadzę cię - podał mi ramię i skierowaliśmy się do windy. - Podobało ci się?
 - Jeszcze pytasz? - spojrzałam na niego w szoku. - To jest najpiękniejszy dzień w moim życiu! 
 Chłopak uśmiechnął się i nacisnął guzik z numerem mojego piętra. 
 - Cieszę się, że odważyłaś się mnie poprosić o to spotkanie... - powiedział, nie patrząc na mnie. 
 We mnie wszystko znowu zaczęło drżeć. Uwielbiałam słuchać jego głosu, dotykać jego ciała, mieć go przy sobie. Nie wyobrażam sobie, żeby ten dzień nie nastał, nie wyobrażam sobie, że miałabym się nie pożegnać z nim w ten sposób.
 Skierowaliśmy się do mojego apartamentu. Starałam się przeciągać tą chwilę, nie chciałam, żeby odchodził. 
 - Dlaczego musisz wracać? - zapytał, opierając się o ścianę. - Dlaczego chcesz mnie zostawić?
 Spojrzałam na niego w szoku. 
 - Dylan, nie patrz na to w ten sposób... Nie chcę cię zostawiać, nigdy cię nie chciałam zostawić... Ja za bardzo cię kocham, żeby to robić.
 Widziałam jak zaczyna się prostować, słysząc te słowa. 
 - Kochasz mnie? - szepnął jakby myślał, że ktoś nas podsłuchuje. 
 - Idioto - szturchnęłam go w ramie, czując napływające łzy. - Zawsze cię kochałam... I będę kochać...
 - Nie będziesz mnie pamiętać - powiedział twardo.
 Pokręciłam głową.
 - Może nie będę pamiętać jak wyglądasz, ale uczucia nie znikną... 
 - Po wojnie wrócę do ciebie, przyjadę do twojego pensjonatu, żeby być z tobą..
 Nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi.
 - Wejdziesz? - zapytałam ściszonym głosem, nie patrząc już na niego. 
 - Nie powinienem, obawiam się, że...
 - Chcę tego - spojrzałam na niego, będąc pewna wypowiedzianych słów. - Chcę to zrobić, chcę się kochać z tobą.
 Długo nie musiałam czekać na reakcję chłopaka. Szybko wziął mnie w ramiona, zatapiając się w moich ustach. Czułam jego ręce na całym moim ciele. 
(...)
 Po moich policzkach popłynęły łzy na wspomnienie naszej pierwszej nocy. Nigdy nie byłam pewna słów typu "kocham Cię" jak tamtego dnia.
  Wtedy poczułam coś między palcami. Spojrzałam na dłonie i dojrzałam jeden z piękniejszych łuków, jakie kiedykolwiek widziałam. Szybko nałożyłam strzałę na cięciwę i skierowałam ją na smoka, który widząc broń zatrzymał się.
 - Głupcze! - usłyszałam krzyk. - Zabij ją!
 Doskonale znałam ten głos, należał on do bliźniaka. W takim razie on cały czas ją śledził.
 Smok ani drgnął, najwidoczniej rozpoznał w broni, broń swojego pana.
 - Zabi...
 Nim zdążył skończyć wycelowałam w niego i puściłam cięciwę. Słyszałam tylko przecinającą powietrze strzałę oraz jęk trafionego bliźniaka. Po chwili stanął on w ogniu, przeklinając mnie na wieki... Już niczego więcej nie pamiętałam, bo upadłam, tracąc siły.

Dylan

 Spojrzałem na grupkę młodych wojowników, która przed paroma godzinami wróciła z frontu. Doskonale wiedziałem, że to co się dzieje teraz na świecie to tylko początek. Wojna z bliźniakami jest już u progu, a my nie zdołaliśmy jeszcze zdobyć całej broni z przepowiedni. Tylko Han jeszcze nie odzyskała jej. Od dwóch miesięcy jest na misji poszukiwawczej, sama, ponieważ osoby, które miały się nią zaopiekować zostały ciężko ranne i dopiero niedawno wróciły do siebie.
 - Dylan - za mną stanęła Rikki. - Hanna wykonała misję, ale...
 - Jakie ale? - szybko odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę.
 - Ona tutaj już nie wróci, bliźniak został zgładzony na miejscu... Przykro mi.
 Poczułem, że coś właśnie w tej chwili straciłem, coś co kocham. Wiedziałem, że to wcześniej czy później się stanie, ale wciąż nie umiałem się z tym pogodzić. Jej już nie ma ze mną, ona już mnie nie pamięta....

Hanna

 Poczułam napływające do moich oczu światło. W mojej głowie wciąż szumiało, jakbym wcześniej upadła. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się, najwidoczniej po szpitalnej izbie. Nie wiedziałam jakim cudem się tutaj dostałam i to mnie przerażało, wtedy poczułam na swojej dłoni czyjąś dłoń.
 - Spokojnie - znałam doskonale ten głos. - Jestem tutaj.
 Spojrzałam na mężczyznę, który przez wiele lat zastępował mi ojca.
 - Ramiro!
 Rzuciłam się w jego ramiona, nie potrafiąc powstrzymać łez. Od dawna marzyłam o tym, żeby się do niego przytulić, żeby znowu poczuć zapach jego skóry. W jednej chwili mój świat nabrał kolorów.
 - Co się stało? - próbowałam się uspokoić.
 - Zostałaś porwana, od dwóch, trzech lat się nie widzieliśmy... Znaleźli cię w Chorwacji...
 Na siłę próbowałam sobie przypomnieć wszystko, co się działo przez te lata, ale miałam tylko czarną dziurę. Ostatnią rzeczą, którą pamiętałam był uśmiech chłopaka, który prowadził mnie na jakąś imprezę... na moją/naszą imprezę urodzinową. Znałam go, lubiłam go, kochałam go.
 - Co się z nim stało? - kiedy zdałam sobie sprawę, że wypowiedziałam to pytanie na głos, spojrzałam na tatę.
 Mężczyzna pokręcił głową, nie wiedząc o co mi chodzi.
 - Ten chłopak..
 Do sali weszła młoda kobieta z rocznym dzieckiem. Zatrzymała się przy drzwiach jakby czekała na zgodę. Ramiro pokazał jej, że ma podejść bliżej. Onieśmielona stanęła przy moich nogach.
 - Han, to jest moja żona, Ana i mój syn Gianni.
 Uśmiechnęłam się do niej, bo domyśliłam się, iż ona jest odpowiedzialna za przemianę mojego taty. Nie czułam od niego już alkoholu, był zadbany, w końcu ujrzałam w nim to, co wiele lat temu ujrzała moja prawdziwa mama - przystojnego mężczyznę.
 - Dziękuję - szepnęłam do niej.
 Ana pokiwała głową, rozumiejąc o co mi chodzi. Po chwili do sali wszedł mężczyzna w białym kitlu oraz kobieta w cywilu. Kiedyś ich już widziałam, znałam te twarze, ale nie umiałam sobie przypomnieć skąd.
 - Cieszę się, że wróciłaś - powiedziała kobieta, stojąca obok lekarza. - Wszyscy się o ciebie martwili.
 Uśmiechnęła się, wtedy dojrzałam podobieństwo. To była Jego matka.
 - Gdzie on jest? - zadałam pytanie, nie zwracając uwagi już na nikogo poza nią. - Gdzie jest pani syn?
 - Dylan? Pamiętasz go? - w szoku spojrzała na lekarza, który tylko ruszył ramionami. - Jest daleko...
 - Jest bezpieczny?
 - Tak, tak, tak - mruknął lekarz, która najwidoczniej nudziła się rodzinna scena rodzajowa. - Wróci za parę miesięcy z trasy koncertowej... bla, bla, bla... proszę nie zaczynać na nowo tej historyjki. Nazywam się Daniele Bachus i jestem lekarzem prowadzącym pańską córkę. Myślę, że jest cała i zdrowa - zwrócił się do Ramiro. - Jutro możecie ją odebrać.. Zacznie nowe życie.
 Wtedy dojrzałam w jego wzroku czułość, tak znajomą...
  "Bądź szczęśliwa, moje dziecko"

I takim sposobem kończy się historia Hanny.
I takim sposobem ja żegnam się z Wami. Cieszę się, że mogłam tutaj być, ale trzeba kiedyś 
zakończyć jakiś rozdział, żeby zacząć nowy. 
Tym bardziej, że w końcu znalazłam osobę, która może
zmienić moje życie. Chciałabym się w końcu skupić na tym, co 
prawdziwe.

Czy Hanna będzie z Dylanem? To wszystko zależy od Was i waszej wyobraźni!
Jeżeli chcecie zawsze możecie wymyślić jakiś epilog, dla tej bohaterki. Proszę tylko pamiętać,
że ta historia się nie kończy, tylko ja odchodzę. 

Zawsze można mnie znaleźć: TUTAJ!

1 komentarz:

  1. Rozdział cudny, tak samo jak całe opowiadanie. :)
    Miło było oderwać się od rzeczywistości i odwiedzić ich świat. Masz talent do tego i rozwijaj Go dalej.
    Trzymaj się:*
    S.

    OdpowiedzUsuń