poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział siedemnasty



 Jestem ciekawa, co wykombinowała tym razem Zo. Nigdzie w obozie jej nie było, wszyscy włączyli się w akcję ratunkową, tylko mi się nie chciało ruszać. Dobrze wiedziałam, że jest z Shedowem. A skąd to wiem? Przyjaciel – mogłam go spokojnie tak nazwać, ponieważ strasznie się zbliżyliśmy do siebie w czasie odkąd zaczęła mi się „objawiać” jego matka. Razem próbujemy dojść do prawdy, ale nikomu o tym fakcie nie mówimy. – w środku nocy jeszcze do mnie wpadł, żeby uprzedzić, co planuje. Rozkazał mi kryć Zoey, a o niego mam się nie martwić.
 Wzięłam swój miecz i zaatakowałam manekina. Kolejna dziura w jego piersi. To robiło się już strasznie nudne. Codziennie Zayn każe mi ćwiczyć, tak jakbym nie radziła sobie z mieczem, a prawda jest taka, że chce się na mnie wyżyć. Dlaczego? Bo jego siostra zniknęła, a ja nic nie chcę powiedzieć i pokonałam go w walce.
 - Jeszcze raz! – rzucił rozkaz w moją stronę.
 Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na chłopaka. Widziałam gniew w jego oczach i wolałam mu w takiej chwili nie przeszkadzać, ale nie miałam już sił. Rzuciłam moim mieczem o ziemię – mam nadzieję, że mój ojciec się nie obrazi, że tak potraktowałam jego broń. Podeszłam do Zayn’a i spojrzałam mu głęboko w oczy.
 - Nie – powiedziałam ze stoickim spokojem.
 - Co nie? – warknął w moją stronę.
 - Nie powtórzę tego. Już ślęczę tutaj z tobą cztery godziny, mam dosyć. To nie moja wina, że nie potrafisz walczyć – powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Poczułam nieprzyjemne dreszcze, które przeszły mi po plecach. Wiedziałam, że zaraz pojawią się konsekwencje moich słów.
 - Wynoś się – mruknął i odwrócił się ode mnie plecami.
 Nie podobało mi się to zachowanie. To nie był Zayn. On nigdy nie pozwolił sobie na takie słowa. Byłam gotowa do stoczenia z nim walki, a on kazał mi się wynosić? Z pewnością chodzi tutaj o Zo.
 Podeszłam do mojego miecza i podniosłam go z ziemi. Oczyściłam zakurzone ostrze i włożyłam je do srebrnej pochwy, którą zamontowałam przy moim pasie. Nie wiedziałam, co teraz z sobą począć. Nie miałam ochoty na powrót do domku, a nie chciałam też przypadkiem gdzieś wpaść na Chester’a, który jest wściekły na wiadomość, że Zo „uciekła”. Skierowałam się na skraj lasu, gdzie powinny się odbywać zajęcia z lecznictwa. Podobno dzisiaj mają lekcję w terenie. Mało kiedy pojawiam się na tych zajęciach, ale za każdym razem jestem miło przyjmowana.
 Kiedy dotarłam do celu zobaczyłam syna Asklepiosa, który prowadzi te zajęcia. Już najwidoczniej musiały się skończyć, bo chował potrzebny sprzęt. Podeszłam tam i usiadłam na trawie. Nie podnosiłam wzroku, ale wiedziałam, że chłopak zaprzestał pakowania i się mi przyglądał.
 - Czyżbyś potrzebowała rozmowy? – usłyszałam jego przyjemny głos.
 Podniosłam głowę i spojrzałam na ciemnookiego. Uśmiechał się do mnie jak nikt od dawna. Starałam się mu odwdzięczyć tym samym.
 - Ostatnio nie mam z kim rozmawiać – powiedziałam cicho. – Mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa znalazł sobie dziewczynę i poświęca jej swój cały wolny czas, Zoey cały czas kręci z Chester’em, a mi pozostają tylko nocne pogaduszki z Shedow’em, który jest jak człowiek bez uczuć, nic go nie obchodzi.
 - Ze mną możesz porozmawiać – uśmiechnął się jeszcze bardziej. – Odkąd zostałem nauczycielem lecznictwa nie mam wielu przyjaciół.
 Chłopak usiadł obok mnie.
 - Ty dobrze wiesz, gdzie jest Zoey, prawda?
 - Nie do końca – spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy. – Wiem tylko, że jest z Shedow’em, ale nic więcej.
 - Ciekawe… - mruknął. – Od kiedy was łączy taka więź? On odkąd pamiętam z nikim się nie związywał.
 Swój wzrok przeniosłam na las i to, co mogło się w nim czaić. Znowu na myśl o tym słyszę huczenie sowy. Nie wiedziałam, czy mogę ufać Antony’emu, ale z drugiej strony to on mi zaoferował rozmowę.
 - Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
 - Przyrzekam na rzekę Styks.
 Wiedziałam, że teraz mogę mu uwierzyć. Usiadłam tak, żeby widzieć jego twarz. On znowu czarująco się uśmiechnąć, na co musiałam się zaczerwienić.
 - Od przeszło roku nawiedza mnie w snach i nie tylko jego matka – zagryzłam wargę. – Za każdym razem mnie przed czymś przestrzega i każe mi pomóc mu… Cały czas mnie to zastanawia, dlaczego wybrała właśnie mnie? To mnie czasem przeraża…
 Chłopak ujął moje dłonie, poczułam niesamowite ciepło tak jakby przekazywał energię. Przez moje serce płynęła taka ciepła krew, że miałam ochotę położyć się i zasnąć. Nie czułam się wcześniej tak spokojna i bezpieczna jak teraz.
 - Dziękuję… - szepnęłam.
 - Nie ma za co.
 Uśmiechnął się i nim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć odpłynęłam.
 Obudziłam się w wielkiej sypialni, było tutaj ponuro, ale nie odczuwałam żadnego zagrożenia. Wstałam z miękkiego łoża i podeszłam do wielkiego lustra. Na sobie miałam długą, ciemnozieloną suknię z gorsetem, a na szyi miałam wielki krzyż. Włosy miałam schowane pod kapturem. Nie miałam pojęcia skąd się taki strój znalazł w mojej garderobie. Rozejrzałam się po sypialni, lecz nic więcej prócz lustra i łóżka tutaj nie było. Ruszyłam ku wielkim, drewnianym drzwiom. Z trudem udało mi się je otworzyć. Prowadziły one na wielki korytarz, który był już mniej ponury niż sypialnia.
 Ujrzałam na parapecie czarną sowę, która z uwagą się mi przyglądała. Była taka piękna. Miałam ochotę do niej podejść i dotknąć jej pierza, ale bałam się i czułam, że ona tego z pewnością nie chce. Usłyszałam jak korytarzem idzie jakieś zwierzę, które głośno stąpa. Długo nie musiałam czekać, żeby go zobaczyć. Wielki wilk szedł obok pięknej kobiety ubranej w czarną szatę. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Płynnym ruchem zbliżała się do mnie. W pewnej chwili zatrzymała się i spojrzała na sowę. Wyciągnęła lewą rękę, na której ptak usiadł. Szepnęła mu coś i po jakimś czasie wzbił się w powietrze i wyleciał przez okno.
 - Kim jesteś? – szepnęłam.
 - Domyśl się – pogłaskała grzbiet wilka.
 - Ty jesteś Nyks?
 - Jesteś bardzo inteligentną dziewczyną – na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Witaj w moim pałacu! Pewnie zastanawiasz się, co tutaj robisz? – pokiwałam twierdząco głową. – Wiem o tym, iż razem z moim synem zastanawiacie się, dlaczego właśnie ciebie nawiedzam – stanęła przy oknie i spojrzała na rozgwieżdżone niebo. – Nie robię tego, żebyś się bała, ale tylko ty jesteś w stanie pomóc mojemu synowi.
 - Tylko ja? – uniosłam brwi jako oznaka zdziwienia. – Przecież ja nie jestem jedyną osobą, która się mu stara pomóc. Blisko jest też z nim Zoey.
 - Zamilcz! – chociaż jej słowa były jadowite ona wciąż zachowywała stoicki spokój. – Nikt kto jest związany z Zeusem nie będzie ratować mojego syna.
 - Ale ona jest inna… - próbowałam zacząć jej tłumaczyć.
 - Nie, ona nie jest inna – mruknęła. – Ona jest dokładnie taka sama jak jej ojciec. No, ale to nie jest jedyny powód tego, że w tobie widzę nadzieję.
 - Co to jeszcze jest?
 - Ciebie i Shedowa łączy coś więcej – odwróciła głowę i spojrzała na mnie księżycowymi oczyma. – Wasze babcie były siostrami, córkami bogini nadziei. Dlatego wierzę w ciebie.
 Nie spodziewałam się, że dowiem się czegoś takiego. Ja i Shedow rodziną? To niemożliwe…
 - Możesz mi coś jeszcze wyjawić? O co chodzi z tą wojną, która się zbliża?
 - Przepowiednia Dylana, w niej znajdziecie wszystko… Za niedługo pojawi się nowa, nie wiem jeszcze kiedy, ale się pojawi. Wiedz, że to nie przypadek, iż widzisz krwiste oczy, to nie przypadek…
 Chciałam jeszcze zadać parę pytań, ale obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać, aż w pewnej chwili wreszcie zniknął.
 Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leżałam na szpitalnej macie. Obok mnie siedział zaczytany w jakiejś nieznanej mi książce Antony. Widząc, że się budzę uśmiechnął się i odłożył lekturę na szafkę. Ujął moją dłoń i spojrzał głęboko w oczy.
 - Jak się czujesz? – zapytał troskliwie.
 - Co się stało? – usiadłam na łóżku i zaczęłam poprawiać włosy.
 - Zasnęłaś, po prostu zasnęłaś.
 - Ona mi się śniła – szepnęłam.
 - Tak myślałem – mruknął. – Czasem bogowie wybierają właśnie taki sposób. Wyjaśniły się twoje wszystkie wątpliwości?
 - Nie wszystkie, ale większość… - zacisnęłam jego rękę mocniej. – Antony, dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłeś dzisiaj. Nie znasz mnie, a zgodziłeś się mnie wysłuchać…
 - To ja ci dziękuję, że wybrałaś właśnie mnie.
 Wstałam szybko i przytuliłam się do chłopaka. W jego ramionach poczułam się niesamowicie bezpiecznie. Dlaczego nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym, żeby do niego zajść? Odsunęłam się trochę i zobaczyłam lekko zarumienioną twarz, uśmiechnęłam się na ten widok i poklepałam jego delikatne policzki.
 Na salę wszedł rozwścieczony Chester, a obok niego Zayn. Wiedziałam, że będę miała kłopoty. Miałam ochotę poprosić nowego przyjaciela, żeby mnie jeszcze na jakiś czas uspał, ale to nie jest żadne wyjście.
 Sięgnęłam więc po swoje buty i podeszłam do chłopaków. Wiedziałam, że syn Zeusa jest w stanie mnie rozszarpać za moje ostatnie słowa, ale starałam się ukryć strach, który we mnie był. Razem z nimi wyszłam na podwórze.
 - Ty wiesz, gdzie jest Zo – warknął w moim kierunku Chester.
 - Wyobraź sobie, że nie wiem – przewróciłam oczami.
 - Mów albo…
 - Albo co? – uniosłam brwi. – Zabijesz mnie, bo nie mam ochoty na to, żeby powiedzieć ci, gdzie jest twoja dziewczyna? Podaruj sobie taką gadkę…
 - Ej! – usłyszałam krzyk Chrisa.
 Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka ubranego w zbroję. Ostatnimi czasy i o nim zapomniałam, o moim kochanym druhu, który od pewnego czasu jest zamknięty w sobie i cały czas przesiaduje przy jeziorze. Stanął naprzeciwko mnie i Chester’a, który wyglądał jakby chciał się na mnie rzucić.
 - Panowie, o co wam chodzi? – Christopher zaczął od bardzo miłego tonu.
 - Nie wtrącaj się gówniarzu! – warknął syn Aresa.
 Widziałam jak napinają się mięśnie obu panów. Miałam ochotę odrzucić Chrisa, ale nie zdążyłam. Chester dał mu w twarz. Chłopak trzymając się za twarz, upadł na ziemię. Poczułam gniew jaki we mnie narastał. Szybko z pochwy wyciągnęłam swój miecz i przystawiłam Chesterowi do szyi.
 - Mam już dosyć waszych humorów – spojrzałam to na Zayna to na syna Aresa. – Myślicie, że co? Że Zoey jest najważniejsza w tym obozie? To się mylicie, ona jest ważna jak każdy z nas… To, że jest córką Zeusa nie daje jej żadnej wyższości… - ostrzę przysunęłam bliżej szyi chłopaka. – Ona jest moją przyjaciółką, więc mogę wam powiedzieć, że jest bezpieczna… Ale ostrzegam was, że zapłacicie mi za to, co przed chwilą zrobiliście jednemu z moich przyjaciół.
 Odsunęłam miecz i włożyłam do z powrotem. Szybko schyliłam się i złapałam Chrisa pod ramię. Jeszcze raz spojrzałam na wrogo mi nastawionych chłopaków.
 - Toscano – krzyknął za mną Zayn. – To nie my tego pożałujemy, tylko ty…
    
Taaa... Było na, co czekać... yhy... Chyba tylko jeden rozdział mniej do rozdziału Domy XD ^^
Kinga

7 komentarzy:

  1. Super rozdział ! ^.^

    Podoba mi się tu ! :)
    Wszystko jest po prostu czadowe ! :)
    Obserwuję . ; D

    Zapraszam na :
    http://onedloveeforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz że nie mogłam doczekać się rozdziału oczami Hanny? Rozdział jest świetny jak zawsze nie mogę doczekać się kolejnego. ;D Uwielbiam waszego bloga. Pozdrawiam pa ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pfffff.... W TAKIM, KURDE, MOMENCIE.
    Kinga, Kocham Cię, ale czasami mam ochotę cię zamordować xd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pff... przywykłam do tego :D Tyle osób zarazem mnie kocha, ale ma czasem taką wielką ochotę mnie zamordować xD Dominika coś o tym wie XD

      Usuń
  4. mega <3
    uwielbiam to *__*
    czekam na kolejny !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak sie nazywa naprawde Zayn Richards chodzi mi o tego chłopaka ze zdjęcia wiesz może ?

    OdpowiedzUsuń