czwartek, 17 października 2013

Rozdział czterdziesty piąty

 - Dzieciaki skupcie się. - poinformowałam młodzików - dziś nauczymy się jak w walce wykorzystywać różne sztuczki. - przeszłam wzdłuż dwóch szeregów ustawionych do mnie twarzą. - Tak więc dobierzcie się parami i ustawcie na przeciwko siebie w odstępach pięciu metrów. - zażądałam.
            Uwielbiałam czuć władze. Dziś poproszono mnei o poprowadzenie zajęc praktycznych z młodzikami. Przez bitwę, która miała miejsce miesiąc temu mamy duże braki w kadrze nauczycielskiej i "góra" zarządziła aby "bardziej doświadczeni" starsi koledzy prowadzili zajęcia. Na drugim końcu sali Shedow prowadził swoją grupę, a Chester jak zawsze rozkazywał swojemu domkowi. Nawet bliźniacy dostali swój przydział.... a to już było niepokojące. O ile dobrze pamiętam Dylan zajmuje sie łucznikami, Klara jak narazie niczym, a Hanna siedzi w stajni i robi za "głównodowodzącą".
Mali człowieczkowie zrobili dużo zamieszania zanim znaleźli pary, a za każdą kłutnie albo minute spóźnienia robili pompki... Tak, tak okrutna ja.
 - Ogarnięci jesteście? - zapytałam, a oni odpowiedzieli.
 - Tak jest Pani Fox! - krzyknęli zgodnym chórem.
Jedyna, rzecz którą Zayn ich nauczył umią do perfekcji. Szacunek do prowadzącego.
Podeszłam do ściany, na której znajdowały się przeróżne typy broni. Wzięłam jeden ze sztyletów do rzucania i zważyłam go w dłoni. Niezły, ale rękojeść jest za lekka. - pomyślałam.  
 - Czy Zayn przyznawał wam już bronie?  - spytałam.
 - Nie, Pani Fox! - krzyknęli zgodnym chórem. Coraz bardziej się do tych krasnali przekonywałam. Ale to nie znaczy, że nie byla wściekłą na Zayna... Zostawił mi młodzików, którzy ćwiczyli z drewniana bronią... A ja muszę odwalić kawał roboty.
Westchnęłam.
 - Ach... Zmiana planów. - powiedziałam - Dziś będą zajęcia z doboru broni. Tak więc niech wszyscy tutaj podejdą i wybiorą jaka broń do nich pasuje. Radze sugerować się swoim boskim rodzicem! - podpowiedziała im z czystej dobroci serca. - Gdy wszyscy bedą gotowi proszę ustawić na swoich poprzednich miejscach.
Zaplotłam ręce za plecami i zaczęłam przemieszczać się dalej od harmideru.
 - Mogę zadać Pani pytanie? - przede mną nagle pojawił sie chłopczyk o jasnych włoskach ścietych "na grzybka", ledwie siegający mi do miednicy. Przystanęłam i popatrzyłam na niego zaciekawiona.
 - Jeśli związane z lekcją. - napomniałam.
Chłopak chwilkę się zastanowił i nabrał pewności.    
 - Jest Pani córką Boga Zeusa - chłopczyk spojrzał na  mnie wyczekującą. Zauwarzyłąm, że wszystkie odgłosy związane z młodzikami ucichły. Nie musiała oglądać się przez ramie by wiedzieć, że wszyscy patrzą na nas z zaciekawieniem.
Kiwnęłam głową.
 - Broniom Pana Zeusa jest włócznia. Ale Pani posługuje się mieczem. Dla czego? - spytał z lekka zarzenowany.
Westchnęłam.
 - Jesteś synem Apollina? - chłopczyk przytaknął - A na imię masz...?
 - Daniel-  naprężył sie i wypił pierś.
Położyłam mu dłoń na głowie i poczochrałam mu włosy.
 - A więc Danielu, jesteś bardzo spostrzegawczy. Właśnie tej cechy najbardziej poszukuje się u dzieci Apolla. - lałam wodę.  - Owszem nie walcze włócznią, gdyż ten typ broni jest bardzo nie prawktyczny dla mojego stylu walki. - odprawłam, odprowadzając chlopczyka w stronę rynsztunku - Moim stylem jest walka w zwarciu, a włócznia pozwala trzymać wroga na dystans, a dotego jest bardzo nie poręczna i zajmuje dużo miejsca. - nie mogłam im powiedzieć, ze robie nazłość Zeusowi i dlatego nei walczę włócznią.  - Wole walczyć krótkimi mieczami, badź sztyletami.
Pokierowałam chłopczyka w stronę łuków i zciągnęłam mu jeden, na oko pasujący do neigo  i wręczyłam mu go.
Uznałam, że sprawa została zamknięta gdyż chłopiec zasalutował i odbiegł testując nową broń.
 - To znaczy, ze Pane nie potrafi władać włócznia? - zapytała jakas dziewczynka. Jej ton był pyszałkowski więc od razu rozpoznałam w niej córkę Afrodyty.
 - Imie? - siliłam sie na spokojny ton, ale miałam ochote tą małą smarkule rozszarpać.
 - Silena. - odparła trzepocząc rzęsami.
Jak to mnei irytowało.
 - Moja droga Sileno. W genach każdego herosa jest zapisana umiejętność walki bronią swoich Boskich Rodziców. Więc ja chcąc nie chcąc do perfekcji umiem władac włócznią, ale nie pasuje do mojego stylu walki jak wspominałam, więc szkole się w walce mieczem. Tak samo Dzieci Apollina potrafią z zamkniętymi oczami ustrzelić ptaka w locie... ale na przykład mam nadzieje, że znacie Dylana Stephensa... - dzieciaki pokiwały głowami - Tak więc Dylan potrafi walczyć także mieczem i bardzo dobrze rzuca nożami.
Kończąc tym temat zostawiłam dzieci, aby przemyślały sobie moje słowa. Oddaliłam się na przeciwległą ścianę gdzie skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się o ścianę. Z daleka obserwowałam dzieci co robią i pozwoliłam im na samowolkę. Jak przegną mogę w tępie błyskawicy rozdzielić ich i ukarać. Po kilku minutach Shedow dołączył do mnie podpierając ścinę.
 - I jak sie Pani czuje w nowej roli Pni Profesor - podkreślił ostatnie słowo, a ja się skrzywiłam.
 - Nawet mi nie przypominaj. - odparłam - jakby nie to, że jestem wygadana, już dawno pozabijałabym te dzieci. - odparłam z przekąsem, a mój chłopak zaśmiał się.   
 - No już przyznaj się kto ci na odcisk nadepnął. - powiedział  szturchając mnie w bok.
Pokręciłam głowa.
 - Nikt mi nie nadepnął na odcisk... - odparłam stając na przeciwko niego.
Ten uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony.
 - Coś ci nie wierze.
Miałam ochote zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
 - Po prostu grają mi na nerwach dzieci Afrodyty. - powiedziałam chłodno odsuwając się od niego.
Ten objął mnie jedną ręką za szyje i pocałował w skroń. Próbował mnie tym pocieszyć i udało mu się, gdyż uniosłam jeden kącik ust.
Westchnął.
 - No leć teraz do swoich bo coś czuje, że bd miała się na kim wyżyć - pokazał głowa w strąnę młodzików, gdzie dwóch chłopców zaczęło się bić na miecze.
Westchnęłam zirytowana.
 - Dajmy im troche czasu. - odparłam zupełnie nie przejmując się tym, że oboje są poważnie poranieni.   
Chłopak spojrzal n amnei przeciągle.
 - Bawi cie to? - skarcił mnie.
Odepchnełąm go od siebie niby zła.
 - Niszczys zmi zabawe! - zaprotestowąłam jak małe dziecko i zniknęłam, aby pojawić się na drugim końcu sali.
Złapałam oboje delikwętów za wolne ręce, gdy chcieli zadać kolejny cios, okreciłam się o 360 stopni i puściłam ich. Wszystkiemu towarzysyzł dźwięk pioruna.
Wyprostowałam się i przybrałam surowy wyraz twarzy.
 - Coś mi się zdaje, że przypomnimy sobie zasady BHP panujące w anfiteatrze, a także  WY DWAJ! - zwróciłam się do poobijańców - macie zagwarantowany tydzień, w kuchni bez mozliwości uczęszczania na treningi. Wypad z sali! - zażądałam.
Nie powiem. Funkcja nauczyciela coraz bardziej mi się podobała.
Podparłam sobie boki.
 - A wy co? - warknęłam na przestraszone dzieci - Do szeregu! Już wiecie co was czeka za nieprzestrzeganie rozkazów! A i tak potraktowałam ich ulgowo.
Krasnale rospierzchły się jak myszy.
A ja czułam satysfakcję. 
Po godzinie zajęć wyrobiłam sobie niezły respekt u młodych, nikt nie podważał mojego zdania, słuchali uważnie poleceń i wykonywali wszystkie ćwiczenie. Po jakimś czasie przestałam ich traktowac jak wielki tyran i mówiłam do nich łagodnie. Mam nadzieje, że na dzień dobry na kolejnej lekcji nikt nie popuści w gacie, bo to by była siara.
Usłyszałam jakiś rumor od strony wejścia i instynktownie dałam znak aby herosi przestali ćwiczyć.
Do sali wbiegła Hania.
 - MAmy przepowiednie! - wykrzyknęłam i pobiegła dalej.
Bez interesownie poszłam w jej ślady:
 - Koniec zajęć! - krzyknęłam i przeniosłam się do biegnącej dziewczyny, zaraz obok znalazł się Shed, a daleko w tyle bez mocy przenoszenia biegł Chester. 

 - Wyrecytujcie to jeszcze raz - poprosiła Klara., która chodziła w tę i spowrotem po pokoju.
Siedziałam... Leżałam na fotelu głowa w dół i przedstawiałam sobą najwięsze znudzenie. Siedzielismy w domu Shedowa już bite pięć godzin i nie posunęliśmy się ani o krok do przodu.
Ziewnęłam szeroko.
 - Pierwsze ostrze na łonie Matki Wojny zostało złożone... - powiedziała Hanna nie odrywajac głowy od stolika.
 - To dość jasne - mruknął Dylan.
Strzeliłam palcami. Całą tą gatkę znam na pamięć nasza dziesiątka nie mówi o niczyn innym tylko o słowach pierwszej przepowiedni, co jest bardzo męczące.  
 - Matka wojny to Atena - powiedział mój chłopak, który rozwalił się na krześle obok - to było łatwe wydedukować.
 - No dobra. - powiedziała wyniosle córka Ateny kreśląc coś na niewidzialnej ścianie - pierwszą część już mamy. Druga.
 - Od wieków strzeże go Pani o białym oddechu. - tym razem odezwał sie Chester, który rozłożył się na sofie wraz z Gregorym i Rikki.
 - No i tu jesteśmy w dupie - skomentowałam.
Cisza, która nastała mówiła wszystko. Westchnęłam i wyczarowałam małą błyskawicę, pomiędzy wskazującymi palcami. Bawiłam się nią jakby to była " chińska pułapka ".
W końcu Zayn podjął dalszy temat ale ja ich nie słuchałam.. tak jak przez prawie cały czas. Totalnie ich olewałam. Nie umiałam znieść biadolenia Chrisa. Wyciągnęłam rękę do przodu i dotknęłam palcem jego nogi.
 - Teoretycznie możemy stwierdzić, że " Pani o białym oddechu" może  strezeć mieEECZ! - krzyknał i zwalił się z sofy, gdy poraziłam go leciutko prądem.Trzasnął sobą o ziemie i zaca smeisznie podrygiwać.
Hanna zaczęła sie na mnie drzeć, ale ja tylko siedziałam i uśmiechałam sie.
 - JEsteś nienormaln! Dorośnij w końcu! - mówiła przyjaciółka.
Wywróciłam oczami.
Zayn patrzyła na mnie karcącym wzrokiem, a Shedow pokazywał mi głową kuchnię. Potaknęłam. Lepsze to niż dalsze tu siedzenie. Pomyślałam.
Nie zważając na zamieszanie, zrobiłam przewrotkę i znalazłam się na nogach. Przeciągnęłam się, jak gdyby nigdy nic.
- Chcecie coś zjeść?
Wszyscy spojrzeli a mnei wilkiem, ale od razu zgłosili swoje propozycje. Spróbowałam je zapamiętać... w sumie dużo teogo było.
 - Pomoge ci - zaoferował się Shedow.
Wstał z krzesła i podążył za mną do kuchni.
Słyszałam za sobą głosy ludzi, którzy rozważali przeróżne rzeczy związane z przepowiednią. Ja natomiast przeciągnęłam się i usiadłam na blacie. Chłoapak minął mnie i próbował mnie zrzucić z szafki, ale ja się nie dałam! Zaczęliśmy się drażnić, az w końcu zleciałam z tego blatu. Pozbierałam się z ziemi i wzięłam się za robienie kanapek.
 - Tyle mózgów, a jeszcze nie znaleźliśmy odpowiedzi. - odezwąlam się w końcu.
Shogun przestał kroic ser i spojrzal w moją stronę.
 - Przepowiednie bogów nie są wcale takie łatwe. - napomniał mnie.
Wywruciłam oczami.
 - I tak wciąz nie wiem co tu robię. - mruknęłam - na moim miejscu miał byc Zayn.
          Wychyliłam się zza drzwi by spojrzeć na brata, który wędrował od godziny po pokoju z zastanowieniem. Pod jego koszulką było widac opatrunek. Rana co prawda była wyleczona, ale przy różnych czynnościach otwierała się i tryskała z niej krew. Tak właśnie działa jad pająków. Niby wszystko ok, ale rana wciąz nie jest wyleczona.
Chłopak westchnął.
 - Rozmawialiśmy już o tym. - znów zabrał się za krojenie sera.
Prychnęłam i zaczełam smarowac kanapki masłem orzechowym. Nie umiałam strawić tej ciszy i zagadnęłam.
 - Gramy w sto pytań? - zagadnęłam.
Chłopak wzruszył ramionami.
 - Czemu nie? - odparł - Ty pierwsza.
Hymn... zastanówmy się.
 - Miałes dziewczynę? - jego końcik ust zadrżał. A ja zlapałam okazję - Jaka była? ile miałes lat? ile ona miała?
 - Ej, ej, ej! - przerwał mi - to więcej niż jedno pytanie!
Spojrzałam na niego chytrze:
 - Gramy w 100 pytań, a Nie: w jedno pytanie, jedna odpowiedź! - pokazałam mu język, a on ukradł mi kanapkę z miodem i oparł sie o szafkę.
 - A więc. Miałem w tedy czternascie lat. Lizzy - bo tak miała na imię - mieszkała w mieście oddalonym od obozu o 100 km. To były czasy kiedy wykradałem się z obozu aby nie czuć się samotny. - uśmiechnęłam się z drugiej strony blatu - Pamiętam, że ona była odemnie rok starsza. - zagwizdałam.
 - Doświadczona. - pokazałam mu język, a ten rzucił we mnie ogórkiem. Złapałam go nim spadł do słoika z orzechową papką.    
 - Znałem ją dokładnie rok. Ale gdy  jej powiedziałem, że jestem herosem i wyśmiała mnie. - westchnął. Nie widziałam na jego twarzy bulu raczej rozbawienie - Cztery dni później poszłem na jej pogrzeb. - szepnął.
Wzdrygnęłam się.
 - Co się stało? - spytałam ze współczuciem.
Zakręcił nożem w dłoni.
 - Następnego ranka znaleziono jej ciało w lesie. Podobno rozszarpały ją wilki... - wbił nóż w stół. - Widziałem miejsce morderstwa i jestem pewny, że to Harybsy. Stała się potrawką dla potworów. Żałuje, że mnie przy niej nie było. Rozwaliłbym łeb  stworą.
Wyrwał nóż ze stołu i wznowił przerwaną czynność.
Nie wiedziałam co powiedzieć wiec się zamknęłam  i sięgnęłam po talerz, na który nałożyłam słodkie kanapki i zaniosłam je do pokoju.
 -... czy czystym w swej wierze zostanie. - wyrecytował Chris waląc sie po każdym słowie w  czoło. 
Zayn sięgnął po kanapkę jeszcze kiedy sżłam i dostał pacnięcie w rękę. Zrobił minkę obrażonego dziecka i podążył za mną jak cień. 
 - A teraz pytanie w jakiej wierze? - myślała na głos Klara, a Chester jęknął. Siedział zgarbony na sofie, a swoją głowe miała miedzy kola nami. Miałam ochote go klepnąć w lecy i krzyknąć " prostuj się!" Ale znając życie zabił by mnie.
 - Żarcie! - powiedziałam jedynie i wszystkie głowy zwróciły sie w moja stronę. 
Postawiłam kanapki na stole i "wybłysknęłam" się do kuchni w chwili kiedy wygłodniali ludzie żucili się na talerz. Shed  zdrygnął się gdy w poświcie żółtej błyskawicy przybyłam do kuchni. 
 - HA!- krzyknęłam - już wiesz co przeżywamy gdy "pojawiasz się i znikasz"! - powiedziałam a ten tylko ugryzł kawałek zielonego ogórka. Wyglądał zabujczo z takim głupiutkim wyrazem twarzy. Ale uwielbiałam to w nim. Nie wiele ludzi może dostrzeć jego prawdziwe ja, a przedemną zaczyna się otwierać... a ja przed nim. Chciałabym aby Gomez był tak otwarty przy innych ludziach... ale nie! Bo on musi przybrac maskę obojętności. 
Wrócił do krojenia ważyw, a ja sięgnęłam po miseczkę na saładkę Spojrzałam na niego przez ramie i przekszywiłąm glowę. Wpadłam na pomysł widząc jak z jego ust wystaje kawałek ogórka. 
 - Shedow? - spytałam gdy prechodziłam obok niego. Chłopak obrócił głowe w moją twarz i uniusł pytająco brew. 
            Zblizyłam do niego usta i ugryzłam wystającą częśc ogórka, muskając delikatnie jego wargi. To był nasz pierwszy "pocałunek" od czasu końca bitwy. Gdy odsunęłam się od niego poczułam jak moje policzki płoną, zerknęłam na niego kątem oka i dałabym sobie rękę uciąć, że on tez sie zaczerwienił, po tem uśmiechnął się pogodnie i "wciągnął" resztkę ogórka. Po tym incydencie poszlam na swoje stanowisko i zaczelam rozrywać sałatę.
Wzięłam ostani liść sałaty i krzyknęłam. 
 - PAJĄK! - wydarłąm się robiąc unik przed owłosionym stworem, który wyszedł spod sałaty. Po jego niebieskich nóżkach poznałam w nim Bonifacego. Pupila Mel. Odetchneąłm z ulga. 
Shedow stał za mną trzymając w pogotowiu nóż. - Spoko.- powiedzialam uspokajając nerwy. To rylko zwierzak Merlyn. - uspokoiłam go i wzięłam Facego na rękę. 
Nagle kuchnia zapełniła sie ludźmi. Skakali wokół mnie, a Gregowy mnie podniusł. 
Wsyzscy krzyczeli i cieszyli się. 
Razem z Shedowem patrzliśmy na nich zgłupieli. 
 - Postaw mnie na ziemi! - zażądałam. 
 - Jestes naszą bohaterką! - krzyczał młody. 
Gregory jeszcze kilka razy mną żucił, a ja uwarzałam aby tarantula nie wypadła mi z ręki. 
 - Rozszyfrowałaś przepowiednie! - krzyknęła Klara.
Syn Hefajstosa postawił mnei na zemi, a ja spojrzałam jak na największego idiote na świecie. 
 - Krzyknełas  pająk! - podpowedziała mi Hania. 
 - I co z tego? - spytałam podejrzliwie. 
Teraz Zayn pojawił się obok mnie i sprzedał mi soczystego buziaka w czubek głowy. 
 - PAjęczyca Arachne! - powiedział i uniusł mnie w objęciach. 
Teraz Kalra zabrała głos: 
 - Pani o białym oddechu! To pajęczyca Arachne! - pisnęłą - Strzeże świątyni mojej matki! Jak na to wpadłaś? - spytała.
 Spojrzałam na nią. 
 - Nie wpadłam na to. - powiedziałam zażenowana. - Po prostu znalazłam jego. 
I ukazałam wszystkim niebieską tarantulę. 
A Klara zbladła i znalazła się na ziemi. 
 - Ach... zapomniałam o panicznym lęku dzieci Ateny, przed pajękami. - powiedziałam głupkowato, gdy reszta towarzystwa, próbowali ocucić blondynkę. 
Dopiero teraz do kuchni weszła czarnowłosa córka Posejdona. 
 - Jestem ciekawa jak sobie poradzi z zadaniem. - powiedziała kpiąco. Az język mnie świezbiał aby jej odpowiedzieć. - Przeciez spodka się z matką pająków. 



Przebrnęliśmy już przez pierwsza Wielką Przepowiednie.
I ja wam się podoba relacja Zo i Shedowa?

1 komentarz: