niedziela, 16 września 2012

Rozdział dwunasty

        Nawet nas nie zauważyli. Do pewności nacisnęłam na diamencik z wisiorka, i szybko pojawiła sie na mnie zbroja. Wyglądało to trochę jak z transformersów... ale to nie moja wina. Nie przypominała zwykłej greckiej zbroi... no morze troszkę. Była srebrna, i dawała biały poblask, w ciemności mogłaby robić za lampę. Wdzianko zasłaniało mi całe ciało... zostawiając tylko głowę nieosłoniętą. Była naprawdę świetna. Przylegała do ciała i czułam się jak w drugiej skórze. A najlepsze było to, że gdy zgubię jakąś część to gdy schowam zbroje z powrotem to się zregeneruje.
 - Co jest? - z rozmyśleń, wyrwał mnie głos Dylana.
 - Może nas nie zauważyli? - zaproponowała Hania.
 - Ja to załatwię! - niespodziewanie wyrwał się Christopher - HEJ! NIE ZAUWAŻYLIŚCIE NAS?! - zaczął się wydzierać.
Troje rąk przytkało mu tą jadaczkę.
 - Mam cie sprać? - warknęłam - co ty kurna robisz? Dzieci bawisz? Daj se siana i pomyśl niekiedy. - puściłam go.
 - Następnym razem jak bd chciał nam coś powiedzieć to mów to szeptem. ok? - załagodziła sprawę Hanna.
Chłopak uniósł kciuki do góry... matko! Co za dzieciak!
 - Może powinniśmy im pomóc? - Dylan rozpoczął naradę.      
W głowie rozgrywałam niezłą wojnę. Pół umysłu rwało się do pomocy, ale drugie pół dziwnie alarmowało.
 - Nie wyglądali na takich co by potrzebowali pomocy. - stwierdziłam fakt.
Byli wysocy, pod ich koszulkami pracowały dość mocne mięśnie i mieli przewagę nad tą laską... strasznie szybko biegali. A do tego śmiali się. Zapewne doszło do jakiejś pomyłki.
 - Pamiętacie co Ciacho mówił nam na temat bliźniaczych bogów? - zabłysnęła Hania.
 - Nie. - sprostowałam... bardziej to ja go oglądałam niż słuchałam.
Westchnęła.
 - Wielka trójką ma bliźniaków, kobiety...
 - Nie myślisz- wtrącił się Dylan - że to Hope?
Han spojrzła na niego z olśnieniem.
 - Właśnie tak myślę.
        Nastała głucha cisza. Każdy rozgryzał w głowie tą sprawę... No tak... przydał by sie dzieciak Ateny, oni potrafią logicznie myśleć. Jak to bd Hope to jak najszybciej powinien się o tym dowiedzieć Zayn. Albo ktokolwiek mądrzejszy od Chrisa. Jest rozkoszny ale czasem przyprawia mnie o bul głowy... i to porządny. Czułam pulsowanie tętnicy, która była przeciążona. Jeszcze nigdy nie musiałam tak intensywnie myśleć i mój organizm nie wyrabia.
Jakiś dziwny odgłos przerwał mi rozmyślania.
 -Mychupy. - wyszeptał Chris.
 - Co? - dopytał Dylan, on tez wyglądał  na poirytowanego - Mów głośniej.
Smarkacz pokiwał przecząco głową, wskazał palcem na mnie, później na siebie i uderzył pięścią o dłoń, co miało znaczyć, że jak się odezwie to solidnie ode mnie oberwie.
 - Stuupy!
 - CO?! - wszyscy wykrzyknęliśmy. - jakie strupy? - powiedziałam pierwszą rzecz, która mi sie skojarzyła z jego słowem.
Znów pokiwał gorączkowo głową i wskazał w panice miejsce za naszymi plecami.
         Poczułam jakiś wstrętny odór spalonego mięsa i coś ciężkiego opadło mi się na ramie. Spojrzałam w tamta stronę zaskoczona i widząc kościstą twarz trupa, wrzasnęłam jak oparzona. Zobaczyłam jakieś zakrzywione ostrze przelatujące mi nad głową, którym celem było uderzyć mi w gardło. Szarpnęłam się, ale koścista postać trzymała mnie w szczelnym uścisku. Ktoś wydał z siebie bojowy krzyk i truposz rozleciał sie na kawałeczki.
Nie zdążyłam podziękować Hani za uratowanie z opresji, bo chwilowo na głowie miałam sprawy niecierpiące zwłoki, czyli starałam się nie zwrócić obiadu.
 - Ich jest więcej! - krzykną Dylan.
Uniosłam głowę.
Z jakiejś świątyni wybiegała kupa kości, z przedziwnymi, ostrymi, zakrzywionymi nożami.Ten widok otrzeźwił mnie i szybko sie pozbierałam.
 - WIEJ! - krzyknęłam.
Pociągnęłam Chrisa za rękę i zaczęłam biec co sił w nogach. Nie długo zajęło Hani dogonienie mnie i kierowanie całek karawany ludzi i zmarlaków.
 - Długo tak nie pociągniemy! - Krzyknął Dyla, który chronił nasze plecy.
        Skubaniec był cholernie szybki i wyprzedzał nas o jakieś... 200? 300? metrów? góra 500m. A jego głos został słyszalny, a zasięg z łuku był taki sam. Kliknęłam na czarodziejski przycisk i klinga mojego miecza, pokazała się w pełnej krasie.  Zamachnęłam się na najbliższe trzy szkielety i rozpadły się.
Ale nie! One nie mogą normalnie umrzeć!! Bo co?? Ich szczątki zadygotały i powstały. Krzyknęłam przerażona, a to dało mi takiego kopa, że wyprzedziłam i Christophera i Hannę.
Nigdy wcześnie tak szybko nie biegłam... poprawka, nigdy normalnie tak szybko nie biegłam. Zawsze jetem na końcu... biegi przełajowe nie są dla mnie.
Dwie postacie wybiegły przede mnie i chwyciły pod pachy. Dokładnie niosły mnie, zmieniając kierunek pogoni bardziej na prawo:
 - Pani piękna... - powiedział jeden z bliźniaków.
 - ... prosimy za nami! - dopowiedział szatyn.
Oboje wyszczerzyli się do mnie. 
Nic z tego nie rozumiałam. Ci bawili się całą tą sprawą, a nam grozió śmiertelne niebezpieczeństwo.
 - Puście  mnie! - zaczęłam się szarpać - gdzie w mnie wleczecie?                    
Ci wyszczerzyli sie.
 - Kości bd mieli niezłą niespodziankę! - zawołał jeden.
 - No!! Zrobią Puff i już ich nie bd! - dopowiedział drugi.
Spojrzałam na nich z politowaniem.
 - Ja sie was boje. - wydukałam, a ci sie wyszczerzyli.
Ten po prawej wyszczerzył sie do mnie:
 - Powinnaś sie nas bać...
 - ...przecież jesteśmy Synami Hadesa. - wyszczerzyli się.
Wytrzeszczyłam na nich oczy:
 - Wiecie kim jesteście?
 - No jasne! - wykrzyczeli oboje - Hipcio nam wszystko powiedziała! - dopowiedział ten z lewej.
Kalkulowałam wszystko w myślach.
 - Macie namyśli Hope? - zapytałam podejrzliwie.
Wyszczerzyli się.
 - Co za ironia, nieprawdaż Lorenzo?
 - Ta... dobrze że jej nie nazwali kwiatkiem polnym. - zaśmiał się.
Lorenzo zbliżył wargi do mojego ucha:
 - Lepiej przy nim nie mówmy o naszym ojcu... mało wiemy, a ten temat drażni Kasmira.
Pokiwałam głową.
 - Lo! nie podrywaj! Pierwszy ją zobaczyłem! - próbował udawać oburzonego.
Przewróciłam oczami: 
 - Wypadało by się przedstawić - wzięłam głęboki oddech - Jestem Zoey, córka Zeusa.
 - Piękne imię... - Lorenze
 - ...dla pięknej dziewczyny! - Kasmir
Nie umknęło ich uwadze, że sie zaczerwieniłam. Roześmiali się i biegli dalej... a ja ryłam szczewikami o ziemię, wleczona przez dwóch bliźniaków. Musiało to naprawdę śmiesznie wyglądać. 
 - Puścię ją! - Dylan zmaterializował sie przed nami i wymierzył strzałę w pierś Lorenza.
Chłopaki zatrzymali się, a przy okazji wykonali polecenie Syna Apollina. W efekcie wpadłam na niego, a ten z ledwością wypuścił grot, aby mnie nie ugodzić.
 - Nic Ci nie jest? - zapytał.
 - Spoko cała i zdrowa! -wyszczerzyłam się - Dylan poznaj...
Nie dokończyłam gdyż bliźniacy rozstąpili sie i w tym samym momencie kupa brąz włosów wleciała na nas całkowicie przewracając.
 - Au... - jęknęła.
 Hania podniosła sie lekko i otworzyła usta.
- Prze... 
           Usłyszałam odgłos pukających o siebie kości i bul przygniatania. Po lewej stronie mojej głowy coś odpadło i przeturlało się do mojej twarzy. Cuchnąca i przerażająca czaszka, o świecących na czerwono oczach próbowała mnie zjeść. Zaczęłam wrzeszczeć w niebogłosy. Pech chciał abym miała uwięzione ręce pomiędzy ciałami moich przyjaciół. Nie mogłam nic zrobić a czaszka sie zbliżała i wydawała z siebie przerażające odgłosy. 
Odbiła się od ziemi i poleciała w moją stronę. Zamknęłam oczy czekając na atak. Po prosu pięknie bd wyglądać w trumnie z rozszarpaną mordą... Po prostu Me gusta.
Po pięciu sekundach, bul nie nastał, a odgłosy szczękających zęby nadal było słychać. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam zielone winorośla przytrzymujące czaszkę, aby mnie nie pożarła.
Ktoś podniósł mnie z ziemi.
 - Jesteś zielona... - Usłyszałam głos bliźniaka.
 - ... jak paw, który wyszedł na światło dzienne przedwcześnie. - Dokończył Lorenze
Jego brat zaklaskał z uznaniem:
 - Niezły z ciebie poeta.
 - Dzięki - przybili sobie żółwika.
 - CZY MÓGŁBY NAM KTOŚ POMÓC?! - wydarła sie Hanna.
Spojrzałam w jej stronę. Siłowała się z co najmniej pięcioma trupami.
 - Już lece! - sięgnęłam do pochwy po miecz. Tam gdzie powinna znajdować się rękojeść znajdowało sie powietrze. Spojrzałam w tamta stronę. A Krwawego nie było.
Zakipiałam z wściekłości. Kto mi ukradł miecz?! Spiorę go i zostanie z niego tylko miazga!
 - Christopher!! - wydarłam się. Jego głowa wyłoniła sie z korony dębu - Odzyskaj mój miecz!
Uniósł kciuki ku górze.
No a teraz czas na jakiś genialny pomysł.
Świerszcz. Świerszcz. Świerszcz. Tylko tyle słyszałam w swojej głowie.
        Walić to. Wystarczy coś długiego i mocnego do walenia kościotrupów... Taka gałąź idealnie się nada.
Sięgnęłam po jedną i zamachnęłam sie w stronę gróbki Szkieletów atakujących Hanie z lewej strony. Ich głowy poszybowały w powietrze. W Baseboolu dostałabym punkty!
Han wybałuszyła na mnie oczy.
 - Zwinęli mi broń... Chris zaraz ja odzyska. - I wtedy usłyszałam jego krzyk.
 - Padnij! - krzyknął Dylan.
Obydwie przywarłyśmy do ziemi. W ostatniej chwili pociągnęłam za koszulki bliźniaków i oni również przypadli do ziemi.
Nad naszymi głowami poszybowało ciało ubrane w zbroję. Uderzyło w pobliskie drzewo i złamało je na pół. Po posturze poznałam Mojego brata:
 - ZAYN! - wydarłam się.
Próbowałam wstać, ale zostałam pociągnięta na ziemię. Już chciałam osobę, która mnie powstrzymała ale usłyszałam świst i kilka centymetrów nad moją głową wbiła się klinga mojego miecza.
 - Puść mnie! No puść mnie! - Krzyczał Chris.
Usłyszałam kobiecy głos, który zaczął śmieć się przerażająco.
 - I co jeszcze? Powiedz mi że mam ci pozwolić odejść?! - znów zaśmiała sie szyderczo.
Znów usłyszałam świst powietrza i nad głową przeleciało nam dwa kolejne ciała. Z jękiem osunęli się po drzewach.
 - Co do jasnej cholery ma być?! - wypsnęło mi się trochę głośniej niż bym chciała.
Ale na szczęście zagłuszył mnie odgłos kościotrupów.
 - CISZA! - drugi kobiecy głos syknął w stronę umarłych.
 - A jednak wyszła z tego rowu... - usłyszałam głos Kasmira.
 - Mówiłem, że trzeba wykopać go głębiej i zrobić więcej pułapek! - powiedział poirytowany bliźniak.
 - ZAMKNĄĆ...
- HOPE! AREK! ALEX! APRIL! HARRY! DEREK! - znów rozległ sie głos kobiety, która trzymała Chrisa. - Harold... to twoje. - usłyszałam jęk Chrisa i szyderczy dźwięk, bliźniaczych bogów.
Poczułam, że ktoś dźga mnie za ramię.
         To Kasmir próbował mi coś powiedzieć. Gestami pokazywał na jakiś mały granat, który trzymał w ręce. Nie zrozumiałam go i Lorenze przejął role tłumacza. NA migi powiedział mi, że mam zasłonić głowę, a jak bomba wybuchnie mam lecieć w stronę drzew. Kiwnęłam głową na zrozumienie... Później spytam ich czy to legalne chodzić z granatem w kieszeni. Hanna tez pokiwała na na zgodę i Dylan.
Ten granat to mogło być niezłe zaskoczenie. Bliźniacy zapewne myśleli, że trupy gonili Chrisa, który trzymał w ręce miecz... (ucałuje go za to, że miał tyle rozumu, aby wyrzucić miecz w moją stronę. Ale niech sie chłopak pouczy celności.  Nie chce aby mnie pozbawił głowy.), a przy tym mamy przewagę, bo za chorda trupów nie widać pięciu ciał czołgających sie po ziemi. 
Kazmir odbezpieczył granat i rzucił, a zaraz za nim jego brat. 
Zakryłam rekami głowę. Usłyszałam huk i trzask kości. zmieszany z krzykiem sobowtórów.
Poderwałam sie na nogi, pociągnęłam za sobą Hannę i wyszarpałam z ziemi miecz.
Polankę spowił biały dym i praktycznie nic przez niego nie było widać. 
 - Co to było?! - próbowałam przekrzyczeć hałas. Znów coś huknęło i kolejne kości latały w powietrzu.
 - Bomba gazowa... - odparł Kasmir.
 - Nazwaliśmy ją... - Lo
 - Szybki Ulot! - powiedzieli razem - aby szybko uciec z nieciekawej sytuacji. - wyszczerzył sie Kas.
Mruknęłyśmy z dezaprobata.                           
 - A te wybuchy? - zapytał Dylan.
 - Granat rozstrzepiający. Pierwszy raz go używaliśmy. - Teraz Lorenze.
 - On rozwala sie na małe kwadraciki po uderzeniu o ziemię i rozpryskuje się....
 - DARUJCIE SOBIE! - odparłam chórkiem z przyjaciółmi.
Dopadłam Zayna i zaczęłam go cucić.
 - Braciszku błagam obudź się! - trzęsłam nim - Obiecuje być już grzeczna i nie pakowac się w kłopoty.
A on nic.
Kurde... na filmach to zawsze działało. Ale zaświtał mi pomysł.  Trzasnęłam g w twarz:
 - Co ty robisz? - wykrzyczała Hania, która pochylała sie nad Chesterem.
 - Próbuje go ocućić! Ale to też nie działa!
I znów wpadłam na genialny pomysł.
 - Dyl daj buta!
Ten spojrzał na mnie z przerażeniem.
 - Po kija?
 - Nie gadaj tylko dawaj!  - rzuciłam sie na niego i pozbawiłam buta.
Wzięłam głęboki oddech i przystawiłam obuwię do nosa Zayna. Który od razu sie obudził.      
- Chcesz mnie udusić? - powiedział śpiący królewicz z oburzeniem.
Wyszczerzyłam się.
 - Dzięki Zo... - mruknął Dylan - Właśnie uświadomiłaś mi, że powinienem sie częściej myć. 
Już chciałam mu odgryźć ale usłyszałam krzyk Bliźniaczki Zeusa.
 - To to za podła sztuczka, szumowino Hermesa?! - wydarła sie tak głośno, że aż ptaki pouciekały z drzew.
 - No bo nikiedy udaje mis ie puścić takiego bąka i później rozwalam wszystko.  
Usłyszałam trzask. Biedak musiał oberwać z liście.
 - Zaraz pozbędziemy sie jednego kłopotu - usłyszałam niewątpliwie głos bliźniaka Hermesa, czyli Harrego.
Poderwałam sie na nogi le zostałam powstrzymana przez Zayna. Kontem oka zauwarzyłam, że Hanna też została przyparta do ziemi przez Dylana. Widocznie nie chcieli zdradzić sie wrogom... ale nie pozwolę aby Chris poświęcił sie dla nas!
Usłyszałam świst.
Pobladłam...
Han jęknęła...
 - Zostaw go! - po lesie poniósł sie głos Shedowa - Zira! Zabieraj się stąd z tymi kretynami!   

Ta dam!! Wiem długo czekałyście ale myśle, że było warto:D
Proszę napiszcie wasze opinie w komentarzach... :d
Pozdrawiam!
Bujka!!

1 komentarz:

  1. Hay! Piszecie zajebiście ;D
    Już nie mogę się doczekać dalszego rozwinięcia akcji. Ciekawe skąd wziął się tam Shedow ^.^
    Czekam na kolejny! ;3
    PS. W wolnej chwili zapraszam do mnie:
    http://www.uwierzwprzeznaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń