Leżałam przyparta do
ziemi przez Dylana. Panicznie się bałam, ale za razem miałam ochotę wstać i iść
uratować Christophera. Słyszałam bicie tylko swojego serca. Podniosłam głowę i
spojrzałam w czarne oczy przyjaciela, który uważnie się czemuś przysłuchiwał.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Zo i Zayn również się czemuś przysłuchują.
Próbowałam wytężyć słuch, żeby coś usłyszeć. Usłyszałam czyiś krzyk, krzyk
Shedowa.
- Zostaw go!
- Shedow, Shedow, Shedow – ten głos należał do
jakiejś kobiety. – Czasem nie rozumiem twojego toku rozumowania…
- Zira – bezczelnie jej przerwał. – Zostaw go!
- Dlaczego nie możesz być jak twoja siostra? –
mruknęła. – Nie chcesz z nami zasiąść na Olimpie? Zastanów się… Będziesz miał
to, czego nie masz w obozie. Tam, gdzie wszyscy tobą pomiatają… Daję ci szansę,
wykorzystaj ją.
- Jakby mnie to obchodziło - usłyszałam
wyciągany miecz. – Zostaw go i się wynoś.
- Jesteś głupi! – krzyk kobiety był
przerażający. – Nie odejdę póki nie zabiję dzieci Zeusa.
Odruchowo odepchnęłam od siebie Dylana i
sięgnęłam po mój miecz, który dostałam w prezencie od ojca. Dylan i Zayn
próbowali mnie jeszcze powstrzymać, ale dobrze wiedzieli, że jest za późno. Nie
mogłam pozwolić na to, żeby Chrisowi miało się coś stać. Stanęłam w oko w oko,
z młodym bliźniaczym bogiem, który pragnął zabić mojego przyjaciela. Poczułam
przechodzącą moc przez mój miecz i rzuciłam się do walki z bogiem. Reszta
zajęła się resztą, tylko Shedow stał oko w oko z Zirą. Zoey pragnęła zaatakować
ją, ale miałam wrażenie, że chłopak tego nie chciałby. Upewniłam się, że Chris
jest bezpieczny i skoczyłam, żeby za torować drogę przyjaciółce.
- Co ty wyrabiasz?! – krzyknęła.
- Nie rób tego…
- Ona chce mnie zabić. Muszę to zrobić!
Chciała mnie minąć, ale nie mogłam na to
pozwolić. Spojrzałam w kierunku Shedowa. Na chwilę przed oczami stanęła mi
Nyks. Teraz wiedziałam, co zrobić. Siłą woli spowodowałam, że na około tej
dwójki wyrosły winorośle, które zagrodziły przejście.
- Idiotko! – warknęła na mnie Zo. – Dlaczego
to zrobiłaś?!
Zmarszczyłam brwi. Nikt przedtem nie odezwał
się do mnie w taki sposób, ale rozumiałam ją. Właśnie przed chwilą za torowałam
jej drogę do kobiety, która pragnie jej śmierci.
- Bo on tak chciał – starałam się jej jakoś to
wytłumaczyć.
- Chciał? – zaczęła pukać mnie po głowie. –
Przecież ona go zabije.
Zobaczyłam Harry’ego, który chciał zaatakować
dziewczynę od tyłu. Popchnęłam ją i odebrałam ten cios, po którym straciłam
przytomność…
Rok
później…
- Gdzie
jest Chester?! – na boisko wpadła wkurzona Zoey.
- Kto to
jest Chester? – Dylan zapytał mnie tak jakby nie wiedział. Dobrze wiedziałam,
że chłopak coś przeskrobał, a przyjaciel go kryje.
-
Spokojnie, nie zamierzam go zabić, ale chciałabym z nim porozmawiać – usiadła
obok mnie na trybunach i spojrzała na mecz rozgrywany pomiędzy domkiem Aresa i
Apollina. – Tak z ciekawości, kiedy Dylan idzie na randkę z Klarą?
- Zo! –
mój przyjaciel krzyknął z lewej strony, przez co odrobinę ogłuchłam na to ucho.
– Czy ty czasem umiesz trzymać język za zębami?
-
Dlaczego, jesteśmy przecież sami…
Starałam
się wyłączyć. Oni znowu zaczynają się kłócić. Ciekawe, czy nadejdzie dzień,
kiedy będziemy mogli spokojnie usiąść bez żadnych wrzasków. Spojrzałam na
niebo, które powoli zaczęło się chmurzyć. Mecz zaraz miał dobiegać końca, a ta
dwójka cały czas się przekrzykiwała. Wstałam, ignorując ich spojrzenia i
ruszyłam w kierunku jeziora. Nie wiem, dlaczego, ale od roku tam przychodzę,
żeby zrozumieć, dlaczego widziałam tamtego dnia Nyks. Dlaczego, że tak powiem
mi się objawiła i dlaczego wiedziałam, czego sobie życzy Shedow? On również od
roku nie jest sobą albo jest aż zanadto sobą. Ciągle chodzi sam i ignoruje
wszystkich. Czasem mam ochotę porozmawiać z nim na temat jego matki, ale
obawiam się, że to nic nie da. Ciągle się ukrywa. Do tej pory nie wyjaśniliśmy
sobie z nim rozmowy, która odbyła się sprzed rokiem pomiędzy nim a Zirą.
Przy
brzegu jeziora zobaczyłam Christophera, który nieruchomo przyglądał się tafli
wody. Podeszłam do niego i położyłam mu dłonie na oczach.
- Han,
wiem, że to ty – mruknął.
- Skąd
to wiedziałeś? – zapytałam się i usiadłam na piasku, przesypując go przez
palce.
-
Ponieważ tylko ty wiesz, gdzie mnie szukać – usiadł obok mnie, nie odrywając oczu
od jeziora. – Widziałaś gdzieś Chestera?
- Nie,
dlaczego pytasz?
Chłopak
powoli sięgnął do kieszeni, z której coś wyciągnął. Ujął moją dłoń i coś do
niej włożył. Otworzyłam ją i zobaczyłam piękny srebrny łańcuszek z diamentowym
serduszkiem. Zdziwiona spojrzałam na przyjaciela. Nie zrozumiałam, dlaczego mi
go dał. On zaś tylko uniósł brwi i przewrócił oczami. W tej chwili przypomniało
mi się, że jego ojciec jest patronem złodziei… Pytał się o Chestera, ponieważ
to należy do niego. Najwidoczniej mój przyjaciel znowu mu podpadł.
-
Będziesz mogła mu to jakoś podrzucić? – spojrzał na mnie błagalnie. – Ostatnimi
czasu znowu mu nieźle podpadłem.
- Co się
z tobą dzieje? – spojrzałam na niego.
-
Dostałem wiadomość od Ricki… - zawiesił głos.
Zmarszczyłam brwi, oczekując aż przyjaciel
powie coś więcej. Nie potrafiłam nic wyczytać z jego delikatnej twarzy.
Położyłam swoją dłoń na jego kolanie, co wywołało u niego poruszenie. Spojrzał
na mnie swoimi ciemnymi oczami.
-
Napisała, że tam gdzie jest, jest jej dobrze i w najbliższym czasie nie
zamierza wrócić. Kazała mi przekazać, iż jeżeli będziemy jej potrzebować mamy
się zgłosić do mojego ojca, on wskaże nam drogę…
- To
chyba dobrze, że jest jej dobrze…
- Tak,
ale tęsknię za nią…
Usłyszeliśmy wielki huk, obejrzeliśmy się za
siebie i zobaczyliśmy jak z jakiegoś środka lasu zaczął się dymić kolorowy dym.
Braciom Riddle najwidoczniej się zaczęło nudzić. Na twarzy Christophera pojawił
się uśmiech. Odkąd oni się tutaj pojawili, chłopak ma z kim spędzać wolny czas.
Rozumieją się jak nikt inny.
Chris
spojrzał na mnie tak jakby prosił mnie o pozwolenie. Uśmiechnęłam się pod nosem
i pokiwałam głową. Przyjaciel szybko wstał, nachylił się jeszcze chwilę nade
mną, dając buziaka w policzek i pobiegł w kierunku, gdzie usłyszeliśmy po raz
ostatni wystrzał.
Pokręciłam głową. Co to za kochane dziecko.
Cieszę się, że możemy być przyjaciółmi, bo ostatnimi czasy nikt nie ma dla mnie
czasu. Zoey i Chester cały czas ze sobą kręcą, a Dylan cały czas próbuje jakoś
zaprosić Klarę na randkę.
W piasku
znalazłam kawałek patyka i zaczęłam nim pisać po białym piachu.
-… Hanno pomóż mu… - usłyszałam jakiś
kobiecy głos.
Rozejrzałam się po okolicy, myśląc, że kogoś
tutaj zobaczę, ale myliłam się.
- … Hanno za niedługo wszystko się znowu
zacznie… - znowu ten kobiecy głos.
Kojarzyłam go skądś, tyle że w tej chwili nie
potrafiłam sobie przypomnieć, gdzie go już wcześniej słyszałam. Usłyszałam
łamane gałązki. Odwróciłam się. Miałam wrażenie, że ktoś w krzakach siedzi i
mnie obserwuje. Wstałam i powoli podeszłam do tamtego miejsca. Było tutaj
ciemno, więc wolałam się tam nie zapuszczać.
W pewnej
chwili usłyszałam huczenie sowy. Odwróciłam się i zobaczyłam parę czerwonych
oczu.
- Bądźcie gotowi!
Czułam, że upadałam na ziemię, ale w ostatniej chwili ktoś mnie złapał i
delikatnie położył na piasku. Przed oczami wciąż miałam tamte czerwone oczy.
Powoli
otworzyłam powieki i zobaczyłam siedzącego obok mnie Shedowa. On jak przedtem
Chris patrzył się na jezioro. Kiedy się delikatnie poruszałam, to spojrzał na
mnie.
-
Dzięki, że mnie złapałeś – mruknęłam i cała obolała usiadłam obok niego.
- Nie ma
za co – powiedział obojętnie. -
Zauważyłem, że ostatnio dziwnie się zachowujesz.
- Ekhem
– spojrzałam na niego srogo. – To ja się dziwnie zachowuję? A ty?
- Ja to
ja… - przewróciłam oczami. – Czego szukałaś w tych krzakach?
- Nie
wiem – odwróciłam głowę i jeszcze raz popatrzyłam w tamtą stronę. Miałam
nadzieję, że tym razem coś tam zobaczę. – Znowu słyszałam kobiecy głos, który
mnie przed czymś przestrzegał… Nie rozumiem tego. Przecież nie jestem córką
Apollina, żebym mogła przewidzieć przyszłość, czy cokolwiek to jest.
- Może
to jakiś bóg chce ci coś przekazać?
- Tylko
kto… - spojrzałam przerażona na Shedowa. – To była twoja matka…
- Co? –
zmarszczył brwi.
- Rok
temu stanęła mi przed oczami i tak jakby kazała mi, żeby trzymać Zoey na
odległość od ciebie i Ziry… I teraz ten głos, sowa i te czerwone oczy… Tym kimś
komu mam pomóc to masz być ty!
-
Musiałaś się uderzyć upadając – chłopak wstał i chciał już odejść, ale złapałam
jego dłoń. – Proszę cię uwierz mi, bo jeżeli ty mi nie uwierzyć ja sfiksuję –
poczułam łzy w oczach, kiedy on w taki mroźny sposób na mnie spojrzał. –
Wytłumacz mi, dlaczego twoja matka mnie nawiedza?
Widziałam jak napina mięśnie twarzy.
- Nie
wiem Han, nie mam zielonego pojęcia, dlaczego moja matka sobie wypatrzyła
ciebie i dlaczego cię nawiedza – warknął. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio ze mną
rozmawiała…
-
Przepraszam…
- Nie
masz za co – mruknął. – Jeżeli będę wiedział, czego moja matka chce od ciebie
dam ci znać – już miał iść, ale w ostatniej chwili się odwrócił. – Nie
podziękowałem ci za to, co zrobiłaś przed rokiem. Prosiłem matkę, żeby coś
zrobiła aby Zo nie wtrąciła się do mojej walki z Zirą i wtedy pojawiłaś się ty.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma
za co.
- Aaa…
Jakby co w obozie jest niezłe poruszenie, ponieważ Dylan miał znowu wizję.
- I
dopiero teraz mi to mówisz?
Ruszył
ramionami i znowu zniknął. Pokręciłam głową i pobiegłam w kierunku obozu.
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać. Mam nadzieję, że się spodoba, a teraz z niecierpliwością czekamy na Dominikę ;*
Kinga