niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział Trzydziesty dziewiąty

  Kiedy przenieśliśmy się, poczułam mdłości. Jak ja nienawidzę teleportować się. Już miałam upaść, kiedy złapał mnie Shedow. Spojrzał na mnie pytająco... najwidoczniej domyślił się, że coś jest nie tak. Co ja na to poradzę, że jako jedyna mam problemy z teleportacją? Odsunęłam się i usiadłam na śniegu. Znaleźliśmy się wysoko w górach, gdzie mieliśmy nadzieję nas już nikt dzisiaj nie zaatakuje. Z daleka przyglądałam się ostatnim fajerwerkom. Mieniły się one kolorami... były takie śliczne, ale zarazem koszmarne. Wywoływały u mnie wspomnienia rodziny, rodziny, której już nie mam... A raczej, która jest szczęśliwa beze mnie.
 Po chwili ogarnęłam się i spojrzałam na przyjaciół. Ci nie wyglądali najlepiej, ale na szczęście Zo schowała w swojej torebce ambrozję. Pierwszy raz pomyślała, a przy tym nikogo nie skrzywdziła... Reszta przeważnie też woli, kiedy dziewczyna nie myśli... Biedna Zoey.
 Spojrzałam na siebie, sprawdzając, czy jej nie potrzebuję. W tych ciemnościach nie za bardzo mogłam dostrzec całego swojego ciała, więc uznałam, że mi nic nie jest bo nic mnie nie bolało. Uśmiechnęłam się pod nosem, przynajmniej raz w życiu wyszłam z czegoś cało. 
 Z mojej torebki wyciągnęłam mapę oraz latarkę, po czym skreśliłam miejsce, gdzie była ta 'impreza'. Tam jej na pewno nie było, to był za łatwy cel.... Widać po tym jak nas znalazł ojciec, a potem bliźniaki. Ach, niech się smażą w Hadesie. 
 Przyjrzałam się jeszcze raz mapie, gdzie były pozaznaczane miejsca, gdzie ostatnio pojawiła się Klara. Było ich tak wiele, jakby co chwilę zmieniała miejsce... A może tak jest? Może już jej nie ma w tych miejscach? Może jej w tym Zakopanem już dawno nie ma, a my wpadliśmy przez własną głupotę w pułapkę.
 Oparłam się o lodowatą skałę i spojrzałam w kierunku grupy. Widziałam tylko cienie, bo nie mogliśmy nawet rozpalić ogniska, ponieważ w każdej chwili ktoś mógłby nas zobaczyć.
 - Ekhem - odchrząknęła Zo. - Nie chcę nikomu przerywać, ale umieram z zimna.
 - Ogrzać cię? - spojrzał na nią Grześ.
 - Nie, wystarczy, że zabierzecie mnie do ciepłego miejsca - z pewnością na jej twarzy pojawił się ten typowy dla niej, ironiczny uśmiech. - Dzisiaj jej nie znajdziemy, nawet nie mamy planu.
 Zobaczyłam kątem oka postać Dylana, który stał w takim miejscu, że każda fajerwerka oświetlała jego postać. Widziałam, że zaczyna ściskać pięści i jestem pewna, że tylko to, iż ledwo ma siły trzyma go w miejscu. Wiedziałam, że chciałby już wszystko mieć z głowy, znaleźć Klarę i wrócić do domu. Ech, ja również wolę, żeby wszystko było za nami. Na pewno ulżyłoby mi, widząc znowu uśmiechniętego przyjaciela. Chociaż trochę mniej cieszyłoby mnie, żeby zobaczyć córkę Ateny. Ta na pewno pierwsze, co zrobiłaby, to rzuciłaby mi się do szyi i zaczęłaby mnie dusić.
 Pokręciłam głową, odpychając takie głupie myśli. W końcu wstałam, otrzepałam swoją kieckę. Szczerze, to jakoś miałam dosyć słuchania tych kłótni Zo z resztą. Rzuciłam reszcie tylko wiadomość, że idę się przejść i mają się o mnie nie martwić. Zdaję sobie sprawę, że nikt się nawet nie zainteresował moimi słowami, a ja jestem idiotką, że tutaj weszłam... Sama. Po kilku minutach spacerowania po czarnej dziurze, znalazłam jakiś olbrzymi głaz i weszłam na niego. Znowu ze swojej torebki wyciągnęłam mapę i latarkę, ale musiałam się postarać, żeby cały czas mieć otwarty umysł... muszę być gotowa na wszystko.
 Swój miecz położyłam obok nogi, a palcami pomacałam łańcuszek od mojego ojca. Delikatnie podniosłam kącik, co miało przypominać uśmiech. Wciąż nie potrafię uwierzyć, że największa pamiątka po mojej mamie w końcu do mnie wróciła. Znowu przeglądałam mapę, starałam się również zapoznać dobrze z legendą, może coś mi ona pomoże. W końcu latarkę zbliżyłam do jednego z zaznaczonych punktów. W oku Posejdona znajdziesz ją - przypomniałam sobie słowa taty. Dlaczego chciał, żebym spotkała się z Rikki? Czy ona jest w stanie nam pomóc? Przecież wiem, że jak pójdziemy tam, to może się dla nas to źle skończyć. Niestety, ale na pokładzie mamy Zoey, która ma problem z trzymaniem nerwów na wodzy. Hmm... Sięgnęłam dłonią do torebki i palcami dotknęłam coś, co przypominało probówkę...
 - Do czego doszłaś - usłyszałam głos Dylana.
 Odwróciłam się i zobaczyłam jak się nade mną nachyla. Po chwili znowu spojrzałam na mapę. Dotknęłam palcem miejsce, gdzie znajdowało Morskie Oko. Może to jest odpowiedź na wszystko.
 - Myślisz, że ona tam jest? - zapytał.
 Popatrzyłam w jego oczy i pokiwałam twierdząco głową. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach nadzieję. Musiałam ją znaleźć, dla niego. Złapałam jego dłoń i poprowadziłam go do reszty. Chyba pora podzielić się swoimi postrzeżeniami. Wszyscy podeszli bliżej, tak żeby nie musiała wszystkiego na głos mówić. Po wszystkim oczywiście, Grzegorz nie miał ochoty na mój plan i nawet nie pozwolił, żeby tam pojechać. Zmarszczyłam czoło, słysząc jego słowa.
 - Chyba sobie kpisz - warknęłam. - To jest największa szansa dla Klary!
 - Posłuchaj Haniu, wiem, że chcesz odzyskać koleżankę - położył moją dłoń na ramieniu. - Ale nie narazimy całej grupy.
 - Zgadzam si, Han - odpowiedziała Zo, która najwyraźniej już nie wie, co mówi. - Ja tylko chcę iść do ciepłego pomieszczenia, jutro ją znajdziemy.
 - Wracamy do hotelu - powiedział Gregory.
 Z ostatnich pięciu sekund pamiętam, jak moja dłoń wylądowała na jego policzku. Chłopak spojrzał na mnie z ogniem w oczach, wiedziałam, że gdyby to był taki Chester, to odwinąłby się. Odwróciłam się i spojrzałam na resztę, która była w lekkim szoku. Rozumiem dziwne zachowanie Zo, ta ledwo dycha i jest cała przemarznięta. Wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że będę żałować tego, co zaraz zrobię. Złapałam gałąź i z całej siły przywaliłam chłopakowi w łeb... pusty łeb. Najwidoczniej się tego nie spodziewał, bo jak długi upadł na śnieg, a cała reszta spojrzała na mnie tak jakbym go właśnie zabiła.
 - Teraz ja tu rządzę - mruknęłam w kierunku nieprzytomnego chłopaka.
 - Chyba sobie kpisz - uśmiechnęła się Zo. - Ty się do tego nie nadajesz!
 - Posłuchaj - podeszłam do niej. - Nie mam ochoty dzisiaj na żarty. Wracasz do hotelu...
 - Kpisz sobie? Gdybym chciała, to już sprałabym cię na kwaśne jabłko. Nie myśl sobie, że jak wpadłaś na jakiś pomysł, to możesz zacząć rządzić... Jesteś zby...
Z torebki wyciągnęłam 'próbówkę', która okazała się strzykawką. Domyślałam się, że to musiał być jakiś środek usypiający. Szybkim ruchem wbiłam jej go w szyję, i tak samo szybko upadła obok Gregory'ego. Hmm... Poszło łatwiej niż myślałam - pomyślałam. Spojrzałam na resztę, która patrzyła na mnie jak na wariatkę. Przewróciłam oczami i zabrałam się za studiowanie mapy.
 - Cholera! - pierwszy się odezwał Chris. - Coś ty zrobiła?
 - Właśnie - popatrzyłam na niego. - Zabierz tą dwójkę do hotelu. Jak ochłoną jutro ochłoną, to spotkamy się przy Morskim Oku... Aaa... I poczęstuj ich meliską... będzie potrzebna. A teraz zmykaj.
 Chris zacisnął zęby i podszedł do tej dwójki. Domyślam się, że jest wkurzony, iż wykluczyłam go z planu. Zawsze jest niezadowolony, kiedy omijamy go w planach, ponieważ jest od nas młodszy. Dzisiaj nie z tego powodu chciałam, żeby ich zabrał. On i Shedow potrafią się przemieszczać, a to ten drugi jest w stanie mi dzisiaj pomóc.
Chris złapał ich za dłonie i chwilę później zniknęli mi sprzed oczu. Popatrzyłam na Dylana i Shedow'a, którzy wciąż przyglądali mi się jak wariatce, ale szybko ogarnęli się. Dobrze wiedziałam, że Dylan chce tam iść, a Shedow? On wręcz uwielbia takie wypady. Z pewnością z chęcią dowiedzieliby się, dlaczego nie chciałam reszty... No cóż, Zoey jest za bardzo wybuchowa, tym bardziej kiedy jest zmęczona, a Gregory nie chciał odpuścić.
 - Shedow, możesz? - zapytałam przyjaciela.
 Ten pokiwał twierdząco głową i przeniósł nas nad Morskie Oko. Znowu poczułam mdłości, i tym razem puściłam pawia w krzakach. Czułam jak płonę od środka. Miałam ochotę usiąść pod drzewem i poczekać aż te całe mdłości odejdą, ale wiedziałam, że nie mogę. Znając Zo z pewnością oskarżyłaby mnie o to, że jestem w ciąży. Taak, dla niej wszyscy mogą być w ciąży. 
 - Dobrze się czujesz, Han? - zapytał troskliwie Dylan. - Dziwnie się ostatnio zachowujesz.
 Pomógł mi wstać, po czym przetarłam usta i spojrzałam na niego.
 - Dziwnie? A to dziwne, że próbuję ci pomóc odzyskać Klarę? - mruknęłam.
 - W taki sposób? - zmarszczył czoło. - Jestem pewien, że gdybyś mogła, to zadźgała ich.
 - Nie chcieli pomóc! - warknęłam.
 - Nie? Przecież narażali życie..
 - Ekhem - odchrząknął Shedow. - Nie chcę wam miśki przerywać, ale chyba mamy towarzystwo.
 Znieruchomiałam i zobaczyłam jak z ciemności wyłaniają się jakieś postacie. Ręką sięgnęłam po swój miecz, ale nim zdążyłam wyciągnąć go z pochwy. Zostałam zaatakowana przez jedną z nich. Była zimna... i mokra. Kiedy przyjrzałam się, nic nie zobaczyłam... Tylko wodę, która trzymała mnie w uścisku. Tak samo było z resztą. Po chwili pochłonęła nas całkowicie....

 Obudziłam się w wilgotnej jaskini. Czułam się cała obolała. Nie miałam siły wstać, żeby się obejrzeć. Słyszałam tylko upadające krople na ziemię oraz czyjś oddech. Nie wiedziałam do kogo on należał, nie było nikogo w zasięgu mojego wzroku. Zacisnęłam zęby i podniosłam się na łokciach. Przed sobą zobaczyłam skuloną postać.
 - Wszystko dobrze? - zapytałam swoim zachrypniętym głosem.
 Podniosła głowę i zobaczyłam znajomą twarz... Była to Klara. Poczułam niesamowity napływ energii. Podniosłam się, nie zważając na ból. Podeszłam do dziewczyny i przytuliłam się do niej. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to zrobię, ale tak bardzo się cieszyłam, że ją odnalazłam. Nawet tutaj... samotną.
 - Od jak dawna tutaj jesteś? - zapytałam.
 - Odkąd Rikki mnie uratowała - mruknęła. - Coś ci się nie śpieszyło, żeby mnie znaleźć. Z pewnością się cieszyłaś, że mnie nie ma. Nie musisz udawać, jesteśmy tutaj same.
 - Co ty mówisz? - popatrzyłam na nią w szoku. - Nie wiesz jak się czułam... Obwiniałam się, że przeze mnie może coś ci się stać. Ciągle patrzyłam jak Dylan za tobą tęskni, to było najgorsze, co mogłam widzieć... Nie jestem tym kim myślisz, naprawdę... - kiedy nic nie powiedziała, odezwałam się ponownie. - Nie wiesz, gdzie jest Shedow i Dylan?
 - Dylan też tutaj jest? - podniosła głowę.
 Pokiwałam twierdząco głową. Myślałam, że wiedziała o tym. Poczułam jak zaczęło kręcić się w mojej głowie i oparłam się o ścianę. Było mi niedobrze i byłam głodna. Miałam ochotę wskoczyć do mojego łóżka i zapomnieć o wszystkim. Już odnalazłam dziewczynę, należy mi się przerwa.
 Poczułam na swoich ramionach drobne dłonie, uniosłam powieki i zobaczyłam przerażoną Klarę.
 - Wszystko w porządku - zapytała. - Nie wyglądasz za dobrze...
 - Już ci przeszło? - delikatnie podniosłam kąciki.
 - Han, od kilku minut próbowałam cię wybudzić...
 Poczułam jak zaschło w gardle. Jak to możliwe, przecież nie spałam... Tylko zamknęłam powieki. Dziewczyna pomogła mi wstać.
 - Chyba powinniśmy już pójść - odezwała się.
Nie pytałam, gdzie chce iść. Tylko podążałam razem z nią. Nie miałam siły... Klara już ledwo mnie ciągła, gdy usłyszałam w skalnym korytarzu krzyk, znajomy krzyk.
 - Klara! - tak, to był Dylan.
 Zmusiłam się do otworzenia powiek, ale niestety nie widziałam nic wyraźnie. Widziałam tylko jak dopada do nas chłopak i zaczyna całować dziewczynę, nie przejmując się mną. Poczułam jednak jak ktoś mnie przejmuje. Domyślam się, że to był Shedow. Wziął mnie na ramiona. Chociaż przez chwilę poczułam, że jest mi ciepło.
 - Nie mam siły już walczyć... - mruknęłam.
 - Nie musisz, musimy tylko dojść do Rikki... Ona chce z nami porozmawiać.
 - Rikki? - delikatnie się uśmiechnęłam. - Ona tutaj jest? 
 - Tak.. - szepnął. - Ona ma informacje dotyczące trzeciego herosa.
 Delikatnie podniosłam powieki i zobaczyłam uśmiechającego się Shedowa.
 - Naprawdę?
 - Tak, powiem ci w tajemnicy...- przyłożył usta do moich małżowin. - Klara.
 Zmusiłam się do uśmiechu, ale odebrało mi to mnóstwo sił.
 - Nie będzie szczęśliwa, jak się dowie, że będzie z nami... Trudno... A jaka jest Rikki?
 - Taka jak dawniej, ale bardziej pyskata i o wiele potężniejsza... - powiedział. - Pierwszy raz się zgodzę z twoim ojcem, trzeba będzie trzymać Zo w ryzach... W szczególności na jej tere... Han - zaczął mną trząść, ale ja chciałam spać. - Han! Dylan, Klara, ona jest ranna w bok...
 Słyszałam jeszcze jak podbiegają do nas.
 - Musiała ucierpieć podczas balu...
 - Jak to możliwe, że nie zauważyła tego?
 - Adrenalina i złość tak na nią musiały działać, że nie zauważyła.
 To były ostatnie słowa, które pamiętam. Potem zapanowała ciemność.

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział trzydziesty ósmy

 - Co macie? - spytałam podchodząc do moich przyjaciół.
Ci spojzeli na mnie gniewnie.
Zmusiłam ich do jakiejś idiotycznej gry, którą wymysliła organizatorka balu. Rozchodziło się o to, że musisz wylosować żeton z podobizną jakiegoś zwierzęcia, a później szukać swojej "drógiej połówki". Ja wylosowałam dzika, albo wściekłą świnię. W sumie pasowało do mnie.
 - Tygrys - odezwała sie Hanna, która krzywiła się próbując wypić taniego szampana, który nie przypadł jej do gustu. W końcu wyrwałam jej kieliszek i opróżniłm go . - dzięki.- poowiedzała z wdzięcznością.
           Wyszczezyłam się do niej i wzięłam jeszcze jeden kieliszek ze stołu. Tak dawno się nie bawiłam, że az boli. Postanowiłam sie dziś nawalić, ale nic mocziejszego od pączu nie znalazłam... Kij z tym, ja chce się bawić! W obozie mamy surowy zakas "dobrej zabawy", a Hanna nigdy mi nie pozwala wziąć chodźby jednej butelki winka. Jedynie jak tam jej bracia coś nowego wychodują to mnie częstują, tylko kieliszkiem... A te wina sią taki ddddddooooooobbbbbbbbrrrreeee!!
Odkłądając pusty kieliszek odwróciłam sie do Shedowa:
 - Jakiś ptak z zakrzywionym dziobem. - powiedział uprzedzając moje pytanie. Wyszczezyłam się do niego.
 - Ja mam Sowe. - powiedział Dylan dopijając szampana.
Zwróciłam się w stronę Grześka/
 - Też jakiś ptak. - spojrzał na Shedowa i zaczeli badac sie wzrokiem.
Po chwili organizatorka znów zabrała głos. Zachęcała nas do poznania naszej "drugiej" połówki. Chwyciłam za reke Hanie i ruszyłam z nią przez tłum. Co chwile przystawałam i pytałam się facetów jakie mają zwierze, mósiałam sprawe załatwiać za dwie bo okazało się że Hani zabrakło języka w gebie... albo co chcwile parskała śmiechem.
Po jakimś 1684135168341523 podejściu znudziłam się.
 - To moje ostatnie podejście! - warknęłam.
Podeszłam do blondyna odwróconego do mnie tyłem, który rozmawiał ze swoim kompanem:
 - Przepraszam...
 - Dzik. - uprzedził mnei nieznajomy.
Spojrzałam na niego anielskim w wzrokiem:
 - Alleluja! W końcu! Ty nawet nie wiem jak się natrudziłam aby ciebie znaleźć! A tak wogóle Zuza. - podałam mu rękę.
Ujął ją i przyłożył sobie to ust. Troche mnie to zakłopotało, a  Toscano parsknęła śmiechem. Próbowałam ją nadepnąć, ale ciągle mi uciekała. Wredna jęza.
 - Aleksander. - przedstawił się mężczyzna.
           Bóg sexu we własnej osobie. Jasne, blond włosy zostały starannie ułożone na głowie, a kilkudniowy zarost został profesjonalnie przycięty, o jego rysach nie mogłam zbyt duzo powiedzieć, gdyż połowe jego twarzy zasłaniała  srebrna maska, która błyszczała w świetle lamp. Mogłam się w niej spokojnie przejrzeć, działała podobnie jak lustro. Z pod maski zerkały na mnie dwoje ciekawskich jasnych oczu, które dosłownie rozbierały mnie. Pod spojrzeniem mężczyzny, (który nie mógłbbyć grubo starszy odemnie. Stawiałam na jakies 24-26 lat), czułam się dziwnie naga. Jego oczy wwiercały się we mnie jakby chciał zajrzeć mi do duszy. Troche mnie to krępowało.
 - Och przepraszam cóż to za maniery. - powiedział obdarowując Han pięknym uśmiechem. - A ty jesteś...?
 - Hania - podała mu rękę, a on również ją pocałował.
 - Piękne imię dla pięknej dziewczyny.
Han spłonęła rumieńcem.
            A ja miałam ochote rzucić się na nią. Mi takiego komplementu nie posłał! Byłam smutna...
Po chwili Alek przedstawił nam swojego towarzysza, którym okazał się czarujący szatyn, o imieniu Darek. Był bardzo miłym mężczyzną. Po chwili porwali nas do tańca, a my nie opierałyśmy się. Jedną z najgorszych rzeczy jaka mogła mi się przydarzyć na imprezie sylwestrowej?! Porwanie do tańca przez jakiegoś przystojniaka gdy ty nie umisz tańczyć i wyglądasz jak stado hipopotamów na parkiecie. No po prostu mega.
 - Niezwykle udany bal, nie sądzisz? - spytał patrząc mi głęboko w oczy.
Widziałam w nich coś dziwnie znajomego, ale nie byłam pewna co to mogło być. Ale była pewna, że ktoś już tak na mnie patrzył.  
 - Owszem. - zdołałam tylko odpowiedzieć. Coś w sposobie bycia tego mężczyzny mnie ośmielało.
 - Jestem wręcz zachwycony, że najpiękniejsza kobieta na tej sali właśnie tańczy obok mnie... i zaledwie kilka centymetrów dzieli nasze ciała od siebie. - poczułam pocałunek na swojej szyi.
Zareagowałam impulsywnie i próbowałam się wyrwać, ale mężczyzna trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Wiedziałam, że w zachowaniu takiego przystojniaka jak ty, musi kryć się pedofilia.
 - Dawno nie czułem słodyczy córki Zeusa... - oblizał wargi - a twoje słowa działają jak miód na moje zbolałe uszy!
Szarpałam się jak pies na uwięzi.
 - Kim jesteś? - warknęłam.
Mężczyzna szybkim ruchem obrócił mnie i moje plecy przylgnęły do jego ciepłego torsu. Moje oczy ujrzały wielkie lustro, które zostało zamieszczone zamiast ściany. Widziałam na nim odbicie moje i mężczyzny, który był o głowe wyższy ode mnie.
Miałam na sobie zwiewną czarno-błękitną sukienkę, która opinala mi biust, a kolejna warstwa spływała swobodnie na moje uda. Zdobienia były zrobione z piór i taką też miałam maskę.
 - Wyglądasz jak spanikowany ptak w klatce. - powiedział Alek i czubkiem nosa zaczął drażnić moją skórę.
Zignorowałam go:
 - Kim ty u diabła ciężkiego jesteś?! - krzyknęłam i wtedy poczułam ręke na gardle.
 - Ciii... nie krzycz tak... Teraz dopiero zacznie się zabawa. - tanecznym krokiem odwrócił nas w stronę tańczącego tłumu - Mali herosi wpadliście w pułapkę.
Znieruchomiałam. Skąd on..?
 - Nie domyśliłaś się? - zaśmiał się - to już nawet twoi towarzysze wiedzą... spójrz na prawo - obróciłam tam głowę. Shedow rozmawiał zajadle z jakąś kobietą, która miała na sobie obcisłą czerwoną sukienkę. Poczuła się jakbym ją znała... - a teraz na lewo - tak tez zrobiłam. Hania zaczeła szarpać się z Darkiem. Cholera!
Myślałam gorączkowo jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji... Chwila... przecież mam pare asów w rękawie.
 - Wpadliście w naszą zasadzkę... to nie było az tak trudne...
Odepchnęłam go od siebie i wyciągnęłam szpilkę, moja fryzura doszczętnie została zniszczona. Nacisnęłam na stalowy grzybek i szpilka wydłużyła się. Chyba wycałuje Gregorego, że dał mi taką zabawkę. Cięłam faceta w twarz. Tek krzyknął i złapał się za lewe oko. Paskudna rana ciągnęła się od lewej kości policzkowej do czoła. Obróciłam się na pięcie i zaczęłam przepychać się przez tłum w stronę Hani. Popchnęłam jakąś kobiete, która wpadła na Darka, jak prawdziwy dżentelmen złapał ją, a tym samym wypuścił Toscano. Rzuciłam w jej stronę szpilke do włosów, a sama sięgnęła pod sukienkę. Na udzie miałam przymocowaną pochwe z mieczem. Uwolniłam moje ostrze i obróciłam się w stronę ludzi. Zaczęli się niebezpiecznie do nas zbliżać... 
No to teraz zaczeła się impreza.

***

 - Powiedz mi... - krzyknęła Hania, pomiędzy jednym uderzeniem miecza a drugim. - jak to jest, że ty przyciągasz do siebie zawsze palantów...? Albo bliźniaczych bogów? 
Spojrzałam na nią z ukosa i zdzieliłam rękojeścią mieczem, jednego z synów Alexa ( czyli bliźniaczych bogów ). Obróciłam się i zablokowała cios włócznią moją tarczą.
 - To są uroki tego, że jestem piękną! - krzyknęłam i uchyliła się przed latającym krzesłem.
Hanna zaśmiałą się.
 - Widze, że humor ci dopisuje! - odkrzyknęła przetaczając się na ziemi, pod stół gdyż zaczęli nas bombardować strzałami.
Odepchnęłam przeciwnika i próbowałam wskoczyć pod stół, ale zagapiłam się i poczułam pieczący ból na ramieniu.
Syknęłam.
Wyciągnęłam kolejną szpilkę ze włosów, która była mini sztyletem. Rzuciłam nim w kobiete nożownika, której ostrze właśnie siedziało mi w ręce.
Rzuciłam się pod stół i zasłoniłam nas tarczą.
 - Gdzie jest Dylan?! - szepnęłam - miał tylko sprawdzić czy Klara tu jest. Długo nie wytrzymamy!
Romeo, poszedł razem z Shedowem poszukać Klary, a Gregory miał za zadanie wyprowadzić cywilów, a my robimy dywersje... miło!
 - Nie zrzędź! - odgryzła się. Spojrzała na mnie i jej oczy się rozszerzyły - masz nuż w ramieniu.
Spojrzałam na nią jak na idiotke.
 - Serio?! Nie zauważyłam! - kopnęłam osobę, która próbowała wyciągnąć mnie spod stołu.
 - Nie ruszaj się to go wyciągnę. - sięgnęła ręką po rękojeść tego złomu.
Moje oczy powiększyły się.
 - Nie ma mowy. - zaprotestowałam.
No to teraz rozegrałyśmy scene z 1 części Shreka. Tylko, że ja grałam ogra, a  Toscano - Fione. Gdy w końcu wyrwała mi ten szmelc krzyknęłam, jakby wypruwali mi flaki.
 - Mam. - zaczęła triumfalnie kręcić sztyletem.
 - AAaaauuuu... Nawet łeski mi pociekły. - pożaliłam się. - ja cie kiedyś zabije. Zakopie, odkopie, zadźgam, rzucę Harybsą na pożarcie, a to co z ciebie zostanie, pójdzie...
 -Witam panie. - Shedow pojawił się pomiędzy nami. - Zwijamy z imprezy. Greg sobie nie radzi.
Zaczęłyśmy protestować ( obie nie lubiłyśmy podróży, prywatnymi liniami Pana Gomeza) , ale on  objął nas.
 Pufff!
Już nas nie było.   


WITAM!!!
Po prawie 4 miesiącach nie bycia tutaj, postanowiłam ruszyć swoją zacną dupkę i dokończyć notkę:D Coś niecoś jest xD Z Kingą postanowiłyśmy reaktywować bloga więc teraz notki (mam nadzieje ) bd pojawiać się szybciej:D
No to teraz zapraszam do czytania i cierpliwości:D

Ps. Wybaczcie za błędy... Coś i się zepsuło i mi już nie podkreśla na czerwono ;(
Bujka ;***