wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział czterdziesty ósmy

 Fajnie... Ciekawe, czego szukamy. Chodzimy po tych Atenach w nadziei, że coś skupi naszą uwagę, ale nic z tego. Ufam, że druga grupa już coś wykombinowała.
 Patrzyłam na Dylana, który nerwowo wystukiwał numer do Klary. Coś czuję, że zaczyna żałować, iż nie poszedł razem ze swoją dziewczyną. Lecz ja wiem o tym, że jest bezpieczna. Przecież jest w tej lepszej drużynie.
 Spojrzałam na Chestera, który gdyby mógł to zatłukłby kogoś na śmierć. Oczywiście, że tak. A najlepiej jakby to był chłopak i nazywałby się Shedow. Wciąż mu nie wybaczył, że odebrał mu dziewczynę. Ach, cieszę się, że Zo zmądrzała i rzuciła tego frajera. W końcu nie mam wyrzutów, że nie trawię chłopaka przyjaciółki. Liczę, że nadarzy się jakaś fajna okazja, żeby przez "przypadek" mu przywalić.
 - Mam dosyć - mruknął Chris. - Chodzimy już od paru godzin bez celu... A co jeżeli tamci mają kłopoty, a co jak już nież...
 - Zamknij się! - warknęłam i odwróciłam się do niego. - Druga grupa żyje i na pewno nic im nie jest, nie widzę powodu do innego myślenia. Panowie, jestem jedyną laską w tej grupie, a zaczynam myśleć, że nas jest więcej.
 - Han ma rację - przede mną stanął Dylan.- Tamta grupa nie odpowiada, ale to nic nie znaczy. Może w końcu znaleźli drogę... - spojrzał na chwilę na mnie i znowu popatrzył na resztę. - Nie zapominajmy, że to nie nasza misja, tylko Klary. Może my tam nie jesteśmy potrzebni? Może powinniśmy czekać na jakiś inny znak...
 - Na inną przepowiednię? - rzucił Gregory.
 - Dokładnie - poklepałam Dylana po plecach. - Ale myślę, że jednak z tym czekaniem to przesadziłeś. Gregory? Jak długo ci zajmie wyszukanie reszty?
 - Nie wiem, jakieś pięć minut?
 Widziałam jak reszta patrzy na mnie morderczym wzrokiem. Nie dziwię się, na ich miejscu też tak zareagowałabym na wieść, że w ciągu 5 minut można znaleźć drogę do tamtych, którą szukamy od godzin. Tylko wiedziałam, że na to potrzeba czasu. Myślę, że za dużo nas byłoby do tej misji.
 Wskoczyłam więc na wysoką skarpę oddaloną od centrum. Położyłam się na ziemi i zaczęłam przyglądać się niebu.
 "Ojcze, jeżeli mnie słyszysz, to wdzięczna byłabym za pomoc. Zaczynam się bać, a strach czasem może i jest pomocny, ale co za dużo to nie zdrowo. Dobrze wiesz, że chcę mieć już to wszystko za sobą, więc do cholery, weź rusz swoje zacne cztery litery i nam pomóż"
 - Ha ha ha... - usłyszałam śmiech bliźniaka. - Wiecie co znalazłem?
 - Co? - warknął Chester.
 - Nowiutką butelkę wina!
 Przewróciłam oczami i groźnie spojrzałam w kierunku nieba.
 "Dzięki! Ale nie o to prosiłam!"
 Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na chłopaków, który krążyli niżej. Oczywiście, tylko Gregory był skupiony na swojej pracy. W końcu jest on w tym najlepszy. Sięgnęłam po swój miecz i spojrzałam na niego. Czułam pod swoimi palcami zimny metal. Było to przyjemne uczucie. Przyjrzałam się mu uważniej, odkąd go dostałam za każdym razem mnie zaskakiwał. Tym razem na ostrzu zaczęły w słońcu mienić się imiona... Greckie imiona... Zapewne kobiece. Było ich mnóstwo i choć wydawałoby się, że odbierają urok mieczowi, to było wręcz przeciwnie. Nie można było odwrócić od niego wzroku.
 - "Łaska" - obok mnie usiadł Dylan.
 - Słucham? - spojrzałam na niego.
 Ten zaś pokazał palcem na ostrze, gdzie greckimi literami zostało wyryte słowo "łaska". Nigdy wcześniej nie widziałam tego, tak samo jak imion, ale one się różniły od tego. To słowo było wyraźniejsze.
 - Co to może znaczyć? Łaska? Dla czego?
 Dylan tylko się uśmiechnął i pogłaskał moją głowę.
 - Han... Ty jesteś Łaską. Twoje imię  z hebrajskiego znaczy Łaska... O tobie jest tutaj mowa.
 Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego jak na kosmitę. Od kiedy mój przyjaciel zna się na imionach. Ech... Lepiej nie wnikać, co robi z Klarą, kiedy są sam na sam.
 Pod nos mi podsunął paczkę ciastek z żurawiną. Uśmiechnęłam się na ich widok. Od lat ich nie jadłam, a przecież to była nasza tradycja.
 - Dylan? - podrapałam się po głowie. - Wiesz, że ja już straciłam rachubę czasu?
 - Dzisiaj jest 8 marca... Więc... Wszystkiego najlepszego! - wrzasnął mi nad uchem i mnie przytulił.
 - Tsa... Dzięki. Gregory masz coś?! - wrzasnęłam w kierunku rudzielca.
 Chłopak pokazał palcem, żebyśmy chwilę poczekali. Podniosłam się więc z ziemi i schowałam miecz do pochwy. Podeszłam bliżej niego i oparłam się na jego plecach, słysząc jak wzdycha z niezadowolenia.
 Patrzyłam na ekran jego komputera i nic nie mogłam zrozumieć. Widać, że dobra to ja jestem tylko w rozpoznawaniu gatunków win.
 - Mam dobrą i złą wiadomość... - wyprostował się, powodując, że zachwiałam się, ale Lorenz mnie złapał. - Od której zacząć? - spojrzał na mnie triumfalnie.
 Odpowiedzi brzmiały za pierwszym razem różnie, za drugim razem było tak samo, tylko osoby pozamieniały się zdaniem. W końcu Dylan podniósł rękę, żeby powiedzieć.
 - Zacznij od dobrej.
 - Nasi przyjaciele jeszcze żyją.
 - Jeszcze!? - jęknęłam.
 - Dawaj złą - przede mną wcisnął się Chester.
 - Są pół kilometra pod Atenami... I nie wiem, czy znajdziemy drogę.
 - Zaprowadzę was do świątyni Arachne - powiedział Lorenz, a wszyscy na niego spojrzeli zdumieni. - No co?! Z Kasmirem trochę jej podokuczaliśmy, więc wiecie...
 Uśmiechnął się i złapał za swój plecak. W tym momencie byłam bardzo ciekawa, co do niej zapakował. Coś czuję, że nie ma tam nic do jedzenia ani na zmianę. Pokręciłam głową i odwróciłam się na pięcie, wpadając na Chestera. Spojrzeliśmy na siebie wrogo i minęliśmy się.
 Po kilku minutach szybkiego spaceru dotarliśmy do jakiegoś małego sklepiku w centrum. Weszliśmy do środka całą grupą, dławiąc się pod wpływem tutejszego odoru. Nie dziwię się, że mieszkańcy omijają sklepik szerokim łukiem.
 Na ścianach były porozwieszane różnorodne obrazy utkane z tkaniny. Niektóre były tak realistyczne, że miałam wrażenie, że postacie na mnie patrzą i się śmieją. W szczególności starsze kobiety, których siwe włosy były idealnie spięte.
 - Masz wrażenie, że je skądś znasz? - szepnął mi do ucha Chris, co spowodowało, że lekko drgnęłam.
 - Oczywiście, że tak - obok nas zjawił się Riddle, którego nie ruszało to, że prawie ryknął. - Przecież to są bogowie w swojej starszej wersji... Tacy zwyczajni... Ludzcy... Bliscy śmierci.
 - Skończ! - warknął Chester, który stał przy samych drzwiach. - Miałeś nas do reszty zaprowadzić, a nie opowiadać jakieś głupoty.
 Lorenz tylko ruszył ramionami i ruszył wgłąb sklepu. Czułam coś, że lepiej się trzymać w tej chwili niego. Ręką przejechałam po pochwie, chcąc się upewnić, że mój miecz tam jeszcze jest. Nie wiem, dlaczego, ale im dalej szliśmy, tym strach we mnie narastał.
 Wszędzie były pajęczyny, które lepiły się do ubrań. Sam ich dotyk obrzydzał mnie. W końcu dotarliśmy do małego, ciemnego pomieszczenia, gdzie Lorenz się zatrzymał. Słyszałam, że szukał czegoś, klepiąc ścianę. Po jakimś czasie coś zaczęło szemrać.Odsunęłam się z przerażenia i wpadłam na jakiegoś chłopaka. W tym momencie ani nie chciałam zobaczyć kto został przeze mnie staranowany, ani też nie myślałam o tym, żeby przeprosić.
 W końcu ktoś mądry zapalił świeczkę, która musiała leżeć gdzieś na półce. Tą osobą był Dylan. Minął mnie i podszedł do przejścia w ścianie. Dopiero teraz poczułam chłód bijący z dziury. Póki światło świeczki rozświetlało pomieszczenie, zdążyłam rozejrzeć się tutaj. Na szczęście na jednej ze ścian wisiała para pochodni. Najwyraźniej ktoś o nas pomyślał. Podeszłam tam i ściągnęłam je, krzywiąc się za każdym razem, kiedy miałam do czynienia z czymś lepkim.
 - Kto chce? - zwróciłam się do chłopaków.
 Oczywiście, mogłam się tego spodziewać, że każdy się rzuci na nie. Szczęściarzem był jednak Chris, który z gracją się przeteleportował i odebrał to ode mnie.
 Podpaliliśmy pochodnie i przeszliśmy przez przejście. Chris szedł jako pierwszy, zaraz za nim Dylan, Chester, ja, Gregory, a na samiutkim końcu Lorenz. Cóż, no nie mogę powiedzieć, że mam złe tyły. Jak ktoś zechce nas zaatakować od tyłu, to mogę na nich liczyć.. Chyba.
 - Cholera - warknął Dylan. - Więcej tych pajęczyn nie mogło być.
 - Stary! - krzyknął Gregory. - Im bliżej świątyni Arachne, tym ich będzie więcej...
 - No co ty nie powiesz - mruknął w odpowiedzi.
 Delikatnie podniosłam kąciki ust do góry, wyobrażając sobie jak oburzony musi być przyjaciel. Chociaż nie dziwię się mu, jest tego coraz więcej... Podniosłam wzrok do góry i szybko tego pożałowałam.
 - Chłooopaki.. - przełknęłam ślinę. - Jak myślicie... Pająki Arachne mają w sobie truciznę...
 - Pewnie tak - rzucił Chester. - Po co ci to wiedzieć?
 - Bo chyba mamy gości... Do góry.
 Widziałam jak Chester podnosi powoli głowę i jak na zawołanie staje. Nad nami nie wiadomo skąd wychodziły gromady calowych obrzydliwych pająków. Gdyby nie myśl, że reszta jest w niebezpieczeństwie, odwróciłabym się na pięcie i pobiegła do wyjścia. Nie że się boję tych małych cholerstw, ale są paskudne.
 - Czyli za niedługo dojdziemy na miejsce - powiedział spokojnym głosem Gregory. - Nie martw się, są one po prostu ciekawskie. Idźcie dalej...
 Pokiwałam głową i popchałam syna Aresa na co ten warknął, ja zaś uśmiechnęłam się triumfalnie.
 Po raz n-ty dotknęłam dłonią pochwy, jakbym się obawiała, że nie mam już miecza. To się chyba nazywa potocznie strach.
 - Cii!
 Chris zatrzymał się niespodziewanie, że chcąc nie chcąc, wpadłam na Chestera. Jestem pewna, iż gdyby mógł zatłukłby mnie na kwaśne jabłko.
 - Słyszycie? - szepnął Christopher.
 Nadwyrężyłam słuch, chcąc się dowiedzieć o czym mówił przyjaciel.
 - Płacz... - rzucił Lorenz.
 - Klara! - krzyknął Dylan.
 Minął on Chrisa i pobiegł w ciemność. Spojrzałam w szoku na Gregory'ego, który kiwnął głową mi, żebym się ruszyła. Tak też zrobiłam.
 Przyśpieszyliśmy i chwilę później zobaczyliśmy jasne światło. Był to koniec tego korytarza. Płacz dziewczyny narastał, ale w pewnym momencie zamilkła. Pewnie zobaczyła Dylana.
 - Niee! - usłyszałam pisk dziewczyny.
 Wtedy wszyscy zaczęli biec. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, ale wiedzieliśmy, że ktoś potrzebuje pomocy. Wpadliśmy do wielkiej groty, która odrobinę przypominała sklep, z którego zaczynaliśmy swoją podróż. Wszędzie wisiały obrazy z tkanin. Tym razem wiele z osób przestawionych było znajome, wiele sytuacji było znajome. Ktoś tutaj chyba miał bzika na punkcie dzieci Ateny.
 - Widzę, że kolejni goście przybyli... - usłyszałam cichy głos jakby wydobywał się zza mnie.
 Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Spojrzałam jeszcze raz na "świątynię" i na środku zobaczyłam Klarę, która klęczała. Najwyraźniej opadała już z sił, ale na pierwszy rzut oka nic jej nie było. Zaczęłam szukać wzrokiem, gdzie są moi przyjaciele, ale nie mogłam ich dostrzec.
 Usłyszałam jakiś cichy jęk i spojrzałam za siebie. W miejscu, gdzie przed chwilą stali chłopaki, już nikogo nie było. Z pochwy wyciągnęłam swój miecz. Wtedy w odbiciu ujrzałam TO. Spojrzałam do góry i zobaczyłam kilka kokonów, z których wystawały tylko głowy przyjaciół. Wszyscy z nich trwali w jakimś głębokim śnie. Byłam świadoma, że zaraz mnie to czeka, więc póki mogłam krzyknęłam w kierunku Klary.
 - Klara! Uwierz w siebie! Uwierz w siebie, a nie w swój strach! Jesteś najlepsz...
 Czułam jak moją głowę rozsadza. Chciałabym ją wymienić. Halo?! Ktoś mi pomoże? Oczywiście, że nie... Ja sama muszę się wybudzić. No dalej, dasz radę. Otwórz w końcu te cholerne oczy.
 - Han.. - ktoś z zewnątrz próbuje się wedrzeć. Dalej. - Han... Do cholery, obudź się!
 Zaczął do mnie dochodzić jakiś obraz, więc chyba się udało. Kiedy obraz się wyostrzył, zdałam sobie sprawę, że wiszę kilka metrów nad ziemią. Także więc... Chyba wolałam być dalej nieprzytomna.
 Usłyszałam jak ktoś zdycha, jakby mu ulżyło... Spojrzałam na prawo, gdzie zobaczyłam Zo. Ta się do mnie wyszczerzyła, co było dziwne, patrząc na to w jakiej sytuacji się znajdujemy.
 - Baliśmy się, że nie wybudzisz się - krzyknął ktoś kto musiał wisieć za mną.
 - Dlaczego miałabym się nie wybudzić? - powiedziałam zachrypniętym głosem.
 - Kobieto, Klara jest już w połowie zadania - odpowiedziała Zo. - Prawie wszystko przespałaś, ale musiałaś nieźle dostać.
 No tak, to już znamy przyczynę bólu głowy. Wzięłam parę głębszych wdechów i przyjrzałam się dokładniej na to, co się na samym dole. Zobaczyłam tam Klarę, która siedziała naprzeciwko CZEMUŚ... Czyżby to brzydkie coś było Arachne... No cóż, może na ziemi wygląda jakoś lepiej, ale z góry jest to obrzydliwe coś.
 - Jakie to zadanie? - mruknęłam.
 - Pamiętasz może mit o Atenie i Arachne? - zapytała Rikki, która wisiała po drugiej stronie. - Otóż to, Arachne jako zadanie wyznaczyła zrobienie jej haft, który musi być tak samo piękny jak wieki temu zrobiła jej matka. Jeżeli wykona je dostanie w zamian miecz, który od wieków strzeże... A jak się jej nie uda...
 - Zje ją - skończyła za dziewczynę Zo.
 - Ona umie tkać? - zapytałam.
 - Powiem szczerze, że nic mi o tym nie wiadomo... - powiedział smutno Dylan.
 Zagryzłam wargi i ponownie spojrzałam w dół, jakby miało to pomóc dziewczynie. Nie wiem, dlaczego, ale straciłam kontakt z rzeczywistością. Pustka, ciemność, która nie wiem ile teraz trwała.
 - Nie wiem jak ty Han! - usłyszałam krzyk Zo. - Ale ja bym się ruszyła.
 Ocknęłam się i zobaczyłam jak wszyscy próbują się wydostać z swoich kokonów. Spojrzałam na dół, gdzie zobaczyłam Klarę, która trzymała w dłoni jakiś miecz skierowany w kierunku Arachne. Jej dłonie drżały, tak samo jak jej całe ciało. Z każdej dziury zaczęły na powierzchnię wychodzić te cholerstwa, które dotrzymywały nam drogi.
 Poczułam jak coś odrywa się od powierzchni, spojrzałam do góry i pożałowałam. Czułam jak spadam, strach sparaliżował mnie całą. Nawet nie wiem, kiedy z każdej ze ścian wyrosły winorośle, które stworzyły coś na podobieństwo materaca. Kiedy spadłam na nią, wydostałam się z kokona i spojrzałam na resztę, która jeszcze wisiała do góry nogami.
 - Skaczcie! - wrzasnęłam.
 Zauważyłam, że czegoś zabrakło przy moim boku. Zerknęłam do kokonu i wyciągnęłam stamtąd mój miecz. W tym momencie obok mnie wylądował Shedow, który szybko wyszedł z kokona. Złapał mnie za rękę i przeteleportował na dół. Stanęliśmy obok Klary, która ledwo trzymała miecz. Miecz, który był tak piękny, że trudno było odwrócić od niego wzrok.
 - Shedow zabierz stąd Klarę - krzyknęłam do kuzyna. - Spotkamy się na powierzchni.
 - W porządku.
 Objął przerażoną dziewczynę i zniknęli w tym samym momencie, kiedy Arachne rzuciła się w ich kierunku. Zamachnęłam się mieczem, ale minęłam się. Niestety, teraz półkobieta skupiła całą uwagę na mnie.
 - Zostaw ją! - za mną usłyszałam głos Gregory'ego.
 Ponownie spojrzałam na Arachne, której twarz była kilka cali ode mnie. Wyglądała jakby coś ją sparaliżowało. Jej oczy chociaż były czarne, to miałam wrażenie, że napłynęła do nich jakaś ciemna mgła.
Z jej ust zaczął wydostawać się znajomy głos:
Drugim ostrzem nie miecz, nie grot,
Lecz młot, który miażdży wskroś. 
Spoczywa głęboko w skale,
U stóp kłębu dymu się chowa.
 Spojrzałam na Gregory'ego. Chyba wiedział, że tym razem przepowiednia jest przeznaczona dla niego. 
 Znikąd zjawił się Shedow, który z uśmiechem na twarzy zabrał naszą dwójkę do reszty. Wszyscy stali już obok Klary i gratulowali jej odwagi. Przecisnęłam się przez tłum i przytuliłam blondynkę.
 - Wiedziałam, że dasz radę - powiedziałam ile sił miałam w głosie.
 - Gdyby nie twoje słowa... - w jej głosie nadal było słychać przerażenie. - Dziękuję... 
 Poczułam jak zaczynam słabnąć. 
 - Nieźle ci menda przywaliła - usłyszałam głos któregoś z bliźniaków. - Ma ktoś ambrozję? 
 - Ja mam... - powiedział Dylan i podał mi ją. 
 - Dziękuję - uśmiechnęłam się, kiedy poczułam jak wracają mi powolutku siły. - Panowie i panie! Mamy pierwszą broń! Zostało jeszcze siedem. Gregory zostawiam tobie za zadanie zapoznanie reszty z nową przepowiednią, a ja teraz idę na plażę się poopalać. 

7 komentarzy:

  1. Przyznaj się że nie chciało ci się opisywać co tam się działo podczas zadani Klary więc dlatego Han "mdlała" ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie chciało mi się. Nie podoba się? Nie czytaj. Jak chcesz naczytać się opisów, to polecam "Lalkę" Prusa, tam masz tego mnóstwo.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Yupi! :)
    Już nie mogłam się doczekać. Rozdział świetny jak zawsze.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurwa pobij mnie jeszcze , ja to napisałam w dobrej myśli a ty robisz z tego wielkie halo. Nawet nie potrafisz przyjąć krytyki ( choć w cale jej nie było ) Jak nie potrafisz zrozumieć komentarza, to przynajmniej się nie udzielaj, skoro nawet nie wiesz o co chodziło. Teraz będzie krytyka: błędów od zaje*** Sprawdzaj to co napiszesz bo czasami naprawdę nie można się połapać o co chodzi. Tak samo z tymi skrótami, fajny pomysł jeśli się nie chce pisać. Ale irytuje. Tak tam moja opinia.
    Również pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, taki komentarz mi się podoba ;) Dobrze wiedzieć, co człowiek myśli o moich pracach. Niestety, ale najwidoczniej nie czytasz ich uważnie. Cóż, w MOICH rozdziałach nie ma błędów, a jeśli są, to jest ich mniej niż w Twojej wypowiedzi. Po drugie nie używam skrótów, tylko Bujka ich używa, więc chcąc nie chcąc, próbowałaś zrobić mi na złość i "pojechać" po mojej pracy, a skrytykowałaś niewinną Bujkę.
      Kolejną sprawą jest Twoja agresja. Nie widzę powodu, jestem bardzo spokojnym człowiekiem i napisałam Ci, co myślę, ale z szacunkiem. Nie sprawi mi różnicy, czy będziesz to czytać, czy nie. Nienawidzę opisów, więc ich nie piszę, ale Ty najwidoczniej łakniesz ich, dlatego Cię odesłałam do "Lalki" Prusa. Nie masz powodu, więc używać tak wulgarnych i brzydkich dla oka słów. Ach, myślisz, że tamto COŚ, co napisałaś jest krytyką, to się mylisz. Krytyka jest to coś mądrze napisane, przemyślane i uzasadnione. Takiego czegoś oczekuję od osób, które chcą mnie krytykować. Wtedy przynajmniej wiem, gdzie popełniam błędy i mogę je naprawić.
      Ale doceniam Twoją skromną opinię. Szkoda, że i tak, i tak nic z niej nie wyniosłam. Ach, i życzę Wesołych, pełnych opisów Świąt.
      Pozdrawiam.

      Usuń