sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział pięćdziesiąty szósty

Pheonix:

Zeskoczyłam z karku stwora i wytarłam miecz o trawę. Podbiegłam do blondwłosej dziewczyny i ciemnowłosego chłopaka. Niepewna jak mam postąpić podeszłam do Zoey i spojrzałam jej w oczy. Sekundę później poczułam jak coś ostrego wbija mi się w kark.
-Kim jesteś? - usłyszałam za sobą.
-Shedow.. to moja... stara znajoma. - Zoey odezwała się cicho, wahając się przed "stara znajoma". Dawno temu, gdzieś tak około pięciu lat mieszkałam w mieszkaniu obok. Byłam tam tylko tydzień ale zorientowałam się co się działo w rodzinie Fox'ów. Miałam wtedy 15 lat. Zaprzyjaźniłam się z pyskatą blondynką, która pod osłoną drwiącego uśmiechu i ciętego języka była zupełnie normalną nastolatką. Mieszkałam tam jedynie miesiąc. Jeden krótki miesiąc, w którym i dla mnie i dla mojego ojca stało się zbyt wiele.
Chłopak imieniem Shedow schował miecz i wzruszył ramionami. Następnie ściągnął z pleców Zoey coś co przypominało półcień.
-Nie przypuszczałam, że jesteś półbogiem. - powiedziała dziewczyna robiąc koła ramionami aby je rozruszać.
-Ta... no.. em.. cóż. Może opowiem ci o tym w obozie?
Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek ale uśmiechnęła się lekko a następnie otaksowała wzrokiem przestrzeń i posadziła na plecach coś co tym razem przypominało dziewczynkę.

-Biegasz, latasz? – zapytała.
-Biegam. – odparłam a Zoey wzbiła się w powietrze, Shedow za nią. Biegnąc byłam równa z nimi. Moje nogi  same wiedziały, że mają biec.  Tak jakbym nie ja nimi sterowała. Biegłam mijając drzewa i przeskakując kamienie. Krwawe plamy na mojej białej bluzce zdążyły wyschnąć przez siłę uderzeniową wiatru, który owiewał mnie z każdej strony.  W pewnym momencie ujrzałam bramę. Zoey wylądowała na dwóch nogach, tuż za nią. Przebiegłam ją i znalazłam się w obozie herosów. Ludzie tu wszędzie chodzili uzbrojeni i ubrani w zbroje albo zwyczajne stroje do ćwiczeń. Widok nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Byłam już w takim obozie. Małym, nieoficjalnym. Koło Los Angeles.  To był obóz dla osób takich jak ja. Półbogów i nie tylko. Ja- tak dla przykładu byłam sukubim półbogiem.
-Najpierw idź do jednego z nauczycieli. Tam jest ich siedziba. Tam teraz powinni być. Spotkamy się w domu Zeusa za godzinę. – powiedziała Zoe nie patrząc na mnie. Nie odzywając się skierowałam swoje kroki we wskazane mi miejsce.

Pchnęłam drewniano-metalowe drzwi i zanim zdążyłam zrobić kilka kroków zza moich pleców odezwał się głos:
-A, Pani to zapewne panna Sallen. Proszę za mną młoda damo. – głos był uprzejmy lecz nieco naglący. Gdy się odwróciłam ujrzałam Satyra.
-Jestem Pheonix- pwoeidziałam uśmiechając się do niego, na oko był niewiele starszy ode mnie.
-A zatem mów mi Lucas. Wszyscy cię oczekiwali.
-Dlaczego? – Lucas odwrócił się w stronę drzwi a ja podążałam za nim.
-Twoja matka, Nike nigdy nie miała półludzkiego dziecka. Zwłaszcza patrząc na twoje możliwości po tym, kim jest twój ojciec okazuje się, ze jesteś bardzo przydatna.  Jedna z naszych najlepszych herosem niedawno odeszła, potrzebujemy kogoś do walki. I choć wyrocznia nie mówi o tobie, warto mieć córkę Zwycięstwa po swojej stronie. – Ton jego głosu był oficjalny, jakby akurat to kazali mu powiedzieć.
Wzdrygnęłam się na słowa „po swojej stronie”.  Wiedziałam co się dzieje, że szykuje się wojna ale… nie musiałam się wtedy opowiedzieć po żadnej ze stron. A teraz… wiem, że jeśli komukolwiek ujawnię moją najgłębiej skrywaną tajemnicę to ją zabiją. Zabiją tą tajemnicę, bo to jest niedopuszczalne. Od trzech lat spotykam się z synem Priscilli. Riker nie cierpi swojej matki. Uciekł z domu dobre cztery lata temu i od tamtej pory jest tam gdzie się da.
- A oto t
wój nowy dom. – Riker zawsze powtarza mi, że dom nie jest ważny, nieważne jest stałe miejsce. Ważne jest to, że ma moje wsparcie i zaufanie.  Widzimy się rzadko,  teraz pewnie jeszcze rzadziej.
-Dziwnie mi o to prosić ale nigdy nie widziałem sukuba… mogłabyś Emm.. no wiesz o co chodzi.
Uśmiechnęłam się i wyobraziłam rudowłosą wersję „siebie”.  Rude włosy, idealny nos, zielone oczy w odcieniu dojrzałej trawy, krótkie jeansowe spodenki i  czarną bokserkę.
Lucas otworzył szeroko oczy i zagwizdał z podziwu a ja wróciłam do swojego ciała, zostawiając jedynie ubrania.
-Jestem pod wrażeniem. Rada będzie chciała to zobaczyć. Przyjdę do ciebie za jakieś trzy godziny.
-Dobrze. Mógłbyś mi jeszcze wskazać drogę do domu Zeusa? – zapytałam.
-Jasne. To po drugiej stronie obozu. Idź cały czas wzdłuż drogi, poznasz go raczej po spalonym trawniku – zaśmiał się. – tylko nie powtarzaj tego Zoey.
-Dziękuję.
Lucas odszedł a ja zostałam sama przed domem mojej matki. Był całkiem ładny. Nie był zbyt duży, w końcu Nike nie posiadała dzieci. A jednak go zbudowali. Miał oliwkowo zielony kolor a framugi okienne i dach były czarne. Delikatnie nacisnęłam dłonią metalową klamkę ku dołowi a drzwi zaskrzypiały i otworzyły się. Postanowiłam najpierw obejść górę a potem dopiero dół.  Na górze była tylko jedna sypialnia, z drewnianym balkonem. Cała pomalowana na beżowo-czarny kolor.  Oprócz niej na piętrze była jeszcze łazienka i garderoba. Nike chyba rzeczywiście nie miewa dzieci… Dół posiadał salon, kuchnię i wyjście na ogród oliwny. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu kiedy zobaczyłam pod jedną oliwką śpiącego lwa. Zastrzygł uszami i otworzył jedno oko. Potem drugie. Ziewnął przeciągle i wstał rozciągając łapy. Chodził z gracją i bezszelestnie, jego grzywa falowała gdy ruszały się jego barki. Moim pierwszym odruchem było cofnąć się o krok. Ale przerażenie minęło gdy spojrzałam w jego oczy. Były żółte, z zieloną obwódką i kolorem bursztynu zaraz przy źrenicy. Ale nie to piękno mnie w nim przyciągnęło. Był to wzrok, tak tęskny, tak smutny. Przypominał mi moje spojrzenie kiedy po raz ostatni przytuliłam tatę przed wyjazdem.
Wyciągnęłam drżącą rękę w kierunku jego łba. Pieszczotliwie gładziłam jego grzywę a on przymknął oczy i wydał z siebie odgłos podobny do mruczenia kota, tylko to bardziej przypominało warkot silnika.
Cofnęłam dłoń i wróciłam do domu. Lew podążał za mną. Kiedy rzuciłam u kawałek mięsa z lodówki (o dziwo zaopatrzonej) na jego szyi coś się zaświeciło.
Sięgnęłam za jego obrożę i wyciągnęłam srebrną kartkę zapisaną czarnym piórem. Pismo było pochyłe, czytelne i staranne.

„Droga Pheonix,
Długo czekałam na to abyś wreszcie pojawiła się w tym domu. Moi ludzie długo go urządzali na twój przyjazd, czasami nawet ja przyjeżdżałam aby zobaczyć czy wszystko stoi na tym samym miejscu. Jak wiesz, lew jest moi m znakiem rozpoznawczym. Najczęściej. Neque Hasta to po Łacinie Oszczep. Jest to jeden z moich ulubieńców. Teraz On opiekuje się tobą. W zamian za to daj mu trochę miłości.
Kocham Cię.
Mama”

-A więc tak masz na imię? – uśmiechnęłam się. – mogę ci mówić Hasta, prawda?
Spojrzał na mnie i drygnął oczami. To chyba oznaczało tak. Pogłaskałam pupila po głowie i wyszłam z domu a on krok w krok za mną.
Ludzie rzucali mi ciekawe spojrzenia, niektóre dziewczyny mdlały na widok potężnego lwa i chłopaki mogli się popisać swoim rycerstwem łapiąc je przed upadkiem.
*
Spalonej trawy nie było ale Zoey siedziała przed domem ciskając kamieniami na odległość. Gdy zobaczyła, ze nadchodzę wstała i otrzepała spodnie z ziemi.
-Prezent od mamy? – zapytała wskazując na Hastę.
-Neque Hasta, to Zoey, Zoey oto Hasta. – powiedziałam i westchnęłam. Blondynka pogłaskała go po łbie a on odwdzięczył się polizaniem jej po dłoni.
-Wejdźmy do środka. – powiedziała po chwili i zaprowadziła nas do salonu.  Hasta położył się na dywanie z głową na łapach i łypał na nas oczyma.
-A więc… co się stało? Czemu wyjechałaś? – szepnęła zaciskając dłonie w pięści jakby nie wiedziała jak się ma zachować.
-Musiałam. Ludzie w okolicy widzieli jak zmieniam postać.. – odparłam również szeptem.
-Zmieniasz co?- popatrzyła na mnie zaciekawiona.
-Zoey, ja nie jestem tylko półbogiem. Jestem jeszcze sukubem. Zmieniam postać. Popatrz.
Zmieniłam się w nią samą.
Milczała chwilę a potem powiedziała:
-A w Johnnego Depp’a też potrafisz się zmienić? – zapytała z cwanym uśmiechem na twarzy. Zaśmiałam się.
-Zoey! Ja ci już nie wystarczam?- usłyszałam głos od strony drzwi. Pojawił się w nich Shedow.
-Wystarczysz.. ale.. człowieku! To w końcu Johnny Depp!
-Czyli.. nie jesteś na mnie zła? – zapytałam z nadzieją w głosie.
-Zła? Jestem wściekła… ale wiem dlaczego to zrobiłaś. A teraz chodź, musisz poznać resztę.
**
Zoe ciągnęła mnie w stronę jakiegoś boiska a Shedow szedł z przodu, wyraźnie zadowolony z towarzystwa Hasty u swojego boku.  Mijaliśmy różnych ludzi, którzy na nasz widok odwracali się i wtedy po raz pierwszy zaciekawiło mnie to, jak bardzo głowa potrafi się obrócić na szyi. Zoey ciskała oczami gromy na dziewczyny, które śliniły się na widok Sheda. Ale ni takie przysłowiowe gromy, tylko prawdziwe malutkie iskierki, które trafiały w biodra albo nogi tych nieszczęsnych herosek.
Już z daleka Zoey pomachała grupce osób zebranej w koło zniszczonych ławek na trybunach.
-Co się tu stało? – zapytał ciemnowłosy.
-Oprócz bramy, przedostało się tu kilka skulli. Chris gonił je z tasakiem. – odparł jeden z chłopaków.
-Dlaczego akurat z tasakiem? – zdziwiła się Zoe.
Kolejny chłopak, szatyn wzruszył ramionami.
-Nie miałem nic innego pod ręką.
Dziewczyna westchnęła zrezygnowana  i  spojrzała na mnie przepraszająco.
-Dobra, a teraz spokój. Chcę wam kogoś przedstawić. – kiedy wzrok wszystkich zebranych skupił się na mnie zaczęła kontynuować. – To jest Pheonix, moja stara znajoma. A to jest Christopher, Dylan, Gregory, Kasmir i Lorenz. Jest jeszcze Klara ale on jest Em.. w śpiączce i mój brat, którego wkrótce też zdążysz poznać.
W koło nas biegały dzieci rzucając się ziemią i kawałkami trawy. Nagle dostałam czymś prosto w plecy.
-Ej, idźcie się bawić gdzie indziej! – napomniał je Dylan. – Przepraszam, to moi podopieczni.
-Masz na plecach wielką brązową plamę. Jakby pies na ciebie narobił . – powiedziała Zoe bez ogródek.
-Nic nie szkodzi. – powiedziałam i w miejsce czarnej bokserki pojawiła się czarna koszulka z logo Black Veil Brides.
-Jak ty to…? – zapytał Gregory.
Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam spokojnie:
-Jestem półsukubem.
Dylan uśmiechnął się nieśmiało w moim kierunku a Hasta warknął. Ja zaczęłam się śmiać a chłopak zmieszał się.
-No już, spokojnie Hasta. – dalej uśmiechałam się szeroko klęcząc obok lwa i głaskając jego grzbiet.

Porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas a potem wróciłam z Hastą do siebie i  czekałam aż Lucas po mnie przyjdzie.


****************************************
Hej :) Jestem Zuza i mam nadzieję, że rozdział się spodobał i jednak mimo wszytsko nie wprowadziłam tu "chaosu". Na razie się z wami żegnam i do następnej notki z udziałem córki Nike <3 ^^

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział pięćdziesiąty piąty

        Lamia uderzyła w nas z całą swoją mocą. Przysłoniłam twarz rękami i poczułam jak jej pazury przeorują moje ciało. Syknęłam i przeniosłam sie kilka metrów dalej. Lewą ręką już wcale nie potrafiłam ruszać. Musiała naruszyć mi nerwy w chorej ręce. Schowałam miecz gdyż i tak mi się nie przyda, nie potrafię przy mojej technice używać jednej ręki więc musiałam pożegnać miecz i skupić się na boskiej mocy. Teraz potwór rzucił się na Rikki, która jednocześnie walczyła ze stadem Skulli. Lamia zaatakowała ją, ale jej szpony napotkały ścinę wody, przez którą nie potrafiła się przebić. Przeskoczyłam nad szarżującą siwą harybsą i wzniosłam się w powietrze tak aby nie dosięgła mnie pazurami i kłami.
        Zadziwiające było to, że jak zaczęłam naukę w obozie bałam się śmiertelnie spotkania z harybsami, a teraz? To dla mnie norma. Co to za dzień bez spotkania z wielkim, przerażającym stworzeniem, które próbuje cię zabić? Dla mnie to rutyna. Przestałam się ich bać kiedy zrozumiałam, że ich ciosy nie są aż tak okrutne, a do walki z nimi trzeba mieć dużo pomysłów, a to mój komik. Nie rozumiem jak herosi mogą się bać tych obślinionych tygrysów? Przecież są na świecie bardziej przerażające stworzenia.
Zauważyłam kotłujące się przy barierze potwory, które usiłowały się przedostać przez teraz już nawet nie metrową dziurkę odgradzającą obóz od lasu i posłałam na nich południowy wiatr. Stworzenia poszybowały do tyłu uderzając w swoich pobratymców. 
 - AAaaaa! - krzyknęła Lamia gdy stado Skulli wpadło na nią, przewracając ją.
Harybsa skoczyła na mnie, a ja przemknęłam pomiędzy jej pazurami tarzając się po ziemi. Znalazłam się dokładnie pod jej brzuchem i z pomocą wiatru, kopnęłam ją w żebra, z taką siłą iż stwór odleciał do góry i uderzył w barierę.
Mówiłam, że harybsy są słabe. A przynajmniej nie na moim poziomie.
 - PADNIJ! - usłyszałam krzyk Chestera, ale zamiast wykonać polecenie stałam i próbowałam namierzyć skąd dochodzi jego głos.
         Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do słońca, które ślepiło mnie zauważyłam chmurę złożoną z kopi i włóczni lecącą w naszym kierunku. Nacisnęłam na srebrną bransoletkę, z której wyskoczyła Niezniszczalna tarcza. Zasłoniłam się nią i wspomogłam się wiatrem, aby skierował włócznie gdzie indziej. Rikki przysłoniła sie kopułą wody, pochłaniając ze sobą kilkanaście potworów.   
Bronie jedna po drugiej zaczęły uderzać w moją tarcze, odbijały się od niej i zmieniały kierunek aby ugodzić inne potwory. Jak ja uwielbiam manipulować powietrzem! Czułam sie wtedy jak bogini.
Usłyszałam za sobą krzyk Lamii i innych potworów. Opuściłam tarczę aby sprawdzić jak sytuacja się ma.
          Niedobitki potworów uciekły do lasu, aby skryć się w cieniu, czekając na jakiś znak do ataku. Kobieta wąż wiła się w amoku bólu, przygwożdżona do ziemi włóczniami.  Z wielkiego srebrnego pegaza zeskoczył Chester, którego przepaska na lewe oko dodawała bardzo srogiego i przerażającego wyglądu. Oko zostało mu prawie wydłubane przez Hope- bliźniaczki Hadesa, która usiłowała wydobyć z niego informacje gdzie w obozie trzymamy bronie. Chłopak był dzielny w torturach i jego ojciec to docenił. W miejsce uszkodzonego oka umieścił mu nowe, podobno z jakimiś specjalnymi zdolnościami, ale Ches jakoś w two nie wierzy i zakrywa oko przepaską.
 - No prosze - odezwałam się chowając tarcze - kogoż ja tu widzę! Pan strateg we własnej osobie! - zakpiłam z niego, a on zaczerwienił się.
Jakiś dziwny blask pokazał mu się w oczach.  
 - Doszły mnie słuchy, że Zeuska i Posejdonka walczą ramie w ramię i musiałem to zostawić. - odgryzł się.
Po 1:1
 - A za to głównodowodzący Aresa nie drgnął ani palcem - Rikki podeszła do nas z tym swoim krzywym uśmiechem, który wyglądał komicznie przy jej zakrwawionej twarzy - Patrząc na twoje nieudane próby odbicia obozu - zwróciła się do chłopaka - musiałam zareagować, bo w takim tempie zrujnowałbyś cały obóz. -  wsadziła miecz do pochwy, a Ches zaczerwienił się po uszy. Jakby tak do mnie mówiła to walnęła bym ją w twarz, ale po części zgadzałam się z nią. Synowie Aresa nadawali się tylko do walki,a nie do strategi.
I jakby nigdy nic odeszła.
Chłopak obrzucał jej poranione plecy zabójczym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Odwrócił się i spojrzał na miejsce bitwy. Trupy potworów leżały dosłownie wszędzie, a ich krew spulchniła glebe, która stała się paćkata.
 - Ale pobojowisko. - stwierdził chłopak ogarniając wszystko wzrokiem.
 - W końcu ja walczyłam - wypięłam dumnie pierś.
Spojrzał na mnie z zakpioną miną.
 - I widać, że nie jesteś w formie. - wskazał na moje poranione przedramiona. - Nieźle cie dorwała.
Teraz dopiero spojrzałam na mój stan. W kilu miejscach było widać mi kości i miałam dość duży ubytek w tkance mięśniowej. Dziwie się, że ręce znów nie zostały mi odcięte, ale jak na razie trzymały się na swoim miejscu.
 - To tylko zadrapanie. - wzruszyłam ramionami i sięgnęła do paska na plecach po moją ambrozję. Lecz wymacałam tylko stłuczoną butelkę i mokrą plamę na tyłku. - Masz ambrozje? - spytałam.
 - Ja mam. - usłyszałam za sobą męski głos. Ups... będę miała przekichane.
 - Czy ja moge wiedzieć co robi na środku pola bitwy moja mała siostrzyczka? - jak na złość Shed musiał przyprowadzić pół mojej rodziny. 
Syn Nyks rzucił w moją stronę butelkę wypełnioną ambrozją. Spojrzałam na niego i nie musiałam się zastanawiać czy był zły. On był wściekły, chodź ukrywał to pod kaskadą gęstych rzęs. Będę miała zleksza przesrane.
 - Dzięki mruknęłam. - sytuacja była mi nie na rękę wiec postanowiłam nie odzywać się. Odkręciłam butelkę z napojem Bogów i powoli zaczęłam pić.
 - Dlaczego wkręciłeś ją w bitwę? - Zayn zaczął prawić kazanie Chesterowi, a ja próbowałam umknąć przed oskarżeniami.
 - Sama tu przylazła. Nikt jej tu nie prosił - odparł syn Aresa.
Co za dwulicowy dupek... w sumie? Przecież tak było. 
Zaczęłam wycofywać się spokojnie, ale nie stety byłam wciąż obserwowana przez Shedowa, który powoli podpierając się na lasce podążał za mną. Przeszłam przez barierę jakby nigdy nic, omijając Herosów, który mnie pozdrawiali i gratulowali. Pufff... nie lubie zbiegowisk.
 - Znów masz zamiar uciec? - do moich uszy dobiegł spokojny głos Sheda.
Przygryzłam wargę.
 - Nie. - skłamałam. Jakbym była pinokiem nos by mi urósł - Chce się awanturować w bardziej ustronnym miejscu. - kłamałam jak z nut.
 - Zoey powiedz mi czy ciebie naprawdę nie obchodzi swoje zdrowie? - zmaterializował się przede mną.
Przestąpiłam z nogi na nogę.
 - Obchodzi. - mruknęłam jak mała dziewczynka, która coś zepsuła.
 - To dlaczego się narażasz?! - krzyknął - Dlaczego ty zawsze pchasz się do centrum wydarzeń?! Czemu nigdy nie możesz poczekać? Sama tej wojny nie wygrasz! - darł się na mnie, a obozowicze przechodzili obok nas i wgapiali się w kłótnie kochanków.
Przygryzłam wagi. Tyle słów pchało mi sie na usta, a moja zraniona duma i ego wołało o pomstę.
 - No bo ja nie potrafie siedzieć z założonymi rękami. - szepnęłam. - Nie po to zostałam pobłogosławiona przez... Zeusa. - podniosłam na niego wzrok - Nie mogę po prostu siedzieć i nic nie robić. Do puki potrafię walczyć będę walczyła nieważnie z jakimi obrażeniami. - Pochyliłam głowę pod jego srogim spojrzeniem. - Ja nie uciekam jak ONA. - łzy popłynęły mi po policzkach.
 - Zo bierzesz to za bardzo emocjonalnie. - odparł niewzruszony Shed. - A to nie zmienia faktu, że poszłaś walczyć z chorą ręką!
No nie... ja mu się tu wypłakuje, a on jeszcze mnie dobija. Zaraz mu pokaże!
 - A co cie obchodzi moja ręka? Druga mam sprawną! - odparłam - i nie zapomnij, że nóg tez potrafie użyć!
 - Dużo mnie obchodzi! Jest chora i koniec! Następnym razem przywiąże cię do krzesła!  
Przymrużyłam oczy.
 - Och poczekaj! Bo głupie krzesło mnie powstrzyma!
 - I właśnie o tym mówie! Ty nikogo nie słuchasz! - krzyknął - Raz możesz uszanować czyjeś zdanie!
 - Ale one jest głupie i niepotrzebne!
 - Właśnie o to chodzi... Zo ty się nie zmienisz. - westchnął przegrany.
 - Shedow... ja nie chciałam...
Zgromił mnie wzrokiem.
 - Ty sie już nie odzywaj.
 - Em... przepraszam - usłyszałam za sobą głos jakiejś dziewczyny. Odwróciłam się i spojrzałam na rudą, szarooką heroskę. O ile dobrze pamiętam była zastępcą Klary w domku Ateny, a teraz jest chyba głową.  - Mam pilną wiadomość od dowództwa dla córki Zeusa i syna Nyks. - jak ja nie lubiłam formalnych zwrotów. - Macie się udać do Kwatery głównej.


***

- ...nie spodziewaliśmy się tego. - skwitował na koniec Gregory. 
Zamknęłam w końcu swoją otwartą buzię. 
 - Ale czekaj... czy ja dobrze zrozumiałam? Całe halo z barierą zostało spowodowane tym, że w lesie znajduje się czteroosobowa grupa herosów, która była posłana po nowego herosa... który jest dzieckiem Nyks? - zdziwiło mnie to tak samo mocno jak resztę.      
 - Kolejne dziecko Nyks? - odparł Chester tak samo zdziwiony. 
 - Może być szpiegiem. - zauważył Zayn, a ja zgromiłam go spojrzeniem. 
 - Zey! - syknęłam w stronę brata.
Nie moge uwierzyć, że powiedział to w obecności Shedowa! Przecież od się czuje jakby dostał w policzek!. Chciałam chwycić jego dłoń pod stołem ale odtrącił ją. Czyli nadal jest na mnie wściekły. 
 - Szpieg czy nie, nie możemy zostawić czterech herosów na pastwę potworów. - odparła przewodnicząca domku Ateny - Osha. 
 - Nasz domek wraz z domkiem Apollina i pomniejszych bogów próbują odgonić potwory od grupki, ale sytuacja jest bardzo ciężka. - odparła córka Artemid, Annie, a przedstawiciele domu Nike i Luny pokiwali głową. Dylana nie było wśród nas gdyż kieruje oddziałem łuczników w lesie.
 - Trzeba pamiętać, że w lesie nie można się swobodnie poruszać- dodałam od siebie - Nie wiadomo jakie potwory czekają w cieniu. 
Przyzwyczaiłam się już do zabierania głosu na spotkaniach rady obozu. Jako przedstawicielka domu Zeusa i jedna z siódemki Wielkich Herosów musiałam dawać przykład innym, a wrodzony talent do dowodzenia bardzo się przydawał. 
 - Wnioskuje o utworzenie grupy złożoną z herosów o mocach, które umożliwiają łatwe przemieszczanie się. - odparł syn Hermesa. 
 - Zgłaszam się na ochotnika. - ciemnowłosy wstał ze swojego miejsca.
Zamarłam. 
 - Sprzeciw. - odparłam również wstając - On jest kontuzjowany. 
Spojrzałam na niego stroskana. 
 - Dałaś dziś najlepszy przykład, że nawet z kontuzjowane osoby potrafią wybić 1/3 armii wroga. 
 - To nie była armia! - syknęłam ale wiedziałam, że znajduje się na straconej pozycji. Cholera!     
 - Popieram - odparł Lorenz, bez swojego bliźniaka wyglądał co najmniej śmiesznie. Dziwiłam się, żę po odłączeniu się od swojego mózgu, chłopak nie zaczął się ślinić. No ale cóż... trzeba się tylko cieszyć. - Nowy heros poczuje się lepiej jak spotka się z krewnym. 
Większość poparła głos chłopaka.
 - W takim razie ja tez idę. - odparłam. Vet za vet. 
 - Nie! - sprzeciwił się Shed. 
Spojrzałam na niego triumfalnie. 
 - Przecież sam  powiedziałeś, że wybiłam dziś 1/3 armi wroga, więc jestem w formie! - zacytowałam go. 
 - To nie była armia! - powtórzył moje słowa. 
 Ludzie dziwnie na nas patrzyli. Nie dziwie im się, odstawiliśmy całkiem niezłą scenkę. Ale tak to już jest jak się pokłucimy. Jedziemy po sobie równo.
W końcu decyzja zapadła. W grupie z odsieczą znajdowałam się ja, Shedow jako głównodowodzący, Dylan, który ma do nas dołączyć w lesie, Chris, który potrafił latać i jakiś heros, który potrafił się szybko przemieszczać.
Razem jest nas pięciu.
Będzie się działo!


  - Cześć Dylanku! -  pomachałam ciemnowłosemu kiedy był zajęty walką z dwoma harybsami. Strasznie trudno było go znaleźć, normalnie ja nie wiem. Bawi się z nami w Robin Hooda, a potem się dziwi, że nie pomagam mu w zabiciu potworów, które tropił. To trzeba mieć naprawę nierówno pod sufitem. - Znalazłam go. - powiedziałam do słuchawki, którą dostałam od Grega, abyśmy się lepiej ze sobą komunikowali. - Zaraz wypuszczę flarę. Bez odbioru. 
Moje dwa palce powędrowały do nieba i wystrzeliłam w nie piorun, robiąc dużo hałasu.
 - Co ty tu robisz? - krzyknął Dylanuś powalając potwora strzałą w oko.
Założyłam ręce na piersi, a gałąź na której stałam lekko zaskrzypiała.
 - Przyszłam sprawdzić jak sobie radzisz. - uśmiechnęłam się szeroko.
 - To może zeszła byś mi POMÓC?!
Spojrzałam na niego spode łba.
 - Niestety musze trzymać się rozkazów. - odparłam. Tak naprawdę nie chciałam mu pomagać, bo Shed znów będzie się pluł. Grrrrr...
 - A co jeśli umrę? - spytał głupkowato odskakując od Harybsy.
Wzruszyłam ramionami
 - Postaraj się nie umrzeć. - uśmiechnęłam się do niego kpiąco - Nie kazali mi Cię znaleźć żywego. 
Jego mina była bezcenna. Szczęka opadła mu i prawie znokautował nią potwora.
 - Jesteś podła! - oskarżył mnie i wypuścił strzałę ze swojego łuku.
Znów wzruszyłam ramionami.
Zza krzaków zaczęły się wyłaniać gromady stworów, najprawdopodobniej przywołane moją błyskawicą. A mówiłam, że wystrzeliwanie flar to kretyński pomysł. Ale oczywiście nikt mnie nie słuchał.
 - ZOEY! No rusz że się! - wydarł się chłopak zabijając kilka Skulli.  
Ziewnęłam.
 - Dobrze Ci idzie. Jeszcze z dwadzieścia i koniec. - znów ziewnęłam. Naprawdę nudziło mnie stanie na gałęzi.
        Dylan zignorował mnie całkowicie i w końcu skupił się na walce, której sie przyglądałam z nie małym podziwem. Nigdy nie przepadałam z łukiem, gdyż uważałam, że jest nieporęczny i ślamazarny, a w rękach Dylana wygląda jak prawdziwa i piękna! maszyna mordu. Wystrzeliwał strzały jedną po drugiej. Potwory nie potrafiły za nim nadążyć. A jaki był największy feler łuku? że w każdej chwili może zabraknąć strzał i tak też się tutaj stało. A tutaj znów się zdziwiłam. Chłopak zaczął używać łuku jak krótkiej, dwusiecznej włóczni. Obracał łuko-włócznią w każdym kierunku zadając śmiertelne ciosy. Bardzo wciągnęła mnie jego walka, gdyż poprawił się niesamowicie w swoich umiejętnościach po odejściu Toscano.  
        Jakiś cień przemieszczał się w stronę Dylana z nie przeciętną szybkością. Moje oczy nadążyły za jego - jak dla mnie - wolnym chodem, ale nie umiałam przypisać postaci ogólnej szufladki do którego mam ją wsadzić. Potwór czy heros? Nie byłam pewna. Postanowiłam poczekać czy pomoże Dylanowi, jak nie wkroczę do akcji.
Moje najgorsze obawy sprawdziły się.
Przeniosłam się za Dylana w chwili gdy postać, chciała zadać mu śmiertelny cios w kark. Skrzyżowałam dwa, krótkie sztylety i zablokowałam cios zakrzywionego ostrza. Dylan nawet nie zauważył co się stało.
 - Kim jesteś? - warknęłam unieruchamiając ostrze dziewczyny, a przynajmniej tak wywnioskowałam po długości włosów i kolorowych paznokciach. Twarz została zasłonięta przez maskę przedstawiającą jakiegoś potwora. W sumie nie wiedziałam jaki to ma sens.
Postać nic nie odpowiedziała. Odwróciła się na pięcie i chciała mnie kopnąć. Sparowałam cios nogą i z pomocą szybkości chwyciłam dziewczynę za gardło.
 - Nienawidzę gdy mi się nie odpowiada. - syknęłam. - A teraz gadaj czym jesteś.
 - Nie rozmawiam z bękartem Zeusa. - zamiast głosu dziewczyny usłyszałam męski i to zbiło mnie z pantałyku. Dobra... tolerancja, tolerancją, ale nie do przesady.
Zacisnęłam mocniej palce na jego gardle.
Dopiero po bliższym przyjrzeniu się postaci zauważyłam, że to jednak chłopak i to nawet w moim wieku... tak sądze.
 - Chcesz inaczej porozmawiać? - warknęłam wyciągając drugą rękę, która rozbłysła się złotymi błyskawicami.
 - Groźby na mnie nie działają. - zarechotał.
Uniosłam kącik ust.
 - To nie była groźba. - poraziłam go prądem.
Chłopak krzyknął i zaczął trzepać się pod moimi dłońmi.
 - Suka! - ryknął, gdy opuściły go spazmy. Uśmiechnęłam się triumfalnie. A potem coś się zmieniło. - Nie tylko ty jesteś szybka. - Moja dłoń, która jeszcze przed chwilą dusiła przeciwnika była pusta. A facet stał za mną.
Cholera!
Zamachnął się swoim ostrzem, a ja je sparowała i dałam się nabrać na jego sztuczkę. Kopnął mnie z całej siły w chore ramie. Złapałam głęboko powietrze i syknęłam. Impet ciosu posłał mnie kilka metrów dalej, ale ja nawet nie poruszyłam się.
 - Twarda jesteś. - pochwalił mnie przeciwnik. - Gdy moja matka opanuje świat to zrobie sobie z ciebie moją sucz. - przekrzywił głowę - Będziesz idealna... kuzyneczko.
Zaskoczył mnie tym wyznaniem, ale nie mogłam się długo nad tym zastanawiać. Skoczyłam do przodu i kopnęłam go w pierś. Okręciłam sie na ręce i posłałam w jego stronę salwę ciosów. Nie potrafiłam walczyć ręką? Wykorzystałam nogi.
 - Och chłopaczku. - westchnęłam gdy znów go dorwałam, tym razem na dobre. - Nie za wcześnie na takie wyznania? - Przygniotłam jego twarz do gleby, a kolano wbiłam do jego pleców.
Zauważyłam jeszcze więcej cieni w pobliżu, które próbowały zaatakować mnie i Dylana. Zostałam zmuszona puścić Dziwnego chłopaka, wystrzelić gromy aby  odgrodzić nas od napastników.
 - Co sie dzieje? - krzyknął Dylan.
 - Sama nie wiem.
Postacie w maskach zatrzymały się, a klika pomogło wstać blondynowi, któremu zjechała maska tak, że zauważyłam niebieskie oko obrysowane,  czarną kredką. Zaraz potem zniknęły.
 - C-co... to... było? - spytałam opadając na tyłek. Moje nadwyrężone ramię bolało w cholerę.
 - Nie mam bladego pojęcia. - odparł Dylan osuwając się obok mnie.


     
 - Nareszcie! - usłyszałam głos Sylwii, córki Ateny, która miała dowodzić misją przyprowadzenia nowej heroski do obozu - Już straciliśmy nadzieje!
 - Gdzie ona jest? - zapytał szybko Shedow rozglądając się po twarzach herosów.
Chciałam chwycić go za rękę i dodac otuchy... Ale nasze relacje były napięte i ten gest by to jeszcze zaognił więc stałam i udawałam, że drzewo na przeciwko mnie jest bardzo interesujące.
 - Jest bardzo nieśmiała. - blondynka zaczęła prowadzić nas w stronę cienia. - Odkąd ją spotkaliśmy ciągle zamienia się w cień i mało mów.
Christopher nachylił się do mnei i Dylana:
 - Widać, że rodzina Shedowa.
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, ale wściekły wzrok syna Nyks szybko nas opamiętał.
 - Przedstawiła się nam jako Selen, a tak to nic nie mówi, jedynie zdawkowo odpowiada na pytania.
Zaprowadziła nas pod wielkie drzewo, gdzie podobno siedział dziewczynka, lecz ja nic nie widziałam.
 - Odejdźcie! - odezwała się i jakoś cień przebiegł do następnego drzewa.
Shedow pokazał nam ręką, że mamy iść w diabły. Więc posłuchaliśmy go. Wzniosłam się na gałąź, z której  obserwowałam rozmowe mojego lubego, z dziewczynką, która nie mogła mieć więcej niż piętnastu lat, a już jej poziom zawyżyłam.
Po kilku minutach, które trwały wieki przyszedł do mnie. Więc czas na realizacje planu.
Wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę dziewczynki, która ciągle trzymała się w otchłani ciemności, dlatego jej postawa rozmywała się topiąc z ciemnością.
 - Selen, poznaj moją dziewczynę Zoey. - przedstawił mnie - Ona zabierze cię do obozu.
Uśmiechnęłam się.
Taaa... ja na dzieci potrafię tylko krzyczeć.. ciekawe jak się z nią dogadam.
 - Cześć Sel, mogę tak do ciebie mówić? - obraz dziewczynki zadygotał, tym samym robiąc się bardziej wyraźny. - Będę musiała wziąć Cię na plecy. Do tego będziemy podróżowały bardzo szybko i będziesz musiała zamknąć oczy aby nie zwymiotować, okej?
Dziewczynka pokiwała głową.
 - Nie bój się. - odparł łagodnie Shed - Będę tuż za wami. Nie bój się. - wyciągnął do niej rękę.
W końcu dziewczynka zmaterializowała się na tyle, że mogła usiąść mi na plecach. O dziwo uznałam, że jest bardzo drobniutka, jak na swój wiek.
 - Dziewczyno! Ile ty warzysz! Jesteś lekka jak piórko! - wyrwało mi się. Że ja tez nie potrafie zamknąć swojej jadaczki.
Wszyscy zgromili mnie spojrzeniem.
 - Tylko pięćdziesiąt dwa kilo. - szepnęła, a ja zdziwiłam się, że odpowiedziała.
 - Dobrze! Ruszamy! - Shed wydał polecenie.
Zaczęlam przemieszczać się z szybkością błyskawicy. Jednym ryzykiem  tego przemieszcza nia się było to, że gdy coś mi przetnie drogę ja do tego wparuje. I tak tez się stało. Wpadłam na Wielką czarną Harybsę i potoczyłam się na  brzuch, aby nie poturbować małej.
Kontem oka zauważyłam blond włosy cień w masce, który wyciągnął ręce po Selen. Na całe szczęście Shedow przyszedł z pomocą i zajął się napastnikiem. Trochę się obawiałam, że jego noga nie wytrzyma, ale poradził sobie koncertowo. Lecz został jeden problem. Co z Harybsom? A oto odpowiedź. Doslownie zostałam wyrzucona w powietrze. Jękłyśmy obydwie.
No super. To koniec.
Shed zasłonił nas ciałem obrywając w bok.
Krzyknęłam i nie zważając na dziewczynkę, rzuciłam się na potwora rażąc go piorunem. Ten przeturlał się kilka metrów dalej, a ja podbiegłam do Shedowa, który trzymał się za bok.
 - Shed! - krzyknęłam. Łzy nabiegły mi do oczu.
  - Uważaj!
Nie zdążyłam się obrócić, a paszcza potwora już mnie dosięga.
I w tedy jego głowa przetacza się po ziemi obryzgując nas krwią.
 - Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała was ratować. - usłyszałam dźwięczny, kobiecy głos. Zza harybsy wyłoniła się ciemnowłosa dziewczyna, o sarkastycznym uśmiechu. Pheonix. Córka Nike, jak zawsze triumfowała nad truchłem swojej ofiary.   


Troszkę mi się rozpisało xD Ale nigdy nie pisało mi się aż tak dobrze O.o A to zdziwiło mnie ;P
Jak wiecie konkurs na autorkę bloga już się zakończył! W przyszłym tygodniu poznacie zwycięzcę!

Ps. Przepraszam za błędy!
Ps2. Aktualka w zakładce "HEROSI"

Bujka ;**

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział pięćdziesiąty czwarty

 - Co tu się stało? - krzyknęłam patrząc na biegających wokół herosów i satyrów goniących potwory, które napływały do obozu przez dziurę.
          Zeskoczyłam z mechanicznego tygrysa i przebiegłam przez pole, potykając się o pobratymców i ich magicznych bądź mechanicznych towarzyszy.
 - Zo! - krzyknął Kasmir zrównując się ze mną na swoim mechanicznym wierzchowcu - Idź do centrum dowodzenia! - wskazał dłonią na dom Atenczyków - Potrzebują kogoś koto zna się na strategi!
Zatrzymałam się i chwyciłam go za fraki.
 - Kas... - zmierzyłam go lodowatym wzrokiem - Czy ja ci wyglądam na osobę chowającą się za innymi?
Na mojej zaciśniętej dłoni pojawiła się złota błyskawica.
Przełknął głośno ślinę.
 - Wyglądasz na osobę lepiej rozgarniętą niż syn Aresa, który nadaje się do wymachiwania mieczem. - tygrys odepchnął mnie -  Chester siedzi w domku Ateny i wydaje rozkazy do walki. - objął ręką całe zamieszanie - To przez niego tu wszyscy biegają i nie wiedzą co mają robić!
          Spojrzałam na niego z przymrużonych powiek. Nie pasował mi ten Kasmir. Był zbyt... rozsądny? rozważny? troskliwy? Nieee.... ja znam mojego Ksmirka, który wybuchał wszystko co popadnie i byl wszędzie gdzie popadnie. To co siedziało teraz przede mną to na pewno nie był MÓJ bliźniak.  
Przekrzywiłam głowę i delikatnie poraziłam go w udo. Chłopak wydał z siebie okrzyk zdumienia.
 - ZOEY! JA CI KIEDYŚ NAKOPIE DO TEJ DUMNEJ DUPY!
Uśmiechnęłam się:
 - Ten sam babski krzyk... czyli jednak Cię nie podmienili - moje usta uformowały się w bardzo smutną podkówkę - Ja chce z powrotem mojego wybuchowego kompana. - jęknęłam.
Nim się obejrzałam pod stopami poczułam ciepło i coś strzeliło.
Zaczęłam skakać jak opętana wokół, próbując ominąć wszystkie wybuchy, które haniebnie niszczyły mi buty. Temu małpiemu tańcu wtórował głośny śmiech Kasa.
 - Chcesz i masz! - krzyknął podrywając mechaniczną bestię do skoku - Idź ty lepiej zamień się z Chesem bo z twoją kondycją jakoś kiepsko!  
Długimi susami oddalił się w głąb obozu. Zdyszana pofrunęłam w górę, aby ominąć wybuchy, które stworzył pod moimi stopami. Grrrr...
 - BĘDZIE ODWET! - krzyknęłam i le w piersi powietrza.

***

        Biegłam w stronę domku Ateny. Wokół walały się gruzy i trupy potworów, które udało już się zabić. Jedynie jeden idiota w tym obozie mógł dopuścić, aby walki podeszły tak blisko osiedl mieszkalnych. Co prawda tutaj było już spokojnie, ale za zakrętem było słychać odgłosy bitwy. Poszybowałam na moich skrzydłach wiatru w niebo aby zorientować się w sytuacji. Rozejrzałam się uważnie i zauważyłam, żę brakuje kilku kolumn, które stały najbliżej bariery. Zauważyłam  grupkę nowicjuszy, którzy zostali otoczeni przez bandę Skulli - bardzo nieudane dzieci Hope.
         Posiadali ziemistą skórę i wielkie  zezowate oczy, które biegały jak szalone. Patrząc na nie miało się wrażenie, że chcą wypaść im z oczodołów. Zielone stworki były niezdarne, a ich kończyny są powykręcane w dziwnych i przerażających.kształtach  Chodź nie grzeszyły inteligencją potrafiły bardzo dobrze władać ostrymi mieczami którymi wymachiwały we wszystkie strony i zadawały śmiertelne trafienia.
Obudziła się we mnie chęć dobrej siostry i sfrunęłam niedaleko zbiegowiska.
 - Hej! Śmierdziuchy! - uniosłam po obu bokach ręce. Musiałam wyglądać epicko w obcisłych spodniach i szerokiej koszulce do ćwiczeń, z obwiązanymi rękawami aby była bardziej praktyczna. + 10 dla stylówy wojennej - Może zajmiecie się kimś na waszym poziomie?
Błyskawice liznęły moje kończyny.
Potwory stanęły w bezruchu i obejrzały się na mnie.
 - Poziom?
 - Poziom!
 - Poziom. - powtórzyły echem jakby chciały sprawdzić czy potrafią to wypowiedzieć.
         Zwróciły się do mnie i zaczęły człapać w moim kierunku. Uśmiechnęłam się. Potwory ciągną do herosów, tylko dlatego, że wyczuwają w nich boską moc, którą nienawidzą. Im silniejszy heros tym więcej boskiej mocy w nim płynie. Ja wprost ociekam boskością, więc to nie dziwne, że każdy potwór interesuje sie mną jak misie miodem. Z tą różnicą, że mód jest zabójczy.      
 - Chodźcie --szepnęłam, a  stworki powtórzyły to głucho.
Nie minęło 10 sekund niż ostatni Skull upadł na ziemię tracąc życie. Błyskawica ostatni raz smagnęła moją skórę i ulotniła się.
 - Błysk! - ktoś użył mojego przydomka nadanego wieki temu. Przy jednej z witwie o obóz.
 - Błyskawica przybyła! - zawtórował mu inny głos.
          Podeszłam do nich i pogłaskałam znajomego Hermesa po głowie. Bodajże była to moja stara grupa, którą uczyłam kiedy byłam jeszcze sprawna. Teraz nie można nazwać ich bachorami jak miałam w zwyczaju. Nabrali w końcu masy mięśniowej i całkiem nieźle radzili sobie w walce! Jestem dumna ze swoich wychowanków!  
 - A co y tu robicie, łobuzy?
Syntia - 12 letnia Atenka odpowiedziała.
 - Jak to co?! Bronimy nasz obóz.
Uniosłam brwi.
 - To coś wam to kiepsko wychodzi, nie sądzicie? - przekomarzałam się z nimi. 
 - Zoey! - usłyszałam za sobą gruby głos.
Odwróciłam sie i zauważyłam wielkiego chłopa zeskakującego z wielkiego mechanicznego gryfa, którego pazury były ubroczone krwią. Ze sposobu chodzenia od razu poznałam mojego wielkiego brata Gregora.  
 - Greg, co tu się stało? - spytałam zakładając ręce na piersi.
Za ten rejon byli odpowiedzialni Hefajstosi, więc zaraz mu się oberwie. I to tak zdrowo.
Chłopak zdjął spocony hełm, ale nie odpowiedział na moje pytanie tylko zwrócił się do młodzików.
 - Co wy tu robicie? - ryknął na nich. Widać bylo, że jest sflustrowany i  wściekły. Nie dziwie mu się. - Jazda na bezpieczny teren!
Dzieciaki zebrały swoje sprzęty i w popłochu ulotniły się.
Odchrząknęłam przypominając mu o mojej obecności. 
 - Lamia, wraz z gorgoną przebiły się przez barierę. - zaczął kaszleć, a ja patrzyłam na niego niewzruszona czekając na dalsze informacje. Wykasłał troche krwi, ale to normalne zjawisko ostatnich lat. Mógł mieć naruszone kilka organów, albo po prostu ugryzł się w język. Wszystko w tych czasach jest możliwe.
 - Za dużo nerwów stary. - mruknęłam i poklepałam go po plecach.
         Spojrzał na mnei gniewnie, ale dał za wygraną i opowiedział mi co się stało i jaki jest stan obozu. Podobno  w lesie, który otaczał obóz pojawiły się Skulle, które biegały wokół bariery, kilka z nich wpadło w jej pole i usmażyło się na amen. - A potem pojawiła się Lamia, która wlazła w osłabiną barierę. Mieliśmy czas aby zawiadomić Dionizosów i Dylana, ale wtedy pojawiła się Gorgona i bariere szlak trafił więc zacząłsię szturm. Od tego momętu nie wiem do czego palce włożyć.
 - Na pewno nie do mnie. - podrażniłam się z nim. Ale widząc jego minę zwątpiłam w jego poczucie humoru - Taki żarcik kosmonałcik.
Mruknął coś niezrozumiałego. 
 - A ty co tu wg robisz? - zaczął krzyczeć po mnie.
Włączyłam tryb bardzo cierpliwej Zoey.
 - A wiesz... Tak sobie fruwałam i postanowiłam powalczyć ze Skullami. Wiesz... tak da zdrowia. Uznałam, że mi to dobrze zrobi.
Spiorunował mnie wzrokiem.
 - Jesteś głupia. Poczekaj aż Cie Shedow zobaczy to ci nogi z dupy powyrywa... a mi wypruje flaki. Już nie wspomnę o twoim bracie.
 - Wcale, że nie! - zaprotestowałam. - Shed wie gdzie jestem... chyba.
Zrobiłam niewinną minkę.
 - Zo - jęknął - błagam. Idź sobie gdzieś. Jesteś niewykurowana i masz zakaz walczenia. Więc...
Wzięłam go za fraki.
 - Nie traktuj mnie jak małego dziecka! Mam 21 lat i wiem co do mnie należy! - z każdym słowem potrząsałam tego wielkiego chłopa, a moje ledwo zrośnięte ramie dało osobie poznać.
 - Bo ty jesteś dzieckiem!
 - Odezwał się ten co...
 - CO WY NA BOGÓW WYPRAWIACIE?! - nasze przekomarzanie przerwał chłopięcy głos Rikki.
            Nie dość, że przywlokła tu swoje cztery litery, to jeszcze się odzywa. Mogła by sobie odpuścić. I tak nikt jej tu nie chce, a dzieckiem jej brata zajmują się Asklepioski i nimfy, więc nie wiem co ją tu  jeszcze trzyma. Nie jest w ósemce herosów więc mogłaby iść do jakiejś pustelni czy coś. I tak się do niczego nie przydaje. Jest aspołeczna, nie pomaga w budowie nowego obozu i nie interesuje się niczym związanym z wojną. Jedynie zżera żarcie.  
 - Furia - mruknął Greg posyłając jej krzywe spojrzenie.
No tak. Nie przyciągałą do siebie przyjaciół... A po ostatniej misji, w której nie kiwnęła nawet palcem przysporzyła sobie dodatkowych wrogów, który jej pies - Christopher, próbuje udobbruchać. Żal mi chłopaka bo robi do niej maślane czka... Ale jak znajdzie przy jej boku szczęście - w co wątpie - to mu pograruluje i pożyczę  powodzenia. 
 - Interesuje Cię to Brigden? - warknęłam.
Dziewczyna podparła się pod boki.
 - Twój głos przeszkadza mi w treningu! - syknęła.
Puściłam koszulkę chłopaka i odwróciłam się do niej gotowa w każdej chwili dać jej w twarz.Ostatnimi czasy było to moje hobby. Bicie ludzi. Poleca Zoey Fox.
 - Ło ło ło! Dziewczyny! - Greg wkroczył pomiędzy nas. - Jeśli macie się bić to przynajmniej bijcie się o mnie!
Obydwie spojrzałyśmy na niego jak skończonego debila. 
 -ZAMKNIJ SIĘ! - wypaliłyśmy.
Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone, a potem nasza mimika zmieniła się na gniew.
 - NIE POWTARZAJ! - znów równocześnie - PRZESTAŃ!
Gregory patrzył na nas w zupełnym otumanieniu. Pewnie myślał o nas jak o skończonych debilkach... którymi jesteśmy.
 - Ssss... no kogoż my tu mamy? - sykliwy głos dobiegł mnie zza pleców.
Powoli odwróciłam się w tamtą stronę. Dach budynku wierzy zegarowej oplatało wielkie cielsko Lami, pół-węża, pół-kobiety. Zakręciła swoje czarne loki na długi szpon i okręciła. Stwór wisiał głową w dół, ale wydać iż nie miała poroblemu z tą pozycją.
 - Czyżby sssstare waśnie przeszły na dzieci? Ssss... - wyciągnęła swój widełkowaty język, a mi zrobiło się niedobrze. - Bękart Zeusssa i córeczka Posssejdona - oblizała wargi - Którą najpierw schrupać? Blondynę czy kudłatą?
Parsknęła śmiechem i posłałam pełen triumfu uśmiech do rozwścieczonej Rikki.
 - Kudłata! - wytknęłam jej to, a ona przygładziła swoje roztrzepane loki.
 - Odszczekaj to! - wydarła się.
Założyłam ręce na piersi.
 - Nie mam zamiaru. - pokazałam jej język.
Coś huknęło, a ja odskoczyłam od ogona Lami, który uderzył o ziemię między nami. Rozejrzałam się i nie zauważyłam Grega. Ciekawe gdzie polzał ten cykor.
 - Nie ignorujcie mnie! Ssss - zawyła i poderwała ogon, który przeleciał nad moją głową.
Schyliłam się i cofnęłam od szalejącego cielska potwora. Rikki trzymała sie z tyłu, tak jakby chciała uciec, ale nie miała do tego okazji. No tak. Jak ja zginę to zatańczy nad moim grobem.
 - Uspokój się bo Ci tak zostanie. - Rzuciłam w stronę potwora.
Ryknęła i rzuciła się w moją stronę, wymachując szponami i kłapiąc zębami.
 - Wole młodych mężczyzn, ale córką Zeusssssa też się zadowolę. - oblizała się swoim wężowym językiem.
        Rzuciłam się do przodu i upadłam na zranione ramię. Przeszył mnie ból. Za bardzo je dziś przeciążyłam, a czeka mnie jeszcze trudna potyczka, w której nie będe mogła używać ramienia, więc muszę się zadowolić tylko boską mocą. Na tą myśl uśmiechnęłam się, a po moim ciele przeleciał złota błyskawica.
 - Więc spróbuj mnie złapać. - uniosłam brew i przeniosła się z szybkością błyskawicy za potwora, który zatrzymał się zdezorientowany - Tutaj jestem - wyciągnęłam dłoń i położyłam ją na łuskowaty, lepki ogon Lami, która nie zdążyła zareagować. Poraziłam ją, a ona krzyknęła. Przeniosłam sie kilka metrów dalej, a potwór odwrócił się w stronę gdzie jeszcze przed sekundą stałam. Zmarszczyła twarz tak jak rozwścieczone psy. Jej nos był zmarszczony, a brwi powędrowały w kierunku nosa. Uśmiechnęłam się.  Teraz będe mogła ją zwabić do jakiegoś bardziej ustronnego miejsca, gdzie nie ma tyle zabudowań, które będziemy mogli zniszczyć.
 - Ty mała sssssssuko! - ryknęła miotając się wokoło próbując pozbyć się błyskawicy, która ciągle przechodziła po jej śliskim wężowym ciele.  - Nie ukrywaj sssssssię! - Uderzyła łapą o budynek, który rozsypał się na drobne kawałki. No super. Właśnie tego chciałam uniknąć. - Chce aby twoja Boska krew zbroczyła moje kły! Ssss...
Strzeliłam w nią kolejnym piorunem.
 - Więc spróbuj mnie złapać!
            Znów się przeniosłam, a Lamia połknęła haczyk i zaczęła podążać za mną. Przenosiłam sie gdzieś o 10 - 20 metrów i raziłam piorunami Lamię, aby czasem nie chciała przerwać pogoni. Znajdowaliśmy się coraz bliżej wyrwy w barierze,można było to dostrzec po zwiekszającej sie średniej potworów i herosów, których spotkałam na swojej drodze. W końcu wypadłam przez barierę przecinając grupkę składajaca sie ze Skulli i Harybs, które rozbiły się, a ja poraziłam je prądem. W końcu kilka chwil wytchnienia. Po trzech miesiącach siedzenia w szpitalu dyszałam jakbym przebiegła maraton. Moja kondycja jest żałosna, a musiałam wrócić do swojej poprzedniej formy, co będzie strasznie trudne.
W końcu Lamia wypadła przez wyrę w barierze tym samym zdeżając sie z potworami, które próbowały dostać sie do obozu. Poczekłam, aż Lamia przejdzie troche dalej i przeteleportowałam się do dziury.
 - Herosi! - krzyknęłam i rozłożyłam ramiona, aby zaslonić wejście do obozu - Naprawić barierę! - rozkazałam. Kilka dzieci Afrodyty i Hefajstosa zatrzymało się, aby spojrzeć w moją stronę.
 - Słyszeliście co powiedziała?! - z nieba dosłaownie sfrunął Gregory na swoim gryfie. Ups... będe miała przesrane. - Ruszyć się! Całego dnia nie będzie tam stała!
 - Ssss... - Lamia przepełzła kilka metrów w moją stronę - Myślisz, żę uda ci ssssie nassss powsssssstrzymać?
Kolejna błyskawica przeszła przez moje ciało.
 - Nie. - uśmiechnęłam się zawadzicko - Oni was powstrzymają. - wskazała kciukiem na herosów, którzy zaczęli coś majstrować przy bariere, a dziura zaczęła się zmniejszać.
Lamia rozwścieczyła się jeszcze bardziej i rzuciła się na mnie.
 - Zabić ją! - ryknęła.
Ktoś pojawił sie obok mnie i położył mi rękę na ramieniu.
 - Myślisz, że tylko ty możesz być bohaterką? - usłyszałam zgrzytliwy głos Rikki.
Uśmiechnęłam się krzywo.
 - Tchórz wyszedł ze swojej kryjówki? - dogryzłam jej.  
Uniosła brew  półuśmiechu.
 - Nie mogłam pozwolić abyś znów spoczęła na laurach. - Spojrzała w moją stronę.
 - Widzę ,że zraniona duma się odezwała. - dogryzłam jej.
Wyciągnęła dłoń, z której wyskoczyły hektolitry wody, które odparły wszystkie potwory. W końcu ja przyłączyłam się do jej ataku i połączyłyśmy moce. Wystrzeliłam wszystkim co miałam kierując piorun w stronę  strumienia wody, rażąc wszystkie zmoczone potwory, które padłby bez życia na ziemię.
No ale Lamia była bardziej wymagająca. Straciła jedynie większą część ogona. No to zacznie się zabawa. 


Przepraszam za ten dzień zwłoki, lecz ja na prawdę nie byłam w stanie tego sprawdzić do końca. Zaczynam coraz bardziej imprezować, a to odbija się kacem. ale było warto ^^
Bujka ;**  

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział pięćdziesiąty trzeci

    !!PRZECZYTAJ ADNOTACJE NA KOŃCU NOTKI!!

         Moja dłoń napotkała  twardy worek wiszący pośrodku hali treningowej. Okręciłam się i uderzyłam w niego nogą zwiększając tempo ćwiczenia. W słuchawkach grało ACDC odcinając mnie od całego świata, pozwalając skupić się na treningu. Moje ciało wciąż obolałe po ostatniej misji odzyskania broni Dionizosa. Ugryzienie po harybsie nie chciało się zasklepić, do tego moje lewe ramie nie całkiem się zrosło po odcięciu mieczem przez bliźniaczki Hery - Harriet. Ale jak na trzeci miesiąc po feralnej misji moja rekonwalescencja płynęła bardzo szybko chodź nie każdy  mięsień odczuwał mój entuzjazm szybkiego powrotu do zdrowia, ale w końcu musiałam wyjść z łóżka i zając się czymś. Nie potrafiłam patrzeć już na poturbowaną Klarę, która była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej odkąd Antony przeprowadził poważną operacje głowy. Do teraz pamiętam uderzenie jej ciała kiedy skoczyła pomiędzy mnie i Dylana, aby popchnąć nas przed lawiną głazów. My wylądowaliśmy poza jaskinią, a jej wątłe, pogruchotane ciało zostało pod kamieniami. Jedynie lewa dłoń wystawała spod kamieni. Odkopanie jej zajęło nam kilka godzin, a jej ciało wyglądało jakby walec je przejechał. Na szczęście żyła i prze transportowaliśmy ją do obozu gdzie Asklepiosi się nią zajęli. Ale to nie jedyna ofiara tej misji. Bliźniacy zostali zamknięci w jakieś nierealnej rzeczywistości, w której byli poddawani praniu mózgu. Okropność! Powoli się zbierają do kupy. A aby tego było mało z Shedowem musieliśmy zatrzymać dwójkę bliźniaków, którzy nie należeli do słabych. Mi odcięto ramie, a Shedow prawie pozbył się głowy... bardzo przystojnej głowy. Został cięty przez plecy i myślałam, że wykrwawi mi się w ramionach. Do tego ma szpetną bliznę na lewym oku, które jakimś fartem zostało przywrócone do normalności. Teraz jego oblicze postarzało się o pare lat. Nie wyglądał już jak 21 latek blizna zmieniła jego wygląd na starszy i surowszy, ale nadal mnie kręcił.
 - Uważaj bo jeszcze Ci biodro wyskoczy.
O wilku mowa.
Stał oparty o framugę drzwi i przyglądał mi się z tym swoim szarmanckim, lekko ponurym uśmiechem. Wyprowadziłam ostatni cios nogą i przytrzymałam worek, gdyż pofrunął dość wysoko.
Otarłam pot z czoła i spojrzałam w jego stronę.
 - Ja przynajmniej coś robie, leniuszku. - posłałam mu buziaczka, a on uśmiechnął się promienniej.
          Zaczął podążać w moją stronę opierając się o kule lekarską. Zapomniałam dodać, że jego noga utknęła w paszczy harybsy, której nie dało się uratować, ale Antony pokazał na co stać syna Asklepiosa i wyhodował mu nową. Co prawda jeszcze dobrze się nie zagoiła i jest czerwona, ale przynajmniej potrafi chodzić i powoli zaczyna walczyć. Tak właśnie kończą się samozwańcze misje.
 - Nie śmiej się z kulawego. - upomniał mnie odrzucając kulę, która potoczyła się w głąb sali. Lekko utykając przeszedł odległość dzielącą nas od siebie i stanął przede mną. Stykaliśmy się klatkami piersiowymi, z ta różnicą, że ja musiałam wyciągnąć głowę, aby na niego spojrzeć.
 - Ten kulawy był swojego czasu moim nauczyciele. - objęłam jego szyję.
Przyciągnął mnie do siebie. 
 - A teraz co najwyżej może ci buty czyścić. -pocałował mnie w szyje. 
Skrzywiłam się.
 - Śmierdzę. - ostrzegłam, ale ten nie przestał mnie całować.
 - Mi to nie przeszkadza. - odparł nadgryzając moje ucho.
Zaczęłam głaskać jego włosy.
 - Gomez, trenowałam od rada. Jestem cała mokra i za chwile i ty będziesz śmierdzieć. - powiedziała, a ten zdjął mi opaske z czoła.
 - Fox, ja czuje ambrozję.
No tak. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Odkąd zostałam pobłogosławiona przez Zeusa i zaczęłam spożywać większą ilość ambrozji, przesiąknęłam nią. Plusem tego było brak przykrych zapachów w normalnych sytuacjach i nieużywanie perfum gdyż ambrozja przebijała je swoim słodkim zapachem. 
 - Jaki dżentelmen - po tych słowach wpiłam się w jego słodkie usta. Troszeczkę za mocno gdyż zachwiał się, ale utrzymał równowagę.
Oderwałam się od niego i pogładziłam po policzku przez, które przebiegała różowa blizna.
 - Że też miała tupet aby odejść bez słowa wyjaśnień. - pocałowałam go delikatnie w powiekę.
Odeszłam od niego i sięgnęłam po ręcznik. Musiałam się czymś zająć bo nie chciałam aby widział moje trzęsące się ze złości dłonie. Na myśl o tej kobiecie mam ochote coś rozwalić. Naprawdę.
 - Nadal masz do niej żal? - zapytał łagodnie siadając na ławce.
Wytarłam pot z czoła i pokręciłam głową.
 - Na początku było mi jej żal - rzuciłam w jego stronę ręcznikiem i podeszłam do worka treningowego. - Wiedziałam jakie to uczucie zostawić swoich bliskich, bo sama to zrobiłam, ale odzyskałam mamę i wszystko wróciło do normy. Ale ona...
 - Nie pomyślałaś, że po prostu Ci zazdrościła, że masz tu swoich bliskich? - przerwał mi. Jakby to był ktoś inny już dawno posmakował by mojej pięści. Ale to był Shedow, który jako jedyny... nie licząc Zeyna i mamy potrafią przemówić mi do rozsądku.
Sięgnął po pas z nożami i wyciągnął jeden.
Spojrzałam na niego pomiędzy ciosami.
 - Mówiłam Ci o żalu.... - syknęłam - Ale to nie był powód aby zrobić coś takiego. Wszyscy jej mówili, że wyprawa skończy się nieszczęściem. A ona była zagłuszona swoją ambicją odzyskania rodziny. Postąpiła samolubnie i nawet nie myślała co się stanie z ludźmi, którzy pójdą razem z nią do tego piekła. - kopnęłam worek, który wydał z siebie zgrzyt - Wyrocznia wyraźnie powiedziała, że nie można skakać po przeznaczeniu i przyszłości i okrutne będą konsekwencje naruszenia TABU. Ale co ją obchodzi. Przecież ostatnia misja więc mogą być ofiary,
Okręciłam się i uderzyła w wór z taką mocą, że okręcił się do okoła.
 - Sama bys tak postąpiła na jej miejscu. - bronił jej Shedow.
Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem.
 - Oczywiście! - krzyknęła - Bo ja dla swojego widzi misie chce zabić swoich towarzyszy! Bo jestem na tyle samolubna aby podjąć decyzję, która wpływa na własną korzyść! Nie jestem na tyle egoistyczna aby zostawić przyjaciół na pewną śmierć i uciec jak tchórz bo tak mi jest wygodniej. - zagryzłam wargę - Większość herosów też chciałaby spotkać się ze swoją rodziną... -spojrzałam tępo w ziemię - A tym bardziej nie chce pilnować 24h na dobę Hanny Toscano, która straciła pamięć i żyje swobodnie ze swoją rodziną, a herosi stoją i zazdroszczą jej tego, gdy oni sprawują piecze nad jej bezpieczeństwem. 
Shed, rzucił nożem w tarcze umiejscowioną na odległej ścianie. Trafił w sam środek.
 - Mówisz jak prawdziwa córka Zeusa. - dogryzł mi. Miałam ochote go zabić.
 - A ty jako syn Nemezis nie potrafisz zdecydować, po której stronie stoisz
Jak kłótnia to kłótnia. Potem sex na zgode i wszystko wraca do normy. Oczywiście żartuje. Ale ładnie pomarzyć.
Uniósł brew i westchnął.
 - W sumie chciałbym ją spotkać i pogadać. - podrapał się czubkiem noża za uchem.
Spojrzałam na niego z pode łba i wróciłam do okładania worka z piaskiem.
 - Wiesz co ja bym zrobiła jakbym ją spotkała?
Nóż przeleciał mi obok ramienia trafiając w sąsiedni worek.
 - Och to będzie ciekawe. - powiedział i wyprostował się na ławce.
Zamachnęłam się lewym ramieniem, a moja ręka przebiła worek na wylot. Poczułam nieprzyjemne mrowienie w miejscu ledwie zasklepionej rany, a po kości przeszło uczucie zimna.
 - Tak bym ją potraktowała. - poczułam krew w ustach gdyż z bólu nadgryzłam policzek.    
 - ZOEY! - krzyknął na mnie. Wyszarpałam dłoń z wielkiej dziury i wyszłam z kupki piasku, która zdążyła się usypać z wora.  - Jesteś niepoważna! Musiałaś akurat tą ręką?!


***

  - Dobra dzieciaki! - usłyszałam jego donośny głos i obejrzałam się przez ramie. 
Shedow stał na środku amfiteatru i wygłaszał długą mowę herosą juniorką co będą dziś ćwiczyć. Każdemu poturbowanemu herosowi, a zdolnego do chodzenia przypisano grupkę młodzików, aby nie osłabiać szeregów herosów, których i tak było mało. Misje są coraz cięższe, a wyprawy coraz niebezpieczniejsze. Do tego nowi herosi są sprowadzani do obozu, który trzeba rozbudowywać. Moja mama pomaga jak może i robi wszystko co może aby dzieci nie spały w świątyniach swoich rodziców. Mój domek zajęto już dawno, a ja śpie albo u Sheda... nadal mieszka sam gdyż, nikt nie chce mieć nic wspólnego z domkiem Nemezis, albo u Zeyna, któremu pomagam w opiece nad małą Helenką. A nasza  siódemka, a dokładnie piątka herosów ( Klara leży bez życia, Toscano odeszła i Rikki, która jest samotnikiem ) pomaga w szkoleniu najmniejszych herosów. - Dziś będziemy ćwiczyć atak! - znów krzyk Shedowa pieścił moje uszy. - Po kolei będziecie mnie atakować, a ja będę się bronić. Teraz wylosujecie numerki i w takiej kolejności będziecie mnie atakować... 
 - Pani Fox! - do moich uszu dobiegł dziecięcy głosik Alka. Miał trzynaście lat i dopiero wczoraj został przyprowadzony do obozu. Nadal nie potrafi się ogarnąć w tym wszystkim. 
 - Słucham? - oderwałam oczy od mojego obiektu zainteresowań i spojrzałam w stronę chłopca. 
 - Co ja mam robić? 
Podniósł do góry mini pancerz wykuty przez dzieci Hefajstosa. 
Westchnęła. Znów się zaczyna - pomyślałam.   
Pomogłam Alkowi ubrać stalowy kaftan i wytłumaczyłam co dokładnie będziemy dziś robić z drewnianymi mieczami. Dobrałam dzieci w pary, a one zaczęły ze sobą ćwiczyć. W tej małej przerwie znów spojrzałam na Shedowa. 
Walczył z dziećmi, które atakowały go raz po raz. Sprytnie. Przy okazji trenuje swoją nową nogę. Szkoda, że ja na to nie wpadłam. 
         Usłyszałam wybuch i odgłos stalowych kroków. Obróciłam się, a do amfiteatru wparował mechaniczny tygrys, który został stworzony przez Gregora, do walki z potworami, które atakowały obóz. Co prawda nie był dopracowany, ale dało się nim sterować. Tygrysica na tyłku miała wytatuowane imie Kiba- co oznacza kieł. Zza jej głowy wychylił się usmolony Kasmir. 
 - Kłopoty na wschodniej części! 
 - Co się stało? - odezwał się Shed. 
Kasmir przełknął ślinę. 
 - Ktoś przełamał barierę w tamtej części i potwory zaczęły się przedostawać do obozu! - odparł przejęty. 
 - Wszyscy herosi zdolni do walki mają udać się na wschód! - zza ramienia bliźniaka wystała mała blond główka należąca do Mel. - Juniorzy za mną do schronu! 
Zawołała i ześlizgnęła się z wielkiego tygrysa. 
Zapomniałam już, jak ta dziewczynka wydoroślała, przez ostatnie miesiące. 
Wymieniłam się spojrzeniami z Shedowem. 
 - Nawet o tym nie myśl. - syknął opierając się o kule. 
Zmarszczyłam brwi. 
 - Przepraszam. 
Uśmiechnęłam się krzywo i wskoczyłam na grzbiet tygrysa tuż za bliźniakiem. 
 - Jestem ktoś wykwalifikowany? - zapytałam Kasmira gdy wyskoczyliśmy z amfiteatru. 
 - Siostro! - przekrzyczał wiatr - Zmierzły Dylan, próbuje ogarnąć sytuację, a Greg już tam leci. 
Zmarszczyłam brwi. 
 - Potrzebuje pancerza. - mruknęłam.  
  



Poszukuję chętną osobę do współpracy w prowadzeniu tego bloga. Jak wiecie zostałam z tym sama, a fabuła jest ogromna i obawiam się, że sama tego nie pociągnę. Ogólnie fabuła dopiero teraz zaczyna się rozkręcać i szkoda zostawić te opowiadanie bez rozwinięcia wszystkich wątków, więc zdecydowałam się na krok naprzód i poszukuje osoby CHĘTNEJ do WSPÓŁPISANIA tego BLOGA!

Moje uwagi: 
 1) W sumie musi mieć świeżę pomysły, chęć i czas dodawania regularnie notek. ( Moim cichym marzeniem jest dodawanie notek w każde weekendy );
 2) Musi być adekwatna do tego co pisze i obiecuje!
 3) Musi być sumienna ( nie tak jak ja xD );
 4) I jak mi się coś przypomni to jeszcze napisze ;P

Osoba zainteresowana powinna:
 1) Wymyślić swojego bohatera ( wolałabym aby to była kobieta, bo za bardzo dominują mężczyźni, ale jak uważacie to wasz wybór ). UWAGA! Nie może mieć rodzica jednego z głównych bohaterów! ( wszelkie informacje podam prywatnie );
 2) Nadesłać mi:
       - krótki życiorys,
       - zdolność,
       - i opis postaci.
( w późniejszym czasie upomnę się o zdjęcie do wstawienia na bloga ). Na maila
domisia.waw@buziaczek.pl 
lub
GG: 13122283  
 3) Można, ale nie trzeba dołączyć, krótki opis jak heros znajdzie się w obozie ( bądź już się znalazł );
 4) Dołączyć do tego co oczekujecie od fabuły itp.

Wszelkie informacje będę podawała na GG lub mailu. INFORMACJE DOTYCZĄCE FABUŁY PODAM DOPIERO OSOBIE, KTÓRĄ WYBIORĘ NA WSPÓŁAUTORA! Więc nie liczcie na łakome kąski ;P



NA WASZE WIADOMOŚCI CZEKAM DO 12.06.2014!! ( CZWARTEK)



Bujka :**