Jestem
ciekawa, co wykombinowała tym razem Zo. Nigdzie w obozie jej nie było, wszyscy
włączyli się w akcję ratunkową, tylko mi się nie chciało ruszać. Dobrze
wiedziałam, że jest z Shedowem. A skąd to wiem? Przyjaciel – mogłam go
spokojnie tak nazwać, ponieważ strasznie się zbliżyliśmy do siebie w czasie
odkąd zaczęła mi się „objawiać” jego matka. Razem próbujemy dojść do prawdy,
ale nikomu o tym fakcie nie mówimy. – w środku nocy jeszcze do mnie wpadł, żeby
uprzedzić, co planuje. Rozkazał mi kryć Zoey, a o niego mam się nie martwić.
Wzięłam
swój miecz i zaatakowałam manekina. Kolejna dziura w jego piersi. To robiło się
już strasznie nudne. Codziennie Zayn każe mi ćwiczyć, tak jakbym nie radziła
sobie z mieczem, a prawda jest taka, że chce się na mnie wyżyć. Dlaczego? Bo
jego siostra zniknęła, a ja nic nie chcę powiedzieć i pokonałam go w walce.
-
Jeszcze raz! – rzucił rozkaz w moją stronę.
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na
chłopaka. Widziałam gniew w jego oczach i wolałam mu w takiej chwili nie
przeszkadzać, ale nie miałam już sił. Rzuciłam moim mieczem o ziemię – mam
nadzieję, że mój ojciec się nie obrazi, że tak potraktowałam jego broń. Podeszłam
do Zayn’a i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Nie –
powiedziałam ze stoickim spokojem.
- Co
nie? – warknął w moją stronę.
- Nie
powtórzę tego. Już ślęczę tutaj z tobą cztery godziny, mam dosyć. To nie moja
wina, że nie potrafisz walczyć – powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w
język. Poczułam nieprzyjemne dreszcze, które przeszły mi po plecach.
Wiedziałam, że zaraz pojawią się konsekwencje moich słów.
- Wynoś
się – mruknął i odwrócił się ode mnie plecami.
Nie
podobało mi się to zachowanie. To nie był Zayn. On nigdy nie pozwolił sobie na
takie słowa. Byłam gotowa do stoczenia z nim walki, a on kazał mi się wynosić?
Z pewnością chodzi tutaj o Zo.
Podeszłam do mojego miecza i podniosłam go z
ziemi. Oczyściłam zakurzone ostrze i włożyłam je do srebrnej pochwy, którą
zamontowałam przy moim pasie. Nie wiedziałam, co teraz z sobą począć. Nie
miałam ochoty na powrót do domku, a nie chciałam też przypadkiem gdzieś wpaść
na Chester’a, który jest wściekły na wiadomość, że Zo „uciekła”. Skierowałam
się na skraj lasu, gdzie powinny się odbywać zajęcia z lecznictwa. Podobno
dzisiaj mają lekcję w terenie. Mało kiedy pojawiam się na tych zajęciach, ale
za każdym razem jestem miło przyjmowana.
Kiedy
dotarłam do celu zobaczyłam syna Asklepiosa, który prowadzi te zajęcia. Już
najwidoczniej musiały się skończyć, bo chował potrzebny sprzęt. Podeszłam tam i
usiadłam na trawie. Nie podnosiłam wzroku, ale wiedziałam, że chłopak
zaprzestał pakowania i się mi przyglądał.
-
Czyżbyś potrzebowała rozmowy? – usłyszałam jego przyjemny głos.
Podniosłam głowę i spojrzałam na ciemnookiego.
Uśmiechał się do mnie jak nikt od dawna. Starałam się mu odwdzięczyć tym samym.
-
Ostatnio nie mam z kim rozmawiać – powiedziałam cicho. – Mój najlepszy
przyjaciel z dzieciństwa znalazł sobie dziewczynę i poświęca jej swój cały
wolny czas, Zoey cały czas kręci z Chester’em, a mi pozostają tylko nocne
pogaduszki z Shedow’em, który jest jak człowiek bez uczuć, nic go nie obchodzi.
- Ze mną
możesz porozmawiać – uśmiechnął się jeszcze bardziej. – Odkąd zostałem
nauczycielem lecznictwa nie mam wielu przyjaciół.
Chłopak
usiadł obok mnie.
- Ty
dobrze wiesz, gdzie jest Zoey, prawda?
- Nie do
końca – spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy. – Wiem tylko, że jest z
Shedow’em, ale nic więcej.
-
Ciekawe… - mruknął. – Od kiedy was łączy taka więź? On odkąd pamiętam z nikim
się nie związywał.
Swój
wzrok przeniosłam na las i to, co mogło się w nim czaić. Znowu na myśl o tym
słyszę huczenie sowy. Nie wiedziałam, czy mogę ufać Antony’emu, ale z drugiej
strony to on mi zaoferował rozmowę.
-
Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
-
Przyrzekam na rzekę Styks.
Wiedziałam, że teraz mogę mu uwierzyć.
Usiadłam tak, żeby widzieć jego twarz. On znowu czarująco się uśmiechnąć, na co
musiałam się zaczerwienić.
- Od
przeszło roku nawiedza mnie w snach i nie tylko jego matka – zagryzłam wargę. –
Za każdym razem mnie przed czymś przestrzega i każe mi pomóc mu… Cały czas mnie
to zastanawia, dlaczego wybrała właśnie mnie? To mnie czasem przeraża…
Chłopak
ujął moje dłonie, poczułam niesamowite ciepło tak jakby przekazywał energię.
Przez moje serce płynęła taka ciepła krew, że miałam ochotę położyć się i
zasnąć. Nie czułam się wcześniej tak spokojna i bezpieczna jak teraz.
-
Dziękuję… - szepnęłam.
- Nie ma
za co.
Uśmiechnął się i nim zdążyłam jeszcze coś
powiedzieć odpłynęłam.
Obudziłam się w wielkiej sypialni, było tutaj
ponuro, ale nie odczuwałam żadnego zagrożenia. Wstałam z miękkiego łoża i
podeszłam do wielkiego lustra. Na sobie miałam długą, ciemnozieloną suknię z
gorsetem, a na szyi miałam wielki krzyż. Włosy miałam schowane pod kapturem.
Nie miałam pojęcia skąd się taki strój znalazł w mojej garderobie. Rozejrzałam
się po sypialni, lecz nic więcej prócz lustra i łóżka tutaj nie było. Ruszyłam
ku wielkim, drewnianym drzwiom. Z trudem udało mi się je otworzyć. Prowadziły
one na wielki korytarz, który był już mniej ponury niż sypialnia.
Ujrzałam na parapecie czarną sowę, która z
uwagą się mi przyglądała. Była taka piękna. Miałam ochotę do niej podejść i
dotknąć jej pierza, ale bałam się i czułam, że ona tego z pewnością nie chce.
Usłyszałam jak korytarzem idzie jakieś zwierzę, które głośno stąpa. Długo nie
musiałam czekać, żeby go zobaczyć. Wielki wilk szedł obok pięknej kobiety
ubranej w czarną szatę. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Płynnym ruchem
zbliżała się do mnie. W pewnej chwili zatrzymała się i spojrzała na sowę.
Wyciągnęła lewą rękę, na której ptak usiadł. Szepnęła mu coś i po jakimś czasie
wzbił się w powietrze i wyleciał przez okno.
- Kim jesteś? – szepnęłam.
- Domyśl się – pogłaskała grzbiet wilka.
- Ty jesteś Nyks?
- Jesteś bardzo inteligentną dziewczyną – na
jej twarzy pojawił się uśmiech. – Witaj w moim pałacu! Pewnie zastanawiasz się,
co tutaj robisz? – pokiwałam twierdząco głową. – Wiem o tym, iż razem z moim
synem zastanawiacie się, dlaczego właśnie ciebie nawiedzam – stanęła przy oknie
i spojrzała na rozgwieżdżone niebo. – Nie robię tego, żebyś się bała, ale tylko
ty jesteś w stanie pomóc mojemu synowi.
- Tylko ja? – uniosłam brwi jako oznaka
zdziwienia. – Przecież ja nie jestem jedyną osobą, która się mu stara pomóc.
Blisko jest też z nim Zoey.
- Zamilcz! – chociaż jej słowa były jadowite
ona wciąż zachowywała stoicki spokój. – Nikt kto jest związany z Zeusem nie
będzie ratować mojego syna.
- Ale ona jest inna… - próbowałam zacząć jej
tłumaczyć.
- Nie, ona nie jest inna – mruknęła. – Ona
jest dokładnie taka sama jak jej ojciec. No, ale to nie jest jedyny powód tego,
że w tobie widzę nadzieję.
- Co to jeszcze jest?
- Ciebie i Shedowa łączy coś więcej –
odwróciła głowę i spojrzała na mnie księżycowymi oczyma. – Wasze babcie były
siostrami, córkami bogini nadziei. Dlatego wierzę w ciebie.
Nie spodziewałam się, że dowiem się czegoś
takiego. Ja i Shedow rodziną? To niemożliwe…
- Możesz mi coś jeszcze wyjawić? O co chodzi z
tą wojną, która się zbliża?
- Przepowiednia Dylana, w niej znajdziecie
wszystko… Za niedługo pojawi się nowa, nie wiem jeszcze kiedy, ale się pojawi.
Wiedz, że to nie przypadek, iż widzisz krwiste oczy, to nie przypadek…
Chciałam jeszcze zadać parę pytań, ale obraz
przed oczami zaczął mi się rozmazywać, aż w pewnej chwili wreszcie zniknął.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leżałam na
szpitalnej macie. Obok mnie siedział zaczytany w jakiejś nieznanej mi książce
Antony. Widząc, że się budzę uśmiechnął się i odłożył lekturę na szafkę. Ujął
moją dłoń i spojrzał głęboko w oczy.
- Jak
się czujesz? – zapytał troskliwie.
- Co się
stało? – usiadłam na łóżku i zaczęłam poprawiać włosy.
-
Zasnęłaś, po prostu zasnęłaś.
- Ona mi
się śniła – szepnęłam.
- Tak
myślałem – mruknął. – Czasem bogowie wybierają właśnie taki sposób. Wyjaśniły
się twoje wszystkie wątpliwości?
- Nie
wszystkie, ale większość… - zacisnęłam jego rękę mocniej. – Antony, dziękuję ci
za to, co dla mnie zrobiłeś dzisiaj. Nie znasz mnie, a zgodziłeś się mnie
wysłuchać…
- To ja
ci dziękuję, że wybrałaś właśnie mnie.
Wstałam
szybko i przytuliłam się do chłopaka. W jego ramionach poczułam się
niesamowicie bezpiecznie. Dlaczego nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym, żeby
do niego zajść? Odsunęłam się trochę i zobaczyłam lekko zarumienioną twarz,
uśmiechnęłam się na ten widok i poklepałam jego delikatne policzki.
Na salę
wszedł rozwścieczony Chester, a obok niego Zayn. Wiedziałam, że będę miała
kłopoty. Miałam ochotę poprosić nowego przyjaciela, żeby mnie jeszcze na jakiś
czas uspał, ale to nie jest żadne wyjście.
Sięgnęłam
więc po swoje buty i podeszłam do chłopaków. Wiedziałam, że syn Zeusa jest w
stanie mnie rozszarpać za moje ostatnie słowa, ale starałam się ukryć strach,
który we mnie był. Razem z nimi wyszłam na podwórze.
- Ty
wiesz, gdzie jest Zo – warknął w moim kierunku Chester.
-
Wyobraź sobie, że nie wiem – przewróciłam oczami.
- Mów
albo…
- Albo
co? – uniosłam brwi. – Zabijesz mnie, bo nie mam ochoty na to, żeby powiedzieć
ci, gdzie jest twoja dziewczyna? Podaruj sobie taką gadkę…
- Ej! –
usłyszałam krzyk Chrisa.
Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka ubranego
w zbroję. Ostatnimi czasy i o nim zapomniałam, o moim kochanym druhu, który od
pewnego czasu jest zamknięty w sobie i cały czas przesiaduje przy jeziorze.
Stanął naprzeciwko mnie i Chester’a, który wyglądał jakby chciał się na mnie
rzucić.
-
Panowie, o co wam chodzi? – Christopher zaczął od bardzo miłego tonu.
- Nie
wtrącaj się gówniarzu! – warknął syn Aresa.
Widziałam jak napinają się mięśnie obu panów.
Miałam ochotę odrzucić Chrisa, ale nie zdążyłam. Chester dał mu w twarz.
Chłopak trzymając się za twarz, upadł na ziemię. Poczułam gniew jaki we mnie
narastał. Szybko z pochwy wyciągnęłam swój miecz i przystawiłam Chesterowi do
szyi.
- Mam
już dosyć waszych humorów – spojrzałam to na Zayna to na syna Aresa. –
Myślicie, że co? Że Zoey jest najważniejsza w tym obozie? To się mylicie, ona
jest ważna jak każdy z nas… To, że jest córką Zeusa nie daje jej żadnej wyższości…
- ostrzę przysunęłam bliżej szyi chłopaka. – Ona jest moją przyjaciółką, więc
mogę wam powiedzieć, że jest bezpieczna… Ale ostrzegam was, że zapłacicie mi za
to, co przed chwilą zrobiliście jednemu z moich przyjaciół.
Odsunęłam miecz i włożyłam do z powrotem.
Szybko schyliłam się i złapałam Chrisa pod ramię. Jeszcze raz spojrzałam na
wrogo mi nastawionych chłopaków.
-
Toscano – krzyknął za mną Zayn. – To nie my tego pożałujemy, tylko ty…
Taaa... Było na, co czekać... yhy... Chyba tylko jeden rozdział mniej do rozdziału Domy XD ^^
Kinga
Super rozdział ! ^.^
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tu ! :)
Wszystko jest po prostu czadowe ! :)
Obserwuję . ; D
Zapraszam na :
http://onedloveeforever.blogspot.com/
Wiesz że nie mogłam doczekać się rozdziału oczami Hanny? Rozdział jest świetny jak zawsze nie mogę doczekać się kolejnego. ;D Uwielbiam waszego bloga. Pozdrawiam pa ;*
OdpowiedzUsuńPfffff.... W TAKIM, KURDE, MOMENCIE.
OdpowiedzUsuńKinga, Kocham Cię, ale czasami mam ochotę cię zamordować xd.
Pff... przywykłam do tego :D Tyle osób zarazem mnie kocha, ale ma czasem taką wielką ochotę mnie zamordować xD Dominika coś o tym wie XD
UsuńPfff. XD
Usuńmega <3
OdpowiedzUsuńuwielbiam to *__*
czekam na kolejny !!
Jak sie nazywa naprawde Zayn Richards chodzi mi o tego chłopaka ze zdjęcia wiesz może ?
OdpowiedzUsuń