Dylan
Ponownie szargały mną przeciwne uczucia. Z jednej strony cieszyłem się z tego, że w końcu odnaleźliśmy Klarę, a przede wszystkim nic jej nie jest, ale z drugiej strony czułem się fatalnie, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę ile ludzie dla nas poświęcili. Tyle, że my jesteśmy rodziną.. Musimy sobie pomagać w trudnych chwilach, ja wręcz nie wyobrażam sobie, żeby zostawić kogoś na pastwę losu.
Podszedłem do łóżka Hani i dotknąłem jej chłodnego policzka. Od kilku godzin jest w głębokim śnie, może to nawet lepiej. Na szczęście w ostatniej chwili została podana jej ambrozja. Dobrze, że Rikki miała tutaj trochę tego. Właśnie Rikki.
Obróciłem się i zobaczyłem stojącą przy wejściu do groty dziewczynę. Zmieniła się od czasu, kiedy odeszła z obozu. Wygląda na dojrzalszą, a przede wszystkim już nie ma w oczach tych iskierek, które zawsze towarzyszyły jej. Stała się chłodną osobą i w rozmowie z nami również taka jest. Ta jej obojętność powoli staje się nie do zniesienia.
- Co z nią? - podeszła do niej i dotknęła jej czoła. - Jak sądzisz wybudzi się za chwilę?
- Przykro mi Rikki, ale ja również nie mam pojęcia. Tak bardzo chciałbym, żeby otworzyła w końcu powieki...
Wiedziałem, że dziewczyna mi się przygląda.
- To nie twoja wina - hmm... gdyby ten głos posiadałby choćby odrobinę ciepła, to uśmiechnąłbym się do niej, ale to zabrzmiało jak jakaś regułka, którą należy w takich chwilach powiedzieć.
- Wiem - odpowiedziałem i usiadłem pod ścianą. - Ludzie tęsknią za tobą w obozie, wiesz?
- A wiesz, że nie umiesz kłamać? - na jej twarzy na chwilkę pojawił się uśmiech. - Oni za mną nie tęsknią, Dylan, a ja jestem tego świadoma. Mi również lepiej bez nich, w końcu mogę robić, to co chcę i nikt nie komentuje mnie za każdym krokiem... Jestem wolna i dobrze mi z tym.
Odpuściłem... Mógłbym teraz mówić o Zoey, że nie jest taką jedzą jaką do tej pory była, ale mam wrażenie, iż Dionizos nie kłamał, kiedy mówił o jej sile. Sam fakt, że uratowała Hanię i Chrisa pokazuje jej potęgę. Gdybym mógł, to chciałbym cofnąć czas i spróbować jakoś załagodzić stosunki między córkami boga wody i nieba. Tylko czasem o takich sprawach przypomina się zbyt późno.
- Nie podziękowałem ci jeszcze za uratowanie Klary - podniosłem wzrok i znowu spojrzałem na dziewczynę, która przysiadła się na łóżku obok przyjaciółki. - Ona jest bardzo dla mnie ważna i nie wyobrażam sobie życia bez niej.
- Nie ma za co, przecież wiem jak bardzo wam wszystkim na niej zależy - uśmiechnęła się, tym razem trwało to dłużej. - Lecz to nie to górowało podczas misji ratowniczej, Dylan. Przypomnij sobie swoją ostatnią przepowiednię.
Skrzywiłem się, kiedy usłyszałem słowo 'przepowiednia'. Nie przepadałem za tym, dlatego zawsze starałem się jak najmniej o tym myśleć, lecz teraz zgodziłem się. Zamknąłem oczy i zacząłem w pamięci przypominać sobie wszystkie słowa tamtej przepowiedni.
- Dobra, mam i co dalej? - podszedłem bliżej Rikki.
- Myślałeś, kiedyś o kim mowa?
- Nie, nie chcę o tym myśleć.
- Może nadeszła już pora - zbliżyła twarz do mojej. - Kilka osób już zna swój los, może ty też powinieneś się nad nim zastanowić, synu Apollina, boga słońca.
Minęła mnie i wyszła z groty. Zmarszczyłem czoło, próbując w głowie poukładać, to co dziewczyna powiedziała mi. Nienawidzę tego uczucia, że wszyscy każdą mi się nad czymś zastanawiać. Pokręciłem głową, próbując odepchnąć myśli i ostatni raz spojrzałem na Han. Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej groty. Przed nią spotkałem Klarę, która siedziała przy wejściu, nawet tam nie weszła. Usiadłem więc obok niej i spojrzałem w oczy.
- Przepraszam - szepnęła. - Przepraszam, że byłam o nią zazdrosna. Za każdym razem, kiedy ją widziałam w pobliżu ciebie albo obok ciebie zbierał się we mnie strach, że ona mi ciebie odbierze - do jej oczu napłynęły łzy. - A pierwsze, co zrobiłam, kiedy mnie znalazła, to oskarżyłam ją, że wcale mnie nie szukała...
- Cii.. - przytuliłem jej głowę do swojej piersi. - Już wszystko jest dobrze.
- Nic nie jest dobrze - podniosła wzrok. - Nic...
- Klara, czy ja o czymś nie wiem? - podniosłem delikatnie jej głowę, żebym mógł spojrzeć w jej oczy.
- Dylan.. Ona mi się śniła, widziałam jej czerwone oczy... Dylan, ja jestem hełmem i tarczą.
Teraz zrozumiałem, o co chodziło Rikki. Poczułem jak tracę oddech, chciałem, żeby to, co powiedziała nie okazało się prawdą. Ona nie może być jedną z ośmiu, ona jest za delikatna, żeby iść na wojnę. Nie może być tak, nie może...
Hania
Podniosłam się z miękkiego łóżka, nie czując już żadnego bólu. Obróciłam się, chcąc pościelić łóżko i znieruchomiałam. Na łóżku leżałam ja, a raczej moje ciało. Zaczęłam cała drżeć. Czy ja nie żyję? - pomyślałam.
Poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach, odwróciłam się i zobaczyłam ją, moją mamę. Była taka piękna i uśmiechnięta, dokładnie taka jaką pamiętam. Przytuliłam się do niej, zaskoczona, że w ogóle mogę ją dotknąć.
- Mamo... - nie umiałam nic więcej powiedzieć.
- Haniu, mamy niewiele czasu - dotknęła mojego policzka i spojrzała w oczy. - Nie powinno ciebie tutaj być, to nie twoja strona. Musisz się jak najszybciej obudzić, bo w innym wypadku zostaniesz w tym śnie na wieki.
- Właśnie, dlaczego nie jesteś w Hadesie, jak tutaj się znalazłaś?
- Mama i ciocia pomogły mi, ale tylko na chwilę. Marzyłam tyle lat, żeby cię dotknąć, wiesz? Przepraszam, że zostawiłam was. Miałam nadzieję, że Ramiro sobie poradzi, ale się pomyliłam. Tyle lat go musiałaś znosić... Dziękuję, że zaopiekowałaś się nim.
- Ty naprawdę go kochałaś? Myślałam, że byłaś z nim tylko dla mnie...
- Nie - pokręciła głową. - Kochałam go ponad swoje życie i jestem szczęśliwa, że znalazł nową rodzinę. Jest mi przykro, że możliwe, iż nigdy ich nie poznasz... Chciałam dla ciebie stworzyć prawdziwą rodzinę... Przepraszam.
- Mamo, nic się nie stało... Miałam prawdziwą rodzinę.
Złapałyśmy się za ręce. Nie chciałam jej puścić. Tyle lat na nią czekałam.
- Haniu proszę uważaj na siebie... Nie daj się zabić, zaufaj swoim partnerom... Ich wiedza i doświadczenie jest w stanie was ocalić, zaufajcie sobie nawzajem. Pewnego dnia cały świat bogów będzie was czcić za to, że ocalicie świat - uśmiechnęła się i sięgnęła ręką do kieszeni swoich dżinsowych spodni. - Wiem, że Dionizos wręczył ci już mój łańcuszek, ale chciałabym ci wręczyć bransoletkę, która będzie ci przypominać o mnie i o Ramiro...
- To jest pożegnanie, prawda? - podniosłam wzrok. - Nie zobaczymy się już nigdy?
- Niestety, nawet w Hadesie będziemy z daleka od siebie.
Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Kocham cię Hanno i jestem z ciebie dumna.
- Też cię kocham.
Nie czułam się dobrze, nie umiałam się obudzić, próbowałam, ale nie potrafiłam. Spóźniłam się - pomyślałam. Zaraz po mnie przyjdą i zabiorą tam, gdzie być nie powinnam. Miałam ochotę płakać, ale nie potrafiłam, tutaj nic nie mogłam zrobić. Skuliłam, więc się w ciemności i słuchać ciszy... Wtedy usłyszałam jego głos, piękny, ale zarazem smutny, żałosny, wołający mnie, żebym wróciła. Wstałam i zaczęłam się za nim kierować. Po kilku minutach zobaczyłam światło, a przede mną stojącego Dylana, po którego policzkach płynęły łzy.
- Co się stało? - podniosłam się na łóżku i go przytuliłam. - Dylan, o co chodzi?
- Myślałem, że nie żyjesz - jego głos był najsmutniejszym głosem jaki słyszałam w ostatnim czasie. - Tak się bałem o ciebie... Nie wiem, co zrobiłbym jakby ciebie zabrakło.
- Byłam martwa, ale przez chwilę - odsunęłam się od niego. - Już wszystko w porządku - uśmiechnęła się. - Co z Klarą? Czy reszta już dotarła? Zo chce mnie zamordować, czy jeszcze nie?
- Han... - spuścił głowę. - Z Klarą wszystko w porządku, ale reszta...
- Co z resztą?
- Wrócił tylko George i Chris... Zoey wróciła ratować obóz. Zostawiła kartkę z wiadomością, że zaatakowano obóz.
Popatrzyłam na niego pytająco. Jak to zaatakowali obóz? - pomyślałam. Przecież, kiedy go zostawialiśmy nic się nie zapowiadało, że zamierzają go atakować. Chyba, że to całe porwanie było przemyślanym podstępem.
- Trzeba tam jechać.
- Nie możemy Han - pokręcił głową.
Do sali weszła Rikki, ale nie przypominała mi już tej samej Rikki, którą znałam. Zmieniła się i to bardzo, a myślę, że gdybym ją poznała w tym okresie, to reagowałabym na nią jak Zoey... Lecz jednak to ona ocaliła mi i Chrisowi życie oraz wyzwoliła Klarę spod rąk wroga.
- Wszyscy tutaj należą do ósemki - powiedziała. - Nie tam wasze miejsce.
- Skąd o tym wiesz? -podniosłam wzrok. - Jak to możliwe?
- Stamtąd skąd ty i Shedow dowiedzieliście się o sobie - podeszła jeszcze bliżej mnie. - O tym fakcie chyba o nikim nie powiedziałaś, prawda?
- Han? - usłyszałam pytający głos Dylana. - Czy to prawda? Czy wiedziałaś o sobie i nie powiedziałaś nam?
- Dowiedziałam się o tym tego samego dnia, co Klara została porwana. Nie zapominaj jak mnie wtedy nie trawiłeś... Jak ci miałam powiedzieć, hmm? Hej Dylan, nie ważne, że nie wiemy gdzie jest twoja dziewczyna, ale słuchaj tego: jestem tą Winoroślą z przepowiedni, fajnie nie? - spuściłam głowę. - Przepraszam, ale zrozum, że nie miałam innego wyjścia.
W grocie zapanowała cisza, nikt nic nie mówił, co mnie najbardziej przerażało. Nie powiedziałam prawdy o sobie najlepszemu przyjacielowi, wiem, że to nie fair, ale on już przeżywał piekło, a jakby zareagował na to, że jego przyjaciółka należy do ósemki... Teraz prócz mnie jest Shedow, On, Ona... Chwila!
- Ty nie należysz do ósemki, prawda? - podniosłam wzrok.
- Zgadza się, ja do niej nie należę, ale jestem w stanie wam pomóc ile tylko będę w stanie.
- Czyli tak, jestem tam ja, Dylan - zaczęłam liczyć na palcach. - Chris, George, Shedow, Klara... Jest nas tylko sześcioro, gdzie jest zatem reszta?
- Na bitwie - uśmiechnęła się.
- Pomożesz im? - zapytałam.
Z jej twarzy zniknął uśmiech. Najwyraźniej źle wspomina obóz. Złapałam jej dłoń i przyciągnęłam ją do serca.
- Proszę, to nasza rodzina...
Ponownie szargały mną przeciwne uczucia. Z jednej strony cieszyłem się z tego, że w końcu odnaleźliśmy Klarę, a przede wszystkim nic jej nie jest, ale z drugiej strony czułem się fatalnie, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę ile ludzie dla nas poświęcili. Tyle, że my jesteśmy rodziną.. Musimy sobie pomagać w trudnych chwilach, ja wręcz nie wyobrażam sobie, żeby zostawić kogoś na pastwę losu.
Podszedłem do łóżka Hani i dotknąłem jej chłodnego policzka. Od kilku godzin jest w głębokim śnie, może to nawet lepiej. Na szczęście w ostatniej chwili została podana jej ambrozja. Dobrze, że Rikki miała tutaj trochę tego. Właśnie Rikki.
Obróciłem się i zobaczyłem stojącą przy wejściu do groty dziewczynę. Zmieniła się od czasu, kiedy odeszła z obozu. Wygląda na dojrzalszą, a przede wszystkim już nie ma w oczach tych iskierek, które zawsze towarzyszyły jej. Stała się chłodną osobą i w rozmowie z nami również taka jest. Ta jej obojętność powoli staje się nie do zniesienia.
- Co z nią? - podeszła do niej i dotknęła jej czoła. - Jak sądzisz wybudzi się za chwilę?
- Przykro mi Rikki, ale ja również nie mam pojęcia. Tak bardzo chciałbym, żeby otworzyła w końcu powieki...
Wiedziałem, że dziewczyna mi się przygląda.
- To nie twoja wina - hmm... gdyby ten głos posiadałby choćby odrobinę ciepła, to uśmiechnąłbym się do niej, ale to zabrzmiało jak jakaś regułka, którą należy w takich chwilach powiedzieć.
- Wiem - odpowiedziałem i usiadłem pod ścianą. - Ludzie tęsknią za tobą w obozie, wiesz?
- A wiesz, że nie umiesz kłamać? - na jej twarzy na chwilkę pojawił się uśmiech. - Oni za mną nie tęsknią, Dylan, a ja jestem tego świadoma. Mi również lepiej bez nich, w końcu mogę robić, to co chcę i nikt nie komentuje mnie za każdym krokiem... Jestem wolna i dobrze mi z tym.
Odpuściłem... Mógłbym teraz mówić o Zoey, że nie jest taką jedzą jaką do tej pory była, ale mam wrażenie, iż Dionizos nie kłamał, kiedy mówił o jej sile. Sam fakt, że uratowała Hanię i Chrisa pokazuje jej potęgę. Gdybym mógł, to chciałbym cofnąć czas i spróbować jakoś załagodzić stosunki między córkami boga wody i nieba. Tylko czasem o takich sprawach przypomina się zbyt późno.
- Nie podziękowałem ci jeszcze za uratowanie Klary - podniosłem wzrok i znowu spojrzałem na dziewczynę, która przysiadła się na łóżku obok przyjaciółki. - Ona jest bardzo dla mnie ważna i nie wyobrażam sobie życia bez niej.
- Nie ma za co, przecież wiem jak bardzo wam wszystkim na niej zależy - uśmiechnęła się, tym razem trwało to dłużej. - Lecz to nie to górowało podczas misji ratowniczej, Dylan. Przypomnij sobie swoją ostatnią przepowiednię.
Skrzywiłem się, kiedy usłyszałem słowo 'przepowiednia'. Nie przepadałem za tym, dlatego zawsze starałem się jak najmniej o tym myśleć, lecz teraz zgodziłem się. Zamknąłem oczy i zacząłem w pamięci przypominać sobie wszystkie słowa tamtej przepowiedni.
- Dobra, mam i co dalej? - podszedłem bliżej Rikki.
- Myślałeś, kiedyś o kim mowa?
- Nie, nie chcę o tym myśleć.
- Może nadeszła już pora - zbliżyła twarz do mojej. - Kilka osób już zna swój los, może ty też powinieneś się nad nim zastanowić, synu Apollina, boga słońca.
Minęła mnie i wyszła z groty. Zmarszczyłem czoło, próbując w głowie poukładać, to co dziewczyna powiedziała mi. Nienawidzę tego uczucia, że wszyscy każdą mi się nad czymś zastanawiać. Pokręciłem głową, próbując odepchnąć myśli i ostatni raz spojrzałem na Han. Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej groty. Przed nią spotkałem Klarę, która siedziała przy wejściu, nawet tam nie weszła. Usiadłem więc obok niej i spojrzałem w oczy.
- Przepraszam - szepnęła. - Przepraszam, że byłam o nią zazdrosna. Za każdym razem, kiedy ją widziałam w pobliżu ciebie albo obok ciebie zbierał się we mnie strach, że ona mi ciebie odbierze - do jej oczu napłynęły łzy. - A pierwsze, co zrobiłam, kiedy mnie znalazła, to oskarżyłam ją, że wcale mnie nie szukała...
- Cii.. - przytuliłem jej głowę do swojej piersi. - Już wszystko jest dobrze.
- Nic nie jest dobrze - podniosła wzrok. - Nic...
- Klara, czy ja o czymś nie wiem? - podniosłem delikatnie jej głowę, żebym mógł spojrzeć w jej oczy.
- Dylan.. Ona mi się śniła, widziałam jej czerwone oczy... Dylan, ja jestem hełmem i tarczą.
Teraz zrozumiałem, o co chodziło Rikki. Poczułem jak tracę oddech, chciałem, żeby to, co powiedziała nie okazało się prawdą. Ona nie może być jedną z ośmiu, ona jest za delikatna, żeby iść na wojnę. Nie może być tak, nie może...
Hania
Podniosłam się z miękkiego łóżka, nie czując już żadnego bólu. Obróciłam się, chcąc pościelić łóżko i znieruchomiałam. Na łóżku leżałam ja, a raczej moje ciało. Zaczęłam cała drżeć. Czy ja nie żyję? - pomyślałam.
Poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach, odwróciłam się i zobaczyłam ją, moją mamę. Była taka piękna i uśmiechnięta, dokładnie taka jaką pamiętam. Przytuliłam się do niej, zaskoczona, że w ogóle mogę ją dotknąć.
- Mamo... - nie umiałam nic więcej powiedzieć.
- Haniu, mamy niewiele czasu - dotknęła mojego policzka i spojrzała w oczy. - Nie powinno ciebie tutaj być, to nie twoja strona. Musisz się jak najszybciej obudzić, bo w innym wypadku zostaniesz w tym śnie na wieki.
- Właśnie, dlaczego nie jesteś w Hadesie, jak tutaj się znalazłaś?
- Mama i ciocia pomogły mi, ale tylko na chwilę. Marzyłam tyle lat, żeby cię dotknąć, wiesz? Przepraszam, że zostawiłam was. Miałam nadzieję, że Ramiro sobie poradzi, ale się pomyliłam. Tyle lat go musiałaś znosić... Dziękuję, że zaopiekowałaś się nim.
- Ty naprawdę go kochałaś? Myślałam, że byłaś z nim tylko dla mnie...
- Nie - pokręciła głową. - Kochałam go ponad swoje życie i jestem szczęśliwa, że znalazł nową rodzinę. Jest mi przykro, że możliwe, iż nigdy ich nie poznasz... Chciałam dla ciebie stworzyć prawdziwą rodzinę... Przepraszam.
- Mamo, nic się nie stało... Miałam prawdziwą rodzinę.
Złapałyśmy się za ręce. Nie chciałam jej puścić. Tyle lat na nią czekałam.
- Haniu proszę uważaj na siebie... Nie daj się zabić, zaufaj swoim partnerom... Ich wiedza i doświadczenie jest w stanie was ocalić, zaufajcie sobie nawzajem. Pewnego dnia cały świat bogów będzie was czcić za to, że ocalicie świat - uśmiechnęła się i sięgnęła ręką do kieszeni swoich dżinsowych spodni. - Wiem, że Dionizos wręczył ci już mój łańcuszek, ale chciałabym ci wręczyć bransoletkę, która będzie ci przypominać o mnie i o Ramiro...
- To jest pożegnanie, prawda? - podniosłam wzrok. - Nie zobaczymy się już nigdy?
- Niestety, nawet w Hadesie będziemy z daleka od siebie.
Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Kocham cię Hanno i jestem z ciebie dumna.
- Też cię kocham.
Nie czułam się dobrze, nie umiałam się obudzić, próbowałam, ale nie potrafiłam. Spóźniłam się - pomyślałam. Zaraz po mnie przyjdą i zabiorą tam, gdzie być nie powinnam. Miałam ochotę płakać, ale nie potrafiłam, tutaj nic nie mogłam zrobić. Skuliłam, więc się w ciemności i słuchać ciszy... Wtedy usłyszałam jego głos, piękny, ale zarazem smutny, żałosny, wołający mnie, żebym wróciła. Wstałam i zaczęłam się za nim kierować. Po kilku minutach zobaczyłam światło, a przede mną stojącego Dylana, po którego policzkach płynęły łzy.
- Co się stało? - podniosłam się na łóżku i go przytuliłam. - Dylan, o co chodzi?
- Myślałem, że nie żyjesz - jego głos był najsmutniejszym głosem jaki słyszałam w ostatnim czasie. - Tak się bałem o ciebie... Nie wiem, co zrobiłbym jakby ciebie zabrakło.
- Byłam martwa, ale przez chwilę - odsunęłam się od niego. - Już wszystko w porządku - uśmiechnęła się. - Co z Klarą? Czy reszta już dotarła? Zo chce mnie zamordować, czy jeszcze nie?
- Han... - spuścił głowę. - Z Klarą wszystko w porządku, ale reszta...
- Co z resztą?
- Wrócił tylko George i Chris... Zoey wróciła ratować obóz. Zostawiła kartkę z wiadomością, że zaatakowano obóz.
Popatrzyłam na niego pytająco. Jak to zaatakowali obóz? - pomyślałam. Przecież, kiedy go zostawialiśmy nic się nie zapowiadało, że zamierzają go atakować. Chyba, że to całe porwanie było przemyślanym podstępem.
- Trzeba tam jechać.
- Nie możemy Han - pokręcił głową.
Do sali weszła Rikki, ale nie przypominała mi już tej samej Rikki, którą znałam. Zmieniła się i to bardzo, a myślę, że gdybym ją poznała w tym okresie, to reagowałabym na nią jak Zoey... Lecz jednak to ona ocaliła mi i Chrisowi życie oraz wyzwoliła Klarę spod rąk wroga.
- Wszyscy tutaj należą do ósemki - powiedziała. - Nie tam wasze miejsce.
- Skąd o tym wiesz? -podniosłam wzrok. - Jak to możliwe?
- Stamtąd skąd ty i Shedow dowiedzieliście się o sobie - podeszła jeszcze bliżej mnie. - O tym fakcie chyba o nikim nie powiedziałaś, prawda?
- Han? - usłyszałam pytający głos Dylana. - Czy to prawda? Czy wiedziałaś o sobie i nie powiedziałaś nam?
- Dowiedziałam się o tym tego samego dnia, co Klara została porwana. Nie zapominaj jak mnie wtedy nie trawiłeś... Jak ci miałam powiedzieć, hmm? Hej Dylan, nie ważne, że nie wiemy gdzie jest twoja dziewczyna, ale słuchaj tego: jestem tą Winoroślą z przepowiedni, fajnie nie? - spuściłam głowę. - Przepraszam, ale zrozum, że nie miałam innego wyjścia.
W grocie zapanowała cisza, nikt nic nie mówił, co mnie najbardziej przerażało. Nie powiedziałam prawdy o sobie najlepszemu przyjacielowi, wiem, że to nie fair, ale on już przeżywał piekło, a jakby zareagował na to, że jego przyjaciółka należy do ósemki... Teraz prócz mnie jest Shedow, On, Ona... Chwila!
- Ty nie należysz do ósemki, prawda? - podniosłam wzrok.
- Zgadza się, ja do niej nie należę, ale jestem w stanie wam pomóc ile tylko będę w stanie.
- Czyli tak, jestem tam ja, Dylan - zaczęłam liczyć na palcach. - Chris, George, Shedow, Klara... Jest nas tylko sześcioro, gdzie jest zatem reszta?
- Na bitwie - uśmiechnęła się.
- Pomożesz im? - zapytałam.
Z jej twarzy zniknął uśmiech. Najwyraźniej źle wspomina obóz. Złapałam jej dłoń i przyciągnęłam ją do serca.
- Proszę, to nasza rodzina...