poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział czterdziesty drugi cz. 1

         Kątem oka zauważyłam przedzierającego sie przez tłum Zayna... Jeszcze tego mi brakuje. Przed minutą pozbyłam sie plecaka o imieniu Mel, która uczepiła się mnie jak koala i nie chciała puścić. Dopiero jeden z dzieci Hermesa siłą wyprowadził ją z pola walki, czym przyczynił sie do moich swobodnych ruchów i za to bardzo mu dziękowałam. Zamachnęłam się mieczem i dźgnęłam cztero metrowego, grubego i cuchnącego  cyklopa w brzuch. Ten zawył i osunął się na ziemie nieżywy. Zauważyłam, że kilka chodzących kości się do mnei zbliża i okrążyły  kółeczkiem, zagradzając droge ucieczki. Oceniłam sytuacje, na marną. Zakręciłam mieczem młynek wokół głowy i cisnęłam klingą w kościotrupy. Po chwili usłyszałam odgłos spadających kości i po szkieletach zostały tylko małe kupki. Rozprostowałam ramiona w chwili spokoju, która nie trwała za długo. Jeden z największych cyklopów jakiego kiedykolwiek widziałam, kierował sie wprost na mnie, przedzierając się przez tłum jak terminator. Wymachiwał swoją maczugą we wszystkie strony, nie zważając, że również turbuje swoją armie. No ale cóż. Cyklopi słyną z małego rozumku.
         Dobyłam kolejny miecz z pochwy na plecach i przygotowałam się do powstrzymania stwora. Słyszałam krzyki ludzi i potworów, kótrzy ginęli za chory wymysł jakiejś bogini. Ścisnęłam mocniej miecze. Tą bitwe chciałabym jak najszybciej zakończyc. Wielkolud stanał przede mną i zamachnął się maczugą. Ugięłam nogi, tak jak uczył mnie Shedow i czekałam kiedy mam zrobić unik. Przez ten momęt jakoś wszystkie odgłosy ucichły. Słyszałam swój przyśpieszony oddech i bicie serca. Czy tak właśnie czuje się człowiek przed śmiercią? tylko, że mi życie przed oczami nie przeleciało.
Cyklop zaczał opuszczać broń. Czekałam. Usłyszałam krzyk za sobą, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Wyczułam momęt uderzenia i odskoczyłam. Maczuga wbiła się do jałowej ziemi, pozostawiając pęknięcia i wielką dziure. Podpierając się rękami zrobiłam zwrot i wskoczyłam na broń. Nawet ja się nie spodziewałam takiego zachowania. Wbiegłam na ramie potwora, a gdy odchylił głowe, aby spojrzeć co mu na niej siedzi, wbiłam mu miesz w oko. Cyklop zachwiał się i runął do przodu. Widziałam fontanne krwi, kóra opryskała ludzi wokół i prawie nie zwróciłam śniadania... Nie nawidze przemocy gdyż, wychowywałam się w patologicznej rodzinie... a tu sama szeże przemoc, a na dodatek zabijam... Bo jakie te potwory miały wpływ na to, że gdy sie urodza bd siedzieć w złym ciele... świat jest okrutny,... i nikiedy zastanawiam się czy dobrze jest za niego walczyć. Bo od pewnego czasu gnębią mnie wątpliwości. Ześlizgnęłam się z trupa i prawie zwymiotowałam śniadania.
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ręce i zaczyna odciąggać od truchla.
Spojrzałam na dwie wysokie postacie odziane w zbroje.
 - No spójrz Kasmir, kto postanowil nas odwiedzić.
Zauwarzyłam błysk białych zębów pod hełmem.
 - Musiała sobie uświadomić, że nie przeżyje bez naszej inteligencji.
Wybuchnęłam śmiechem.
 - Wy inteligenty! - zwróciłam się do blixniaków rozbawiona ich bliskością.
 - Hymn? - odpowiedzieli równoczesnie.
Uśmiechnęłam się.
 - Cholernie się za wami stęskniłam.
Spojrzeli po sobie, a później z przerażeniem na mnie.
 - Kim jestes i co zrobiłas z nasza krową? - zapytał KAsmir.
Spojrząłma na nich zabujczym wzrokiem.
 - Zaraz ci wsadze kij do dupy, jak nie przestaniesz. - warknęłam wściekła. Ogólnie nie przejmowałam się jak ktoś mnie bluzgał... ale usłyszec to z ust palantów mojego pokroju było irytujące.
 - Nie, jednak to Zo. - odparł Lorenz.
Brat pokiwał ochoczo głową. Poczułam jak moje nogi zaczepiło se o coś. A tym "czymś" okazało się ciało jednego z herosów. Zamknęłam gwałtownie oczy i przygryzłam wargę. Ciągle miałąm nadzieje, że to sie  nie dzieje.
 - ale jest jakaś inna. - pokiwał głową Kasmir - Gdy przepołowiła gorgone, wyglądała, jakby zaraz miałą wszystkich zarżnąć... nie sądziłem, że bd musiali zbierać ją z ziemi gdy uwidzi za duzo krwi.
 - Nadal tu jestem więc bądźcie tak mili i nie obgadujcie mnie.
Drugi z braci spojrzał na mnie z dezaprobatą.
 - Dzieci milczą gdy dorośli rozmawiają.
Spojrzałam na niego. Gdyby mój wzrok, mógł zabić już dawno lezałby martwy.
 - Chcesz w twarz? - spytałam.
 - Już się zamykam. - odparł kuląc ramiona.
Westchnęłam. Spojrzałam na niebo. Widziałam lśniące skrzydła pegazów, kóre umykały przed pazurami harpi. Widziałam jak bezwładne ciała spadają i zgniatają wiele ludzi... Widziałam cierpienie biednych zwierząt i mialam ochotę pozabijać wszystkie okropne stwory, kór epóbuja zabić moją rodzine... 
Chłopaki gadali w najlepsze natomiast do nas zbiżalo się coś wielkiego ale nie umiałam ogarnąc co dokładnie.
 - Inteligenty! w nasza stronę leci coś wielkiego. Może łaskawie się tym zajmiecie albo mnie puścicie? Bo nadal nie wiem po jakiego kja chcecie mnie stad wywlec.
Spojrzali na mnie z przerażeniem i puścili tak raptownie jak chwycili.
Spadając obiłam sobie pośladki. Jękęłam z obużeniem i wstałam. Nim zrobiłam cokolwiek zrobić krztałt na niebie zrobił się wyraźniejszy i rozpoznałam wnim harybse...
 - Cholera.- zaklęłam. 
Sięgnęłam do pochwy i zaczęłam macać powietrze.
Moje miecze mieli bliźnaicy, kórzy nagle rozpłynęli się w powietrze.
Westchnęąłm zmęczona i otworzyłam tarcze, kóra wystrzeliła. Potwor udezył we mnie całą masą, a mnei zcięło  z nóg. Miałam wrażenie, że ramie wypadło mi ze stawu.Przturlałam się po podłodze i schowałam tarcze. chwyciłam się za coraz wieksze ramie i zaklęłam na czym świat stoi. Potwór przeturlała się 20m  dalej i skosił potwory ze swojego wojsca. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że bliźniacy leżeli na ziemi i udawali trupy... Najliżej leżał Lorenz i podeszłam do niego.
 - Walnij mnie w ramię. - mruknęłam podstawiając mu wybite ramie. - wal z całej siły.
Chłopak spojrzal na mnie  z przerażeniem.
 - Nie ma mowy. Po tym wyślesz mnie do trumny. Ani mi się śni. - założył ręce na klatke piersiową.
 - Dobra. - wypaliłam - to ja poszukam jakiegoś Apolla, lub Asklepiosa... a wy zajmijcie się harybsą.
Powiedziałam to i odwróciłam się na pięcie.
            Poczułma ból i krzyknęłam. Zacisnęłam pięści gdy chciałam przywalic osobie, która to zrobiła, ale szybko je rozluźniłam. Przeciez sama tego chciaalm. Jęknęłam gdy ramie wruciło na swoje miesce. Wyciągnęłam z kieszeni tubke z ambrozją i łyknęłam pożądnie. Po chwili poczułam ulge gdy wszystkie rany zasklepiły się, a po moim ciele przeszło orzeźwienie.
 - Ile już tego wypiłas? - spytał Kasmir podchodżac do nas i chwytając butelke, którą mu podałam.
Otarłam usta i kilka kropelek nektaru spadło na ziemię.
 - Od wczoraj zywie się tylko tym.
Chłopaki zrobili wielkie oczy. Poczym młodszy zwrócił się do starszego:
 - Leć po kamere nagramy, jak Zo stanie w płonieniach gdy jej ciało nie strzyma ilości boskości.
 - Dobra. - potaknął brat, obracał się na pięcie, gdy nagle zrobił szybki zwrot, chwycił brata i zaczał uciekać. - Zo twój adorator nadciąga.
Pokazał mi palcem w stronę lecącego potwora.
             Jęknęłam i schowałam tubke z nektarem. Sięgnęła do pochw, które mialam przymocowane do łydek, po dwa obusieczne sztylety i zakręciłam nimi w dłoniach badajac ich możliwości i ciężar. Połową broni, która miałam na sobie walczylam instynktownie, gdyz nie bła moja. Oczywiście Shedowuczył mnie zastosowań, każdej, ale to dziwne walczyć bronią "zaporzyczoną" od przyjaciele. Ogólnie cała zbroja była jego... nno jedynei napierśnik był mój.
Stanęłam lekko pochylona kołysząc się w jedną a drugą stronę, jednocześnie rozgladałam się nad jakąs pożyteczną bronią i na szybko wymyślając taktyke.
 - Zo my cie zostawiamy tu z przyjacielem...- krzyknął Kasmir, kóry znajdowął  się w bezpiecznej odległości i ubezpieczął mi tyły.
 - ... a my pójdziemy wybuchnąć połowe armi Avri. - powiedział Lorenzo, kładąc trupem trzech nieumarłych.
 - No to cześć! - powiedzieli równocześnie i zapadli się podziemie.
Spojrzałam nad nadbiegającego potwora, kóry zaczał zwalniać.
W końcu stanął przedemną i wyszczezył zęby. Jego ślina zaczeła skapywać w wielką kałuze.  Nagle zrobił wielkie oczy i zaskomlał.
Zamknęłam oczy.
 - Ktoś za mną stoi tak? - powiedziałam i zaczełam odwracać się na pięcie. Najpierw ujrzałam wielkie włochate nogi, a później pajęcze oczy i wielkie szczypce.
Prawie miecz wypadł mi gdy ujrzałam jeden z pomiotów pajęczycy, Arachne. Stwór krzyknął, a ja zostałam obśliniona. No pięknie będe walczyć z dwoma przeciwnikami... to już wole iść i wykopać sobie grób.  - pomyślałam.
           Harybsa skoczyła w moją stronę. Przeskoczyłam nad nią i cięłam ją przez grzbiet. Spadając na ziemie poczułam jak coś hamuje mi noge i znów poleciałam w powietrze gdy pająk szarpnął za sieć. Przecięłam pajęczynę i z ledwością uniknęłam ostrych zębów przerośnientego wilka. Wleciałam w pole walki i teraz otaczało mnie stado nie umarłych. Zaczelam atakować zombi, kóre padały jeden po drugim. W chwili nie uwagi jeden z nich wgryzł się mi w ramie. Krzyknęłam i oddzieliłam mu głowe od tułowia. Chywciłam się za pulsujące ramie i zwymiotowałam. Fuj.
           Ledwie pozbierałam się z ziemi, a Pająk oplątał moje nogi i zaczał ciągnąć w swoą strone. Uniosła mnie w górę i otworzyła paszcze z wielkimi szczypcami. Szybko zmieniłam broń na małe sztyleciki, które zostały umieszczone pod rękawicami, a słuzyły do żucania. Wycelowałam w gardło potwora i żuciłam nożek posyłajac z ani wiązkę błyskawicy. polejną ręke skierowałam ku niebu, a gdy potwór połknąłmiecz, zgromadziłam w dłonie płyskawicę, która udeżyła z nieba. Skierowałam ją na potwora, kóry po chwili usmarzył się.
Odetchnęłam. Jeden mniej.    
          Ziewnęłam ze zmęczenia i zaczełam rozglądac sie po polu bitmy szukając HAtybsy. Znalazłam ją, gdy pozbywała się skutecznie dzieci ateny, kóre przeprowadzały dywersję. Zaklęłam pod nosem i rzuciłam kolejnym nożem. Odcięłam zwierzęciu ucho, ótre zozw ścieczyło się. Swoimi czerwonymi oczami spojrzała w moją stronę. Wydała z siebie wycie i pognała w moją stronę. Chwyciłam z sztylety i czekałam aż, potwór otworzy swoją poszcze. Wtedy ciełam odskakując Za sobą słyszałam głuchy trzask, gdy na ziemie zlecial wielki kieł harybsy. Okręciłam się na pięcie stojąc twarzą w twarz z potworem.
 - Zoey! Za tobą! - pomięzy odgłosami bitwy dosłyszłąm kobiecy głos. Spojrzałam kątem oka za siebie. Jedna z Harpi stała na demną z uniesionym mieczem.
        Postanowiłam pokazać światuile zyskałam po nocnych treningach z Shedowem. Oparłam ręce na ziemi i z niebywałą prędkością kopnęłam w nadgarstek harpi. Miecz wyleciał jej z ręki, a ja okręciłam się i wymierzyłam cios.  Potwór byl tak zaskoczony, że nawet nie zauwarzył, że jego ciało oddzieliło się od siebie, gdy okreciłam się. Uśmiechnęlam sie Pokazując zęby zadowolona z mojej nowej szybkości..
Przecięłam cieńkie cięzaeki, kóre miałam na nogach. Spadły na ziemię żłobiąc w niej pęknięcia. To samo zrobiłam z magicznymi rzemykami na rękach. Gdy pozbyłam się z mięśni ciężaru, poczułam sie niebywale lekka. Kolejna pamiątka po treningach z  Shedowem, który wprost mnie katował, ale widać efekty.
          Harybsa skoczyła na mnie, ale ktoś mnie zasłonił i przyjął cios na siebie. Potwór zaskomlał i wycofał sie kulejąc. Spojrzałam na postac stojąca przede mną. Najpierw zauwarzyłam ciemne włosy, a póxniej zielone oczy. Hannna, ta podstępna żmija mnie uratowała. A coś czulam, że się pojawili. Wcześniej wyczułam załamanie przestrzeni, wiec zapene byli To Shedow i Chris.
Siegnnęłam po ciężarek leżący na ziemi i urzyłąm go jako kastetu. Owinęłam go wokół dłoni i z całej silły przywaliłam potworomi. Usłyszałam szczęk i jego pełne nienawiści oczy zrobiły się mgliste. Potwór nie żył. Coś za  łatwo poszło - pomyślałam.
Chcąc pozbyć się ciężarka, rzuciłam niem w harpie, która dopierała się do pegaza Shedowa. Potwór padł martwy.
Hanna otrzepała ostrze z krwi i kopnęła z obrzydzeniem czaszke dalej.
Och jaka niewinna... - w myślach nakopałam jej do dupy.
Zwróciła się do mnie z uśmiechem.
 - Nieźle sobie poradzi...
Przywaliłam jej pięścią w nos, podcięłam jej nogi i przygniotłam ją do ziemi stopą. Z jej nosa zaczęła skapywać krew.
 - A to jeszcze nic w porównaniu z tym co zamierzam ci zrobć! - warknęłam, a mój głos nasączyłam jadem - Nie moge uwierzyć, że mnie uśpiłaś! Miałam cie za najlepsza przyjaciółke, a ty zrobiłaś mi coś takiego!
Wymamrotała coś ale ja ją nie chciałam słuchać.
Puściłam ją, a ona próbowała złapać powietrze.
 - Co się stało? - wykrzyknął zmartwieny Dylan.
Cała banda przedzierała się przez tłum walczących. Wyglądali dość komicznie w zwykłych ciuchach dzierżąc swoją broń.
 - Zaatakowała mnie harybsa. Han uratował mi życie. - wypowiedziałam te słowa bez wyrazyu. Spojrzałam na  blondynke, kóra trzymała sie kurczowo ramienia swojego chłopaka. - Miło, że znów jesteś z nami. I przepraszam, że nie było mnie z nimi gdy cie ratowali. Ale ktos się postarał o to aby mnie nie było. - spojrzałam jadowitym wzrokiem na Hanne, kóra usiłowała się pozbierać.
 - Dlaczego Hania leży? - zapytał Chris - przecież stała gdy ty pokonywałaś potwora.
Spojrzałam na niego z głupiutkim uśmieszkiem.
 - Hania przybiła mi żółwika nosem. - powiedziałam jakby nigdy nic.
 - Że COOO?!?! - odpowiedzieli zgodnym chórkiem.
 - Noo.... Chciałam jej przybić żółwika, za to, że mnie uratowała, ale biedna Han potknęła sie i oberwała w nos. - posłałam im szczery uśmiech.
Z tłumu wyłoniła się postać ubrana dość wyzywająco, z czarnymi nagolennikami, napierśnikiem który odsłaniał jej płaski brzuch, naramiennikami i rękawicami. Jej zapach był przesiąknięty solą morską, a włosy splątane.
 - Brigden - warknęłam rozpoznawając córkę Posejdona.
W ciemności błysnęły jej białe zęby. Zawsze przypominały mi zęby rekina, gdyż były szczuplejsze niż u normalnych ludzi i herosów.
 - Coś mi się nie zdaje, że sama wyladowała na ziemi, Fox. - podala ręke Hani, kóra ją z wdzięcznością przyjęła.
Uniosłam z rozbawieniem brew.
 - Moż echcesz do niej dołączyć? - spytalam.
Zauwarzyłam lekkie poruszenie ze strony moich niby przyjaciół.
 - Zo odpuść- powiedział Dylan.
 - Zoey ona przyszła nam pomóc - zawturowala mu Klara.
 - Uratowała nas! - powiedział Chris.
Przekrzywiłam głowe patrząc na nich. Ich oczy mówiły abym przestała, ale moja piepszona duma tego nie chciała.
 - O ile wiem osoby, które opuszczają obóz nie są mile widziane. - zaplotłam ręce na piersi.
Usłyszałam szczęk metalu, ale byłam szybsza. Nie zdążyła do połowy wyjąć miecza, a ja już stałam i przyciskałam jej długi nóż do gardła. Spojrzała na mnie najpierw z zaskoczeniem, które przerodziło się we wściekłością, a w jej oczach zapaliły się ognie.
 - Ojciec ostrzegał  mnie przed tobą. - przycisnęłam mocniej nóż, az ukazała się czerwona kreska - Ale myślisz, że tylko ty polepszyłaś się? Jeśli tak to jestes strasznie samolubna. - pokręciłam głową - Moge wskazać ci palcem osoby, na tym polu bitwy są lepsi od ciebie pod wieloma względami. - warknęłam - Jak nie masz zamiaru ratować niewinnych ludzi to lepiej sobie odpuśc i nie zawracaj mi głowy. - odjęłam nuż od jej szyi i wsadziłąm do pochwy jakby nigdy nic. Spojrząłam na nią - Pilnuje cie. Jesteś na moim terenie. - okręciłam się na pięcie i  zaczełam kierowa sie w stronę prawej flaki. Zatrzymałam się i spojrzałam przez ramie - Nie tylko ty jestes naznaczona przez Boga.  
          Podskoczyłam i wdrapałam się na grzbiet jednego z pegazów przelatującego akurat nad nami. Dosiadłam go i skierowałam w wir harpii, kótre zarzynały zwierzęta, nie zważając na oburzenie przyjaciół. Zaczęłam pomagać dzieciom Hermesa pozbyć się latających stworów. Zadawałam ciosy jedne po drugim, a pioruny waliły wszędzie gdzie znajdowały się latające stwory. Po chwili zaczęły się wycofywać i pierzchły z nieba, które było moim królestwem. Zauważyłam jakąś postać, kóra siała wielkie spustoszenie w szeregach dzieci Aresa.
Ześlizgnęłam się z grzbietu siwka i pofrunęłam w dół. Spadając przed przerażającą postacią. Wykonałam salto i spadłam na ziemię w kuckach.
 - Miło, że w końcu ktoś postanowił nam pomóc. - krzyknął Chester odskakując przed latającym płomieniem.
 - Byłam zajęta. - powiedziałam wpatrując sie w kobiete z irytującym uśmieszkiem.
Miała na sobie przewiewną białą suknię i wianek we włosach. Unosiła sie 20 cm nad ziemią, a jej brązowe włosy powiewały na wietrze. Przypominała mi podobiznę jednej z Bogń Olimpijskich... Tylko jej twarz byla bardziej surowa i nieprzyjemna. Jej oczy złowrogo świeciły.
 - W końcu zacznie się zabawa! - zaśmiała sie bliźniaczka i wykonała piruet. W naszą strone poleciały ognie.
KAżdy rzucił się w swoją stronę unikajac poparzenia. Przetoczyłam się na plecy i wyciągnęłam tarcze. Zasłoniłam się i zaczełam podbiegać do Chestera.
Chłopak jęknął a z jego boku zacżeła sączyć się krew. Zaklęłam.
Podłam mu tubkę z ambrozją.
Usłyszłam świst wiatru za sobą i dobyłam sztylet. Zamachęłam się, ale tuż przed ciosem ktos chwycił mnie za nadgarstek i zatrzymało trafieni. Spojrzalam spanikowana na napastnika, ale gdy ujrzałam srebrne oczy, odechnęłam.
 - Prawie cie zabiłam.  - powiedziałam chłodno.
 - Więc dobrze Cie wyszkoliłem. - odparł luzując nadgarstek. Wyjęłam rękę z jego uścisku i zasłoniłam nas przed następną kula ognia. - Jak się sprawy mają? - zapytał wychylając się spoza tarczy.
Chester juz wrucił do siebie i teraz uważnie rozglądał się na pole bitwy, kombinując co teraz mamy zrobic.
 - Cholera. - zakląl - tyle braci zginęło. - jego szczęka zacisnęła się.
Połozyłam mu reke na ramieniu. Współczułam mu.
 - Każ wszystkim ludziom ewakuowac się. We trujke powinnismy ją zatrzymać. - powiedział Shedow, kóry zniknął i pojawił się za bliźniaczką Ateny i przeniósł trzech zranionych ludzi.
 - On zawsze mówi wszystko dosadnie? - zapytał Chester.
Chciałam juz odpowiedziec ale usłyszałam głośny huk.
 - Coś się stało na wschodniej flance. - powiedziałam.
Uśmiechnęłam się i pogratulowałamm Lorenzo i Kasmirowi dobrej roboty.
Obok mnie zmaterjalizował sę Shed z moimi mieczami.
 - Oddawaj sztylety. - warknał.
Sięgnęłam za zagolennice i dobyłam ulubiona broń chłopaka. Dwa kryształowe sztylety, o obusiecznym ostrzu. 
Ja natomiast wsadziłam swoje miecze go pochwy.
 - Jeszcze raz bd grzebać w moich rzeczach a zabije.
Przewróciłam oczami.
Usłyszałam huk i nakryłam nasza trujkę tarczą, przed odłamkami ziemi i nie wiadomo czego jeszcze. Usłyszłąm znajome krzyki przerazenia i przerażający smiech.
 - Znalazłam te myszy. - kolejna kobieta pojawiła się na polu bitwy ale tym razem, rozpoznałam ją od razu.
Hope. Bliźniaczka Hadesa. Spodkaliśmy ją gdy ratowaliśmmy bliźniaków... którzy aktualnie leżeli przed nami i zwijali się z bulu.
 - Zobaczmy na co stać, dzieci bogów - syknęła i uniosła ramiona w górę. - powstańcie moje dzieci! - krzyknęła, a ja objęły czerwone płomienie. - powstańcie i zniszczcie ziemię!
Nagle trupy herosów zaczęły się ruszać. Krzyknęłam z przerażenia, gdy znajoma twarz siostry Chestera, Cerri złapała mnie za kostke. Uważałam ją za swoją sioste. Była zabawna ale i ostra. Bardzo ją lubiła bo porzypominała Mel. A teraz sięgnela po moją nogę, a w jej głowie sterczał topór.
 - Siostro! teraz będzie zabawa! - wypiszczał Avri.
Zaklełam pod nosem zdzielając moja przyjaciólkę mieczem.


Jezu ale się rozpisałam.... Pufff... na szczescie juz koniec :D
Przepraszam za zanudzanie, moje chaotyczne pisanie i błędy. Wiem, że tego nie lubicie.
Bujka :*

3 komentarze: